Zima 2024, nr 4

Zamów

Siła gestu kardynała

Kard. Kazimierz Nycz. Fot. BP KEP

Kardynał Nycz spojrzał w oczy protestującym, pomodlił się z nimi, wysłuchał ich historii. Jeśli dzięki temu poczuli się pocieszeni, jego sobotnia wizyta w Sejmie nie była pusta, spóźniona i bezowocna.

W ubiegłą sobotę – w 25. dniu protestu osób niepełnosprawnych, ich rodziców i opiekunów – do Sejmu przyszedł metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz.

Spotkanie kardynała z protestującymi wywołało w internecie fale sarkazmu i złośliwości. Krytycy wyśmiewali się z faktu, że kard. Nycz potrzebował prawie miesiąca, by – jak sam mówił – zrozumieć „na czym polega problem osób niepełnosprawnych”; że jedynie zapewnił protestujących o swojej modlitwie, ale już nie zaproponował mediacji ze stroną rządową lub finansowego wsparcia z Caritasu.

Nie można przywołanym powyżej głosom odmówić pewnej zasadności. Tyle tylko, że – mam wrażenie – często krytyka stawała się zwykłym malkontenctwem potęgowanym niechęcią wobec samego kardynała, a jeszcze bardziej – stylu działania kościelnych hierarchów. Gdzieś po drodze umykały stare proste zasady: „lepiej późno niż wcale” i „lepiej zrobić niewiele, niż siedzieć z założonymi rękami”.

Można się z kardynałem Nyczem nie zgadzać w wielu kwestiach, ale warto docenić konkretny gest (zwłaszcza jeśli jego styl działania nie zakłada efektownych rozwiązań). Podobnie pochwaliłbym na przykład abpa Marka Jędraszewskiego lub Jarosława Kaczyńskiego, gdyby tylko zdobyli się na podobny krok, mimo że przecież w bardzo wielu kwestiach mi z nimi nie po drodze.

Chcę wierzyć, że po wizycie kościelnego dostojnika w Sejmie potok słów bezdusznie rzucanych w stronę zdesperowanych rodzin zostanie choćby odrobinę zahamowany

Poza tym, jeszcze za wcześnie, by wyrokować o efektach wizyty. Być może nie będzie jednak bezowocna. Pamiętajmy, że ci z polityków prawicy, którzy krytykują protestujących i obrażają ich, to katolicy. Chcę wierzyć, że po wizycie kościelnego dostojnika w Sejmie potok słów bezdusznie rzucanych w stronę zdesperowanych rodzin zostanie choćby odrobinę zahamowany.

W sprawie tej łatwo może nam umknąć jeszcze jeden, niezwykle istotny aspekt. Otóż, znaczna część protestujących osób niepełnosprawnych i ich rodziców jest już fizycznie i psychicznie wyczerpana funkcjonowaniem w prowizorycznych, sejmowych warunkach. Wystarczy posłuchać ich telewizyjnych wypowiedzi, by przekonać się, jakie znaczenie miała dla nich w tym kontekście sobotnia wizyta kościelnego hierarchy. – Zrozumiał, że chodzi nam o osoby chore od urodzenia. Pytał o zdrowie – mówili protestujący, relacjonując 45-minutowe spotkanie bez udziału kamer. – Kardynał nas wysłuchał, to było fajne. Pierwsza osoba po panu prezydencie, która nas wysłuchała – relacjonowali inni. – Bardzo się cieszymy, że jest poparcie ze strony Kościoła. To pokazuje, że Kościół się teraz obudził i nas wspiera oraz że będzie robił wszystko, by było nam tutaj lżej – dodawała jedna z protestujących mam.

Wesprzyj Więź

Kardynał Nycz nie odwiedził zatem protestujących jako ten, który byłby w stanie zaradzić ich problemom. Zamiast tego spojrzał im w oczy, pomodlił się z nimi i za nich, wysłuchał ich historii. Jeśli dzięki temu poczuli się pocieszeni, sobotnia wizyta w Sejmie nie była wcale pusta, spóźniona i bezowocna.

Przyzwyczajeni do praktycznych działań powinniśmy chyba jednak w większym stopniu doceniać znaczenie małych gestów empatii, zwłaszcza jeśli dzisiaj są one towarem deficytowym. Zwykła ludzka bliskość nie zbawi świata, ale może być wyrazem solidarności z tymi, których los nie oszczędza.

„Wiem, że najdrobniejsze sprawy i codzienne starania zwykłych ludzi trzymają mrok w ryzach. Najzwyklejsze przejawy dobroci i miłości” – mówił Gandalf w pierwszej części filmowej trylogii „Hobbita” Petera Jacksona. Może to właśnie zrozumiał kardynał Nycz, idąc sejmowym korytarzem w kierunku protestujących.

Podziel się

Wiadomość

Wygląda na to, że ja też mam osobistą antypatię do kardynała Nycza. Uważam oczywiście takie mniemanie za bzdurę. Tu nie chodzi o moje czy innych osobiste uczucia tylko o fakty. Faktem jest to, że kardynał Nycz potrzebuje dużo czasu, zbyt dużo, na właściwe rozeznanie sytuacji i to nie pierwszy raz. To jego rozeznanie, zresztą nie tylko jego, wpisuje się w pewną linię. Najprościej byłoby ją nazwać neutralnością, żeby nie powiedzieć biernością, no cóż taki jego wybór, ale to nie znaczy, że ja czy przywołany tu Ksiądz Lemański, nie może nazwać pewnych rzeczy po imieniu. Jeżeli inny hierarcha (arcybiskup Polak) twierdzi, że Kościół nie ma narzędzi by wpływać na ustawy (czytaj nie wpływa), jeżeli twierdzi, że trzeba być ekspertem aby ocenić moralny wymiar ekshumacji, to przyczyny tego mogą być dwie. Pierwsza, zakładam nie umyślna, Prymas obraża moją i nie tylko moją inteligencję i poczucie przyzwoitości, przyczyna druga – Prymas świadomie rezygnuje z daru rozeznania, cisza jak wiadomo koi ducha i napawa spokojem (często świętym spokojem). To się pięknie wpisuje w totalne oderwanie od rzeczywistości w której żyje przeważająca część duchowieństwa i bardzo proszę o nie rozśmieszanie mnie argumentem, że przeciwne zachowanie byłoby mieszaniem się w sprawy polityczne czego rzecz jasna Kościół czynić nie może. I jeszcze dwa szczegóły. Daj Boże aby naiwność autora artykułu się spełniła w jego przewidywaniu, że potok bezdusznych słów rzucanych w stronę rodziców niepełnosprawnych dzieci, zmniejszy się, bo wypowiadają je katolicy. Coś pięknego! Kościół robi fantastyczne rzeczy (Kościół rozumiany jako my wszyscy) jeżeli chodzi o pomoc cierpiącym z różnych powodów. To dobrze, że kardynał przyszedł, to dobrze, że wysłuchał i obiecał modlitwę. Wyraźnie zastrzegam, że tego co teraz napiszę nie kieruję osobiście do kardynała. Opowiadano mi jak to przed wojną chodzącym żebrakom niektórzy nie dawszy nawet kromki chleba mówili: ” Idźcie dziadku dalej, niech was Pan Bóg opatrzy”. Wiele lat temu śp. ksiądz Maliński w „Tygodnikowej ramce” pisał, że są takie sytuacje, kiedy trzeba pięścią walnąć w stół (nie w bliźniego) i tego niestety brakuje w postawie Kościoła.

Po politycznych wypowiedziach kilku księży wymierzonych wprost w protestujących hierarchia musiała jakoś zareagować unikając jednak tonu politycznego. Nie do końca księdzu kardynałowi to się udało, ale ja sam nie potrafiłbym doradzić, jak zareagować by się nie spotkać z podejrzliwością. Lepsza taka reakcja niż żadna. Hierarchowie muszą się liczyć z tym, że każda ich wypowiedź czy gest, w tym te, jakie Pan by sobie życzył będą porwane przez media obu stron i przemacerowane tak, że autorzy ich nie poznają. Stąd tak zachowawcze wypowiedzi, które rzeczywiście sprawiają wrażenie kluczenia, uchylania się przed tak-tak, nie-nie. I tu też nie mam dobrej rady. Co do ekshumacji zgadzam się. Kościół za poprzednich rządów PiS przyzwolił IPNowi na ekshumację Władysława Sikorskiego pochowanego na Wawelu by dać szansę zdobycia sławy historykowi utrzymującemu, że ciało generała pozwoli udowodnić, że zginął w wyniku wybuchu bomby na pokładzie samolotu. Wręcz odwrotnie, wykazano, że generał zginął w wyniku „zwykłych” urazów głowy zrozumiałych w katastrofie lotniczej. Tak więc hierarchowie są konsekwentni. Głupio konsekwentni. Już wtedy nie sprzeciwiali się barbarzyństwu. Więc stanowcze wypowiedzi dziś mogłyby być łatwo dyskredytowane.