Czy kurczowe trzymanie się martyrologicznej wersji patriotyzmu, przesadnie skoncentrowanego na naszych krzywdach i zasługach, a zapominającego o polskich winach i słabościach nie jest wyrazem duchowego zniewolenia?
Dzisiaj i jutro, przez dwa kolejne dni, mamy w czytaniach liturgicznych z Ewangeli św. Jana intrygujący opis rozmowy Jezusa z Nikodemem, który przychodzi nocą, a więc potajemnie. Jest bowiem faryzeuszem, reprezentuje w ówczesnym społeczeństwie pobożne i dostojne środowisko, nastawione nieufnie, a nawet wrogo do prostego Nauczyciela z Galilei. Ale także vice versa: faryzeusze są przez Jezusa gwałtownie, wręcz prowokacyjnie atakowani – za życie na pokaz i hipokryzję.
Nikodem przekracza więc jakby kredowe koło – musi pokonać w sobie nieufność wobec czegoś nowego, świadom grożącego mu za to odrzucenia przez „swoich”. Jest jednak zaciekawiony osobą Jezusa, widzi w nim być może oczekiwanego Mesjasza. Nikodem to człowiek poszukujący, który Chrystusa traktuje jako swego rodzaju eksperta od życia duchowego. I oto słyszy od Niego zagadkowe słowa: „Trzeba wam się na nowo narodzić”. Co to znaczy? Co dla nas dzisiaj oznaczają te słowa – narodzić się na nowo?
Czy nie znaczą po prostu: żeby się spełnić w życiu, trzeba się rozwijać duchowo? A żeby rozwijać się duchowo, trzeba być gotowym wyjść ze starych, skostniałych schematów myślenia, choćby bardzo czcigodnych i powszechnie akceptowanych.
Czy lęk konserwatywnie nastawionych polskich katolików przed nowością, jaką reprezentuje papież z Argentyny, nie jest brakiem gotowości, by „narodzić się na nowo”?
Jezus, rozwijając swoją myśl, przywołuje metaforę wiatru. Padają z jego ust słynne słowa: „Wiatr wieje tam, gdzie chce”. W dawnych przekładach brzmiało to ładniej: „Wiatr wieje, kędy chce”. Po grecku pneuma oznacza wiatr, ale też ducha. Żeby się po ludzku spełnić, trzeba być wolnym wewnętrznie, nie skostniałym, nie zamkniętym w skorupie.
Chrześcijaństwo nie powstałoby, gdyby nie wolność wewnętrzna uczniów Jezusa i jego pierwszych wyznawców, którzy musieli przekraczać uświęcone prawem religijnym i narodowym schematy myślenia o Bogu, o jego relacji z człowiekiem. Nigdy nie przestaje być aktualne obecne w dzisiejszej ewangelii, skierowane do każdego człowieka wezwanie do wewnętrznej wolności, do poszukiwania sensu, do otwartości na to, co nowe, do mentalnej przemiany.
Zastanawiam się na przykład, czy ten zdumiewający w Polsce – „zawsze wiernej” – lęk konserwatywnie nastawionych katolików przed nowością, jaką niewątpliwie reprezentuje papież z Argentyny, nie jest właśnie brakiem gotowości, by „narodzić się na nowo”? A kurczowe trzymanie się martyrologicznej wersji patriotyzmu, przesadnie skoncentrowanego na naszych krzywdach i zasługach, a zapominającego o polskich winach i słabościach – czy nie jest aby wyrazem naszego duchowego zniewolenia?
Spróbujmy więc może – i jako ludzie, i jako Polacy – narodzić się na nowo.
Tekst emitowany 10 kwietnia jako „Słowo na dzień” w poranku radiowej Dwójki.
W samo sedno.
Bardzo dobre postawienie przez Autora znaku zapytania przy patriotyzmie gdyby opublikować ten wpis w prawicowym medium. Nie-prawicowe środowiska lepiej by stawiały znaki zapytania same sobie – np. czy przed symbolicznym 2004 rokiem, kiedy to Lech Kaczyński obchodami rocznicy Powstania Warszawskiego obywateli zapomnianych jakimi byli powstańcy i nie tylko powstańcy przypomniał, upominały się o sprawiedliwość dla nich tak głośno, jak teraz domagają się skądinąd słusznego wyważenia w patriotyzmie. Może jednak się upominały?