Autorytaryzm nie jest niczym nowym w historii Węgier, jednak nieliberalne państwo w obrębie Unii Europejskiej to zjawisko nowe i słabo zrozumiałe.
W minionej dekadzie – od około 2006 roku – populizm znalazł podatny grunt w węgierskiej polityce i stał się jej dominującą cechą. Proces ten nabrał przyspieszenia w latach 2008-2011, a jego radykalizacja następuje od roku 2015.
Prawicowy populistyczny styl i treści polityczne stały się od 2010 r. tak widoczną cechą działań rządowych, że kontrolowany przez Fidesz kraj jest często postrzegany jako pionier nieliberalnego nurtu politycznego wewnątrz Unii Europejskiej – nurtu, który niedawno zaczął rozprzestrzeniać się w takich krajach jak Polska czy Wielka Brytania i który, jak alarmują niektórzy, może nawet w bliskiej przyszłości zagrażać całemu projektowi integracji europejskiej.
Co sprawiło, że ten zwrot populistyczny był możliwy tak szybko po wejściu Węgier do Unii Europejskiej w 2004 roku, kiedy to przejście do zachodniego modelu demokracji liberalnej zostało powszechnie uznane za proces zakończony i kompletny?
Na szczeblu europejskim Orbán gotów jest debatować o wiele bardziej niż w swoim „własnym” państwie
Po pierwsze, po przystąpieniu do UE zmniejszył się znacząco polityczny europejski monitoring (jak stwierdza dziś wielu badaczy, UE jak na ironię ma większy wpływ polityczny na kraje kandydackie niż na kraje członkowskie). Drugą podstawową przyczyną jest upadek dominującej narracji o okresie transformacji. Ta narracja – skupiona na procesach europeizacji i doganiania Zachodu – w dużej mierze straciła wiarygodność, kiedy procesy instytucjonalne zostały zakończone, ale pożądane korzyści materialne w dużej mierze nie zostały osiągnięte. UE niewątpliwie wspierała biedniejsze kraje członkowskie i pomogła złagodzić niektóre z największych nierówności regionalnych, ale w ogólnym rozrachunku integracja europejska osiągnęła znacznie mniej w zakresie zniesienia strukturalnych nierówności wewnątrz Unii. Wbrew nieco naiwnym oczekiwaniom, niekorzystna sytuacja strukturalna krajów Europy Wschodniej zasadniczo została odtworzona również w pokoleniach posttransformacyjnych.
Prawica niezderadykalizowana
Dlaczego zwrot populistyczny okazał się szczególnie radykalny na Węgrzech? Negatywną przyczyną jest fakt, że postkomunistyczna lewica początkowo, po 1989 roku, rozkwitła, a weszła w kryzys dopiero po zmianach generacyjnych w pierwszych latach XXI wieku. Ten wyłaniający się kryzys lewicy został bardzo wzmocniony przez skandale polityczne z roku 2006 – przeciek wypowiedzi premiera Ferenca Gyurcsány’ego tuż po reelekcji, w którym przyznawał się do zakłamywania informacji o stanie węgierskiej gospodarki, zamieszki uliczne i późniejszą ostrą polaryzację polityczną. Zanim jeszcze kryzys ekonomiczny uderzył w Węgry (a uderzył wyjątkowo mocno), kraj już od lat miał u władzy lidera szeroko postrzeganego jako nieposiadającego wystarczającej legitymizacji do pełnienia funkcji.
To jest punkt, w którym historia węgierskich postkomunistów głęboko wiąże się z historią prawicowych radykałów: przedłużający się, ale jednak masowy spadek popularności tych pierwszych szedł ręka w rękę ze spektakularnym wzrostem tych drugich. Rosnąca popularność i postępująca radykalizacja węgierskich sił prawicowych okazała się procesem, który trwał praktycznie przez całą minioną dekadę.
Powszechnie wiadomo, że zachodnioeuropejska prawica przeszła proces deradykalizacji po klęsce faszyzmu – wieloletnia dominacja chrześcijańskich demokratów w zachodnich Niemczech w wielu wymiarach streszcza ten proces. Natomiast w tych krajach, które miały swoje własne radykalnie prawicowe ruchy i reżimy przed rokiem 1945, ale zostały później zsowietyzowane – przeprowadzone twardą komunistyczną ręką stłumienie prawicy nie było połączone z wewnętrzną deradykalizacją prawicowych idei.
Mieszanka wybuchowa początku XXI wieku – niezadowolenie z faktycznych osiągnięć nominalnie pełnej sukcesu transformacji, dyskredytacja przywódców postkomunistycznych zajmujących zbyt długo pozycje w ośrodkach władzy, głęboki kryzys ekonomiczny krótko przed wyborami z 2010 roku – to wszystko spowodowało lawinowe zmiany w preferencjach wyborczych obywateli. Jobbik z ugrupowania marginalnego stał się partią średniej wielkości, a Fidesz w tym samym czasie stał się centrową partią typu „catch-all”, bez deradykalizacji swojej prawicowo-populistycznej agendy.
Pozycja Fideszu nie ucierpiała znacząco na szczeblu europejskim – ugrupowanie to pozostaje kontrowersyjnym, ale ogólnie cenionym członkiem Europejskiej Partii Ludowej
Te dwie partie otrzymały łącznie 70% głosów w wyborach z 2010 roku, podczas gdy lewica i liberałowie, którzy rządzili w koalicji od 2002 roku, uzyskali wynik poniżej 20%. Fidesz zdobył wtedy ponad 2/3 miejsc w parlamencie. W sensie politycznym był on wówczas szeroką partią centrową z dwoma średniej wielkości ugrupowaniami odpowiednio po swej lewej i prawej stronie. Również pod względem socjoekonomicznym i pokoleniowym profil wyborców Fideszu odzwierciedlał kształt całego społeczeństwa.
Dość często uważa się, że populizm jest zasadniczo taktyką opozycji i nie może być stosowany w takiej samej formie przez partie, które doszły do władzy. Choć teza ta była wielokrotnie potwierdzana, przykład Węgier pokazuje jednak, że te uspokajające przekonania nie są uzasadnione. Od 2010 roku Fidesz rządził w sposób populistyczny i podbijał jedna po drugiej kolejne instytucje, osłabiając wbudowane w system demokratyczny mechanizmy równowagi i kontroli. Zdołał także stworzyć system polityczno-gospodarczy, w którym partia rządząca, państwo węgierskie i lokalna gospodarka kapitalistyczna są ściśle ze sobą powiązane, a kluczowe zasoby w dużej mierze kontrolowane są przez ludzi odpowiednio lojalnych.
Choć Fidesz potrafił zmobilizować swoich zwolenników w kluczowych momentach kryzysu i zorganizować liczne kampanie propagandowe wycelowane w przeróżnych przeciwników, równocześnie silnie polega on strategii demobilizacji. Życie polityczne kraju było pozbawione wartościowych dyskusji i debat, a duże segmenty elektoratu stały się bierne, a nawet apatyczne. Populizm Fideszu – realizowany w imieniu rzekomo homogenicznego narodu węgierskiego – w praktycznie równym stopniu mobilizuje naród i odpolitycznia go. Tę strategię odpolitycznienia w dużym stopniu wsparł wyjazd setek tysięcy dobrze wykształconych młodszych ludzi – otwartość przestrzeni europejskiej paradoksalnie przyczyniła się do konsolidacji władzy reżimu Orbana.
Węgierski amalgamat
Idee populistyczne – takie jak wyobrażenie, że podmiotem polityki jest homogeniczny i wyjątkowy naród węgierski, którego wola reprezentowana jest przez obecnych liderów i tylko przez nich – są w centrum dominującego aktualnie dyskursu politycznego. Konsekwencją takiej drogi politycznej jest miękka forma autorytaryzmu. Taki miękki autorytaryzm nie jest niczym nowym we współczesnej historii Węgier, jednak nieliberalne państwo w obrębie Unii Europejskiej można zakwalifikować jako zjawisko nowe i słabo zrozumiałe.
Warto krótko przyjrzeć się zarówno historycznym, jak i współczesnym aspektom tego problemu, aby dzięki temu zrozumieć źródła niepokoju co do sytuacji obecnej.
Węgierskie życie polityczne – tak pod rządami Miklósa Horthy’ego w latach 20. XX wieku czy pod ręką Jánosa Kádára w latach 70., jak i współcześnie pod rządami Viktora Orbána – wytwarza dość dziwny amalgamat: formę rządów w dużej mierze autorytarnych, które jednak zachowują odrobinę liberalizmu i cenią pozory wolności.
Populizm Fideszu – realizowany w imieniu rzekomo homogenicznego narodu węgierskiego – w praktycznie równym stopniu mobilizuje naród i odpolitycznia go
W poprzednich wspomnianych okresach węgierska kultura polityczna zdołała łączyć bez widocznej sprzeczności ideologię radykalno-prawicową z pragmatycznymi formami konserwatyzmu (za Horthy’ego). W erze Kádára zbudowano tu struktury reżimu totalitarnego, ale bez najbardziej rzucających się w oczy i najbardziej okropnych form rządów totalitarnych. Fidesz również stworzył swój specyficzny amalgamat: rządy faktycznie monopartyjne wewnątrz systemu wyglądającego na wielopartyjny; działające mechanizmy wyborcze, tyle że nieuczciwe; pluralistyczny krajobraz medialny, ale główna część mediów pozostaje pod kontrolą władz; jawnie głoszone groźby, którym zazwyczaj nie towarzyszą skandaliczne represje; i wreszcie – last but not least – reżim nieliberalny, ale silnie uzależniony od bycia częścią związku liberalnych demokracji.
Mając to na uwadze, uważam, że najbardziej rzucającym się w oczy i najbardziej niepokojącym aspektem węgierskich wydarzeń politycznych ostatnich miesięcy jest prawie całkowita zbieżność Fideszu i jego radykalnej prawicowej opozycji reprezentowanej przez Jobbik. Już przed laty sondaże analizujące postawy polityczne pokazywały, że wyborcy Fideszu mogą równie dobrze prezentować postawy autorytarne, jak zwolennicy Jobbiku. Częściowo wyjaśniał to fakt, że jako zwolennicy Fideszu byli oni wielokrotnie proszeni przez własną partię (rządzącą w sposób autorytarny) o poparcie tej polityki, podczas gdy niektórzy z wyborców Jobbiku uważają się za nonkonformistycznych buntowników lub nawet bojowników o wolność (i dlatego mogą być kwalifikowani jako autorytarni antyautorytaryści).
Bardziej zaskakujący i zarazem niepokojący może być fakt, że tak szybko i masowo narastały w społeczeństwie postawy ksenofobiczne. W tym jedynym obszarze elektorat dotychczas bierny i nieruchliwy utożsamił się z antyimigrancką mobilizacyjną retoryką rządzących, a poziom postaw ksenofobicznych wśród wyborców Fideszu osiągnął poziom zwolenników Jobbiku.
Oba te aspekty pokazują, że obecnie nie do obrony jest teza wyraźnie rozdzielająca polityczny mainstream i radykalną prawicę.
Eurosceptyczny rząd w proeuropejskim społeczeństwie
Na poziomie europejskim strategia Fideszu to: dwa kroki naprzód, jeden krok w tył. Partia ta posługuje się ostrożną strategią eskalacji, która skutecznie działa przez swoistą mistyfikację: z jednej strony Orbán wydaje się radykałem rzucającym wyzwanie bezruchowi europejskich instytucji i niepopularnemu status quo, ale z drugiej wygląda także na polityka gotowego do debaty i kompromisu. Rzeczywiście rzuca się w oczy, że na szczeblu europejskim Orbán gotów jest debatować o wiele bardziej niż w swoim „własnym” państwie (gdzie zazwyczaj woli pozostać ponad sporami).
Nadal występuje na Węgrzech rozbieżność między rządem – retorycznie eurosceptycznym, kładącym silny nacisk na „obronę” suwerenności narodowej, w rzeczywistości na jej rozszerzanie – a w dużej mierze proeuropejskim, choć nie liberalno-demokratycznym społeczeństwem. Jednak z politycznego punktu widzenia ważniejsze jest, że pozycja Fideszu nie ucierpiała znacząco na szczeblu europejskim. Ugrupowanie to pozostaje kontrowersyjnym, ale ogólnie cenionym członkiem Europejskiej Partii Ludowej. Pomimo większej koncentracji władzy niż Prawo i Sprawiedliwość, Orbán nie musi więc obawiać się poważnej kontroli ze strony instytucji europejskich, choćby takich, przed jakimi staje obecny rząd Polski.
Historia węgierskich postkomunistów głęboko wiąże się z historią prawicowych radykałów: masowy spadek popularności tych pierwszych szedł ręka w rękę ze spektakularnym wzrostem tych drugich
Systemy wartości Merkel i Orbána mogą być oddalone od siebie o lata świetlne w niektórych kwestiach kluczowych, ale jednak w wielu innych, bardziej zwyczajnych sprawach podtrzymują oni swój pragmatyczny sojusz. Orbán mógł być uznany za pierwszego skrajnie prawicowego lidera w UE, ale – mimo ostrych reakcji prasowych i ogólnego spadku reputacji Węgier – nie mamy do czynienia z jego izolacją. Jest on wręcz coraz bardziej uznawany jako przywódca, którego poglądy i propozycje mogą być kwestionowane, ale często traktowane są poważnie.
Czy na horyzoncie widać jakieś znaki nadziei? W wymiarze europejskim brak jest woli do krytycznej oceny węgierskiej sytuacji wewnętrznej. W wymiarze światowym po zwycięstwie Donalda Trumpa również znacząco zmniejszyła się międzynarodowa presja na Węgry. Członkowie węgierskiej elity kulturalnej zazwyczaj pozostają przeciwni kierunkowi rozwoju kraju, a niektórzy z nich (János Kornai, Andrea Pető, András Bozóki, Ágnes Gagyi – aby wymienić tylko kilku krytyków reprezentujących odmienne podejścia) dostarczyli wnikliwej analizy sytuacji politycznej. Jednakże uniwersytety są w znacznym stopniu niedofinansowane, intelektualiści często mają ograniczone zasoby i możliwości wpływu w skali międzynarodowej, a także w dużej mierze pozbawieni są dostępu do większości mediów głównego nurtu.
Od lat Fidesz nie jest partią popularną w jakiś wyjątkowy sposób (na przykład wskaźniki poparcia dla rządu nie są wcale imponujące), ale mimo to udało mu się utrzymać pozycję wyraźnego lidera wśród raczej skromnej oferty konkurencji. Sądząc po liczbie wyborców bez wyraźnej preferencji partyjnej, którzy są niezadowoleni z obecnego stanu rzeczy, jedynie nowa i wiarygodna partia centrowa lub lewicowo-liberalna mogłaby stać się poważnym rywalem dla rządzących. Prawdopodobieństwo, że taki scenariusz zrealizuje się przed kolejnymi wyborami, przewidzianymi na 8 kwietnia 2018 r., jest jednak obecnie minimalne.
Tłum. Agnieszka Nosowska
Tekst jest częścią raportu Laboratorium „Więzi”: „Pogoda dla populistów”
Pierwotna wersja tekstu ukazała się w kwartalniku „Ost-West Europäische Perspektiven” nr 3/2017, wydawanym we Fryzyndze przez niemiecką kościelną fundację „Renovabis”, wspierającą inicjatywy katolickie w Europie Środkowej i Wschodniej. Niniejsza wersja tekstu została przygotowana przez autora specjalnie dla „Więzi”.