W dyskusji wywołanej nowelizacją ustawy o IPN zwracano uwagę przede wszystkim na konsekwencje dla stosunków polsko-izraelskich oraz relacji polsko-żydowskich. Umknął przy tym problem relacji polsko-ukraińskich.
Obrońcom znowelizowanej ustawy o IPN wydaje się, że jej przeciwnicy nie potrafią czytać ze zrozumieniem oraz że występują przeciwko niej w jednym tylko celu: by szkalować Polskę. Tym samym nie tyle odmawiają im prawa głosu, ile sugerują, że krytycy są niezbyt rozgarnięci oraz że przejawiają złą wolę (choć w domyśle jest tu: nie są prawdziwymi Polakami).
Tą drogą toczy się w Polsce od jakiegoś czasu wiele dyskusji, których nie da się już określić mianem debaty – w tej bowiem zakłada się elementarny szacunek dla adwersarza. Trudno też uznać za novum posądzenie o brak patriotyzmu wszystkich tych, którzy ośmielają się twierdzić, że wprowadzenie w życie tej ustawy wpłynie negatywnie zarówno na polskie relacje międzynarodowe, jak i sytuację wewnętrzną. Moim zdaniem jej efekt będzie trwał dłużej niż sama ustawa, nie mówiąc już o dyskusji wokół niej.
Jeśli więc zabieram głos w tej sprawie, to bez nadziei, że zostanie on wysłuchany i przeanalizowany przez grono zwolenników ustawy (najprawdopodobniej wejdzie ona w życie jeszcze w tym miesiącu). Chciałabym jednak, aby mój głos usłyszeli ci, którzy krytykując jedne zapisy ustawy, pomijają szkodliwość innych.
Widmo banderyzmu
Zacznę od kontekstu, w jakim uchwalono ustawę: stało się to dokładnie w pięć dni po wyemitowaniu w programie TVN „Superwizjer”, poświęconego neonazistom i fali wzburzenia, jaka przeszła przez kraj. Prominentni politycy najpierw próbowali dać odpór, a gdy to nie wyszło, postanowili zamieść problem pod dywan. Zaczęło się od powtarzanego z uporem godnym lepszej sprawy, że to „margines marginesu”. Od obrony przechodzili też do ataku: okazało się, że winna jest stacja telewizyjna, gdyż należało natychmiast zawiadomić prokuraturę, a nie czekać wiele miesięcy z emisją materiału (oprócz oczywistej manipulacji, była w tym także insynuacja). Okazało się też, że winna jest PO, za czasów której Duma i Niepodległość uzyskała rejestrację. Przypuszczam, że tego rodzaju „argumentacja” nie przekonała nawet zwolenników ustawy. Wtedy właśnie zapadła decyzja, że należy posłużyć się narzędziem opisywanym przez psychologów jako mechanizm projekcji. W ZSRR w takich wypadkach odpowiadano: „a u was biją murzynów”.
Uchwalenie tej ustawy było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu agresywnego nacjonalizmu w Polsce. Miało skierować uwagę opinii publicznej na „dyżurny” temat rozliczenia z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela
Na podorędziu był projekt nowelizacji ustawy, leżący w sejmowej zamrażarce od gorącego lata 2016 roku, kiedy to podjęto uchwałę, że zbrodnie popełnione wobec ludności polskiej na Wołyniu były ludobójstwem. Uchwała ta zdaniem pomysłodawców pozwalała „nadrobić stracone ostatnie dwadzieścia kilka lat, podczas których państwo polskie nie potrafiło we właściwy sposób oddać hołdu pomordowanym Polakom i obywatelom innych narodowości na Wołyniu i Kresach Południowo-Wschodnich II RP”. W ten sposób skwitowano ćwierć wieku trwające wysiłki – podejmowane i na najwyższych szczeblach państwowych, i na poziomie lokalnym, i przez gremia naukowe, i przez reprezentantów społeczeństwa obywatelskiego.
Niestety, od tamtej pory przytoczone przekonanie stało się powszechne, podobnie jak twierdzenie, że ukraiński nacjonalizm stanowi zagrożenie dla interesów państwa polskiego. Widmo banderyzmu na tyle przesłania realny obraz Ukrainy i Ukraińców, że coraz trudniej jest dotrzeć z argumentem popartym badaniami ukraińskiej opinii publicznej: Polska i Polacy są krajem i narodem najbardziej lubianym i podziwianym przez Ukraińców. Nie trafia też argument polityczny – do Rady Najwyższej Ukrainy partia nacjonalistyczna nie weszła i nawet populiści nie są w stanie tam nic ugrać antypolską kartą. Argument geopolityczny opatrzony etykietką „doktryna Giedroycia” właśnie ku chwale Ojczyzny odłożono do lamusa.
Reasumując uwagi na temat kontekstu: uchwalenie tej ustawy w moim przekonaniu było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu, jakim jest narastający w Polsce agresywny nacjonalizm i skierowaniem uwagi opinii publicznej na temat, który stał się dyżurnym, jeśli chodzi o polską politykę historyczną: rozliczenie z ukraińskim nacjonalizmem. Spodziewano się ostrej reakcji ze strony ukraińskiej, ale nie z Izraela. Zaiste, kto sieje wiatr, burzę zbiera.
Kłamstwo wołyńskie
Pora przejść do analizy tekstu. Jak już wspomniałam, w trakcie ubiegłotygodniowej dyskusji krytykowano przede wszystkim zapis art. 55 a rozdziału 6 c (Ochrona dobrego imienia Rzeczypospolitej Polskiej i Narodu Polskiego), w szczególności pytano, „dlaczego ofiary i świadkowie Zagłady mają ważyć słowa, by nie podpaść organom ścigania?”. Wyrażano także wątpliwość co do możliwości ścigania przestępstw z art. 55 a poza granicami kraju (por. w szczególności zamieszczony tu komentarz Zbigniewa Nosowskiego, wskazujący na niejasności oraz możliwości nadużyć).
W dyskusji pominięto natomiast zapis z art. 1, w którym do punktu 1 a, określającego zakres działań IPN, po zbrodniach nazistowskich i komunistycznych, a przed innymi przestępstwami stanowiącymi zbrodnie przeciwko pokojowi, ludzkości lub zbrodnie wojenne, dodano zapis: „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką”. W punkcie 2 zaś zbrodnie te zdefiniowano jako „czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925–1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka”, jak też „udział w eksterminacji ludności żydowskiej oraz ludobójstwie na obywatelach II Rzeczypospolitej na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej”.
Jak się ma kontrowersyjna nazwa „Małopolska Wschodnia” do 1950 roku – bliżej nie wiadomo. Przypomnę, że ten niemający podstaw historycznych termin wprowadzono w dwudziestoleciu międzywojennym bynajmniej nie tylko po to, by odciąć się od „terminu zaborcy” czyli Galicji, ale przede wszystkim po to, by nawet w nazwie zaznaczyć polskość tych ziem.
Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów
Biuro Analiz Sejmowych w opinii z 7 listopada 2016 r. stwierdziło, że wniesiona nowelizacja „nie rodzi zastrzeżeń merytorycznych” i „w pełni zasługuje na aprobatę”, uchylając zastrzeżenia poczynione przez Prokuraturę Generalną (w szczególności trudności z definicją prawną pojęcia „ukraiński nacjonalista” oraz ramy czasowe 1925–1950).
Na posiedzeniu komisji sejmowej, które odbyło się następnego dnia i na które powołano ekspertów: prof. Włodzimierza Osadczego, prof. Czesława Partacza oraz dr. Wojciecha Muszyńskiego uznano za bezpodstawne zastrzeżenia zgłoszone przez posła PO Marcina Święcickiego. Jeden z inicjatorów nowelizacji, poseł Kukiz ’15 Tomasz Rzymkowski, określił jasno cel: „penalizujemy pojęcie „kłamstwa wołyńskiego”. Nie pozostawił też złudzeń, że penalizacja ta stanie się narzędziem walki politycznej: „często wypowiedzi publiczne, między innymi pana posła [tu chodziło o Marcina Święcickiego – O.H.], podważają fakt ludobójstwa na Wołyniu i temu między innymi ma służyć ta ustawa, aby te i inne bzdury nie były powtarzane w polskiej przestrzeni publicznej”.
Dlatego uważam, że nie ma racji prof. Andrzej Friszke, twierdząc – w oparciu o streszczenie innego posiedzenia komisji – że „ustawę uchwalono, by mieć narzędzie uderzenia w Grossa i podobnymi tematami się zajmujących”. Chodziło nie o Jana Tomasza Grossa. I nie o Wołodymyra Wiatrowycza [szef ukraińskiego odpowiednika IPN – red.]. Chodziło o wszystkich myślących inaczej, niż nakazuje martyrologiczna wizja dziejów.
Można by mnożyć przykłady wypowiedzi, które w świetle ustawy będą podlegać penalizacji. Ścigani mogą być nie tylko publicyści (o czym pisał Zbigniew Nosowski). Ścigane z urzędu czy na podstawie doniesienia organizacji pozarządowej mogą być także osoby – świadkowie historii nagrywani w ramach licznych projektów historii mówionej, jeśli ośmielą się wspomnieć, że byli ofiarami przemocy z rąk Polaków. Od tej pory takie upublicznione nagrania (np. Muzeum Holocaustu w Waszyngtonie, Instytutu Yad Vashem, czy mniej znane, ale na bieżąco uzupełniane kolekcje ukraińskie) będą mogły stać się przedmiotem śledztwa. Ofiara raz jeszcze będzie przechodziła piekło.
Właśnie popełniam przestępstwo
Na posiedzeniu w listopadzie 2016 r. poseł Tomasz Rzymkowski stwierdził także, że „zamordowanych zostało ponad 160 tysięcy naszych rodaków w wyjątkowo brutalny sposób. Zamordowani oni zostali przez przedstawicieli narodu ukraińskiego […] Wszystkie inne zbrodnie dokonane na narodzie polskim nie miały takiej skali, jak ta dokonana na ludności Wołynia, Małopolski Wschodniej i części województw mieszczących się na terenie dzisiejszych województw lubelskiego i podkarpackiego”.
Wypowiedź ta – nawet jeśli zapomnieć na chwilę o uwłaczającym sformułowaniu o dopuszczających się masowych mordów „przedstawicielach narodu ukraińskiego” – nie ma nic wspólnego z wiedzą historyczną: zarówno jeśli chodzi o skalę popełnionych zbrodni, jak i proporcje (wszak według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie – czyli nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej).
Według posła Rzymkowskiego wszystkie inne zbrodnie na narodzie polskim – także nazistowskie i komunistyczne – ustępują wobec zbrodni wołyńskiej
Jednak za to właśnie zdanie – w świetle uchwalonej ustawy – można pociągnąć mnie do odpowiedzialności karnej. Dlaczego? Po pierwsze, wypowiedź moja nie jest działalnością naukową, lecz publiczną; po drugie zaś „zaprzecza ustalonym faktom” (proszę bardzo, oto gotowy materiał na donos). Kto będzie decydował o tym, jakie fakty są ustalone i czy wypowiedź pozostaje z nimi w sprzeczności? Eksperci? Przez kogo powoływani?
Ekspert powołany przez posła Tomasza Rzymkowskiego, prof. Włodzimierz Osadczy, w trakcie posiedzenia komisji stwierdził: „Obecnie na Ukrainie szerzy się ideologia nacjonalizmu i staje się obowiązującą ideologią państwową. […] Edukacja w duchu banderowskim na Ukrainie trwa od przedszkola do lektur naukowych”. Zaprzeczam temu z całą stanowczością. Czy i za to zostanę pociągnięta do odpowiedzialności karnej?
Ukrainiec ≠ nacjonalista
Przejdźmy jednak od wymiaru indywidualnego do zbiorowego. Od półtora roku narasta wobec ukraińskiej mniejszości w Polsce agresja słowna, którą można by porównać z nagłym wybuchem antysemickich wypowiedzi w ubiegłym tygodniu. Zrównanie zbrodni nacjonalistów ze zbrodniami nazistowskimi czy komunistycznymi – co uczyniono w ustawie – zwiększy, a nie zmniejszy skalę agresji. Znak równości między słowami Ukrainiec i nacjonalista w publicznych wypowiedziach stał się nagminny.
Jaki będzie skutek? W szybkim tempie doprowadzimy do stygmatyzacji nie tylko obywateli polskich pochodzenia ukraińskiego, którzy do dziś żyją z traumą zbrodni komunistycznej, jaką była Akcja Wisła. Teraz – jeśli tylko ośmielą się o niej mówić – zaraz się okaże, że „pomniejszają zbrodnie ukraińskich nacjonalistów”, że „relatywizują”. To przecież powszechna praktyka nie tylko na forach internetowych, ale i w publicznych wypowiedziach niektórych polityków. Teraz ci, pożal się Boże, „tropiciele banderyzmu” dostali poręczne narzędzie.
Cóż, ukraińska mniejszość w Polsce jest słaba i bardzo nieliczna. Nieliczna i słaba wskutek represyjnej i asymilacyjnej polityki władz komunistycznych wobec Ukraińców. Nieliczna i milkliwa także wskutek „gęby banderyzmu”, przyprawianej konsekwentnie przez całe powojenne pięćdziesięciolecie. Jedni woleli opuścić kraj, inni woleli się nie wyróżniać. Efekt jest taki, że obywateli polskich ukraińskiego pochodzenia jest w naszym kraju nieco ponad 30 tysięcy.
Zamiast docenić stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy i wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się je po stronie polskiej za słabość
A co z ukraińskimi „uchodźcami” – tym milionem czy dwoma, jak twierdzą urzędujący politycy? (żarty na bok: z oficjalnych danych statystycznych wynika, że migrantów jest kilkaset tysięcy, a status uchodźcy uzyskało zaledwie kilkadziesiąt osób). Oni także będą woleli się nie wyróżniać, tym bardziej, że ich status jest inny niż obywateli polskich. Zawsze jednak mogą zagłosować nogami. Ci bardziej wykształceni czy po prostu bardziej mobilni wybiorą inny kraj. „Niech jadą!” – takie głosy padają coraz częściej. Może skorzystają z tej „dobrej rady”, by tak to eufemistycznie ująć. Wrócą na Ukrainę. Tyle że z nową polską traumą. Czy naprawdę na tym nam zależy?
Ludzie dialogu do narożnika
Co przyjęcie znowelizowanej ustawy będzie oznaczać dla relacji polsko-ukraińskich? Przede wszystkim kolejne ochłodzenie, choć raczej nie zostaną podjęte kroki analogiczne do tych, jakie poczyniono w Izraelu. Ukraińscy politycy, prezydent i minister spraw zagranicznych studzą emocje.
Zamiast to docenić, po stronie polskiej stonowane oświadczenie MSZ Ukrainy oraz wypowiedź prezydenta Poroszenki poczytuje się za słabość. Dlaczego? Zapewne polscy politycy uważają, że Ukraina – tocząca wojnę z Rosją – będzie zmuszona do ustępstw (nota bene, Ukraińców, którzy przypominają o sytuacji swego kraju, strofuje się: „przestańcie się obnosić ze swoją martyrologią!”). Niektórzy twierdzą butnie, że to Ukraina bardziej potrzebuje Polski, niż Polska Ukrainy (jak ostatnio się okazało, Izrael też bardziej potrzebuje Polski). Co to ma wspólnego z partnerstwem strategicznym? Może mi ktoś wytłumaczy, bo ja nie wiem.
Na Ukrainie również coraz częściej te stonowane oświadczenia poczytuje się nie za zaletę, a za słabość. Coraz głośniejsi są ci, którzy nawołują do ostrej odpowiedzi. Paradoksem jest, że przyjęcie tej ustawy, jak też ubiegłoroczne wypowiedzi ministra Witolda Waszczykowskiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, prawdopodobnie w końcu doprowadzą do efektu kumulacji. Wzmocnią nacjonalistów, a ludzi dialogu zepchną w narożnik. Ale w Polsce znowu będzie się twierdzić, że wszystkiemu są winni ukraińscy nacjonaliści. Bo źdźbło w oku bliźniego łatwiej dostrzec niż belkę we własnym.
Jeśli zaś chodzi o wymiar historyczny czy kwestię upamiętnienia ofiar, to również ustawa nie przyniesie niczego dobrego. Nastąpi zamrożenie dialogu historyków, bo kto będzie ryzykować przyjazd do Polski? Fakty będą zatem ustalane jednostronnie. Część polityków (by przywołać tylko jedną, już cytowaną wypowiedź posła Kukiz ’15), a także część historyków uważa, że fakty już zostały ustalone. Zatem każdy, kto zechce podjąć nowe badania na ten temat, stanie się potencjalnym przestępcą.
Między bajki można włożyć zapis znowelizowanej ustawy (art. 55a, ust. 3), mówiący „Nie popełnia przestępstwa czynu zabronionego określonego w ust. 1 i 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej lub naukowej”. To martwy przepis. Nie tylko autor, ale i wydawca takiej książki czy artykułu narażać się będzie na długotrwałe postępowanie sądowe.
Nie o wstawanie z kolan zatem chodzi, lecz o pełzającą cenzurę – najpierw dotyczącą jednej kwestii, co do której panuje ogólna zgoda (nie dla „polskich obozów śmierci”), potem następnej, w której właśnie zapanowała ogólnonarodowa zgoda (zbrodnia wołyńska jako ludobójstwo). Ani się nie obejrzymy, jak nie będzie wolno podważyć przewodniej roli partii.
PS. Jestem profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, profesorem i członkiem Rady Naukowej Instytutu Slawistyki PAN oraz członkiem Polskiego PEN Clubu. Wymienione instytucje macierzyste nie ponoszą jednak odpowiedzialności za moje słowa – i wnoszę o niepociąganie ich do odpowiedzialności karnej.
proces legislacyjny rozpoczęto przed objawami „agresywnego nacjonalizmu”. Teza „Uchwalenie tej ustawy było odwróceniem uwagi od wewnętrznego problemu agresywnego nacjonalizmu w Polsce.” się nie broni – jest ahistoryczna i nie uwzględnia następstwa czasu. Najpierw zainicjowano ustawę, a dopiero później miały miejsce objawy „agresywnego nacjonalizmu”
Autorka jest tego świadoma. Pisze: „Na podorędziu był projekt nowelizacji ustawy, leżący w sejmowej zamrażarce od gorącego lata 2016 roku”…
Autorka ma całkowitą rację i w pełni podzielam jej analizę. Wspomina, że nie dostrzegłem wątku antyukraińskiego w tej ustawie, istotnie w komentarzu o nim nie wspomniałem. Nie znaczy to jednak, że nie podzielam całego wywodu Oli Hnatiuk. Wypływjąca z ideologii egoizmu narodowego i nacjonalizmu nowelizacja jest całkowicie sprzeczna z polskim interesem państwowym i będzie służyć jako knebel dla autentycznych badań i publikowania ich wyników.
Należy docenić poczucie humoru p. Hnatiuk, która (stanowczo!) nie widzi na Ukrainie szerzącej się ideologii nacjonalizmu. Jednak po namyśle, z niechęcią przyznaję Jej rację: nacjonalizm ukraiński szerzy się głównie w Małopolsce Wschodniej i na Wołyniu! Jeśli kiedyś odwiedzi Pani Ziemie Zabrane, proszę zdjąć opaskę z oczu i rozejrzeć się wokół, a nuż dostrzeże Pani pomniki Bandery (np. koło kościoła św. Elżbiety we Lwowie), może zauważy Pani traumę polskich dzieci z polskiej szkoły im. św. Marii Magdaleny we Lwowie, na której murach wisi tablica ku czci R. Szuchewycza? Ach, może nawet Pani i o tym wspomni w następnym felietonie… Ukraińskie dzieci w szkołach ukraińskich w Polsce chyba nie muszą codziennie oddawać podobnego „hołdu”, np. organizatorom Akcji Wisła (a może powinny, niby dlaczego nie mają czuć się podobnie, jak ich polscy rówieśnicy we Lwowie?). Nie udało mi się jednak powstrzymać istnego paroksyzmu śmiechu po przeczytaniu zdania: mniejszość ukraińska jest w Polsce słaba i nieliczna. Czy przy rozdziale państwowych funduszy i dotacji dla mniejszości ukraińskiej również usłyszymy/zobaczymy stwierdzenia 'jest nas ledwie 30 tys.’ – tu, w tym słowotoku przeszła Pani samą siebie! Swoją drogą, to piękny tekst, a i ten tytuł, szkoda że nie napisała Pani niczego w podobnym tonie po tym, jak ukraiński parlament uchwalił słynne ustawy banderowskie w 2015 r. (to jak to z tym źdźbłem i belką było?).
To prawda, że ustawa penalizująca m. in. zbrodnie ukraińskie, nie jest idealna. Dziwaczne ramy czasowe, nieobejmujące swym chronologicznym zasięgiem zbrodni ukraińskich z wojny 1918-1919 i lat następnych, otwierają furtkę do krzewienia ukraińskiego nacjonalizmu, który nie pojawił się w roku 1925 – to trzeba poprawić! Zasadne jest pytanie: kto się boi ustawy w jej ustępie „antyukraińskim” – z pewnością powinni ci, którzy stawiają pomniki Banderze, Szuchewyczowi, Kłymowi Sawurowi, ci którzy nazywają ludobójstwo wołyńskie mitem (patrz najwyższe szczyty ukraińskiej administracji państwowej!), „wydarzeniami” czy „wojną polsko-ukraińską”. I kolejne pytanie, już ostatnie: czy warto ich bronić? Droga Pani, trauma polskich ofiar, które cudem uniosły swe życie spod banderowskiej siekiery jest co najmniej tak samo ważna, jak Ukraińców przesiedlonych w ramach akcji Wisła. Skoro oczekuje Pani, by Polacy okazali wrażliwość i szacunek dla Ukraińców siłą wyrwanych ze swoich siedzib, proszę z podobną atencją odnosić się do polskich ofiar ukraińskiego ludobójstwa, no chyba że uważa Pani, iż ukraińska narodowość sprawców zbrodni zwalnia ich od odpowiedzialności, ale wówczas, doprawdy, szansa na rzetelny i uczciwy dialog jest nie do zrealizowania!
PS
W kwestii 2 milionów uchodźców z Ukrainy w Polsce reagujemy tym samym śmiechem!
Lwów – dawne ukraińskie miasto, okupowane Polską w 14 w. Upomnienie o walce Ukraińców o wyzwolenie od okupantów, nie mogą być „traumą” dla polskiej mniejszości w mieście, a tylko historyczną lekcją. Jak historyczną lekcją dla Niemców są memoriały, co zaświadcza ich niesprawiedliwe zachowanie z Żydami. Natomiast Ukraińcy, wyeksmitowane, podczas operacji „Wisła”, żyli też na swoich pierwotnych terytoriach. I jeśli Polska wzięła na się odpowiedzialność za nich, to musi czcić bohaterów rdzennych mieszkańców.
Taka jest logika historyczna. Lecz istnieje też inna logika, od której, na żal zrezygnował rząd Polski. Zostawić historię – historykami, i patrzyć w jutro.
Jak powstał dzisiejszy Lwów to o Ukrainie nikt jeszcze nie słyszał bo tą nazwę dla terenów byłej Rusi Kijowskiej wymyślił Hruszewski dopiero pod koniec XIX wieku a lokował to miasto król Polski Kazimierz Wielki, bo po Lwowie Romanowiczów śladu już nie było został wcześniej spalony przez Litwinów. Poza tym na terenie Lwowa archeolodzy odnaleźli pozostałości po grodzie Lędziańskim (Lackim) z czasów plemiennych.
Dlaczego zapomina się o Berezie Kartuskiej (link: http://www.macierz.org.pl/artykuly/nauka/bereza_kartuska_-_polski_sanacyjny_ob%C3%B3z_koncentracyjny.html), Jaworznie (link: http://www.miejscapamieci.org/obozy/mpc/Memorial/mpa/show/mp-place/jaworzno-oboz-neu-dachs/). Osoba Wołyń1943 wprowadza do swojej wypowiedzi wątek nienawiści. Nie każdy Ukrainiec jest Nacjonalistą i nie każdy Nacjonalista jest nacjonalistą, Nie każdy Polak jest Nacjonalistą i odwrotnie. Ludzie, członkowie mikrospołeczności lokalnych, dogadują się między sobą. Świadczą sobie nawzajem, daleko idącą pomoc. Politycy wprowadzają podziały: DOBRY TEN, ZŁY TAMTEN – USTANAWIAJĄ TO POLITYCY: NIENAWISTNEGO SPOJRZENIA NA SĄSIADA z uwagi na inny rodowód narodowościowy. A może już dosyć podsycanej wzajemnej nienawiści w jednym NARODZIE! Pamiętam okres listu EPISKOPATU POLSKIEGO DO NARODU NIEMIECKIEGO: PRZEBACZAMY I PROSIMY O WYBACZENIE. Teraz politycy jątrzą a z apelu pozostały STRZĘPY!!!!!!!!! POLITYCY OPAMIĘTAJCIE SIĘ – NIE DZIELCIE NARODU! Moi rodzice przeżyli akcję WISŁA, ja mam przyjaciół różnej narodowości (POLAKÓW, UKRAIŃCÓW, ŻYDÓW, AMERYKANÓW, NIEMCÓW, GREKÓW I WIELU INNYCH). BĄDŹMY LUDŹMI A NIE ZWIERZĘTAMI PODDAJĄCYMI SIĘ WOLI POLITYKÓW!!!!!!!!!!!
Proponuję twórczo rozwinąć myśl osoby Wołyń1943. Szkalowanie Państwa i Narodu powinno być karane więzieniem bez względu na okres historyczny, którego dotyczy. Np. za twierdzenie, że Mieszko I czerpał korzyści z handlu niewolnikami – 3 lata….
Jakże miły jest ten lament nad losem biednych banderowców po tylu latach ich bezkarności w Polsce! Jego autorka obawia się – mam nadzieję, że całkiem słusznie -, że ukraińscy fałszerze historii pokroju Wjatrowycza i inni oszuści, jak i zwykli banderowcy w Polsce będą skutecznie ścigani przez prokuratorów i sądy. Warto dodać, że ta sama autorka parę lat temu jako przedstawicielka polskiej (sic!) ambasady w ukraińskich mediach niezwykle agresywnie atakowała polską wystawę wędrująca po Ukrainie i przedstawiającą ludobójstwo dokonane przez krwiożerczych rezunów z OUN-UPA i SS-Galizien na polskiej ludności Wołynia i Kresów południowo-wschodnich II RP.
Panie Kresowiak i Wołyń1943 –Krzyżyk niespodziany i Goralenvolk https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/krzyzyk-niespodziany był przed Wołyniem tak samo jak getta ławkowe https://pl.wikipedia.org/wiki/Getto_%C5%82awkowe proszę odrobić lekcję o powszechnie używanej historii a pier..cie o banderyzacji bo nie widzę aby w Polsce praktykujący żyd był premierem rządu a muzułmanka(walcząca w Donbasie za Ukrainę z Ruskimi) była odznaczana przez premiera.Nie dorosliście to takiego poziomu relacji miedzyspołecznych i nie dorośniecie aby Taatarka wygrywała wam Eurowizję bo jako społeczeństwo polskie cofamy się lat 30 XX wieku a nawet niektórzy wracają Arkadi Kresowej z ksiązki https://merlin.pl/trojkat-ukrainski-szlachta-carat-i-lud-na-wolyniu-podolu-i-kijowszczyznie-1793-1914-daniel-beauvois/3082732/?gclid=EAIaIQobChMIyef64ceP2QIVEPEbCh1YJAn8EAMYASAAEgJWoPD_BwE&gclsrc=aw.ds
Панове ПОЛЯКИ, прочитаєте текст своїх мудрих людей, а не тупо заангажованих у крайньому націоналізмі. Памятайте – що оркім Східньої Галичини, є Західня Галичина, де проживали етнічні українці, яких ви методично нищили. Якщо ви думаєте, що це не та,. то подивіться на веб-сайтах гебреїв, які окреслюють своє місце проживання в коронній Польщі кордонами Галичини а не Польщі, яка (Галичина) якийсь час була окупована – польським військом, була окупована і автрійським військом. Я думаю, що ми з приємність можемо називати наші землі Східньою Австрією, бо тоді Польщі, „пардон” зовсім не було. Потім була П якихось 20 років, але це не означає, що це ваше, ви тільки зайняли ці землі для „паші” на кілька років. „Релакс Панове”. Відкрийте для себе заново Ґедройца і його „Культуру”, Читайте Стемповського, читайте … це буває корисно.
Żenujący, nieszczery artykuł.
Autorka unika niewygodnej dla strony ukraińskiej kwestii, czyli tego, że strona ukraińska:
1. Oddaje cześć ideologicznym faszystom, zbrodniarzom wojennym, kolaborantom z III Rzeszą – jako „bohaterom”.
2. KŁAMIE, fałszuje historię w celu wybielenia osobników z punktu 1 – bo prawda kłóci się z kultem wokół tych „bohaterów”.
3. Czyni punkt 1 i 2 nie zważając na to, że oba te zachowania urażają wielu Polaków.
W obecnym sporze historycznym strona ukraińska po prostu nie ma racji i zachowuje się bezczelnie, zakłamując niewygodną dla siebie prawdę historyczną i próbując stworzyć pozory, że jest inaczej. I wbrew kłamstwom strony ukraińskiej, nie jest to tylko „polski punkt widzenia”, bo potwierdzają to także słowa zachodnich historyków, jak Timothy Snyder czy Jared McBride.
Hnatiuk pisze: „Nastąpi zamrożenie dialogu historyków”
Ale jakiego dialogu historyków? Takiego, w którym Wiatrowycz będzie do końca upierał się przy swoich kłamstwach? (Wiatrowycz jest uważany i przez polskich i przez zachodnich historyków za fałszerza historycznego)
Realnego dialogu nie było i nie ma, bo mało kto mówi o „słoniu w salonie”, czyli o tym, że strona ukraińska kłamie i ogólnie działa w złej wierze, bo nie interesuje ją prawda, tylko obrona reputacji „bohaterów” z OUN/UPA.
Do tej pory (aż to ostatnich kilku lat) w ramach myślenia powiedzmy „giedroyciowskiego” strona polska UDAWAŁA, że nie widzi, że strona ukraińska kłamie, fałszuje historię, nie chce przyznać prawdy o OUN/UPA i generalnie nie ma w tym kontekście dobrej woli. Część Polaków dalej chce udawać, dalej wierzy w sens polityki giedroyciowskiej. Ale inna część Polaków zobaczyła, gdzie doprowadziły nas dotychczasowe dekady takiego postępowania – kult OUN/UPA na Ukrainie zamiast zmaleć, urósł w siłę i obecnie jest państwową polityką historyczną Ukrainy.
Miało być tak pięknie, Polacy i Ukraińcy zjednoczeni we wrogości do Rosji. Nawet wspólna wojna z Donbasem i Donieckiem się szykowała. A wyśzło tak ja wyszło.
Powinniśmy być wdzięczni redakcji „Więzi” za przedstawienie ukraińskiego punktu widzenia.
Для України ворожнеча з Польщею не є поганою справою. Націю гартують вороги, а не друзі.