Stanisław Barańczak podważa sztuczność granicy, jaką wyznaczamy powadze i jej brakowi. W zbiorze „Pegaz zdębiał” pokazuje, że nie ma słowa, dla którego nie można byłoby znaleźć rymu. Wystarczy tylko otworzyć umysł.
Historia, także historia literatury, uczy, że aby być wielkim, trzeba mieć swojego mistrza. Stanisław Barańczak (1946-2014), przy doskonałej znajomości poezji Gałczyńskiego i Przybory, którzy wyróżnili się w twórczości niepoważnej, upodobał sobie szczególnie Tuwima, którego uważał za klasyka w dziedzinie limeryków. Wznowiony w listopadzie przez Agorę zbiór „Pegaz zdębiał. Poezja nonsensu a życie codzienne: wprowadzenie w prywatną teorię gatunków” nawiązuje zarówno tytułem, jak i okładką (ilustracje Jacka Gawłowskiego) do tomu „Pegaz dęba” Tuwima z 1950 roku.
Nowe wydanie zbioru Barańczaka (książka pochodzi z 1995 roku) została poszerzona o trzy rozdziały z późniejszymi utworami Barańczaka („Trawestacje i parodie”, „Adiakryty i diakryty” oraz „Bardzo niedobrą poezję”) oraz niepublikowane dotąd wiersze.
Wydanie wzbogacono także o cenne post scripta redaktorki – komentarze Joanny Szczęsnej, które pomagają zrozumieć poczucie nonsensu poety. Jako wieloletnia przyjaciółka i korespondentka autora, znawczyni jego życia i poezji, dostarcza czytelnikom wielu kontekstów i wspomnień, zarówno literackich, jak też biograficznych. W wizytówce, którą w charakterystycznym, żartobliwym stylu przygotował dla niej Barańczak, czytamy: „Redaktorka/ Miłośniczka i Kolekcjonerka Zabaw/ Autorka Niezapomnianych Wspomnień o Pewnym/ Solidnym Poznaniaku”. W przytaczanych we wstępie listach czytamy, jak poeta zwraca się do niej czule „Droga Joasiu”. Kształt ich osobistej relacji oraz doświadczenie redaktorskie Szczęsnej sprawiają, że mamy do czynienia ze szczegółowo zebranym i zręcznie opracowanym materiałem.
Nonsens a życie codzienne
Redaktorka sięga do źródeł nonsensu u poety. Barańczak, obok „Wizytówki z tego świata…” i refleksji osadzonego głęboko w konkrecie codzienności, z upływem lat decydował się na publikacje coraz to nowych utworów zabawnych, nieprzystających do egzystencjalnych dociekań podmiotu lirycznego.
„Pegaz zdębiał” bliższy może być zwykłemu czytelnikowi niż jakikolwiek inny tomik poety. Zaczynało się bowiem niewinnie – któż z nas nie zna niekończących się zebrań, na których lista zakupów czy plany na kolejne wakacje same układają się w myślach. Barańczakowi, jako pracownikowi naukowemu zakładu teorii literatury, układały się słowa, z których odczytujemy dziś wiele utworów, zapisanych jako świadectwo nie tylko kunsztu i wyobraźni, ale też przyjacielskich prowokacji i zabaw.
Brak powagi wymaga dojrzałości lub pokory, które przychodzą z wiekiem
Dla później powstałych tekstów autor podaje w liście do Szczęsnej inne usprawiedliwienie: codzienna lektura porannej gazety uniezdalniała go do jakiejkolwiek innej formy aktywności umysłowej, zanim – jak pisze – „czystym absurdem nie oczyściłem sobie mózgu, układając kolejny idiotyczny wierszyk o jakimś zwierzęciu”. Z drugiej strony, w tym samym czasie powstawały poważniejsze niż kiedykolwiek teksty metafizyczne, gdyż jak przyznaje poeta, po takim literackim odreagowaniu rzeczywistości, ogarnięty wyrzutami sumienia z powodu marnowania czasu, pisał wiersze religijne.
Skrzydlaty koń osłupiał ze zdumienia
Ta różnorodność, połączenie w jednym twórcy wyjątkowej wrażliwości na brzmienie słów i niepospolitego poczucia humoru przysporzyło literaturze nowych gatunków, które w podtytule tomu autor nazywa „prywatnymi”. Są to: turystychy – niebanalne pocztówkowe pozdrowienia z wakacji, onanagramy – nowe imiona i nazwiska z liter komuś już przynależnej godności, alfabetony – zdania zawierające wszystkie litery alfabetu i najliczniejsze – limeryki.
Te i inne zebrane już wcześniej utwory w najnowszym wydaniu występują obok wierszyków do programu do nauki bezwzrokowego pisania na klawiaturze, tłumaczeń angielskiej poezji grafomańskiej oraz naśladowań wielkich poetów narodowych i ich dzieł.
Te ostatnie w latach 90. nie rozbawiły publiczności, osądzone zostały wówczas jako niegodne i obrazoburcze – dziś na nowo sprawdzają nasz dystans do historii i jej monumentów.
Dojrzewanie do żartu
Poeta wielokrotnie sam komentował swoją żartobliwą twórczość. Z „Pegaza…” i poezji nonsensu ujawnia się obraz Barańczaka jako człowieka relacji. Wiele z utworów powstało jako wiersze okolicznościowe. Są zapisem życzliwości, przyjaźni i obecności wbrew fizycznym możliwościom: tam, gdzie nie mógł pojawić się osobiście, posyłał wiersze. Aż do tej pory liczne wiersze funkcjonowały jako poezja prywatna, które Szczęsna, dzięki życzliwości m.in. Edwarda Balcerzana i Bogusławy Latawiec, opublikowała w nowym wydaniu.
Podczas lektury warto jednak pamiętać, że za niepoważnymi rymowankami stoi działacz opozycyjny, wydalony z uniwersytetu emigrant i mężczyzna borykający się przez wiele lat z postępującą choroba Parkinsona. Po wyjeździe do Stanów Zjednoczonych w jego poezji widać odejście od bieżących spraw społeczno-politycznych na rzecz namysłu nad zagadnieniami ogólnej natury ludzkiej oraz jednoczesne rozwijanie nurtu żartobliwego. Pierwsze utwory pełne purnonsenswnego humoru wydał jako poeta czterdziestopięcioletni. Analogia do Szymborskiej nasuwa się sama – poetka również w prywatnych sytuacjach pisywała limeryki i dopiero po otrzymaniu Nagrody Nobla przeczytała je publicznie. Być może brak powagi wymaga więc dojrzałości lub pokory, które przychodzą z wiekiem.
W późnej twórczości Barańczaka nieustannie jesteśmy świadkami przeplatania się fundamentalnych pytań i absurdalnego żartu. Przyznawał, że ceni „poetów oburęcznych”, a Szczęsna idzie krok dalej i nazywa go „Praworęcznym Mańkutem”. „Pegaz…” pisany obok tłumaczeń angielskiej poezji metafizycznej z XVII w. zrodzony został z przekonania autora, że „poczucie, że jest w tym świecie czy nad światem jakiś wyższy sens, że się kogoś w tym świecie kocha; i poczucie śmieszności tego świata (z sobą samym włącznie) to są, myślę, trzy równie ważne – i równie tajemnicze – podstawowe doznania duchowe, do których kluczem może być poezja”.
Czytać słowa na nowo
Geniusz literacki Barańczaka pozwala mu na wprowadzenie nowej jakości do literatury niepoważnej. Jego niezwykle twórcze podejście do języka objęte jest ścisłym rygorem zasad poetyckich, które nie dopuszczają najmniejszych odstępstw od kanonów. Od czasów Nowej Fali wierny Paiperowskiemu „minimum słów, maksimum treści”, w sytuacji absurdalnego żartu poeta polega często na swoim wyjątkowym słuchu, który pozwala mu na dalekie asocjacje podobnych brzmieniem słowotworów.
Szczęsna we wstępie cytuje myśl Barańczaka, że poezja nonsensu zaspokaja elementarną ludzką potrzebę wzięcia odwetu na samym istnieniu i stawia nas twarzą w twarz z metafizyczną tajemnicą. Dlatego, jak sugeruje podtytuł, autor konfrontuje poezję nonsensu i życie codzienne. Nie jest satyrykiem, nie próbuje niczego wymóc na rzeczywistości.
„Pegaz zdębiał” to świadectwo możliwości przekszałcania materii życia według możliwości przekształcania słowa. Nowe gatunki i wyrazy oparte są zawsze na wzorach, ale zmodyfikowane wyobraźnią. Okazuje się, że nie ma słowa, dla którego nie można byłoby znaleźć rymu, wystarczy tylko otworzyć umysł. Barańczak podważa sztuczność granicy, jaką wyznaczamy w sztuce powadze i jej brakowi.
Stanisław Barańczak, „Pegaz zdębiał. Poezja nonsensu a życie codzienne: wprowadzenie w prywatną teorię gatunków”, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2017
Naprawdę bardzo dobry i solidny tekst!