
Utwory ukazały się w kwartalniku „Więź” zima 2025.
Przekleństwo Racheli. Apokryf
Słyszano głos w Rama, płacz i żałosną skargę.
Rachel opłakuje dzieci swoje i nie daje się pocieszyć,
bo ich nie ma (Ew. wg Mateusza 2,18).
Nowe się światło zjawiło na świecie,
W Betlejem, w cichej wioseczce się jarzy,
I na błękicie granatowym świeci
Nowiutka gwiazda, by młodzi i starzy
Widzieli drogę do Mesjasza swego,
Ubogiej Marii syna rodzonego.
Przyszli hołd złożyć i paść na kolana –
Magowie, króle i biedni pasterze,
Cieszy się matka przez Boga wybrana,
Matczyną dumą przepełniona szczerze,
Świętą godnością, którą wszystkie matki
Mają, gdy w ręku trzymają swe dziatki,
Bo każdej matki dziecko jej mesjaszem,
Oczekiwaniem i spełnieniem waszym.
O matki! Wyście szczęsne co się zowie,
Kiedy o życie waszego dziecięcia
Nie troszczą się królowie ni magowie,
Gdy nowa gwiazda do syna nie znęca.
Wtedy nie trzeba porzucać gospody,
W nieznane do dalekiej iść krainy,
Aby uchronić od strasznej przygody
Swoje dzieciątko, ten swój raj jedyny,
Tak jak Maryja syna ratowała,
Swój skarb jedyny, wielki skarb światowy,
Bo ciemna siła na kaźń go skazała,
Pragnąc czym prędzej zgasić ogień nowy.
Mała rodzina zebrała się nocą
I po kryjomu poszła na pustynię,
Ich sama gwiazda wiodła w tej godzinie
I anioł stróż ochraniał bożą mocą,
Bezludne szlaki piaskami bielały,
Uchodźcy szli w zadumie, w samotności,
Anielskie skrzydła jak mrzonki fruwały,
Widnokrąg zaś ukryty był w ciemności…
Herod Mesjasza szuka w Palestynie,
Krew jak wiosenna woda się rozlewa
I pada wciąż dziecina po dziecinie,
Jak drżąca rosa spadająca z drzewa.
Dokoła łkanie, lamenty i krzyki,
Szlochem zaniosła się Judea cała,
W mrocznym Szeolu rozległ się głos dziki,
Dawna Rachela z grobu nagle wstała,
Nad straconymi dziećmi głośno biada
I białą marą do trupów przypada,
Przekleństwa, skargi, niczym dym pożogi
Wzniosły się w niebo. Słysząc płacz niebogi,
Elohim posłał do niej umyślnego.
Seraf jak gwiazda z nieba spadł po chwili,
Jak namiot lśniły białe skrzydła jego,
Jak pocieszyciel nad nią się pochylił.
Serafin:
Ucisz się, biedna Rachelo, nie biadaj!
Niech ci nadzieja jak gwiazda z przestworzy
Przyświeca jasno. Rachelo, bądź rada:
„Z Egiptu przyjść ma pomazaniec Boży”.
Ciesz się, Izrael odżyje niezbicie,
Rachelo, Mesjasz da mu nowe życie!
Rachela:
Powiadasz, mam się cieszyć, Serafinie?
O Serafinie! W niebiesiech u Boga
Nie płaczą matki i dziatwa nie ginie,
Wam nieznajoma jest śmiertelna trwoga.
Mesjasz! Cóż jemu do naszej niedoli?
To nieśmiertelny Syn Boży, pan ziemi.
Moi synowie w Szeolu niewoli,
Żaden już do mnie nie wróci z podziemi.
Nikt, nikt ich stamtąd uwolnić nie może –
Ciężki i zimny sen im pierś przygniata.
O straszny Jahwe! Stworzycielu świata!
Adonaj-Szaddaj, wielki, groźny Boże!
Do ciebie zwracam się o pomstę, Panie,
Do ciebie, obrażony cień, wznoszę błaganie!
Odwieczne, twarde twoje prawo Boże
I nikt nie może zmienić w nim litery.
Tylko czternaście pokoleń zmyć może
Niewinną krew przelaną bez kozery –
Teraz przelano jej całe odmęty
Po to, by jeden ocalił swe życie!
Za krew mych dzieci, matczyne lamenty,
Niech on, syn Marii, zapłaci sowicie!
A jeśli nie, to kiedy dzień sądu nastanie
I przyjdę ja w dolinę Jozafata,
Tłum zmarłych moje usłyszy wołanie:
Sam siebie sądź, nieprawy sędzio świata!…
Pobladł ze smutku Seraf promienisty
I, nierozmowny, uniósł się do góry,
Oblicze jasnym skrzydłem zasłoniwszy.
Rachela stała w postaci ponurej,
Jak słup nagrobny…. Czarna mgła w przestrzeni
Nikła pod gwiazdą na Wschodzie świecącą,
Co lała jasne i ciche promienie
Jak wodę żywą i uzdrawiającą.
Rachela z nienawiścią na gwiazdkę spojrzała,
Blade ramiona uniosła z zawzięciem:
„Przeklęta gwiazdo! Na sto mil w dal pałaj,
Oświetlaj drogę Marii z jej dziecięciem.
Raduj się, Mario! Twój syn, twe kochanie,
Jest pod obroną, lecz przyjdzie godzina,
Że nadaremnie zginie twa dziecina,
Jak me potomstwo. Krew za krwi przelanie!”.
I cień wnet zniknął w podziemnym Szeolu,
A krzyk brzmiał jeszcze długo w szczerym polu
I niewyraźnym echem w końcu dotarł
Do Marii – cichej wygnanki ubogiej.
I synek nagle przez sen zadygotał.
A jego matka podniosła wzrok błogi
Ku gwieździe, która ledwo już błyszczała –
Na wschodzie zorza jak krew czerwieniała.
[1898]
Tłum. Zbigniew Dmitroca
Córka Jeftego
Kochany ojcze, pozwól mi pójść w góry,
Tam, gdzie kokorycz wiosną złotem pała,
Gdzie wiatr otrząsa kwiaty migdałowców –
Niechaj pokropi mnie różowym deszczem,
Niechaj opłacze kwieciem moją młodość.
Mówią, że z gór krainę całą widać –
Niech na ostatek zobaczę tam więcej,
Niźli widziałam przez me krótkie życie,
Niech stanę bliżej złocistego słońca,
Aby powiedzieć mu: radości, żegnaj!
Kochany ojcze, pozwól mi pójść w góry!
Zabiorę wszystkie bliskie przyjaciółki,
Przenigdy jeszcze ich tak nie kochałam,
Jak na ostatek, tuż przed rychłą śmiercią.
Łez nie będziemy wylewać – pieśniami
Wesołe swoje dziewczęctwo wspomnimy.
Złotemu kwieciu oddam swe marzenia,
Wiatrowi zaś dziewczęcą swoją wolność,
Jak płatki się obsypią me pragnienia,
Z pieśniami puszczę w świat me wszystkie myśli.
Ja niech należę do wilgotnej ziemi –
Oddaj mnie temu, komuś przyobiecał,
A to, co w górach wysokich zaśpiewam,
Do słońca, wiatru i wiosny należy;
Krew wsiąknie w ziemię, a ono pofrunie…
Kochany ojcze, pozwól mi pójść w góry!
I nie obawiaj się, że z nich nie wrócę,
Że mi zabraknie siły pozostawić
Niezwykle piękne me wiośniane życie.
O nie! Z gór przyjdę cicha i pokorna,
Jak kwiat się schylę na ofiarny kamień,
Wiem bowiem: choćbym nawet sto lat żyła,
Nie zaśpiewałbym już takiej pieśni
I nie zaznała już takiego życia,
Jak na tej górze w chwili pożegnania.
Podaruj mi, ojczulku, taką chwilę!
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
Kochany ojcze, pozwól mi pójść w góry!
Jeżeli pragniesz, żeby twoje dziecko
Odważnie na przedwczesne szło stracenie,
Oczu we łzach ku górom nie zwracało
I nie żegnało się szlochem ze słońcem,
Nie przeklinało ciebie, ludzi, Boga!
[4.02.1904 Tyflis]
Tłum. Zbigniew Dmitroca







