Osoby, które mają pretensje, że edukację seksualną wprowadza się do szkoły, pomijają fakt, że w polskich domach dzieci często pozbawione są relacji – mówi Błażej Kmieciak.
Katarzyna Jabłońska: Ma Pan trzy córki. Kiedy Państwo zaczęli w domu rozmawiać z nimi o seksualności?
Błażej Kmieciak: Żeby w pewnym momencie można było rozmawiać z dzieckiem o seksualności, trzeba z nim najpierw od najmłodszego wieku w ogóle dużo rozmawiać. Zanim dojdziemy do tematu cielesności i seksualności, powinno pojawić się wiele innych kwestii dotyczących relacji z drugim człowiekiem. Tak było i w naszym domu.
Przechodziliśmy do kolejnych wątków związanych właśnie z tematem relacji, które podejmowały nierzadko same nasze córki. Działo się to zresztą często w wyniku ich własnych obserwacji. Kiedy np. czule pocałowaliśmy się w ich obecności z żoną, jedna z córek zapytała, czy tylko rodzice mogą się w ten sposób całować.
Nasze z żoną rodzicielstwo nauczyło nas, że w wychowaniu arcyważna jest właśnie rozmowa. Jeżeli na co dzień rodzice po prostu nie rozmawiają ze sobą nawzajem i swoimi dziećmi na wszystkie ważne (i mniej ważne) dla nich tematy, to rozmowa o seksualności albo się nie odbędzie wtedy, kiedy powinno do niej dojść, albo okaże się bardzo trudna i niewiele dla dziecka wnosząca.
Seksualność to sfera niezwykle delikatna, a kwestia: kto i jak ma przekazywać wiedzę na ten temat dzieciom i młodzieży, budzi zazwyczaj wiele kontrowersji. Odbywają się obecnie liczne protesty wobec przedmiotu edukacja zdrowotna, który od 1 września 2025 r. ma zostać wprowadzony do nauczania w polskich szkołach. Szczególne emocje budzi właśnie ta jego część dotycząca zdrowia seksualnego. Krytycznie wypowiedziała się o zawartych tam treściach również Konferencja Episkopatu Polski. Skąd, Pana zdaniem, biorą się te tak negatywne oceny, czasem wręcz oskarżenia o deprawację?
– Kiedy czytałem oświadczenie KEP, to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że biskupi nie zapoznali się z treściami zawartymi w podstawie programowej edukacji zdrowotnej. Bardzo mnie to oświadczenie zasmuciło i mocno przygasiło radość, jaka brała się z poparcia przez KEP kampanii Dzieciństwo bez przemocy zainicjowanej przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę. Finałem tej kampanii był apel o podświetlenie 19 listopada na czerwono – w akcie solidarności – budynków użyteczności publicznej. Podświetlone zostały w ten sposób również dwie warszawskie katedry.
A dwa dni później pojawił się komunikat KEP krytyczny wobec edukacji zdrowotnej, w której podstawie programowej naprawdę wiele miejsca poświecono kwestiom, jak dzieci i młodzi ludzie mogą rozpoznawać różnego rodzaju przemoc, jak się przed nią bronić, jak reagować, kiedy widzą, że przemocy doświadczają inni. Uczniowie mają dowiedzieć się, że pewne działania, które być może sami chcieliby podjąć, mogą krzywdzić innych oraz ich samych.
Jak bardzo ta wiedza jest potrzebna młodym ludziom – świadczą dane. Według Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę (dane z 2023 r.) 79 proc. dzieci w Polsce doświadczyło przemocy. Krzywdzenia doświadczają najczęściej ze strony swoich rówieśników (66 proc.) lub bliskiej osoby dorosłej (32 proc.). 26 proc. wszystkich dzieci doświadczyło jednej z form bezkontaktowego krzywdzenia seksualnego, a 8 proc. – z kontaktem fizycznym.
– Gdyby biskupi przeczytali podstawę programową edukacji zdrowotnej, wiedzieliby, że są tam bardzo ważne treści dotyczące umiejętności stawiania granic w sytuacjach zagrożenia skrzywdzeniem, także natury seksualnej czy na temat szkodliwości pornografii. To bezcenna wiedza w sytuacji, kiedy – jak pokazaliśmy w komentarzu Państwowej Komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich – obecnie „doświadczamy prawdziwej epidemii tzw. treści CSAM (Child Sexual Abuse Material) ukazujących seksualne krzywdzenie dzieci.
Wielu rodziców wychodzi z założenia, że pod koniec podstawówki w końcu swobodnie porozmawia sobie z dzieckiem o „tych sprawach”. A to tak nie działa
Według instytucji międzynarodowych w ostatnich latach mamy do czynienia z ich wzrostem o prawie 90 proc. O kilkaset procent wzrosła liczba materiałów (CSAM) wytwarzana przez same dzieci, które czynią tak często pod wpływem manipulacji, szantażu i zastraszania. […] A statystycznie grupami szczególnego ryzyka krzywdzenia seksualnego są dziewczynki, osoby LGBTQ+, mniejszości etniczne. Pamiętać należy, co wynika także z dokumentacji posiadanej przez PKDP, że w 9 na 10 przypadków seksualnego krzywdzenia sprawca jest dziecku znany”.
PKDP oceniła zawarte w programie Edukacji zdrowotnej treści wysoko. W jej komentarzu czytamy m.in.: „dziękując za uwzględnienie naszych uwag, wyrażamy przekonanie o słuszności podjętych przez Ministerstwo działań i pozytywnie oceniamy przygotowane podstawy programowe”.
– Podobnie ocenili je słuchacze studiów Profilaktyka przemocy seksualnej wobec dzieci i młodzieży prowadzonych przez oraz Centrum Ochrony Dziecka przy Uniwersytecie Ignatianum. Poddali oni analizie program Eeukacji zdrowotnej i uznali, że zawarte są tam treści bezcenne dla troski o najsłabszych.
Jest mi bardzo przykro, że część katolickich środowisk – a sam jestem zaangażowanym katolikiem – dezawuuje tak wartościową inicjatywę edukacyjną w momencie, kiedy co czwartego młodego człowieka w Polsce dotyka kryzys psychiczny, który wiąże się mocno z doświadczeniem osamotnienia i braku wsparcia, również ze strony najbliższych dorosłych. A przedmiot edukacja zdrowotna po raz pierwszy w polskim systemie oświaty ma mówić, czym jest zdrowie psychiczne.
Kluczowy jest tu fakt, że wchodzimy w przestrzeń dyskusji z dziećmi na temat tego, czym jest ich emocjonalność, na czym może polegać kryzys psychiczny, gdzie szukać w takiej sytuacji pomocy. Tam jest wiele innych cennych informacji dotyczących zdrowia. A młodzi ludzie mają zdobywać kompetencje, które pomogą bronić się im przed hejtem czy naciskiem grupy rówieśniczej, uzależnieniami, dowiadywać, czym jest niepełnosprawność intelektualna itp. Mógłbym wymieniać jeszcze długo.
Jako pedagog, ojciec trójki dzieci, człowiek mocno zaangażowany w kwestie związane z przemocą seksualną wobec małoletnich, a także jako katolik, który na serio traktuje ewangeliczne wezwanie do troski o najsłabszych, z całą odpowiedzialnością twierdzę, że przedmiot edukacja zdrowotna w kształcie zaproponowanym przez MEN uważam za bardzo potrzebny i cenny.
Podejmuje on kwestie zdrowia w sposób wielowymiarowy. Nie zawiera treści deprawujących, przeciwnie: służy ochronie dzieci przed niebezpieczeństwem seksualizacji. Należy oczywiście dołożyć starań, żeby nauczyciele, którzy będą uczyć edukacji zdrowotnej, byli profesjonalnie przygotowani, wyposażeni w dogłębną wiedzę, zwłaszcza z dziedziny biologii, psychologii, profilaktyki zdrowia.
W swoim komunikacie KEP docenia pewne zawarte w programie edukacji zdrowotnej treści, krytykuje te dotyczące zdrowia seksualnego. „Pomimo niektórych słusznych tematów, jak choćby potencjalne zagrożenia w internecie czy udostępnianie wizerunku dzieci, nie można zaakceptować deprawujących zapisów dotyczących edukacji seksualnej” – czytamy. Za takie część krytyków uznaje np. zawartą w programie edukacji zdrowotnej informację dotyczącą zachowań autoerotycznych.
– Dr Aleksandra Lewandowska, konsultantka krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży, zauważyła, że jeżeli rozmawiamy o zdrowiu dziecka, to musimy spojrzeć na tę kwestię całościowo, czyli sfera dojrzewania seksualnego powinna być w tym spojrzeniu koniecznie obecna. Zresztą to chyba oczywiste.
A co do zachowań autoseksualnych, które pojawiają się na różnych etapach rozwoju człowieka, jest to fakt natury biologicznej, związany z napięciami seksualnymi, popędem. Stawianie tezy, jakoby miałoby to być szkodliwe dla dzieci i młodzieży, nosi w sobie pewną projekcję: że przekazywanie tej wiedzy jest treningiem masturbacji, jej promocją. To absolutnie nieuprawniony wniosek.
Tu chodzi o przekazanie młodemu człowiekowi podstawowej wiedzy na temat rozwoju seksualnego, a dokładniej mówiąc: psychoseksualnego. Tym bardziej, że wiedzy tej ma towarzyszyć przekaz o złu, jakie wyrządza pornografia, oraz o szacunku wobec drugiego człowieka i wartości budowania z nim relacji, także o tym, z kim będzie chciał w przyszłości wejść w związek natury seksualnej.
Dziś, kiedy tak wiele czasu spędzamy w mediach społecznościowych, kiedy łatwiej nam wysyłać komunikaty na messengerze, niż znaleźć czas i przestrzeń na rozmowę twarzą w twarz z członkami swojej rodziny, już nie wystarczy mówienie o tym, że małżeństwo i rodzina są czymś pięknym. To za mało. Trzeba pokazywać, jak budować relację, jak ona jest cenna, ale też wymagająca wysiłku. Wiele osób ma pretensje o to, że temat edukacji seksualnej wprowadzany jest do szkoły. Osoby te pomijają obiektywny fakt, że w polskich domach dzieci często pozbawione są relacji.
Czy zarzuty wobec treści dotyczących zdrowia seksualnego nie wynikają w dużej mierze z mylnej diagnozy dorosłych, w tym również KEP, że w kwestii wiedzy na temat seksualności i związanych z nią zarówno pozytywnych, jak i negatywnych doświadczeń, dzieci i młodzież to jeszcze tabula rasa?
– Współczesne dzieci są tubylcami rzeczywistości internetowej. Pod koniec podstawówki młody człowiek zazwyczaj posiada już sporą wiedzę na temat seksualności, często zresztą zdobytą z podejrzanych źródeł. Dane NASK z 2023 r. mówią, że 1,2 mln polskich nastolatków korzysta z najpopularniejszego serwisu pornograficznego. Rośnie skala młodych ludzi decydujących się na spotkanie z osobą poznaną w sieci. Ponad 20 proc. z nich nie informuje o tym fakcie nikogo.
Wielu rodziców wychodzi z założenia, że pod koniec podstawówki w końcu swobodnie porozmawia sobie z dzieckiem o „tych sprawach”. Powtórzę: to tak nie działa. Zanim dojdziemy do tematu seksualności, rozmawiać trzeba np. o kwestii wstydu, o dotyku: który jest dobry, a który szkodliwy, w ogóle o ciele i cielesności. Jeśli tego typu tematów nie podejmowaliśmy z naszymi dziećmi we wczesnym dzieciństwie, to jestem niemal pewny, że nawet nie zbliżymy się do grona osób, z którymi o tym podialogują.
Czy to wzmożenie środowisk katolickich i koncentracja, powiedziałabym momentami wręcz kompulsywna, na zdrowiu seksualnym, nie wynika również z faktu zbyt dużego skupiania się w duszpasterskim przekazie na kwestiach dotyczących właśnie seksualności i często demonizowaniu tego tematu?
– W katolickim spojrzeniu na ludzką seksualność wciąż, i to niestety często, pokutuje perspektywa neurotyczna. Wrócę do masturbacji – w duszpasterskim przekazie nierzadko ta kwestia bywa tak przedstawiana, jakby była czymś gorszym niż… zabicie człowieka!
Poczytajmy Pieśń nad Pieśniami. Tam mamy naprawdę mocne opisy namiętnej miłości, jej erotycznego wymiaru. Mamy również teologię ciała, w której Jan Paweł II mówił o niezwykłej relacji dwóch osób. Jasne, że chodzi o relację erotyczną małżonków, jednak seksualność i erotyzm zostały tu dowartościowane. Tymczasem odnoszę wrażenie, że część środowisk katolickich ma ciągle nieodrobioną lekcję dotyczącą właśnie nauczania Kościoła katolickiego na temat ludzkiej seksualności.
A przecież seksualność człowieka jest wynalazkiem Boga, jednym z Jego największych darów. Zaś samą miłość Boga do człowieka opisuje się nierzadko za pomocą określeń odnoszących się właśnie do seksualności.
Krytycy treści dotyczącego zdrowia seksualnego zawartych w programie edukacji zdrowotnej powołują się na konstytucyjne prawa rodziców. Wedle nich wychowanie seksualne pozostaje w kompetencjach właśnie rodziców, a nie państwa.
– Prawa rodzica są bezsprzeczne, jestem ich wielkim orędownikiem. Ale one muszą służyć dobru dziecka. Krytycy edukacji zdrowotnej rzeczywiście wiele mówią o prawach rodzica, milczą natomiast o jego obowiązkach. Tymczasem edukacja dotycząca seksualności jest, powinna być integralnym elementem wychowania podejmowanego przez rodziców czy opiekunów dziecka.
Jeżeli rodzice tak bardzo boją się tego, że na przykład na lekcjach w liceum pojawi się temat homoseksualności, transpłciowości, gender czy innych tego typu kwestii, to powtórzę: niech zadadzą sobie pytania, czy rozmawiali ze swoimi dziećmi na te tematy wcześniej. Gwarantuję też, że w gronie znajomych ich 14-letniego syna czy córki są koledzy i koleżanki, którzy mają trudności z określeniem swojej orientacji psychoseksualnej, niektórzy źle czują się w swoim ciele.
Możemy to negować, również z powodów światopoglądowych. Jednak prawda jest taka: to konkretne dziecko w tym momencie tego właśnie doświadcza. To się dzieje naprawdę, ponieważ – czy nam się to podoba czy nie – rzeczywistość psychoseksualna człowieka nie jest światem czarno-białym.
Oczywiste jest, że każdy z nas ma przekonania oraz kieruje się określonymi normami w życiu. I nie chodzi o to, żeby się ich wypierać czy wyzbywać. Wspólnie z żoną uświadomiliśmy sobie jednak w naszym doświadczeniu rodzicielskim, że moment, w którym przestalibyśmy słuchać dzieci oraz towarzyszyć im w ich realnym życiu i problemach, oznaczałby nie tylko koniec naszej bliskości z nimi. Oznaczałby też koniec uczestniczenia nas, rodziców, w życiu naszych dzieci. A także ich w naszym.
Błażej Kmieciak – ur. 1981, doktor habilitowany nauk prawnych, socjolog prawa, bioetyk i pedagog specjalny. Profesor Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, a od lutego 2024 także profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Przez osiem lat pełnił funkcję rzecznika praw pacjenta szpitala psychiatrycznego. Jest autorem publikacji dotyczących relacji miedzy etyką, prawem i medycyną. Od urodzenia jest osobą niepełnosprawną (niedowidzącą). Mąż i ojciec trzech córek. Członek Domowego Kościoła Ruchu Światło-Życie. W latach 2020-2023 był przewodniczącym Państwowej Komisji do spraw przeciwdziałania wykorzystaniu seksualnemu małoletnich poniżej lat 15. Od kwietnia 2023 r. członek tej Komisji.
Przeczytaj też: Nacisk na wartości, postawy i relacje. List otwarty w obronie edukacji zdrowotnej