Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rok po 7 października

Stanisław Krajewski podczas debaty na temat artykułu ks. Stanisława Musiała „Czarne jest czarne” w pałacu biskupów warszawskich 5 grudnia 2017 r. Fot. Kuba Atys / Agencja Gazeta

Pokój musi być perspektywą tej wojny. Nie może to jednak oznaczać naiwnego wezwania do zamrożenia obecnej sytuacji ani powrotu do stanu sprzed 7 października 2023 r.

Mija rok od potwornej napaści Hamasu na południowy Izrael. Każdy Izraelczyk, którego napastnicy mogli dopaść, był mordowany – w tym sensie atak miał charakter ludobójczy. Terroryści zachowywali się okrutnie, kobiety bywały gwałcone, domy palone, a także plądrowane przez napastników z Gazy. Szczególnie ucierpiały kibuce w pobliżu strefy Gazy oraz uczestnicy festiwalu muzycznego Supernova – a przecież i jedni, i drudzy byli raczej pokojowo nastawieni, a wielu z nich było zaangażowanych w dążenie do pokoju, pojednania i współpracy z Palestyńczykami.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Zginęło wtedy ponad 1200 Izraelczyków, a ponad 250 zostało porywanych. Potem niektórych zwolniono w ramach wymiany jeńców, ale część porwanych jest nadal przetrzymywana w Gazie, zapewne w sławetnych tunelach. Grozi im mord, gdy pojawia się możliwość oswobodzenia przez wojsko izraelskie. Tak zginęli nawet uprowadzeni z kibucu starcy. Do tej pory została odkryta i zniszczona tylko część z setek kilometrów zbudowanych przez Hamas tuneli, używanych do celów wojennych; cywile nie mają do nich dostępu.

Straszliwa cena

Izrael przeżył przed rokiem szok, który nie przeminął do dzisiaj. I odpowiedział inwazją, co było z pewnością założone przez organizatorów napaści, którzy przygotowywali się do ataku od dawna, a uderzyli w dniu szabatu i żydowskiej uroczystości kończącej Święto Szałasów. Jednym ze skutków, a prawdopodobnie też motywów, wybrania tego momentu było uniemożliwienie porozumień Izraela z Arabią Saudyjską i innymi państwami arabskimi. Do tych „porozumień Abrahamowych” było już bardzo blisko.

Walki wciąż trwają, choć wojskowa odpowiedź Izraela zdecydowanie osłabiła Hamas, który od 2006 r. rządzi w Gazie, eliminując przeciwników i rozszerzając swoje dyktatorskie rządy, oparte na skrajnej interpretacji islamu i chęci zniszczenia Izraela.

Zasadniczym źródłem obecnej wojny jest negowanie prawa Państwa Izrael do istnienia i w ogóle prawa Żydów do owej ziemi, a z drugiej strony – poczucie upokorzenia Palestyńczyków

Stanisław Krajewski

Udostępnij tekst

Wedle źródeł izraelskich ok. 18 tysięcy żołnierzy Hamasu zostało zabitych. Wojna jest brutalna. W jej rezultacie cierpi niezmiernie cała ludność Gazy, która była przeganiana z miejsca na miejsce, aby nie być na linii frontu. Wszyscy tamtejsi mieszkańcy stanęli wobec katastrofy humanitarnej: choć dostawy żywności na ogół były wystarczające, system dystrybucji jest niewydolny i niesprawiedliwy.

Co najgorsze, zginęło wiele tysięcy cywili – według Hamasu wszystkich zabitych jest ok. 41 tysięcy. Tej liczby nie da się zweryfikować, może być przesadzona, ale widać, że ofiar cywilnych może być mniej więcej tyle, co wojskowych, a może więcej. Jest to straszliwa cena, choć niektórzy eksperci wskazują, że w walkach w mieście ginie z reguły wyraźnie więcej cywili niż żołnierzy. Głównym powodem śmierci tylu niewalczących osób, w tym kobiet i dzieci, jest to, że są one używane przez Hamas jako żywe tarcze. Wewnątrz lub obok mieszkań, szpitali, szkół i meczetów są składy broni, wyrzutnie rakiet, stanowiska ogniowe.

Celem Izraelczyków nie jest pozbawianie życia Palestyńczyków – w tym sensie zarzuty ludobójstwa są bezzasadne. To jednak nie zmniejsza dramatu cierpiących. I nie oznacza, że nie dochodzi do zbrodni wojennych. Takie są zawsze wojenne realia. Nawet bez złych intencji można strzelić za szybko. Dobrą tego ilustracją jest zastrzelenie przez żołnierzy izraelskich w grudniu 2023 r. trzech zakładników Hamasu, którzy zdołali się uwolnić i wyszli, wymachując białymi flagami, na pozycje izraelskie.

Beniamin Netanjahu, przemawiając w amerykańskim Kongresie, sformułował efektowne porównanie: cierpienia ludności Gazy to „dla nas tragedia, a dla nich strategia”. Bardzo bym chciał, żeby dla Izraelczyków była to naprawdę tragedia. Nie mam jednak przekonania, że tak jest. Niestety, każda wojna wymusza dehumanizację przeciwnika i obojętność na cierpienia drugiej strony.

Wojna się rozszerza

Hamas jest w sojuszu z Iranem, który proklamuje zniszczenie Izraela jako swój cel. Jednym z ramion Iranu jest szyicka organizacja Hezbollah, która utworzyła w Libanie państwo w państwie. Jest to potężna struktura militarna, dysponująca wielkim arsenałem, w tym dziesiątkami tysięcy rakiet. Od dawna, a ze szczególną intensywnością w ciągu ostatniego roku, dokonuje ataków rakietowych na Izrael, co zmusiło do opuszczenia domów dziesiątki tysięcy mieszkańców północnego Izraela.

Ostatnio konfrontacja Izraela z Hezbollahem uległa dramatycznemu wzmożeniu. We wrześniu została przeprowadzona przez Izrael wyrafinowana akcja spowodowania wybuchów urządzeń elektronicznych używanych przez członków Hezbollahu. Jest w tej akcji precyzyjne wycelowanie w tysiące żołnierzy, choć przy okazji ucierpiały jednak osoby postronne. Ale jest w niej również coś niepokojącego i wątpliwego, bo umieszczenie materiałów wybuchowych w elektronice osobistej niszczy zaufanie do przedmiotów codziennego użytku.

Wkrótce po tym zdarzeniu została zbombardowana siedziba dowództwa Hezbollahu, wskutek czego zginęli jego liderzy. Izrael odzyskał straconą w wyniku ataku Hamasu moc odstraszania; to ważny element bliskowschodniego układu sił.

Wojna się rozszerza, uczestniczy w niej w pewnym stopniu również Iran. W rezultacie walk oraz ostrzeżeń, że grożą kolejne izraelskie ataki, dziesiątki tysięcy Libańczyków opuściły domy. Cierpi cała ludność po obu stronach granicy, destabilizacja ogarnia cały Liban i Izrael.

Rząd izraelski chce wyeliminować zagrożenia zza północnej granicy, a coraz bardziej widoczni żydowscy ekstremiści mówią o potrzebie kontroli nad południowym Libanem oraz Gazą tak, jak to się dzieje na Zachodnim Brzegu Jordanu, czyli na terenie biblijnej Judei i Samarii. Nie sposób nie zapytać, czy jest to droga do zakończenia, czy raczej do nasilenia konfliktu.

Byle jaki pokój nie wystarczy

Gdy zważyć liczbę zabitych, cierpienia cywilów w Gazie, Libanie i Izraelu, masowe uchodźstwo, braki jedzenia i opieki medycznej, pozbawienie całych rzesz mieszkańców tego regionu podstawowych elementów normalnego życia, stałe poczucie zagrożenia po obu stronach frontu, dominację logiki wojennej, nie sposób nie zawołać: należy zakończyć tę wojnę!

Tak powiada na przykład papież Franciszek, tak czuje na pewno wielu z nas. Uważam, że pokój musi być perspektywą i tej wojny. Nie może to jednak oznaczać naiwnego wezwania do zamrożenia obecnej sytuacji. Tak jak pacyfistyczne apele skierowane do Ukraińców oznaczają obecnie wezwanie do zaspokojenia żądań Rosji, tak żądania wstrzymania działań Izraela oznaczać mogą powrót do sytuacji wcześniejszej, np. stanu sprzed 7 października 2023 r., gdy ciągle z południa i z północy leciały na Izrael rakiety.

Dzięki rozwiniętemu systemowi antyrakietowemu na szczęście większość tych rakiet była i jest unieszkodliwiana. Ale jak długo można tak żyć? Ponadto nie wiadomo, kiedy pojawią się lepsze rakiety, np. irańskie, nie mówiąc już o tym, że Iran wydaje się bliski wyprodukowania bomby atomowej, co może wprowadzić kolosalną zmianę układu sił i uzasadnia pytanie o środki, jakich można użyć, aby do tego nie dopuścić.

Byle jaki pokój, niestety, nie wystarczy. Izraelowi potrzebne jest rozwiązanie polityczne, żeby bezpieczeństwo jego mieszkańców nie było oparte wyłącznie na przewadze technicznej i wojskowej. Na szczęście ta przewaga jest obecnie olbrzymia. Gdyby nie to, masakry w stylu tej sprzed roku byłyby częstsze i jeszcze większe. Zresztą Hamas, Hezbollah, rządzący Iranem i ich zwolennicy uważają, że mimo strat odnieśli sukces: 7 października 2023 r. upokorzyli wroga, w rezultacie zyskali nowych zwolenników na świecie i proklamują, że prędzej czy później doprowadzą do likwidacji Izraela.

Źródła tej wojny

Zasadniczym źródłem obecnej wojny jest negowanie prawa Państwa Izraela do istnienia i w ogóle prawa Żydów do owej ziemi. Tak zawsze uważała duża część Arabów.

Na przykład w 1947 r. czyli przed powstaniem państwa żydowskiego, przed większymi starciami, przed jakąkolwiek „okupacją”, przed pojawieniem się jakichkolwiek uchodźców palestyńskich (zresztą wówczas mówiono nie o Palestyńczykach, a po prostu o Arabach), brytyjski minister spraw zagranicznych Ernest Bevin stwierdził, że Anglia stoi przed „konfliktem wartości, który są nie do pogodzenia. (…) Dla Żydów zasadniczą sprawą jest utworzenie suwerennego państwa żydowskiego. Dla Arabów sprawą zasadniczą jest przeciwstawianie się aż do końca ustanowieniu żydowskiej suwerenności w jakiejkolwiek części Palestyny”.

Byle jaki pokój nie wystarczy. Izraelowi potrzebne jest rozwiązanie polityczne, żeby bezpieczeństwo jego mieszkańców nie było oparte wyłącznie na przewadze technicznej i wojskowej

Stanisław Krajewski

Udostępnij tekst

Obecnie kwestionowanie prawa Izraela do istnienia spotyka się z przychylnością coraz większej liczby ludzi na świecie. Antyizraelskie protesty mogą wypływać ze współczucia dla cierpień Palestyńczyków, ale z zadziwiającą łatwością podejmują hasła faktycznie prohamasowskie. Ludzie szermujący hasłem „wolnej Palestyny od rzeki do morza” sugerują, że Żydów izraelskich należy albo zabić, albo wygnać, albo – tych, co zostaną – podporządkować arabskiej władzy. Dla radykalnych islamistów, którzy kierują walką z Izraelem, w tym dla Hamasu, który wywodzi się z ekstremistycznego Bractwa Muzułmańskiego, oznacza to władzę islamską, której poddani mają być Żydzi i chrześcijanie, pozbawieni pełni praw należnych muzułmanom. Z perspektywy tej ideologii ziemia, która była kiedyś pod władzą islamu, musi wrócić do tego stanu.

Innym głębokim źródłem obecnej wojny jest poczucie upokorzenia Palestyńczyków. Czują się oni pozbawieni należnych im praw, nie chcą być pod władzą Żydów, chcą mieć taki sam status co żydowscy Izraelczycy i swoje państwo.

Należy dodać, że mimo to znaczna liczba Arabów, którzy są obywatelami Izraela, docenia możliwości i swobody, które ma, a które niekoniecznie mają mieszkańcy sąsiednich krajów. Atak Hamasu przyniósł znaczące wyrazy poparcia dla państwa Izraela ze strony arabskich obywateli. Również udany zamach na kierownictwo Hezbollahu spotkał się z uznaniem wielu Arabów w Izraelu i poza nim. Napięcia są jednak olbrzymie.

Frustracja Izraelczyków i przyzwolenie na przemoc wyrażane przez skrajnie prawicowych członków obecnego rządu skutkuje wzrostem haniebnych zachowań, np. przypadków maltretowania więźniów palestyńskich i gwałtownego protestu skrajnie prawicowych parlamentarzystów przeciw aresztowaniu winnych tych nadużyć.

Rosnącym problemem są nasilające się akcje pogromowe dokonywane przez osadników na Zachodnim Brzegu Jordanu. Ekstremiści chcieliby wypchnąć z tej ziemi arabskich mieszkańców. Dzieje się to przy bierności policji, bo ministrem nadzorującym policję jest człowiek o poglądach w zasadzie faszystowskich. Lata temu nie został przyjęty do wojska izraelskiego z powodu swojego ekstremizmu. Obecnie jest w koalicji rządzącej.

Nie odmawiać praw sobie nawzajem

Wewnątrzizraelskie napięcia chwilowo przycichły po 7 października, ale potem rozgorzały na nowo. Dotyczą one m.in. uprawnień Sądu Najwyższego, które obecny rząd chce ograniczyć, służby wojskowej ultraortodoksów, którzy są na razie z niej zwolnieni, oraz sposobu prowadzenia wojny, a zwłaszcza potrzeby rokowań z Hamasem, ażeby oswobodzić żyjących jeszcze zakładników.

Mówiąc ogólniej, trwa wojna o moralne podstawy państwa. Nawigowanie między wymogami bezpieczeństwa a swobodami obywatelskimi i prawami człowieka jest obecnie w Izraelu niezmiernie trudne. Jeśli ma on pozostać państwem żydowskim i demokratycznym, musi nawet w obliczu zagrożenia egzystencjalnego chronić prawa mniejszości i wszystkich ludzi, nad którymi sprawuje kontrolę.

Uważam, że Palestyńczycy mają prawo do życia w wolności i bez ograniczeń, ale nie mają prawa odmawiania tego samego Żydom – podobnie jak prawo Żydów do owej ziemi nie może oznaczać pozbawiania tego prawa innych jej mieszkańców.

Konflikt tych praw uniemożliwia łatwe rozwiązania. Stąd biorą się przekonania, że trzeba doprowadzić do zniszczenia lub chociaż totalnej kapitulacji przeciwnika. Ja mimo to wierzę, że wszyscy ludzie z tego rejonu – Żydzi, Arabowie i inni – mają prawo do życia w spokoju, bezpieczeństwie, we wzajemnie uznanych granicach.

To brzmi obecnie dość utopijnie. Szansa na dwa koegzystujące pokojowo kraje wydaje się mniejsza niż kiedykolwiek. Jednak nie ma innej drogi niż bolesne kompromisy po obu stronach, jeżeli rozwiązanie ma być zgodne z podstawowymi zasadami moralnymi. O tym, jak ma to wyglądać, muszą zdecydować w negocjacjach sami zainteresowani – ludzie z Izraela, Zachodniego Brzegu i Gazy, z jakimś udziałem mieszkańców krajów sąsiednich oraz ich przywódców, nawet niemających nic wspólnego z demokracją.

Powinni oni otrzymać wsparcie USA i innych czynników politycznych. W przeciwnym razie trwać będą dalsze wojny, nastąpić może ich rozprzestrzenienie na cały region, który i tak jest wstrząsany krwawymi konfliktami, w których cierpią miliony – jako ofiary przemocy, gwałtów, jako uchodźcy i jako poddani terroryzowani przez dyktatorów.

Wyjść z trybu wojennego

Ubolewam nad tym, że w Izraelu nie widać dostatecznie poważnych koncepcji wyjścia z trybu wojennego. Wiadomo, że nie jest to łatwe. Niektórzy komentatorzy wskazują, że kontynuowanie wojny jest w interesie premiera Netanjahu, bo wstrzymuje śledztwo w sprawie korupcji. Nie wiem, czy to jest poważny motyw posunięć tego rządu. Ważniejsze chyba jest to, że żadne istotne siły polityczne nie wydają się forsować rozwiązania pokojowego, jak gdyby w ciągu ostatniego roku Izraelczycy stracili wiarę w możliwość rozwiązania innego niż czysto militarne.

Zapewne taka wiara wymaga nadnaturalnego źródła nadziei. Zabiegi polityczne, socjologiczne, techniczne i propagandowe nie wystarczą. Czy mogą tu pomóc tradycje religijne?

Faktem jest, że religia po obu stronach na ogół wzmacnia fundamentalizm i szowinizm. Ale czy tylko tak destrukcyjnie ma się objawiać wpływ tradycji? Dramat dzieje się przecież w biblijnej Ziemi Świętej, ziemi objawień, znanej w tradycji żydowskiej jako Ziemia Izraela. Jeśli przyjmiemy to jako ważny element sytuacji, naturalne stanie się odwołanie do proroków, którzy wieścili, że nadejdzie czas, gdy „naród na naród nie podniesie miecza, nie będą się więcej uczyć wojny”. To jest właśnie owo nadnaturalne źródło nadziei.

Dobrze znana jest biblijna opowieść o sprawiedliwych w Sodomie. W wyniku negocjacji Abrahama z Najwyższym miasto miało nie zostać zniszczone, gdy znajdzie się w nim dziesięciu sprawiedliwych. Wydaje się niewątpliwe, że w Gazie jest więcej sprawiedliwych. Jej niszczenie przez ludzi, nawet usprawiedliwione potrzebą obrony, staje się zatem bardziej niż problematyczne.

Mamy więcej wskazówek w tym duchu, które możemy zaczerpnąć z Tory. Ich wspólnym mianownikiem jest przestroga, ażeby nie stoczyć się do poziomu przeciwnika. Najskrajniej wyraził to w liście z 1938 r. naczelny rabin Tel Awiwu Mosze Awigdor Amiel: powściągliwość w działaniach wojskowych jest absolutnym wymaganiem Tory; gdy mordercy poszukiwani są w grupie Arabów, „jeśli jest choćby najmniejsza możliwość, że jeden z nich jest niewinny, nie możemy ich tknąć, ażeby niewinny nie ucierpiał”.

Oczywiście istnieją liczne inne wersety biblijne, wspierające postawy wojownicze. Wielu rabinów wspiera bezwzględne działania wojenne. Dlatego trudno się dziwić, że szereg Żydów odrzuca sugestie biblijne, traktuje je jako nieistotne. Zresztą takie osoby zwykle całą religijną tradycję traktują jako anachronizm.

Biblijne prawo do ziemi

Taka sytuacja każe jednak postawić pytanie, na jakiej podstawie ktoś miałby uznawać prawomocność Izraela. Uważam, że inne niż osadzone biblijnie i religijnie argumenty za związkiem Żydów z tamtą ziemią są mało przekonujące.

Nieustająca obecność w niej Żydów? Tak, ale przed dwudziestym wiekiem niewielkiej liczby. Zasiedzenie przez obecnych jej mieszkańców? Tak, ale dla olbrzymiej większości to tylko kilka pokoleń. Konsekwencja Holokaustu? Tak, ale dlaczego cenę mają płacić Arabowie z Palestyny? Uchwała ONZ o podziale Palestyny? Tak, ale obecny ONZ może uchwalić coś przeciwnego. To, że większość Izraelczyków nie ma drugiego paszportu, więc nie ma dokąd wracać? Tak, ale wrogowie Izraela chcieliby ich wygnać choćby do Ameryki.

Żadne poważne izraelskie siły polityczne nie wydają się forsować rozwiązania pokojowego, jak gdyby w ciągu ostatniego roku Izraelczycy stracili wiarę w możliwość rozwiązania innego niż czysto militarne

Stanisław Krajewski

Udostępnij tekst

Skąd brała się akceptacja dla Państwa Izraela w Europie i Ameryce? Były różne motywy, ale ważne jest i to, że choć na Zachodzie Kościół stracił swoją wiodącą rolę, kultura chrześcijańska jest nadal podglebiem zachodniego świata. Dlatego mało kto kwestionuje istnienie żydowskiej świątyni w Jerozolimie, a świadomość jej długotrwałej obecności bezpośrednio wskazuje na związki Żydów z tym miastem i tą ziemią.

Tymczasem w świecie arabskim nieraz można spotkać zaprzeczenie wiary w istnienie tej świątyni. Wedle rozpowszechnionego tam poglądu Żydzi to uzurpatorzy, przybysze z Europy, mają wrócić, skąd przyszli. Nie można nie zauważyć, że takie myślenie zaczyna być popularne na świecie, zwłaszcza na lewicy.

Może kiedyś była świątynia – powiedzą postępowcy – ale współczesny Izrael jest tworem kolonialnym, a właściwie stał się uosobieniem kolonializmu. Nie da się wygnać Europejczyków z Kanady, ale Żydów z Palestyny – może tak. Jak Francuzów z Algierii. Jakby na Żydów czekała gdzieś metropolia, z której się wywodzą.

Muszę dodać, że zbliżoną postawę do takiej lewicy reprezentują radykalnie antysyjonistyczni Żydzi. Prawicowe, religijne, zmilitaryzowane państwo ich odpycha. To mogę zrozumieć, ale odrzucanie zasadniczej prawomocności Izraela jest dla mnie zdumiewające. Byłoby ono zrozumiałe, gdyby państwo żydowskie powstało w Ugandzie. Jednak zostało utworzone w Ziemi Izraela. Od wieków w codziennych modlitwach powtarzamy, że będziemy trwać „na ziemi, którą przysiągł Wiekuisty praojcom”.

Największy złoczyńca na planecie?

Co więcej, połowa izraelskich Żydów wywodzi się z innych krain tamtego rejonu: Iraku, Syrii, Egiptu, Jemenu i innych krajów arabskich. Wymuszone migracje wielkich rzesz ludzi są na tych terenach nierzadkie, ale tylko żydowska obecność w Ziemi Izraela jest kwestionowana przez coraz więcej ludzi na Bliskim Wschodzie i na świecie.

Zauważmy też, że trwają obecnie i inne wojny. Niektóre obejmują o wiele większy obszar – jak w Ukrainie. W innych (np. w Sudanie) ginie i cierpi znacznie więcej ludzi. Jednak żadna z nich nie skupia uwagi w sposób porównywalny z wojną w Izraelu. Dlaczego? Najwyraźniej Żydów mierzy się inną miarą.

Wielu Żydów czuje, że traktowanie Izraela jako największego złoczyńcy na planecie jest nową odsłoną antysemityzmu. Świat chce – dodadzą – znowu widzieć w Żydach pariasów. Lewicowcy postrzegają ich siłę i waleczność jako niedopuszczalne wyłamanie się z jedynie właściwej roli ofiar.

W takich dywagacjach jest coś trafnego, ale ja mam wątpliwości, czy można po prostu postulować, aby do Żydów stosować takie kryteria oceny jak do wszystkich, a do państwa Izraela takie jak do Syrii, Jordanii, Egiptu i innych państw tamtego regionu.

Albowiem – przyznam – przykładanie szczególnie ostrych kryteriów akurat do Żydów wydaje mi się w gruncie rzeczy właściwe. To niekoniecznie jest antysemityzm. Bo to wedle naszej prastarej tradycji Izrael – rozumiany jako ogół Żydów – ma być „narodem świętym” i światłem dla narodów. Nie mówię, że to jest opis stanu faktycznego. Pozostaje to jednak wyzwaniem, którego nie chcę zlekceważyć.

Jak niemieckie rakiety na Wrocław i Szczecin?

Wojna w Izraelu przykuwa krytyczną uwagę również w Polsce. Czasem jest to wyraz złej woli, ale nieraz wynika to na pewno z idealizmu i współczucia dla cierpiących w Gazie. Jednak, jak wspomniałem powyżej, nawet taka motywacja z łatwością może prowadzić do popierania haseł Hamasu. A to prowadzi do postaw antyżydowskich.

Obserwujemy z zaskoczeniem, że obwinianie Żydów o zło tego świata staje się znowu do przyjęcia. Przyjmuje bowiem postać antysyjonizmu, czyli pretensji o niemoralność fundamentów kraju zbudowanego wkrótce po II wojnie światowej w wyniku wygranej wojny z sąsiadami i tubylcami, których liderzy odrzucili podział ziemi na dwa państwa i spróbowali zniszczyć ten nowy żydowski twór, zaakceptowany zresztą przez społeczność międzynarodową.

Atakujący Arabowie przegrali, pojawili się uchodźcy. Tak można opisać tę historię, choć warto dodać, że początkowe zwycięstwa Żydów były niemal cudem; gdyby było inaczej, ta ziemia spłynęłaby żydowską krwią. Tak czy inaczej opisana sekwencja wydarzeń nie jest czymś wyjątkowym w historii. Odnosi się na przykład do nas w Polsce w sposób jak najbardziej dosłowny.

Jeśli popatrzymy na dzisiejszą Polskę, można by opowiedzieć coś bardzo podobnego do powyższej historii: w wyniku wygranej wojny z sąsiadami, których liderzy najechali Polskę i chcieli ją unicestwić, w tym samym mniej więcej czasie, w drugiej połowie lat 40. ubiegłego wieku, miliony (dziesięć razy więcej osób niż wówczas w konflikcie bliskowschodnim) Niemców zostały wygnane lub uciekły, a w ich domach zostali osadzeni Polacy (oczywiście zarazem Polacy zostali wygnani z Kresów).

Wszystko działo się w ramach układów zaakceptowanych przez społeczność międzynarodową. Polska obecna jest zatem ufundowana na czystkach etnicznych w znacznie bardziej dosłowny sposób niż Izrael, który jest zbudowany na wygrywaniu starć militarnych. Rzecz jasna, chodzi o szerokie rozumienie czystek etnicznych („celowe działanie sprawców zmierzające do usunięcia określonej kategorii społecznej ze spornego terytorium”), a nie wąskie – niemal równoznaczne z ludobójstwem.

Tymczasem nikt u nas nie mówi, że taka geneza Polski stanowi problem moralny. Dlaczego? Chyba głównie dlatego, że Niemcy na ogół pogodzili się z utratą Śląska i Pomorza. Co by było jednak, gdyby bojownicy z Lipska i Berlina – dążąc do wymuszenia prawa powrotu na ojcowiznę – aż do dzisiaj wystrzeliwali rakiety na Wrocław i Szczecin, a czasem również na Poznań, Warszawę lub Kraków?

Wesprzyj Więź

Ten hipotetyczny obraz wygląda absurdalnie. Na szczęście. 76 lat temu nie było to wcale oczywiste. Również nie było jasności co do redukcji polskich roszczeń do Lwowa i Wilna oraz ewolucji postaw po masakrach na Wołyniu. A jednak pokojowe i przyjazne współistnienie okazało się możliwe.

Oby kiedyś tak samo nierealnie i absurdalnie zaczął wyglądać konflikt wokół Izraela. Oby pokojowe współistnienie stało się tam rzeczywistością. Tym bardziej, że chodzi o Ziemię świętą, o której mówili prorocy.

Przeczytaj również: Tajemnica dialogu. O książce „Tajemnica Izraela a tajemnica Kościoła” Stanisława Krajewskiego

Podziel się

15
4
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.