Dialogi o wierze Scorsese Spadaro

Lato 2024, nr 2

Zamów

Nie zobaczę sensu. I dlatego o niego pytam

Kadr z filmu „Rozmowa”, reż. Francis Ford Coppola, USA 1974. Fot. Materiały prasowe

Może wyzwaniem nie jest dziś szybkie nadawanie czemuś sensu albo odkrywanie go, a bezradne przyznanie: nie wiem, jaki to ma sens. Nie potrafię go dostrzec.

Zacznę osobiście. Niedawno znajomy zapytał mnie, z czym mam największy problem w temacie wiary. Zanim zrozumiałem, że idzie o kwestie dogmatyczne, wypaliłem: ciężko mi uwierzyć, że nad wszystkim czuwa Opatrzność. Wiem, że jako osoba przyznająca się do chrześcijaństwa powinienem chyba w ową opiekę wierzyć, ale mi ciężko. Uściślijmy – po lekturze książek ks. Wacława Hryniewicza podzielam nadzieję, że ostatnie słowo w pogmatwanej historii świata będzie należało do Boga, że On sobie z nami poradzi, że – jak w wierszu Iwaszkiewicza – przyjdzie, „ramieniem ogarnie, / wszystkie wytłumaczy / przeżyte męczarnie”. Być może. Oby.

To spojrzenie meta, bliższe całości niż części. Co jednak z konkretnymi wydarzeniami, rozgrywającymi się w nierzadko bolesnym tu i teraz? Naprawdę ktokolwiek nad nimi panuje? Wyliczam tylko te z ostatnich tygodni (z kręgu osób w jakiś sposób mi znajomych): ojciec dwójki małych dzieci ginie w wypadku spowodowanym przez pijanego kierowcę. Ktoś stawia upragniony dom, a tydzień później musi patrzeć, jak powódź niszczy cały jego dobytek. Inny ktoś pierwszy raz od lat jest przekonany, że wchodzi podekscytowany w związek, by po chwili spotkać się z odrzuceniem.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Przykłady te mają różny ciężar, wiem. Dramat śmierci jest nieporównywalny z dramatem zawodu miłosnego (chociaż powiedzcie to zakochanym!). Ale ostatecznie w każdym z tych przykładów trudno nie zadać pytania: po co? Jaki w tym sens? Oczywiście pop-psychologia w mgnieniu oka pospieszy z odpowiedzią: „wszystko jest po coś”, „wszystko może stać się nauką na przyszłość”. To, czy z dramatu wyciągniesz korzyść, zależy jedynie od twojego „nastawienia”. Albo kolejny wytrych: „widać tak było pisane” (sympatyzuję tu z Lawrencem z Arabii, który się z tym nie zgadzał). Z kolei klasyczna pobożność w radykalnej wersji przywoła słowa o „woli Bożej” albo w bardziej subtelnym wariancie zaleci: „poczekaj, a zobaczysz”.

Intryguje mnie coś przeciwnego: a jeśli się wcale nie zobaczy? Jeśli, żyjąc dalej, nie da się w pełni odczytać tajemnego szyfru z chaosu rzeczywistości; jeśli – jak u Staffa – „nici splątane w węzłach złud / Nie mają rozwiązania…”. Nie mają i mieć nie będą. Długo, może do samego końca. Co wtedy?

Wracam do „Człowieka w poszukiwaniu sensu” Victora E. Frankla – psychiatry, który przeszedł przez obóz koncentracyjny, a potem pracował z ludźmi w kryzysach. By nie poddać się rozpaczy, Frankl radził skupić się na… przeszłości, wspominać, pozwolić sobie na nostalgię. Lub wybiegać myślami w przyszłość: tak, dziś tkwię w potrzasku, być może wszystko stracone. Ale niewykluczone, że los się odmieni. Tylko znowu: nie mogę mieć pewności, jedynie ufność.

Ciekawe, że ruch, jaki proponuje Frankl, jest bardziej wewnętrzny niż zewnętrzny. Na zewnątrz nic nie mogę, wyczerpałem zasób możliwości, pozostaje bezradne rozłożenie rąk, pozwolenie sobie na żal, smutek, gorycz, łzy. I czekanie – coś, czego nikt nie lubi. Czekanie, które okazuje się też pewnym wysiłkiem duchowym.  

Tylko znowu: nie ma i nie może być złotej recepty. Nic, włącznie z czekaniem, nie rozwiąże sprawy raz a dobrze. No bo czy da się zajrzeć za „niedosiężną zasłonę”? Czy życie ostatecznie nie jest – jakkolwiek szumnie to zabrzmi – tajemnicą? A przecież tajemnica ma to do siebie, że nie można jej wyjaśnić, rozwiązać jak problem. Zawsze pozostanie niepewność oraz witanie się ze starą przyjaciółką ciemnością.

Rozmyślam o tym wszystkim od dłuższego czasu. Jak bumerang wraca do mnie utwór Miłosza „Wybierając wiersze Jarosława Iwaszkiewicza na wieczór jego poezji” oraz wzmianka o ludziach – takich jest zapewne większość – „co wierzą albo pragną wierzyć / W opatrznościową sensowność historii”. Pytanie, w jaki sposób tacy jak Iwaszkiewicz mają nawiązać z nimi porozumienie. I to bez uciekania z jednej strony w defetyzm, z drugiej – w infantylne poklepywanie po plecach.

Nie wiem, noszę w sobie same niejasne intuicje, zarysy odpowiedzi. Trzeba by pewnie odrzucić całkiem powszechne przekonanie, że jako ludzie panujemy nad rzeczywistością. Lub zbliżone do niego: że jak ktoś się stara i wysila, by żyć porządnie i bezpiecznie, to tak będzie żył, jego trud nie okaże się daremny. Byłoby to, przyznaję, piękne. Tyle że życie uparcie nie chce nikomu udzielić takiej gwarancji… Jest w genialnym filmie „Bez przebaczenia” Eastwooda taka scena: rewolwerowiec leży postrzelony na ziemi i czeka, aż przeciwnik go dobije. Zanim się to stanie, wyszepcze: „Nie zasłużyłem sobie na taką śmierć”, by usłyszeć: „Zasługi nie mają tu żadnego znaczenia”.

Czy istotnie nie mają? W końcu nikt z nas nie uniknie w życiu bólu, cierpienia i straty. Może więc głównym wyzwaniem nie jest dziś pośpieszne nadawanie czemuś sensu albo konstruktywne odkrywanie go, lecz bezradne i szczere przyznanie: nie wiem, jaki to ma sens. Nie widzę go. Niewykluczone, że kiedyś zobaczę. Ale teraz nie widzę.

Wesprzyj Więź

Przywołam jeszcze na pomoc Różewicza. W jednym z późnych wierszy zauważa on, że „czasem góry zasłaniają / To / co jest za górami / trzeba więc przesunąć góry”. Ale poeta nie ma „środków technicznych / ani siły / ani wiary / która przenosi góry”. Więc nie zobaczy tego nigdy. Wie o tym. I dlatego pisze.

A gdyby tak przyjąć za swoją tę gorzką świadomość i zgodę? Być nigdy może nie zobaczę sensu tego, co mi się wydarzyło. Będę się starał, próbował, dociekał. Ale nie zobaczę. I dlatego o niego pytam…

Przeczytaj też: Niech żyje klęska?

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.