Szukanie źródeł niepowodzeń w czynnikach zewnętrznych jest wygodne. A jeśli tym, co naprawdę może naruszyć fundamenty naszych domów, okazuje się brak porządku wewnątrz?
Mt 1, 18-23
Józef, oblubieniec Maryi, też miał swoje zwiastowanie. Mówi o tym Mateusz w swojej Ewangelii. Przyjęcie od posłańca Bożego wiadomości, że Dziecię, które nosi pod sercem jego żona, nie jest zwykłym człowiekiem, ale oczekiwanym Zbawicielem świata, wymagało od Józefa wiary silnej i pokornej. Józef na taką wiarę się zdobył. Uwierzył słowu Boga.
W całej tej opowieści, podobnie jak w scenie zwiastowania, którą przeżyła Maryja, ważne jest to, że anioł nie przynosi im powziętej z góry decyzji. On czeka na ich słowo, najpierw na zgodę Maryi, potem na zgodę Józefa. Od tego Bóg uzależnia dalsze losy tej konkretnej nazaretańskiej rodziny. Bóg czeka na ludzkie „tak”, by nie odbierać człowiekowi ani drobiny wolności. Choć jest Panem wszelkiego stworzenia, nie decyduje za nas. Pozwala nam się określić, czy chcemy iść przez życie z Nim, czy sami.
Maryja i Józef stworzyli dom, w którym Bóg realnie zamieszkał. Ale to nie znaczy, że ich dom czymś szczególnym zaczął się wyróżniać. Nic z tych rzeczy. Bóg, którym się opiekowali, dorastał w zwykłym domu, dyskretnie schowany przed oczami świata. W ten dom, jak wiemy z Ewangelii, uderzały zawirowania bieżącej polityki i ludzkich ambicji. Młoda rodzina musiała nawet wejść w rolę migrantów. Ale żadne zawirowania nie zdołały tego domu zburzyć, zniszczyć jego piękna, pielęgnowanych w nim relacji.
Żadne zawirowania nie powinny również zniszczyć naszych domów. Owszem, wokół jest wiele niebezpieczeństw. Różne światopoglądy, obce chrześcijaństwu, uderzają w nasze domy. Raz po raz są podejmowane próby zaprowadzania rozstrzygnięć, które powodują, że możemy czuć się zdezorientowani, a nawet zagrożeni: próby zniesienia ustawowej ochrony życia od poczęcia do naturalnej śmierci, dyskusje na temat edukacji religijnej dzieci i młodzieży. I choć nie można wokół tych działań przechodzić obojętnie, to jednak nie one ostatecznie stanowią największe niebezpieczeństwo dla stabilności naszych domów i rodzin.
Szukanie źródeł niepowodzeń w czynnikach zewnętrznych jest dość wygodne. Czy jednak tym, co naprawdę może naruszyć fundamenty naszych domów, nie jest brak porządku wewnątrz, w rodzinie? Brak miłości, przebaczenia, dobrego przykładu, uczciwości, kultury języka, zwłaszcza gdy świadkami naszych rozmów są dzieci, uleganie nałogom, tolerowanie zła, zachowania przemocowe, agresja słów i czynów – czy takie postawy budują dom?
Także w Kościele nie brakuje osób, które przyczyn aktualnych problemów – laicyzowania się społeczeństwa, wzrostu liczby apostazji, spadku powołań – upatrują głównie poza Kościołem. I znowu należałoby zapytać nas, ludzi Kościoła: czy swoją postawą nie wpływamy na poszerzanie się bezbożnych obszarów? Brak autentycznego świadectwa wiary, pycha, brak pokory, materializm, wikłanie się w sojusze z politykami, większe miłosierdzie dla sprawców przestępstw niż skrzywdzonych – czy to wszystko nie ma wpływu na decyzje i postawy osób, zwłaszcza tych, których wiara się chwieje, którzy zadomowili się na manowcach?
Brak porządku wewnątrz domu, niedosyt prawdy we wspólnocie Kościoła – to one podcinają nasze korzenie bardziej niż jakiekolwiek ingerencje z zewnątrz. Ochrona ludzkiej godności, stawanie po stronie słabszych, wzajemna dbałość o pokój między nami, pogłębianie więzi z Bogiem i ewangeliczne życie nie zależą od rządowych ustaw, parlamentarnych głosowań czy ministerialnych rozporządzeń. To jest kwestia naszych wyborów i naszej osobistej odpowiedzialności, podejmowanej dzień po dniu wobec innych i wobec siebie. Zamiast więc pomstować na nieprzyjaciół, módlmy się o wiarę mocniejszą niż przemiany świata.
Tekst ukazał się 8 września 2024 r. na Facebooku. Tytuł od redakcji
Przeczytaj też: Bp Muskus: Bóg bywa bardzo osamotniony w swoim Kościele