Wuefista kazał nam przez całą lekcję biegać na bieżni. Samotnie, we własnym tempie. Nie miało znaczenia, kto był pierwszy, a kto ostatni.
Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 6 września 2024:
Z czasów szkoły pamiętam przede wszystkim dwa elementy. Oba stanowiły wytchnienie od stresującej rzeczywistości. Pierwszym był sklepik, w którym kilka razy w tygodniu kupowaliśmy kanapki, słodycze i puszki Pepsi. Drugim – lekcje WF-u, podczas których graliśmy w piłkę, kosza lub biegaliśmy na bieżni w pobliskim parku. Też kilka razy w tygodniu. Pewnie zresztą ten ruch – nieco wymuszony, a trochę stanowiący frajdę – sprawiał, że nie odczuwaliśmy efektów niezdrowego żywienia.
Tylko że od tamtych lat minęły co najmniej dwie dekady. Eksperci alarmują, że z roku na rok spada sprawność dzieci i młodzieży, że mierzą się one – jak całe społeczeństwo – z problemem otyłości. Rozwiązaniem ma być nowy przedmiot: edukacja zdrowotna. O pomyśle tym pisze dla nas Maria Libura, doktorka nauk medycznych i nauk o zdrowiu.
Ekspertka zwraca uwagę, że skuteczne wdrożenie edukacji zdrowotnej do polskich szkół powinno być efektem jak najszerszego społecznego porozumienia, a nie kolejnym frontem wojny kulturowej. Wymaga też pracy u podstaw i zmiany myślenia – o szkole jako takiej, o lekcjach wychowania fizycznego, o aktywności zdrowotnej, która powinna dawać przyjemność, a nie powodować udrękę.
Zobaczymy, w jakim kierunku pójdzie przedmiot zapowiadany na przyszły rok szkolny. Edukacja i zdrowie to tematy, które potrzebują pogłębionego namysłu, a nie obietnic „na już”, działania efektywnego, a nie efektownego, raczej żmudnego biegu na długi dystans niż sprintu. I dostrzegania różnorakich korelacji, przede wszystkich między zdrowiem psychicznym a fizycznym. Nastolatkowi, który zmaga się z nadwagą i wypisuje z WF-u, nie wystarczy powiedzieć: „weź się za siebie”. Widzimy jedynie objawy jego stanu, a gdzie tkwią przyczyny?
Poza tym każdy ma swoją miarę. Pamiętam, jak kiedyś wuefista zrobił nam rozgrzewkę i kazał przez całą lekcję biegać na bieżni. Biegać samotnie, we własnym tempie. Po godzinie czekał na nas na mecie. Wszyscy dostali dobre oceny, bo nauczyciel nie liczył kolejności – nie miało znaczenia, kto był pierwszy, a kto ostatni. Każdego oceniał indywidualnie. Walczyliśmy przecież nie tyle między sobą, ile z samymi sobą. To była dobra lekcja WF-u. Lekcja życia.
Przeczytaj też: Niech żyje klęska?