Dialogi o wierze Scorsese Spadaro

Lato 2024, nr 2

Zamów

Zanim zaczął się taniec pogrzebowy. Lato w Warszawie roku 1944

Ewakuacja archiwów z niemieckiej komendy miasta przy pl. Piłsudskiego, lipiec 1944. Fot. Wikimedia Commons

Podczas gdy w Berlinie zastanawiali się, jak utrzymać Warszawę, a w Moskwie, jak ją zdobyć, Komenda Główna AK głowiła się, jak i tym, i tamtym pokrzyżować plany.

Fragment książki Jana Kurdwanowskiego „Mrówka na szachownicy. Wspomnienia powstańca warszawskiego”, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2024. Śródtytuły i tytuł pochodzą od redakcji Więź.pl

Z pamiętnikami to nie takie proste. Przyjaciele doradzają: pisz, jak pamiętasz, całą prawdę. A naprawdę to było tak: ogień, dym, kurz, huk, nurkuje, biegnie, strzela, pada, wstaje, nie wstaje, podjeżdża, odjeżdża, widać, nie widać. Panzerwagen, Nebelwerfer, SturmgeschützSprenggranate, Tiger, Panther, Flak i Pak. Dorzucając heinkla, sztukasa, „goliata”, meserszmita[1], „grubą bertę” i tasując te kilkadziesiąt słów w niezliczoną ilość kombinacji, można odmalować całą panoramę Powstania widzianą z lotu ptaka.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Pamiętniki Speera odebrały mi na jakiś czas odwagę do pisania. On oglądał drugą wojnę światową z lotu jastrzębia, ja z marszu mrówki. Kogo zaciekawią przeżycia mrówki, która potyka się o byle ziarnko piasku i nie widzi poza najbliższe źdźbło trawy?

Od 6 czerwca 1944 roku, gdy Anglosasi wylądowali w Normandii, oczekiwano końca wojny jeszcze przed żniwami, a nie jak zwykle po żniwach. Pod koniec czerwca pękł niemiecki front na dalekiej Białorusi. Padały nazwy miast znane z „Potopu” Sienkiewicza, a obok nich, z dodatkiem „für Führer und Vaterland”[2], nazwiska poległych niemieckich generałów.

Ludzie wiedzieli z doświadczenia, że każda ofensywa zwalnia po paru tygodniach i ustaje. Ta jednak zdawała się nabierać coraz większego pędu. Tymczasem życie w Warszawie płynęło normalnie. Patrole gęsto krążyły po mieście. Kwitł szmugiel żywności. Uliczne łapanki niemal ustały, za to zamachy na niemieckich agentów chyba się nasiliły. Szły transporty do Oświęcimia, a w ruinach getta nocami, bez rozgłosu, rozstrzeliwano. Ale od wielkiej ulicznej „rozwałki” po zabiciu generała SS Kutschery w lutym 1944 roku jego następca Geibel zaniechał publicznych egzekucji.

Miasto kipiało radością

Wieczorem ludzie pochyleni nad mapami wtykali szpilki w coraz to nowe czarne kropki miast, w miarę jak front przesuwał się coraz bliżej. Jedną z nielicznych pożytecznych stron niemieckiej okupacji była obfitość tanich i dobrych map. Przychodziły wieści z Normandii, że amerykańskie bomby starły na miazgę ostatki niemieckich rezerw. Po zamachu na Hitlera 20 lipca nawet pesymiści przestali wątpić, że wojna skończy się przed żniwami.

Jak dotąd front miał coś z bajki – „za siedmioma górami i siedmioma rzekami”. Nagle w drugiej połowie lipca stało się coś niesamowitego. Zaczęli uciekać. Warszawa kipiała radością. Któż mógł przewidzieć, że te półtora tygodnia to było tylko preludium allegro e molto vivace [3] do danse macabre et funebre[4] Powstania.

Po zamachu na Hitlera 20 lipca nawet pesymiści przestali wątpić, że wojna skończy się przed żniwami

Jan Kurdwanowski

Udostępnij tekst

Zaczęli uciekać, najpierw cywile: rajchsdojcze, folksdojcze, sztamdojcze, ostdojcze, baltendojcze[5], koloniści, faszyści, białogwardziści, kolaboracjoniści. Na chłopskich wozach, wychudzeni, zakurzeni, z tobołkami i dziećmi, byle prędzej, byle na zachód. A z nimi pomieszane tabory niemieckie, węgierskie, własowskie. Za cywilami pomknęli dystryktlajterzy, becyrklajterzy, krajslajterzy, ortslajterzy, burgmajsterzy, trojhenderzy, Wohnungsamt i Arbeitsam[6].

Potem zaczęli ładować się na samochody i pociągi: Sicherheitspolizei, Geheime Staatspolizei, Kriminalpolizei, Ordnungspolizei, Schutzpolizei, Hilfspolizei, Bahnschutz, Selbstschutz, Werkschutz, Grenzschutz, Hitlerjugend, Sturmabteilung, Sonderdienst i Baudienst[7]. Jak dotąd Warszawa widziała tylko marsz i ucieczkę na wschód. Niemieckie dzielnice, policyjna i rządowa, prawie opustoszały. […]

Podczas gdy w Berlinie zastanawiali się, jak utrzymać Warszawę, a w Moskwie, jak zdobyć Warszawę, Komenda Główna Armii Krajowej w konspiracyjnych lokalach, za spuszczonymi firankami, głowiła się, jak i tym, i tamtym pokrzyżować plany.

Potem zaczęli wracać: Sipo, Schupo, Orpo, Kripo, Gestapo, SD, SA, a z nimi werkszuce, banszuce, lajterzy, Wohnungsamt i Arbeitsamt. Czołgi dywizji „Hermann Göring” pojawiły się na ulicach i jechały na wschód. Zaroiło się od własowców. […]

W 1942 roku na warszawskim dworcu zatrzymywał się na krótko pociąg pośpieszny z napisem: „Berlin–Posen–Kutno–Warschau–Lublin–Rowno–Human–Dnepropetrowsk”. Potem linia zaczęła się skracać i jedna nazwa po drugiej od tyłu wypadała, aż Lublin znalazł się na samym końcu. W dniach poprzedzających Powstanie nawet kolej podmiejska dojeżdżała tylko do Anina czy Radości. Otwock był już za granicą.

Nagle Powstanie odwołano

Powstał niesamowity kołowrotek. Głównymi ulicami miasta jechały na wschód czołgi, piechota maszerowała na zachód, a rosyjskie patrole kręciły się wokoło przedmieść Pragi. Pięć dni przed Powstaniem gubernator Fischer nakazał przez megafony uliczne, aby sto tysięcy osób stawiło się do budowy umocnień polowych. W odpowiedzi pułkownik Monter – komendant AK na Warszawę – nie pytając o pozwolenie zwierzchników, natychmiast zarządził mobilizację armii podziemnej w Warszawie, co według regulaminu równało się powstaniu. Jak się wkrótce okazało, krewki pułkownik i inni podkomendni zupełnie ponieśli swego dowódcę generała, jak znarowiony koń kiepskiego jeźdźca.

Choć na wezwanie Niemców do kopania rowów nikt się nie stawił, nieoczekiwanie natychmiastowych represji nie było. Elektryczna kolej nadal kursowała linią otwocką. Ludzie wysiadali na ostatniej stacji, szli na spacer w pobliskie laski, by pogwarzyć z rosyjskimi żołnierzami, i pokrzepieni na duchu wracali do Warszawy. W każdym razie tego rodzaju opowiadania krążyły po mieście. Wśród komentarzy tej niezwykłej sytuacji były i takie, że Wehrmacht maszeruje na zachód, bo nie chce się bić, jedynie czołgi SS jadą na wschód, a Rosjanie cicho siedzą, czekając na kapitulację Niemiec. O Hitlerze opowiadano, że tuzinami rozstrzeliwuje swoich generałów, że jest sparaliżowany, że od wybuchu bomby ogłuchł, oślepł, oszalał i zgłupiał doszczętnie, że nie żyje, a jego miejsce zajął sobowtór.

Mrówka na szachownicy
Jan Kurdwanowski „Mrówka na szachownicy. Wspomnienia powstańca warszawskiego”, Wydawnictwo Filtry, Warszawa 2024

W połowie lipca rodzina moja wyjechała na wakacje pod Grodzisk. Każdy pewnie pamięta, co to znaczy mieć puste mieszkanie do własnej dyspozycji w wieku dziewiętnastu lat. Można leżeć na łóżku i czytać, nikt się nie czepia, że spodnie się gniotą lub wzrok się psuje, i w ogóle czego dusza zapragnie.

Kolega szkolny Jurek, wiedząc, że poza mną nikogo nie ma w mieszkaniu, poprosił o pozwolenie na urządzenie punktu wypadowego, na co oczywiście przystałem. Przez dwa dni tysiące akowców stłoczonych w prywatnych mieszkaniach z bronią lub bez czaiło się do skoku na Niemców, po czym nagle Powstanie odwołano. Mnie w udziale przypadło czaić się bez broni przy ulicy Łuckiej, w mieszkaniu kolegi z działonu armatek szybkostrzelnych 20 mm, tapicera, któremu rano oczy nie chciały się otworzyć, a wieczorem zamknąć, aż sobie wypił. Niech służy to za dowód dyscypliny, że pomimo iż mieszkanie obfitowało w wyborowe wódki, nie doszło do picia.

Była w tym zasługa żony tapicera, tlenionej blondynki, która czuwała, aby mąż nie dobrał się do kredensu, gdzie pod kluczem stały butelki. Inny żołnierz działonu, współwłaściciel nielegalnej bimbrowni na Mokotowie, niewiele starszy ode mnie, był już zaawansowanym alkoholikiem. Szwagier tapicera, pseudo Zychler, też tapicer, także lubił pociągnąć. Było więc możliwe, że przedłużające się ostre pogotowie, przy dochodzącym spoza Wisły huku dział, mogło się przerodzić w libację ku czci zwycięstwa i na pohybel Niemcom. […]

Ku ogólnemu zaskoczeniu pogotowie odwołano po dwóch dniach. Wróciłem więc z Łuckiej do własnego mieszkania. Zastałem tu jeszcze grupę Jurka, niemrawo zbierającą się do wyjścia. Wśród konspiratorów rozpoznałem gimnazjalnego kolegę B., który cieszył się opinią roztargnionego filatelisty. Ze względu na wysoki wzrost B. zawsze siedział w tyle klasy, opierając o ścianę swą wielką, kędzierzawą głowę. Zwykle zadumany, wpatrywał się okrągłymi jak spodki oczyma gdzieś w siną dal.

Ilekroć przerwano mu tok myśli, mrugał długimi rzęsami, uśmiechając się przyjaźnie. Nieraz, gdy jego nazwisko padło w czasie lekcji, wyglądał, jakby go nagle zbudził ryk krowy na łące. W czasie okupacji nowy duch w niego wstąpił. Ze sprzedaży znaczków pocztowych, mówiono, utrzymywał całą rodzinę. Parę razy widziałem go u zbiegu Szpitalnej i placu Napoleona pod ścianą, gdzie wystawali handlarze złotem.

Nazajutrz był 1 sierpnia

Na rozgrzewkę przed walką B. przyniósł butelkę koniaku, który rozlano do szklanek. Zaledwie wychylono toast za zwycięstwo, wszyscy zaczęli się krztusić i sinieć. Okazało się, że B. w pośpiechu omyłkowo włożył do teczki skoncentrowane krople waleriana na czystym spirytusie, używane do uspokajania kobiecych nerwów. Grupa chwilowo straciła wartość bojową, która i tak była niska, jako że tylko porucznik posiadał rewolwer.

Choć miasto zaroiło się od wracających umundurowanych Niemców i własowców, mój dom pozostał w dwóch trzecich pusty. Białogwardzista z czwartego piętra z synkiem Igruszką, którego nasze dzieci nazywały Gruszką, zniknął. Folksdojcz, pijak, żonobijca – sąsiad na tym samym piętrze – także się wyniósł. Rodzina małej dziewczynki, Alice, na którą rodzice po Stalingradzie znowu zaczęli wołać Alusia, uciekła.

Godzina policyjna zaczynała się o ósmej. Dziwnie wyglądały puste, oświetlone zachodzącym słońcem ulice Szara i Rozbrat. Zapadła noc, dla wielu przedostatnia pod okupacją. Warszawa jest miastem, co to ledwie się otrząśnie, wyprostuje pióra, a już znowu zbliża się jego ostatni dzień przed tym czy owym.[…]

W okupowanej Warszawie kara śmierci była prawie za wszystko i za nic

Jan Kurdwanowski

Udostępnij tekst

Miasto obiegały tysiące wieści o froncie, o kryzysie w Niemczech, o Normandii. Sytuacja zmieniała się tak szybko, a front był tak blisko, że wiadomości z prasy podziemnej, nie mówiąc o niemieckiej, były przestarzałe. Dziś słyszałeś huk armat, a za trzy dni mogłeś sobie przeczytać, kto do kogo strzelał i z jakim skutkiem. Najlepsze źródło informacji, radio, było Polakom wzbronione. Posiadanie radioodbiornika karano śmiercią, tak samo jak słuchanie go, rozpowszechnianie wiadomości radiowych oraz tajenie przed władzą niemiecką informacji o tych, którzy posiadają, słuchają i rozpowszechniają. Zresztą kara śmierci była prawie za wszystko i za nic.

Spośród pięćdziesięciu dwóch mieszkań w moim domu większość stała pusta. Uprzywilejowani, uciekając w popłochu, mieli ważniejsze kłopoty niż zabieranie radia na zachód. Bez radia wiedzieli, że jest źle.

Wydawało się, że w naszej klatce schodowej nikt nie pozostał poza Wojtkiem i mną. Najbliższy sąsiad, drzwi na wprost moich drzwi, folksdojcz pijak, miał zwyczaj włamywać się do własnego mieszkania, ilekroć żona bała się go wpuścić. Najpierw wyzywał ją przez zamknięte drzwi, potem walił pięścią dla postrachu, wreszcie kopał, aż drzwi ustąpiły; zgodnie z zasadą głoszoną przez Führera, że siłą weźmie to, czego odmawia się po dobroci.

W końcu kobieta krzyczała i szlochała, gdy ją karcił za nieposłuszeństwo. Siostry folksdojczki z dołu wzywały parę razy Orpo czy Kripo. Raz nawet interweniowali Niemcy zamieszkali na klatce schodowej, z gestapowcem Felske na czele. Zwykle odbywało się to późną nocą. Nikt z Polaków nie reagował na te awantury, czekaliśmy, aż ucichnie, aby wrócić do spania. Za wtrącanie się do bitki pomiędzy Niemcami można było pojechać do Oświęcimia albo i gorzej.[…]

Polska policja nie miała prawa mieszać się w waśnie między Niemcami. Niemiecka policja również nie wtrącała się, jeśli jeden Polak mordował drugiego Polaka bez użycia broni palnej i bez szkody dla mienia niemieckiego. Przekazywała to policji polskiej, która także nie wtrącała się. Więzienia były wypełnione politycznymi i niewinnymi, dla kryminalistów nie było miejsca.

Mieszkanie naprzeciw znałem dobrze, gdyż dawniej wynajmowali je państwo Liedtke; ich syn Jurek był moim kolegą gimnazjalnym. W 1942 roku został aresztowany. Gestapo obiecało panu Liedtke, który nie tylko nosił niemieckie nazwisko, ale także był protestantem, zwolnić syna, jeśli podpisze volkslistę. Nie podpisał, Jurek nie wrócił. Liedtków wysiedlono. Mieszkanie po nich dostał pijak. Kto jak kto, ale on, uciekając, na pewno nie zabrał ze sobą radia.

Wojtek i ja, upewniwszy się, że oprócz nas nikogo nie było na klatce schodowej, przystąpiliśmy do akcji. Listwa od drzwi odstawała, zamek ustąpił pod nożem i oto pierwszy raz w życiu włamałem się, i to do Niemca. Plądrowanie cudzych mieszkań daje przedsmak odkrywania i podbijania nieznanych lądów, stąd ten dreszczyk. Po ciemku odszukaliśmy radio. Bełkotało niewyraźnie po niemiecku, nawet słowa trudno było odróżnić. […]

Strych był naszym punktem obserwacyjnym od kilku dni. Tej nocy, tak jak i poprzednich, panowała absolutna cisza. Na zachód za Ogrodami Frascati w ciemności leżało miasto na pozór bez życia – bez świateł, bez hałasu, bez ruchu, bez gwaru. Nawet bez przysłowiowego echa kroków nocnych patroli. Zapewne niewielu ludzi spało. Każdy mówił i myślał o froncie. Na wschód za linią budynków znajdowało się koryto Wisły, dalej ledwo widoczne przez lornetkę skupisko domów po drugiej stronie rzeki i czarna przestrzeń bez końca. Z rzadka błyskało tam, gdzie niewidoczna ziemia schodziła się z gwiaździstym niebem.

W mej wyobraźni front przestał być zwykłą linią okopów najeżonych lufami. Wprost przeciwnie, nabrał cech istoty żywej, pełnej groźnego uroku – nieodgadnionej przyszłości, końca świata, początku nowego życia. Jakby smok olbrzymi zaległ w ciemnościach poza lasami wawerskimi i od czasu do czasu łypał ku nam ślepiami.

Nazajutrz był 1 sierpnia 1944 roku. Ten najważniejszy dzień Warszawy zaczął się pogodnie i spokojnie. W ostatnich dwóch stuleciach historii Polski „ważny” równało się „tragiczny”. Łatwo sobie wyobrazić, co może znaczyć „najważniejszy”.

Wesprzyj Więź

Przeczytaj też: Wybrać kształt katastrofy. Powstanie Warszawskie – próba bilansu

________________________________________________________________________________________________________________

[1] Panzerwagen – wóz pancerny; Nebelwerfer – wyrzutnia rakietowa (od nazwiska konstruktora Nebela); Sturmgeschütz – działo szturmowe; Sprenggranate – granatnik; Tiger – czołg, ciężar 55 ton (tygrys); Panther – czołg, ciężar 45,5 tony (pantera); Flak – artyleria przeciwlotnicza; Pak – artyleria przeciwpancerna; heinkel – bombowiec; sztukas – nurkowiec; „goliat” – mały czołg bez załogi, wypełniony materiałem wybuchowym, zdalnie sterowany i detonowany za pomocą kabla; meserszmit – myśliwiec.
[2] Für Führer und Vaterland – za wodza i ojczyznę.
[3] Preludium allegro e molto vivace – w muzyce preludium w szybkim, bardzo żywym tempie.
[4] Danse macabre et funebre – taniec śmierci i pogrzebowy.
[5] Rajchsdojcz – Niemiec posiadający obywatelstwo Trzeciej Rzeszy; folksdojcz – Niemiec lub osoba deklarująca się jako Niemiec, ale nieposiadająca jeszcze obywatelstwa Trzeciej Rzeszy; sztamdojcz – człowiek mający niemieckich przodków; baltendojcz – Niemiec z krajów bałtyckich.
[6] Dystryktlajter, becyrklajter, krajslajter, ortslajter, burgmajster, trojhender – tytuły niemieckiej administracji terytorialnej.; Wohnungsamt – urząd mieszkaniowy zajmujący się głównie przesiedlaniem i wysiedlaniem; Arbeitsamt – urząd pracy zajmujący się głównie zsyłką ludzi do pracy przymusowej w Niemczech.
[7] Sicherheitspolizei (Sipo) – policja bezpieczeństwa; Geheime Staatspolizei – Gestapo; Kriminalpolizei (Kripo) – policja kryminalna; Ordnungspolizei (Orpo) – policja porządkowa; Schutzpolizei (Schupo) – policja ochronna; Hilfspolizei – policja pomocnicza; Bahnschutz – straż kolejowa; Selbstschutz – oddziały samoobrony; Werkschutz – straż fabryczna; Grenzschutz – straż graniczna; Hitlerjugend – związek młodzieży hitlerowskiej; Sturmabteilung (SA) – oddziały szturmowe; Sonderdienst – oddziały do zadań specjalnych; Baudienst – służba budowlana.

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.