Zima 2024, nr 4

Zamów

Wściekły tłok na podium. Wybory parlamentarne we Francji

Jean-luc Mélenchon, lider lewicowej La France insoumise (Niepokornej Francji). Fot. Creative Commons

We Francji wygrał „front republikański”, ale właściwie nie wiadomo kto. Sytuacja po 7 lipca oznacza konieczność zrewolucjonizowania francuskiej kultury politycznej. 

W militarnej narracji wszystko wygląda prościej: „zjednoczyliśmy siły, odepchnęliśmy, pokonaliśmy”, „Francja powiedziała nie objęciu władzy przez RN” [Rassemblement national – Zjednoczenie Narodowe – red.], „to głosowanie pozwoliło uniknąć najgorszego”, „wzniesiono republikański front przeciwko zagrożeniu ze strony skrajnej prawicy”. Po heroicznej mobilizacji i utrzymaniu solidnej blokady (wyrażenie faire barrage – blokować – stało się gwiazdą politycznego dyskursu) przyszedł moment na oddech ulgi (soupir de soulagement przeszedł przez większość mainstreamowych kanałów medialnych). Ale militarna narracja spala się w mgnieniu oka. 

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Echo po wielkim huku coraz wyraźniej zagłusza trzeźwy głos polityków takich jak Marine Tondelier, liderki francuskich Zielonych (Europe Écologie Les Verts): „Będziemy rządzić… Pierwsze pytanie brzmi jak – to jest to, co mnie interesuje najbardziej. A pytanie jak pociąga zaraz za sobą kolejne: z kim?”. W odpowiedzi pragmatyzm socjaldemokraty Raphaela Glucksmanna z partii Place Publique (PP): „będzie trzeba rozmawiać, dyskutować, wchodzić w dialog” miesza się jednak z kategorycznym głosem Jean-Luc’a Mélenchona z La France Insoumise (LFI): „Prezydent Republiki musi się ugiąć, Attal musi odejść” i solennymi obietnicami Oliviera Faure, szefa Parti Socialiste (PS): „Nie zaangażujemy się w żadną koalicję przeciwstawnych stron, która zdradziłaby głos Francuzów”. 

Niewzruszony blok Nouveau Front populaire (NFP), w którego skład wchodzą właśnie m.in. Zieloni, PP, LFI, PS wytrzymał starcie z wyborcami Le Pen, ale już nie z ambicjami tworzących go ugrupowań.   

Zoom na Zjednoczenie Narodowe

Jeśli podzielić izbę niższą francuskiego parlamentu na RN i resztę, to blokada skrajnej prawicy wygląda faktycznie imponująco – 142 miejsca dla RN i sojuszników kontra 178 dla Nouveau Front populaire, 150 dla Ensemble (czyli obozu prezydenckiego), 66 dla Les Républicains, 15 dla Centrum (spoza Ensemble), 15 dla Lewicy (spoza NFP). 

Partie doraźnego „frontu republikańskiego” mają tak zróżnicowane programy, że mogła spajać je jedynie idea: wszystko, tylko nie Zjednoczenie Narodowe

Alicja Chwieduk

Udostępnij tekst

Jednak kolory koalicji po rozszczepieniu na konkretne partie ujawniają mniej spektakularne liczby – szczególnie w przypadku NFP. Media ochrzciły NFP, ze 178 mandatami, pierwszą siłą w nowym parlamencie, a Mélenchon samozwańczo ukoronował się na jej przywódcę (samozwańczo, choć trzeba przyznać, że jest w tym dość przekonujący, bo i w polskiej prasie możemy przeczytać o nim jako o „twarzy francuskiej lewicy”). 

Tymczasem NFP daleko do mówienia jednym głosem, zaś sam Mélenchon uznawany jest za „postać kontrowersyjną” i „nieco toksyczną”. To ostatni polityk, wokół którego nawet francuska lewica chciałaby się jednoczyć. Zresztą zgodnie z umową sojuszu wewnątrz powołanego NFP wykluczono wystawienie Mélenchona na premiera. 

Jeśli chodzi o same wyniki, to poparcie akurat dla La France Insoumise praktycznie nie drgnęło od 2022 roku. Największymi zwycięzcami po lewej stronie sceny mogą natomiast poczuć się Zieloni (zdobyli o 10 miejsc więcej) i Parti Socialiste, która zgarnęła ponad dwa razy więcej mandatów (26 w 2022 roku vs 61 teraz). Obóz prezydencki znacząco osłabł (z 245 miejsc pozostały mu 163), zaś partia Le Pen – chociaż nie sięgnęła po zapowiadane w sondażach zwycięstwo – zajmuje samodzielnie, nie licząc republikańskich sojuszników od Érica Ciotti, aż 125 miejsc, czyli o 36 więcej niż w 2022 roku. Stała się tym samym największą samodzielną partią w Zgromadzeniu.

Słuchając wypowiedzi trzech głównych obozów – Nouveau Front Populaire, Ensemble i Rassemblement National (z soujsznikami) – czujemy, jak bardzo elastyczna potrafi być miara politycznego sukcesu. Wszyscy wygrali! Ale na podium jest tak wściekły tłok, że nie można się ruszyć. Ruch parlamentu został zblokowany przez proste pytanie: to co dalej, skoro nikt nie uzyskał większości? 

Zoom na punkty bólu

Bez względu na to, kto i dlaczego, ogłosił się wielkim wygranym drugiej tury, Francji chyba daleko do „oddechu ulgi”. Rekordowa frekwencja 66,6%, najwyższa od 1997 roku, kiedy wyniosła 71,8%, i jak dotąd niespotykane zróżnicowanie barw w Zgromadzeniu pokazują, najogólniej mówiąc, że choć Francuzi nie poszli w żadną skrajność, to ich nastroje są dalekie od wyciszenia. Przypominają raczej złowrogi pomruk wulkanu. Większość prób gładkiego, upraszczającego podsumowania niedzielnych wyborów można skontrować wyrazistym „ale”, które odkrywa całe spektrum realnych konfliktów. 

Wygrał „front republikański”, ale właściwie nie wiadomo kto. Partie owego doraźnego frontu mają tak zróżnicowane programy, a więc i często polityczne tożsamości, że w drugiej turze mogła spajać je jedynie idea „TSRN” – tout sauf RN (wszystko, tylko nie RN). Dziś więc nie tylko trudno przewidzieć przyszłe sojusze, ale nawet nie można określić granicy między większością a opozycją.

Obóz prezydencki okazał się silniejszy, niż przewidywano, ale jeśli Macron zachłyśnie się lepszym wynikiem i wejdzie w rolę wygranego, to wśród wyborców zawrze. „Francuzi, z których trzy czwarte głosowało przeciwko niemu, nie podzielą jego decyzji w sprawie premiera. Jeśli Macron wyznaczyłby premiera ze swojego środowiska, oznaczałoby to, że po raz kolejny nie rozumie, że Francuzi chcą zerwać z przeszłością, a polityczny środek ciężkości już się przesunął: Rassemblement National nabiera rozpędu, następuje renesans socjaldemokracji. Jeśli prezydent Republiki uważa, że jest zwycięzcą wyborów parlamentarnych, to jest to skrajnie fałszywa interpretacja klimatu politycznego i wyborów”  – komentuje Stewart Chau, ekspert w dziedzinie badań opinii publicznej z Institut de sondages Viavoice, w wywiadzie dla altantico.pl.

Wreszcie: RN nie zdobył większości w Zgromadzeniu, ale nie jest siłą marginalną. Nie można lekceważąco zamknąć w ciasnej kategorii ksenofobów ponad 9 milionów obywateli, którzy oddali swój głos na Le Pen w pierwszej turze. Wyborcy RN są obecni praktycznie we wszystkich grupach zawodowych i wiekowych. W stronę skrajnej prawicy niekoniecznie popchnęła ich czysta nienawiść do obcych, a frustracja niestabilnością ekonomiczną czy subiektywne poczucie zagrożenia ze względu na – w ich odczuciu – fatalnie rozgrywany problem migracji. To obawy i rozczarowania o potężnym potencjale wybuchowym, które prędzej czy później powinny zostać wysłuchane przez rządzących. Warto też dodać, że dla części francuskich ekspertów obecny wynik RN to nie porażka Le Pen, a tylko krok w tył przed skokiem na prezydenturę w 2027 roku.

Nie ulga, a ciężka praca

Na medialne okrzyki, że teraz Francja staje się ingouvernable (nie do opanowania) i stoimy przed instytucjonalnym chaosem, francuscy konstytucjonaliści reagują spokojnym wzruszeniem ramion. Jakkolwiek obecny portret Zgromadzenia faktycznie jest wyjątkowy, to jednak system nie runie w wyniku korozji spowodowanej przez polityczne podziały. „V Republika jest bardzo plastyczna. Konstytucja została stworzona z myślą o rządach mniejszościowych lub koalicyjnych, stąd mnogość artykułów w konstytucji umożliwiających rządzenie bez bezwzględnej większości w Zgromadzeniu Narodowym” – tłumaczy Dominique Rousseau, profesor prawa konstytucyjnego na Paris 1 Panthéon-Sorbonne, były członek Conseil Supérieur de la Magistrature w rozmowie dla France Culture.

Wesprzyj Więź

Sytuacja po 7 lipca oznacza jednak konieczność zrewolucjonizowania francuskiej kultury politycznej.  „Zmiana kultury politycznej oznacza wejście w kulturę parlamentarną, która uznaje, że kompromis nie jest kompromitacją, że obrady parlamentarne są negocjacjami, a rezygnacja z części swojego programu to nie zdrada. W większości krajów europejskich tak to działa, dlaczego i my nie moglibyśmy praktykować takiej kultury parlamentarnej? Ukonstytuowanie rządu oznacza, że trzeba będzie pogodzić się z odpuszczeniem niektórych punktów programu. Konstytucja na to jak najbardziej pozwala” – podsumowuje Rousseau.

Po dyskursywnej wojnie z RN i wznoszeniu wyimaginowanych barykad przychodzi czas na prawdziwy egzamin z politycznej dojrzałości nowego Zgromadzenia. Pierwsze rezultaty poznamy już w następny czwartek – 18 lipca odbędą się wybory przewodniczącego.

Przeczytaj również: Marcin Giełzak: Przyszłość europejskich nacjonalistów zależy od tradycyjnej prawicy

Podziel się

3
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.