Jaka to moc sprawia, że z dna swoich samotności i cierpienia stare poetki często wydobywają hart ducha, zdobywają się na heroizm i dopingują nas: „współczuj, udziel innym głosu, podziel się z nimi słowem, myślą i uczynkiem”.
„Nie wiem kiedy z rąk / Zniknęły mi linie papilarne / natomiast wiem że moja płeć umarła / w tym samym momencie / w którym ukochany / na wieki wieków zamknął oczy” – wyznaje Urszula Kozioł w wierszu Złudzenie optyczne. Zaś Maria Pawlikowska-Jasnorzewska o bohaterce swojego wiersza pt. Stara kobieta pisała: „Jest złamana, pogięta, / pocięta, poorana, / i tylko jej kobiecość / to zagojona rana”. Zagojona, czyli taka, która przestała już krwawić, a jednocześnie taka, która przestała mieć jakiekolwiek znaczenie.
„już myślałem że to ja / a to stuletnia kobieta / która mieszka we mnie” – tymi słowami Jerzy Ficowski rozpoczął swój ostatni wydany przed śmiercią tomik Pantareja. Znajomość biografii poety podpowiada mi najprostsze wytłumaczenie tych słów – pisząc o stuletniej kobiecie, Ficowski myśli o swojej matce. Ale przecież jak w przypadku każdego dobrego wiersza interpretacja nie musi być tylko jedna i można zapytać: czy w Stuletniej kobiecie nie ma śladu charakterystycznego dla wieku późnej starości stopniowego zacierania się granic płci?
Czy śmierć płci, o której pisze w swoim wierszu Urszula Kozioł, jest nieuchronna? Oczywiście, że nie. „Nie ma przedawnienia dla miłosnych nocy” – twierdzi Adriana Szymańska w wierszu Bez przedawnienia zawartym w jej późnym tomiku. I dodaje: „Bo to sam Stwórca wiąże ogniem dwoje ciał, / widząc, że duch ich też kroczy / tym płomiennym śladem”.
Zaś Anna Kamieńska w jednym z ostatnich swoich wierszy pisała: „Znowu otwarła się we mnie ta rana / przez którą wdziera się światło” (wiersz bez tytułu z tomu Wiersze przemilczane).
Kogo musnęła żywa głoska miłości
Każdego ranka po przebudzeniu bohaterka wierszy Adriany Szymańskiej przygląda się brzozie rosnącej przed jej oknem. Drzewo ma na sobie „szatę z białej kory / i rozłożyste skrzydła z drobnych gałązek. / Na głowie diadem ze wschodzącego słońca”. Poetka dostrzega w tym drzewie anioła, który schodzi na ziemię, aby chronić ją „przed doczesną niedolą”, a innym razem widzi schody do nieba – drabinę Jakubową. „Mogłabym wspiąć się po niej, by porozmawiać z Bogiem. I zyskałabym pewnie glejt powrotny / do krainy dzieciństwa […]” – pisze w wierszu Brzozowy anioł.
A w zbiorze zatytułowanym Nieprzerwany dialog, zawierającym wiersze z lat 1968–2019, pośród utworów wcześniej niedrukowanych znajdujemy tekst pt. Śmierć brzozy dotyczący tego samego drzewa, które zostaje niespodziewanie ścięte przez „człowieka z narzędziem zbrodni w ręku”. Poetka notuje: „Patrzę teraz przez okno i widzę świetlistą duszę tej brzozy, jak unosi się w górę na skrzydłach mgły. A ptaki, które miały na niej niejeden karmnik, latają od rana w tej nagłej niespodziewanej pustce z nadzieją, że zaraz będą mogły znowu tu przysiąść i najeść się do syta”.
Co chroni przed rozpadem osobowości, przed zanikiem dotychczasowej tożsamości? Oczywiście pamięć. Dopóki trwa
W tych dwóch tekstach Szymańskiej obecne są wątki charakterystyczne dla późnej twórczości wielu starszych poetek. Przychodzi im mierzyć się z samotnością i milczeniem, boleśnie doświadczać straty, tęsknić za dzieciństwem, jednoczyć z naturą. A także stawiać pytania Bogu, życiu i śmierci oraz poszukiwać nadziei i dotykać tajemnicy.
Wymieniłam samotność, choć akurat w przypadku większości twórczości Szymańskiej nie ma jej znowu tak wiele. A w każdym razie nie jest to samotność destrukcyjna. Poetka, jak pisze, ma przecież swoje „córki-kawki, siostry-wiewiórki, braci-psy i przyjaciół-pająki”. Uwzględniła ich nawet w wierszu Mój testament:
Moje oczy i usta, moje stopy i ręce
po kryjomu już wam rozdałam, zapisałam
na tysiącach kartek zdyszanymi słowami
i nawet gdybym nie chciała,
mówić będę do was każdą skrzydlatą literą,
każdym dwukropkiem między wierszami:
bo ten, kogo choć raz musnęła żywa głoska
miłości – na zawsze jest miłowany.
Inny, bardziej drastyczny rodzaj obrazowania swoich stanów emocjonalnych przy pomocy przyrody prezentuje Urszula Kozioł w utworze Bez pamięci, gdy pisze:
Jestem kłodą ściętego drzewa
nie mam korony i nie mam korzenia
nie wiem, co mi się stało
żem taka zdrewniała
bez ruchu bez szelestu
bez żadnego listka
Przytulam się do pamięci
Co chroni przed rozpadem osobowości, przed zanikiem dotychczasowej tożsamości, przed cierpieniem? Oczywiście pamięć – dopóki trwa. W wierszu Zanim stracę pamięć Urszula Kozioł zwierza się: „Przytulam się do pamięci / o ukochanym / zanim stracę pamięć / zanim zapomnę / jak mam na imię”.
A w przywoływanym już utworze Brzozowy anioł Adriana Szymańska deklaruje: „[…] jaka to radość świadczyć słowem własne historie […] / To wszystko bowiem, co wciąż mam w sobie, / co gra we mnie czysto jak zaczarowany fagot, / mogłam przecież już dawno zapomnieć”.
Wiele wierszy z przedostatniego tomu Urszuli Kozioł zatytułowanego Momenty mówi o misternym ciułaniu pamięci, o walce z uciekającą pamięcią, a także o bólu, który ona zadaje: „Błądziłam po zatartych datach / w życiorysie / nie mogłam trafić w zaułki pamięci” (Bez pamięci) i „tak więc jak ta ryba / pamięć otwiera i zamyka usta / […] / teraz przybliża się do swej śmierci / już nie może dłużej / nie chce niczego pamiętać” (Bez pamięci III).
Pamięć, póki trwa, bywa często pomostem, na którym spotykają się żywi i umarli, przedłuża zmarłym życie. W myśl słów niemieckiego poety Reinera Kunzego: „W nas mają zmarli / krótkie życie wieczne // W nas niebo, / gdzie zostają wzięci // W nas piekło // W nas / nicość”.
Przywoływane tu poetki walczą za pomocą słowa o swoich zmarłych. Szymańska: „Gdziekolwiek jesteś, jesteś na wyciągnięcie / wzruszenia. Tej ręki pamięci, która / kurczowo trzyma cię za ramię, kiedy / próbujesz odejść za płot Niebieskiego Sąsiada” (Grządka truskawek). Kamieńska: „świat cię we mnie widzi odpowiadam” (Biały rękopis).
Często kontakty ze zmarłymi odbywają się na zasadzie wymiany, nie tylko oni otrzymują od piszących życie, ale też sami potrafią tchnąć je w tęskniących za nimi: „Moi umarli przynoszą mi nocą oddech. Haust / powietrza, jak dar świeżej krwi. Przychodzą we śnie: / mama, Zbyszek i mówią coś szeptem” – zwierza się Szymańska w wierszu Bez odpowiedzi.
Urszuli Kozioł zimowy krajobraz i czarny gawron buszujący w zaspach śniegu przypomniał nagle scenę z wczesnego dzieciństwa oraz dawno nieżyjącą siostrę powożącą sanie i śpiewającą donośnym „białym głosem dziewczyńskie przyśpiewki”: „Biały głos zmarłej siostry / buduje z białego białe / pomosty / między tym i tamtym światem” (Niegdysiejsze śniegi).
Samotność i pamięć pod piórem Julii Hartwig stworzyły wartość, którą zdecydowała się zatytułować Dar:
Dziękuję ci za ciernisty dar samotności
I choć samotność miała być
jak ziemia nieurodzajna
jak pustynia
to jednak wyrósł na niej krzew
Od korzeni aż po wierzchołki gałęzi
nocą i za dnia krzew gra na wietrze
i wszystko jest przypomniane
Stare poetki
Stare poetki – niezręcznie jest mi używać tego terminu w odniesieniu do kogoś tak niezmiennie witalnego w swojej twórczości jak na przykład Adriana Szymańska. Mieczysław Wallis w zbiorze szkiców Późna twórczość wielkich artystów przez „styl starości” rozumiał „styl artysty po przekroczeniu przez niego mniej więcej 60. roku życia”. Wallis wyróżniał jeszcze „styl późnej starości” – powyżej 75 lat.
Dziś w odczuciu społecznym starość jest pojęciem dość płynnym, jeśli chodzi o granice wieku. Gdy przygotowywałam się do napisania tego tekstu, kilka osób pytało mnie, czy znajdzie się w nim miejsce dla Anny Kamieńskiej, poetki, która gdy umierała, miała zaledwie 66 lat, ale jednak pod kategorię starych poetek podpada ze względu na zakres poruszanych spraw: samotność, doświadczenie straty i pomost, jaki starała się budować z wiecznością. „Łatwiej poruszyć górę / niż przeżyć dzień starości” – pisała (wiersz bez tytułu z tomu Wiersze przemilczane). Z kolei na przykład Wisława Szymborska nigdy nie była z kategorią starości utożsamiana. Ale i dla niej znajdzie się miejsce w tym tekście.
„Aby to pióro / przeoblekło się w samo milczenie / chciałam powiedzieć w miłość” – pisała Anna Kamieńska w zbiorze zatytułowanym Drugie szczęście Hioba.
„[…] głos starych poetów niejednokrotnie wydobywa się z milczenia, rozbrzmiewa milczeniem, a przede wszystkim – dzieje się tak zapewne najczęściej – pochwala milczenie” – zauważa Tomasz Wójcik w książce Późna twórczość wielkich poetów. Dramat formy. Dzieje się tak według niego dlatego, że poeci chcą niejako wyjść poza literaturę, poza jej formę, która zaczyna ich więzić jako sztuczny twór, pragną przemawiać własnym głosem. I wtedy milczenie staje się mową, a słowa stają się jak oddech. Tak jest też u starych poetek. Upraszcza się forma, wiersze stają się krótsze.
W utworze Próba skrótu Szymańska notuje:
Przyszła pora, że i mnie męczy czytanie
długich wierszy. Także swoich własnych.
Spróbuję więc napisać krótki jak oddech,
jak dwa oddechy, w których się mieszczą dwie sierpówki, siedzące na latarni za oknem.
Tyle tropów istnienia w paru zdaniach: oddech,
sierpówki, siedzące na latarni za oknem.
Tyle tropów istnienia w paru zdaniach: oddech,
sierpówki, okno, latarnia. Jak gdyby w życiu
wystarczyć mogło powietrze, dwie pary skrzydeł,
światło. I – wtulonemu w słowo życiu –
wystarcza.
I jeszcze Kamieńska i jej wiersz Słów zawsze dosyć:
Słowa pchają się drzwiami językami
ale czy starczy ciszy po umarłych
nawet po tych co jeszcze żyją
[…]
Wierzę że gdzieś na dnie
i wiersze nasze oczyszczone z niepotrzebnych ciał
milczące nagie czekać będą zmartwychwstania
Mistrzynią milczenia, które mówi więcej niż najdłuższe poematy, jest Krystyna Miłobędzka. Oto jej krótki zapis: „…i słów, dziewczyno, jest zawsze mniej / a żywego więcej niż potrafisz znaleźć” (wiersz bez tytułu z tomu Po krzyku).
Nie pytać
Urszula Kozioł w wierszu Bez zasięgu wyznaje z bolesną szczerością:
Przestałam podobać się sobie
i słowom
uciekają ode mnie
chciałabym już nie być
prawdę mówiąc
tutaj już nie ma mnie
rozłączyłam się ze sobą
odeszłam od siebie
ale nie wiem, dokąd
ziemia uciekła mi spod nóg
nie mam komu powiedzieć co mi się stało.
Z powyższym fragmentem rymuje się zapis Miłobędzkiej: „wypadłam sobie z rąk / nie mam się czego chwycić // z niczego nie mogę się unieść // ciebie unieść” (wiersz bez tytułu z tomu Więcej nic). We wspomnianym na początku tego tekstu wierszu Stuletnia kobieta Jerzy Ficowski wkłada w usta swojej bohaterki słowa: „a ja sobie powiada / zabiorę pęczek kopru / na małosolne / odjezdne”. Pęczek kopru, tę mało poetyczną roślinkę znalazłam jeszcze w innym tekście dotyczącym starej kobiety – w wierszu Krystyny Miłobędzkiej: „…jej niedorozmowy, siedzi podparta obiema rękami o brzeg stołu i wygląda, że śpi, dziś tylko kupiła pęczek kopru” (wiersz bez tytułu z tomu Po krzyku).
Kontakty ze zmarłymi odbywają się często na zasadzie wymiany. Nie tylko zmarli otrzymują życie od piszących o nich, ale też sami potrafią tchnąć je w tęskniących za nimi żyjących
Koper włoski, z łac. Foeniculum vulgare Mill., to symbol witalności, w starożytności traktowany był jako amulet odstraszający złe moce i stosowany często na wzmocnienie. Nie wiem, czy współczesne stare poetki również używają go w tym celu, ale całkiem serio zastanawiam się, jaka moc sprawia, że z dna swojej samotności i swojego cierpienia często zdobywają się na heroizm, objawiają hart ducha, dodają czytelnikom sił.
Urszula Kozioł w wierszu Kto czuje się odtrącony pisze:
Kto czuje się odtrącony
nie wysłuchany
niczyj
[…]
niech się ocknie
niech wsłucha się w ból świata
w cierpienie ludzi
żyjących bez pocieszenia
powiadam mu:
współczuj
[…]
udziel innym głosu
[…]
podziel się z nimi
słowem
myślą
i uczynkiem
[…].
Adriana Szymańska dziękuje za to, co przynosi los. I godzi się z nim: „Ten duży, czarny pies, skomlący w mej duszy / co noc mnie wiedzie aż pod ścianę płaczu / i tam klękamy razem – błogosławiąc Pana / za ciemność, i rozpacz, i gorącość serc” (Madrygał z czarnym psem).
A Julia Hartwig przypomina o tym, że umarli nie potrzebują łez: „Patrzą na nas z góry / i mówią dobrze, dobrze // kiedy widzą / że wydobywamy z siebie dzielność” (Gorzkie żale).
Temat pojawiającej się na horyzoncie własnej śmierci poetki podejmują różnorako. Oto barokowa wizja Szymańskiej z wiersza Istotność:
Jeśli Bóg o mnie pamięta,
w końcu powie to Słowo, którym przywoła mnie
do siebie. To będzie jak bicie dzwonów,
organowe requiem i dźwięk fletu,
oznajmiający, co w życiu dobrego dokonałam
A w wierszu Po drodze poetka dodaje: „a kiedy przyjdzie czas, by przekroczyć tę ostateczną / Bramę, chwycić siebie-dziecko za rękę, / bym się już więcej nie bała”.
Język Urszuli Kozioł, kiedy mówi o śmierci, jest ascetyczny, wręcz nagi: „…z niczym tu przyszłam / i odejdę z niczym / i wkrótce będzie jakby mnie nie było” (Z niczym tu przyszłam).
Obie te wizje koi Julia Hartwig w sennym wyznaniu-zaufaniu, będącym jednym z najpiękniejszych jej późnych wierszy Nie pytać:
We śnie zdążyłam pomyśleć
Co będzie dalej
I odpowiedziałam sama sobie
Po co pytać
Kiedy wstaniemy
nasze kroki zaprowadzą nas do miejsca
którego dotąd na próżno szukaliśmy
i we śnie zarazem wierzyłam w to i nie wierzyłam
I była w tym jakaś szczęśliwość
Której tylko we śnie zaznać można
Wyliczanki wieku późnego
Enumeracja, czyli wyliczenie, jest ulubioną formą starych poetów, bywa niekiedy tak intensywna, że – jak twierdzi przywoływany już Tomasz Wójcik – „można traktować ją jako skodyfikowaną przez starych poetów formę gatunkową, jako w istocie osobny gatunek”. Pisze o niej dalej Wójcik, że „zbliża się do mowy potocznej, czasem nawet uproszczonej i naiwnej”, jest „ekstatycznym lub melancholijnym podsumowaniem biografii”, a zwłaszcza jej biegunów: młodości i starości. Enumeracja wskazuje na tę „skłonność wieku późnego, która każe oddalić wszelki intelektualizm, wszelką abstrakcję i spekulację, wszelkie myślenie posługujące się pojęciami i zmierzające ku uogólnieniom. Język wyliczanych przedmiotów występuje w obronie konkretu materialnego i zmysłowego, uświadamia bezradność poznania intelektualnego, dokonuje unieważnienia filozofii we wszelkiej postaci, jest polemicznie skierowany przeciwko abstrakcyjnej i spekulatywnej wiedzy”.
W wierszu Anny Kamieńskiej Podziękowania wyliczenie pozwala ogarnąć i przygarnąć do siebie cały swój świat:
Jakże odejść i nie podziękować
zwierzętom a zwłaszcza kotu
za to że był tak osobny
i że nas uczył całym ciałem mądrości skupienia
Dziękuję wam ściany
wielkie niewidzialne fotografie mojego życia
dziękuję ci powietrze
żeś odciskało cierpliwie moją samotność
Dziękuję ciasny stole
niestrudzony sekretarzu
ile łez wpisałam w ciebie
już zamieniłam się w jedną twoją kulawą nogę
I tobie dziękuję za wiedzę
krucha filiżanko
to tyś uczyła mnie ciągle odchodzenia
są rzeczy cenniejsze od nas samych
Jak przed weselem nie nadążę wam dziękować
wszystkie kąty i kaloryfery
dziękuję każdej łyżce
Bóg zapłać bo kto wam zapłaci
A teraz odejdźcie wszystkie razem z tłumem świątków
mam was dosyć i dosyć dziękowania
Cicha noc patrzy na nas otchłannym okiem
cóż my jesteśmy w tej ciemnej źrenicy
Dla Adriany Szymańskiej konkretne przedmioty bywają miejscem niezwykle intensywnych, momentami wręcz sensualnych spotkań z bliskimi zmarłymi. Opowiada o tym m.in. w wierszu Filiżanka:
Niewielka, biała, lekko karbowana,
z cienkiej miśnieńskiej porcelany, z wzorem
w kolorowe bratki i postrzępione trójkątne
liście – jakby bluszczu albo winorośli.
Należała do mojej babki ze strony mamy.
Ileż to razy siedziałam ongiś przy rozkładanym
stole podczas proszonych podwieczorków
z dziadkami, rodzicami i bratem, a także grupką dalszych krewnych?
Ktoś z nich musiał mi dziś przesłać znak
z zaświatów, bo, pijąc kawę
z trzymanego za delikatne uszko naczynia,
poczułam nagle wyraźny ruch serca ku nim,
nieobecnym tu od dziesięcioleci.
Pewnie każdy z nich miał kiedyś w ręce
to ozdobne uszko.
Czyżby nadali właśnie przez nie tajemną wieść, że czekają tam na mnie? Że śmierć,
której przecież w końcu się poddam, znowu
połączy mnie z nimi podczas wiekuistej uczty
więzami wspólnej, choć przemienionej w światło krwi?
Jak już było tu sygnalizowane, poetką, o której rzadko myśli się w kontekście starości, jest Wisława Szymborska. Noblistka nie była skłonna do zwierzeń, jej życie osobiste nie zostało nigdy czytelnikom podane na tacy. Uważała, podobnie jak Miłosz, że poezji nie przystoi eksploatowanie tematu śmierci, i mogłaby się pewnie podpisać pod jego słowami: „Ja też pamiętam, żałobny Larkinie / Że śmierć nikogo z żywych nie ominie, / Nie jest to jednak temat odpowiedni / Ani dla ody, ani dla elegii” (Przeciwko poezji Filipa Larkina).
Szymborska o starości pisała w wierszu Obmyślam świat żartobliwie i ironicznie, że powinna być „tylko morałem przy życiu zbrodniarza”. A jednak, jak zauważa Radosław Romaniuk w jednym z odcinków swojego znakomitego podcastu „Pełnia literatury”, doświadczenie końca wpisane jest w tytuł jej ostatniego tomu Wystarczy. Jest to tytuł, który nie ma zakotwiczenia w żadnym z wierszy znajdujących się w tym zbiorze, a więc niejako sam w sobie jest wierszem.
Ciekawe jest też to, że skłonność do enumeracji, którą Tomasz Wójcik wymienia jako znamienną dla twórczości starych poetów, jest charakterystyczna dla właściwie całej twórczości Szymborskiej. W ostatnim numerze magazynu „Teksty Drugie”, poświęconym między innymi właśnie Szymborskiej, Michał Rusinek pisze, że temat śmierci, który jest w twórczości noblistki niemal nieobecny, pojawia się za to często w jej prywatnych i niepublikowanych zapiskach oraz notesach. I tego tematu jest tam właściwie najwięcej.
Ostatnim utworem, który planowała Szymborska, był wiersz o neandertalczyku. Jest to tekst, który nie ma początku, a kończy go myśl: „Kiedy umiera wierzy już w zaświaty…” – tą frazą, zdaniem Michała Rusinka, Szymborska zamknęła swoją twórczość.
Nadciąga czerń i biel
W utworach starych poetek często pojawiają się biel i czerń. Z czernią wiąże się groza czyhająca za życia, natomiast biel jest jak całun, który spowija to, co umarłe, złożone już w inny wymiar.
Kozioł skarży się: „Nadciąga czarna / śmiercionośna godzina / serce zamiera z trwogi” (Czarna godzina). Kamieńska w wierszu Biały rękopis przepowiada:
Nadciąga wszystkożerna biel
w czerni śpią wszystkie barwy do rozbłysku
jedynie biel mogiła barw
sunie lodowcem mroźnym
chciwymi szronu pazurkami
łapczywym ssaniem śniegu
wpełza na papier
zlizuje ślady myślącego pióra
i wymazuje nas
z mozolnych rękopisów ziemi
[…]
Kazimiera Iłłakowiczówna pisała w roku 1967 w liście do przyjaciółki: „Przyszło na mnie zniedołężnienie starości i trzeba to po prostu znosić. Obecnie leczę się, bo myślę, że warto oczekiwać śmierci w dobrym zdrowiu i humorze”. Rok wcześniej ukazał się jej ostatni tomik pt. Szeptem, w którym notowała: „Odejść w tło, / jednością czuć się z pejzażem. / Na pierwszym planie: / twarze, / Dobro i Zło […]” (Odejście w tło).
Te słowa rymują mi się z innym tekstem związanym z odchodzeniem, którego autorką jest Anna Kamieńska: „Jak ten wiatr wieje / jak ta woda płynie / któż to nad polem szepce / duszo moja moje ściernisko” (wiersz bez tytułu z tomu Dwie ciemności i wiersze ostatnie). A ten z kolei z dwuwierszem Krystyny Miłobędzkiej zamykającym ostatni tom jej wierszy wybranych: „wiatr którym żyłam / piasek po odejściu” (wiersz bez tytułu z tomu Więcej nic).
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
W tych słowach, w ciszy po milknącej apokalipsie dosłyszeć można również cichutki psalm stworzenia.
Bibliografia:
J. Hartwig, Gorzkie żale, Wydawnictwo A5, Kraków 2011; Jasne niejasne, Wydawnictwo A5, Kraków 2009.
K. Iłłakowiczówna, Szeptem, Czytelnik, Warszawa 1966.
A. Kamieńska, Rękopis znaleziony we śnie, Czytelnik, Warszawa 1978; Dwie ciemności i wiersze ostatnie, W Drodze, Poznań 1989; Wybór wierszy 1939–1986, Ośrodek „Brama Grodzka – Teatr NN, Lublin 2016.
U. Kozioł, Momenty, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022; Raptularz, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2023.
J. Kuciel-Frydryszak, Iłła. Opowieść o Kazimierze Iłłakowiczównie, Marginesy, Warszawa 2017.
K. Miłobędzka, Po krzyku, Biuro Literackie, Wrocław 2004.
M. Rusinek, Czarny notes. O nieistniejących, ale możliwych wierszach Wisławy Szymborskiej, „Teksty Drugie” 2024, nr 1.
A. Szymańska, Złoty dzięcioł, Biblioteka Toposu, Sopot 2015; Z Księgi Przejścia, Towarzystwo Przyjaciół Sopotu, Sopot 2017.
M. Wallis, Późna twórczość wielkich artystów, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975.
T. Wójcik, Późna twórczość starych poetów. Dramat formy, Elipsa, Warszawa 2005.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” lato 2024 w dziale „Nad książkami”.








