Albo postępowanie prowadzone jest prawidłowo (jak zapewnia metropolita gdański), a wtedy nie ma za co przepraszać, albo nieprawidłowo – tak wystąpienie przewodniczącego episkopatu komentuje Zbigniew Nosowski.
Dwa tygodnie temu opublikowaliśmy reportaż śledczy Zbigniewa Nosowskiego „Czy Ksiądz Biskup mógłby w końcu usłyszeć mój głos?”. Pytania do abp. Tadeusza Wojdy, dotyczący możliwych zaniedbań przewodniczącego episkopatu w sprawie wykorzystywania seksualnego. Wśród nich są m.in. brak reakcji na przesyłane pisemnie ważne informacje (m.in. zlekceważenie wiadomości o innych osobach pokrzywdzonych, które były gotowe zeznawać), brak udzielenia pomocy osobom zgłaszającym krzywdę, brak nadzoru nad księdzem podejrzanym o poważne przestępstwa, niewłaściwe traktowanie osób zgłaszających krzywdę prowadzące do ich wtórnej wiktymizacji.
Na początku tego tygodnia ujawniliśmy list 46 osób skrzywdzonych, jaki otrzymali członkowie Rady Stałej KEP. Autorzy listu domagają się m.in. przynajmniej zawieszenia przewodniczącego episkopatu do czasu wyjaśnienia zarzutów.
Teraz głos zabrał sam zainteresowany. Na YouTubie archidiecezji gdańskiej ukazało się krótkie nagranie z abp. Wojdą.
– Pragnę zapewnić, że postępowanie – mimo różnych sugestii medialnych – prowadzone jest w sposób prawidłowy, z zachowaniem troski o wszystkie osoby biorące w nim udział. Z pewnością każde powracanie do doznanych krzywd dla osoby skrzywdzonej jest doświadczeniem bardzo bolesnym, z czego może nie zawsze zdajemy sobie do końca sprawę. Dlatego jeśli we wspomnianym procesie zabrakło oczekiwanej, należnej empatii, to bardzo za to przepraszam – mówi metropolita Gdańska.
Abp Wojda dodaje: – Choć proces ten nie skończył się jeszcze, deklaruję, że tak jak w przeszłości spotykałem się i rozmawiałem z wieloma osobami składającymi zawiadomienia, tak będę nadal podejmował działania, aby wyjaśniać wszelkie zarzuty i wątpliwości.
– Chcę jednocześnie wyraźnie podkreślić, że uznaję potrzebę pomocy dla osób skrzywdzonych, modlę się za nie każdego dnia i podejmuję działania, które przyczynią się do ujawnienia prawdy we wszystkich tego typu przypadkach – kończy hierarcha.
Komentarz Zbigniewa Nosowskiego:
Z opublikowania tej deklaracji mogę się tylko cieszyć. Skoro abp Tadeusz Wojda postanowił sam zabrać głos w specjalnym oświadczeniu wideo, to znaczy, że uznał, iż sprawa jest poważna. I słusznie – bo przecież skala i liczba pojawiających się zarzutów pod jego adresem jest niebagatelna (streszczamy je tutaj), okres zaniedbań długi, a również osoby zaangażowane w przygotowanie i składanie zawiadomienia do Nuncjatury Apostolskiej są bardzo poważne.
Cieszę się, że metropolita gdański oszczędził mi złośliwych uwag, jakie wypowiadają w mediach kościelnych jego samozwańczy obrońcy. Jeden z nich uznał, że w ujawnianiu skandali w Kościele Nosowski „wyprzedza nawet «Gazetę Wyborczą» i TVN” (ks. Henryk Zieliński, „Idziemy”). Inny z kolei sądzi, że takie publikacje mają „doprowadzić do sytuacji, że każde oskarżenie księdza, bez najmniejszej weryfikacji, powinno się kończyć szubienicą ustawioną na dziedzińcu kurii” (ks. Janusz Królikowski, „Niedziela”).
Cieszę się również, że abp Wojda ma przekonanie, iż całe postępowanie prowadzone jest w sposób prawidłowy. To zapowiada, że osoby prowadzące kanoniczne dochodzenie wyjaśniające będą mogły zapoznać się z pełną dokumentacją. Rzecz jasna, o ile takie postępowanie ruszy, bo Stolica Apostolska wciąż o nim nie informuje, choć zawiadomienie zostało złożone w nuncjaturze już dwa miesiące temu.
Cieszą też przeprosiny ze strony metropolity gdańskiego. Tu jednak pojawia się poważna niespójność. Albo postępowanie prowadzone jest prawidłowo (jak chwilę wcześniej zapewnia na powyższym filmiku arcybiskup), a wtedy nie ma za co przepraszać; albo nieprawidłowo – a wtedy przeprosiny stają się tylko nieznaczącym gestem.
Niestety, mamy tu chyba do czynienia z tą kategorią przeprosin, którą się wygłasza, bo tak wypada (o różnych rodzajach przeprosin pisałem kilka lat temu tutaj). Metropolita gdański mówi: „JEŚLI we wspomnianym procesie zabrakło oczekiwanej, należnej empatii, to bardzo za to przepraszam”. No właśnie: Jeśli…
Przeprosiny z kategorii „przepraszam, jeśli…” to kolejne dokrzywdzanie osób zgłaszających wykorzystanie seksualne. Albo bowiem empatii wobec nich realnie zabrakło i wtedy nie trzeba „przepraszać, jeśli”, bo trzeba przeprosić po prostu – albo w przekonaniu przepraszającego empatia była przejawiona na poziomie właściwym, a przeprasza się, bo ktoś przewrażliwiony odebrał to inaczej. Ale wtedy przepraszający przeprasza nie za siebie czy swoich współpracowników, lecz w istocie za… nadmierne (w jego przekonaniu) reakcje i wyolbrzymione uczucia osoby skrzywdzonej.
Całej sprawy nie można zresztą sprowadzać tylko do emocji i (braku) empatii. W postępowaniu, do jakiego powinno obecnie dojść, sprawdzana będzie przede wszystkim zgodność działań archidiecezji gdańskiej z prawem kanonicznym. Jako katolik patrzę na to postępowanie z nadzieją.
Przy okazji przypomnę tylko, że wciąż czekam na odpowiedzi z kurii gdańskiej na 20 konkretnych pytań, jakie przesłałem 26 kwietnia br., czyli już prawie miesiąc temu (ich pełną treść można znaleźć w reportażu). Dwaj duchowni zapowiadali na piśmie, że otrzymam odpowiedzi „w stosownym czasie”. Skoro sam arcybiskup zabrał głos publicznie, to może już nastał ten stosowny czas?
Przeczytaj też: Pierwszy taki list