rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Plaża umarłych

Spektakl „Widma” w reż. Pawła Passiniego. Fot. Joanna Stoga / Archiwum NFM

Passini proponuje nam odważną interpretację dziadów Mickiewicza i Moniuszki. Na wpół pogański obrzęd wciąż się dokonuje. Już nie w kaplicy cmentarnej, ale na plaży pełnej martwych rozbitków.

Jest takie słynne zdjęcie Eustachego Kossakowskiego ukazujące Tadeusza Kantora stojącego na brzegu morza, zwróconego twarzą do ludzi siedzących na plaży, z tubą w ręku. To „Panoramiczny Happening Morski”, wielopłaszczyznowy happening Kantora z roku 1967. „Widma” – oratorium Stanisława Moniuszki w reżyserii Pawła Passiniego, pokazane na Festiwalu Wratislavia Cantans, zaczynały się identycznie. Na środku sceny stał – niczym Kantor na plaży w Łazach – Guślarz w takimże samym szlafroku i z tubą w ręku. Ciekawe, kto z widzów poczuł się jak na plaży, na którą za chwilę przybędą rozbitkowie – niczym z nowej „Tratwy Meduzy” Théodore’a Géricaulta, którą zresztą Kantor wraz z Jerzym Beresiem rekonstruował na owej plaży w Łazach jako część happeningu?

Moniuszko napisał „Widma” jako muzyczną interpretację II części „Dziadów”. Libretto stanowią – jak sam nazwał – „sceny liryczne” z Mickiewiczowskiego dramatu, który rozgrywa się w cmentarnej kaplicy. Sam Moniuszko notował: „Poema niniejsze przedstawi obraz w podobnym duchu, śpiewy zaś obrzędowe, gusła i inkantacje są po większości wiernie, a niekiedy dosłownie z gminnej poezji wzięte”. Passini zapowiadał, że jego dziadom przewodniczył będzie Kantor. To on wywołuje duchy zmarłych, czyli widma: duchy zmarłych dzieci, Złego Pana, Dziewicy i milczącego Widma. Odpowiedzi na pytanie, skąd biorą się na piaszczystej plaży, udziela sam reżyser. W tle pojawia się film pokazujący statek wypełniony uchodźcami z Syrii. To współczesne widma. Ci, którzy nie dopłynęli. Współcześni rozbitkowie z Tratwy Meduzy. Passini proponuje nam odważną interpretację dziadów Mickiewicza i Moniuszki. Na wpół pogański obrzęd wciąż się dokonuje. Już nie w kaplicy cmentarnej, ale na plaży pełnej martwych rozbitków.

Warstwa plastyczna spektaklu jest rodem z obrazów Beksińskiego

Wesprzyj Więź

Passini zdaje się nie dowierzać muzyce i słowu. Dramat rozgrywa się o wiele bardziej w warstwie plastycznej niż w muzycznej. Zresztą tych warstw jest wiele, co nie ułatwia wcale percepcji tego, co widzimy i słyszymy. Wszystko rozgrywa się niejako potrójnie: muzyka, gra aktorska i pantomima, które wzajemnie mają się uzupełniać i komentować. Prócz półnagich aktorów są jeszcze szczudlarze, lalki, postaci biegające nie tylko po scenie, ale między widzami, na balkonach, wszędzie. Warstwa plastyczna spektaklu jest rodem z obrazów Beksińskiego, czego zresztą Passini nie ukrywał. Ostatnie Widmo przywołuje na myśl obraz „Pełzająca śmierć” Beksińskiego. Pojawiające się wciąż mutanty w gałganach wprowadzają postapokaliptyczne odniesienie tak dobrze znane z wielu filmów. 

Ale kluczy do interpretacji jest więcej. Guślarz-aktor gra w szachy z kimś, kto przypomina Śmierć z „Siódmej pieczęci” Bergmana. No i są jeszcze ratownicy, których ubiór jako żywo przypomina tych, którzy wyciągali ciała z World Trade Center. Tak ubrany jest choćby Guślarz-śpiewak. Wszystko to sprawia, że na scenie dzieje się dużo i – niestety – nie zawsze czytelnie, a muzyka – nieobecna. A szkoda, bo miejscami liryczna, innym razem dramatyczna muzyka Moniuszki w interpretacji Wrocławskiej Orkiestry Barokowej pod batutą Andrzeja Kosendiaka brzmi bardzo ładnie i oryginalnie. Dobrze, że przynajmniej chóry nie dały się zupełnie zepchnąć ze sceny. To one w dużej mierze ratują dziady. W pamięci pozostaje ich mocne „A kysz!”. Może więc jednak lepiej „Widm” nie inscenizować? By nie przekroczyć granicy między misterium a tańcem na grobach, nawet jeśli to postapokaliptyczny taniec samych umarłych.

S. Moniuszko, „Widma”, reż. P. Passini, dyr. A. Kosendiak, Wrocław, 12.09.2017 r., Festiwal Wratislavia Cantans, Narodowe Forum Muzyki

Podziel się

Wiadomość