W cieniu skorumpowanej instytucji trwa spotkanie Pana z ubogimi, między których wmieszało się wcielone Słowo.
A gdy to się zacznie dziać, wyprostujcie się i podnieście głowy, bo zbliża się wasze odkupienie (…) Czuwajcie zatem o każdej porze, żebyście zdołali umknąć temu wszystkiemu, co ma się stać i stanąć przed Synem Człowieczym (Łk 21,28.36).
Adwent tak naprawdę nie przemija, póki żyjemy. Może być – i oby był – czuwaniem, będącym cichym wewnętrznym świętem. Celebrowaniem w codzienności najpiękniejszej, najgłębszej Tęsknoty.
Ważne, żeby nie okopywać się w tradycji, która umiera. Ale ważne też, żeby w pożarze obecnych form przeżywania wiary umieć rozpoznać i ocalić dziejący się cud spotkania ludzkiej biedy z Łaską
Możemy czuwać bynajmniej nie w lęku przed katastrofami końca świata, lecz w oczekiwaniu na wyłaniające się z ukrycia Wybawienie ze wszystkich bied. Ono ma imię i twarz Syna Człowieczego, Chrystusa (por. Rz 13,11; Mt 24,37). Tak, obudźmy się ze złego letargu, przestańmy się nurzać w tym, co ciemne – ale nie po to, by uniknąć kary, tylko żeby się nie rozminąć z zakochanym w nas Bogiem. A On przyjdzie jako nasz Brat w człowieczeństwie, żebyśmy mogli być Jego rodziną.
A jednak chodzi też o czuwanie paschalne (por. Wj 12,42), gotowość do Wyjścia. Do bycia wyprowadzonymi z obecnej sytuacji, z aktualnego stanu… Do przejścia pośród katastrof, które idą, choć nie musi nas to przerażać… Choć może nas to nie przerażać. Chodzi niekoniecznie o kres ziemskiej historii, obecnej ery świata (synteleia tou aiōnos, por. Mt 28,28). To może być i raczej będzie koniec znanego nam świata. Zmiana epoki. To może być – i wydaje się, że właśnie być zaczyna – koniec znanego nam Kościoła.
To ważne, żeby patrzeć realistycznie, nie okopywać się w tradycji, która umiera. Ale ważne też jest, żeby w pożarze obecnych form przeżywania wiary – gdy płonie (bo ma spłonąć) to, co na fundamencie Chrystusa zbudowaliśmy z podłego materiału (por. 1Kor 3,11-15) – umieć rozpoznać i ocalić dziejący się cud spotkania ludzkiej biedy z Łaską. A także, by sąd nad Kościołem przeżywać jako sąd nad sobą, wiedząc, że autentyczny Boży sąd jest diagnozą i terapią, a nie oskarżeniem i zemstą.
Boży biedacy w świątyni, która zginie
I powiedział: Doprawdy, mówię wam, że ta uboga wdowa wrzuciła więcej niż wszyscy – bo ci wszyscy wrzucali z tego, co mieli w nadmiarze, a ona ze swej biedy wrzuciła wszystko, co miała na życie (…) Co do tego, na co patrzycie, to przyjdzie dzień, że nie zostanie tu kamień na kamieniu, który by nie był zwalony (…) Przez waszą wytrwałość zyskacie wasze życie (Łk 21, 3-4.6.19).
Uboga wdowa, na którą zwrócił uwagę Jezus, wrzuciła do świątynnej skarbony całe zabezpieczenie swego bytu. Można powiedzieć, że oddała Bogu całą siebie, złożyła życie bez reszty w Boże ręce. Chrystus mówi o tym z aprobatą. Uznaje wartość daru, choć nie ma złudzeń co do powierników wdowiego grosza. Dopiero co wyrzucał ze świątyni handlarzy i mówił o robieniu z domu modlitwy jaskini zbójców (por. Łk 19,45-46). Za chwilę przepowie zniszczenie sanktuarium, rozmijającego się ze Słowem Boga. Jednak w cieniu skorumpowanej instytucji trwa spotkanie Pana z ubogimi, między których wmieszało się wcielone Słowo. Jezus jest w tej świątyni jako prosty Żyd, zwykły laik.
Krytyka tego, co narosło wokół Boskiego bycia z ludźmi i ludzkiego bycia z Bogiem, współistnieje w Ewangelii z potwierdzeniem, wypełnieniem oraz dopełnieniem Przymierza. Choć Boża Mądrość wleje nowe wino do nowych bukłaków (por. Łk 5,38), głęboko zreformuje życie wiarą, to jednak zachowa w nim wszystko, co istotne. A przy tym od początku do końca uszanuje ufność i wierność ludzi prostych. Także we wszystkich późniejszych kryzysach świata i Ludu Bożego ratunkiem będą wierność Boga i ufająca jej wytrwałość (hypomonē) wierzących.
Chryste, daj mi, proszę, łaskę całkowitego oddania się Tobie i trwania w ufnej wierności oraz żeby sprzeciw wobec psucia Kościoła nie prowadził mnie do deptania wrażliwości Twych ubogich. Przeciwnie, niech będę jednym z nich. Daj mi wytrwałość w byciu Twoim uczniem, zgłębianiu Twojej mądrości, Jezu pokorny i silny, łagodny i odważny, Baranku i Lwie, prostolinijny jak gołąb i rozważny jak wąż… (por. Mt 11, 29; Ap 5, 5-6; Mt 10, 16).
Wewnętrzny pokój w czasie Apokalipsy
Amen! Mówię wam, że nie przeminie to pokolenie, aż się wszystko stanie (Łk 21,32).
Nie zdążyło odejść pokolenie pierwszych słuchaczy Jezusa, gdy zaczęły się czasy ostateczne, nastał czas Apokalipsy. Ten sam czas, który trwa także w naszym pokoleniu i nie wiadomo, jak długo jeszcze. Ale ważne, że czas Apokalipsy, czas sądu, nie przyjdzie dopiero „kiedyś”, tylko już trwa. Pan nadchodzi każdego dnia, „a sąd polega na tym, że Światło weszło w świat” (J 3,19), że konfrontacja z Objawieniem (ze spotęgowaną bliskością Boga) jest czasem decyzji, która mnie określa w odniesieniu do Jego królestwa.
To Światło jest dobre, a więc „bojaźń i drżenie” (Flp 2,12) z mojej strony ma być tylko (i aż) respektem, niebotycznym szacunkiem, głębokim przejęciem. Sprawa zbawienia, ocalenia życia w wymiarze wiecznym, to coś absolutnie serio. Dobre Światło pokazuje mi prawdę o mnie, całą prawdę mojego wnętrza – ale kiedy własne głębokie ja mnie oskarża, to „Bóg jest większy od mojego serca” (por. 1J 3,20). Mogę uciec przed własną ciemnością właśnie w to Światło, które ją ujawniło. To Światło zaproszenia, sądu nad złem i miłosierdzia nad uwikłanymi w zło (jeśli na to pozwolą).
Nie musi przemijać nasze pokolenie, żeby nadeszły katastrofy i kataklizmy, sąd nad nietrwałością, złudzeniami i pychą świata, który stworzyliśmy. To się dzieje. Nie musimy drżeć przed czarnymi scenariuszami, bo one się już realizują, lecz do nas „zbliża się nasze odkupienie” (Łk 21,28). Tutaj i teraz mogę przyjąć Jezusa, przyjąć uzdrowienie, które przynosi i Jego panowanie. A wtedy oczekiwanie ostatecznego Przyjścia jest pełne pokoju.
Chryste, moje Odkupienie, JESTEŚ i przychodzisz (por. Ap 1,7-8). Przychodzisz, żebyśmy mogli z Tobą przejść pustynią zaskoczeń i niespodzianek, z wewnętrznego Egiptu do ojczyzny na łonie Ojca. JESTEŚ z nami w naszej biedzie. Wśród perturbacji, zmagań, półmroku, ciemności. JESTEŚ, gdy przemija postać świata i Kościoła. JESTEŚ w sanktuarium ciszy na dnie serca. Pod powierzchnią niepokoju. JESTEŚ w solidarności Twoich połamańców, gdy Cię szukają na ścieżkach afirmacji i oddania, empatii i ofiarności. Nic ani nikt nie może nas odłączyć od Twojej miłości (por. Rz 8,38-39). Chryste, bliższy niż każde doznanie…
Tekst ukazał się na stronie wiam.pl pod tytułem „Adwent i kryzys”. Obecny tytuł pochodzi od redakcji Więź.pl
Przeczytaj też: Miłosierny, czyli sprawiedliwy
Nie posypujcie cukrem religii
nie wycierajcie jej gumką
nie ubierajcie w różowe gałgany aniołów fruwających ponad wojną
nie odsyłajcie z triumfem do fujarki komentarza
Nie przychodzę po pociechę jak po ciepłą zupę
chciałem nareszcie oprzeć swoją głowę
o głuchy kamień wiary
https://www.youtube.com/watch?v=uBVS7l4e19U&list=RDMMuBVS7l4e19U&start_radio=1
Jako komentarz do ubogiej wdowy. Nie pamiętam jaki to kraj wyznawców islamu. Europejski dziennikarz wsiada do taksówki prowadzonej przez muzułmanina, z góry wręcza umówioną zapłatę za kurs. W pewnej chwili taksówkarz zatrzymuje się przy stojącym nędzarzu i ku zdumieniu dziennikarza wręcza człowiekowi dopiero co otrzymane pieniądze. Widząc zdziwienie swojego klienta wyjaśnia :” Ja już na swoją kolację zarobiłem, on poszedłby spać głodny.”
Kraj chyba nie jest istotny, jałmużna jest jednym z pięciu filarów islamu. W praktyce muzułmanin ma dosłownie „zakaz położyć się do snu, jeśli jego współbrat miałby zasnąć głodny”.
Tylko w tym konkretnym przypadku teoria islamu przełożyła się pięknie w praktyce.
Przekaz płynący z tego tekstu: ubodzy maja dawać (najlepiej wszystko) na Kościół, nawet kosztem swojej ziemskiej egzystencji. (Bogatych to oczywiście nie tyczy, inaczej hierarchowie zostaliby bez grosza, pałaców i mercedesów…)
Ojciec Dyrektor swoimi apelami z numerami kont po prostu realizuje wytyczne Ewangelii. 😉
Autor przy tej przypowieści napisał dziwną rzecz:
„Jezus jest w tej świątyni jako prosty Żyd, zwykły laik.”
Nie wiem, czy można Jezusa nazwać „prostym Żydem” (rabbi nie jest nigdy prostym żydem, tylko kimś extra), ale z pewnością nie był on laikiem w sprawach żydowskiej religii, skoro był Mesjaszem!
To nie teologia, ale polityka. Z okopów jeszcze lepiej to widać.
” czas Apokalipsy, czas sądu, nie przyjdzie dopiero „kiedyś”, tylko już trwa”
To jest dość odważna teza, nie wiem, czy prawdziwa, ale chyba raczej dość odległa od dotychczasowego nauczania KK?
Fajnie, ale co z paruzją, sądem szczegółowym, Sądem Ostatecznym etc.? Nieaktualne już?
Kiedyś gdzieś czytałem, ze Ziemia to jest piekło jakiegoś innego (lepszego?) Świata., a teraz okazuje się, że to po prostu ciągła Apokalipsa.
——————————————————————————-
„ważne też jest, żeby w pożarze obecnych form przeżywania wiary – gdy płonie (bo ma spłonąć)…”
Co to właściwie oznacza ten „pożar form przeżywania wiary”? I czemu właściwie jest on pożądany?
——————————————————————————-
„by sąd nad Kościołem przeżywać jako sąd nad sobą, wiedząc, że autentyczny Boży sąd jest diagnozą i terapią, a nie oskarżeniem i zemstą.”
Przyznam, że jako religijny ślepiec nie widzę tego bożego sądu nad kościołem, jeno świecki. I ten, zbierający się jak chmura, świecki sąd, o którym tak tutaj gorąco dyskutujemy, jak najbardziej jest oskarżeniem. Dość poważnym. Tak jak poważny miał być Sąd Boży – tak mnie przynajmniej uczono. I w tym świeckim sądzie nikt nie zamierza przeżywać go jako sąd nad sobą, tylko jako osąd konkretnych ludzi i konkretnych grzechów.
Bóg nie jest mściwy, ale sprawiedliwy – tak uczą… Sprawiedliwość chyba polega na karaniu za grzechy, a nie na diagnozowaniu i podtrzymywaniu główki? Można aż tak zmieniać WSZYSTKIE zasady, ot tak sobie?
Takie ujęcie tematu sądu jest nie do pogodzenia ze słowami Jezusa. Sąd Ostateczny nie może być jednostronnie zawężony do wyzwolenia zbawionych. Sąd zawsze był też karą i potępieniem. Pisma apokaliptyczne pisane były w okresach prześladowań, a jedną z obietnic dla wierzących była zemsta na oprawcach.
@Adam,
Ja tam na pewnych teologów już uważam. Świeckich i nie tylko.
Fundamentalnych. Apologetów i w ogóle.
Kiedyś o tym pisałam. Potrafią ładnie wyprowadzić z Kościoła grając na fujarce.
Cytując wiersz Twardowskiego chodziło mi o krytykę „bezstresowego religijnego wychowania” – nie można za bardzo rozmyć wiary. Wtedy po co chrzest, Eucharystia i pokuta? Sąd?
To nie są ozdoby świąteczne.
I też wtedy o dziwo nawet Adam dopomina się o surowość 🙂 ale jak to? Ślepota religijna to dobra diagnoza.
Może się na coś przyda, ważne, by po diagnozie zastosować odpowiednie leczenie.
Ślepota na wołanie Boga w rozważanych słowach. Żywych Słowach.
Z potrzeby serca ta deklaracja, Adam? czy dlatego, że tylko coś się w rachunku nie zgadza?
@A Wojtek – rzecz jasna przyznasz rację, że Sąd być musi, ale zaraz dowalisz, że to tylko zemsta.
Szprytne :), by znów postawić chrześcijaństwo w złym świetle i lansować swoje cele.
Z kolei nadmierne epatowanie eschatologicznymi klimatami też może być fałszywe.
I wtedy mamy księży w partyzantce. Czata chowa 🙂
Chowa? Często?
Pytanie do każdego z nas brzmi: Ajeka ?
Lubię zadawać pytania.
Jak daleko odszedłeś
od prostego kubka z jednym uchem
od starego stołu ze zwykłą ceratą
od wzruszenia nie na niby
od sensu
od podziwu nad światem
od tego co nagie a nie rozebrane
od tego co wielkie nie tylko z daleka ale i z bliska
od tajemnicy nie wykładanej na talerz
od matki która patrzała w oczy żebyś nie kłamał
od pacierza
od Polski z raną
ty stary koniu
„I też wtedy o dziwo nawet Adam dopomina się o surowość”
Po prostu zestawiam przekaz z Ewangelii, z tym pana Marka Kity. Jest chyba spory dysonans?
I nie tyle upominam się o surowość (zresztą co ja mam do gadania w tej sprawie?), co o sprawiedliwość. Skoro widzimy/pamiętamy naokoło porażające zło, to pomysł, że wszystko to jest jakąś grą w edukację i jedyną odpowiedzią na to ma być enigmatyczna TERAPIA, to stwierdzam, że nie tylko jest to sprzeczne z nauką Kościoła, ale i z wbudowanym każdemu z nas poczuciem sprawiedliwości.
Jeżeli Świat ma być trenażerem diagnozującym poszczególnych ludzi, a miliony ofiar są tylko koniecznym „torem przeszkód”, to w istocie stwarza to obraz Boga jako nieczułego barbarzyńcy, a nie Kogoś miłującego człowieka. A to jest przecież dość poważna herezja.
Zresztą skoro Bóg stworzył piekło (a w Biblii tak twierdzą!) , to chyba nie tylko jako wirtualny straszak? Żarciki sobie z nas robi? Albo piekła nie ma w ogóle, albo jest zasiedlone. Niestety.
Teoria pustego piekła jest zresztą dość niebezpieczna, bo jeżeli tak, to może i Niebo jest puste, co?
Napisał Pan kiedyś dobry komentarz, że te umizgi Kościoła do współczesności nic mu nie dadzą.
Bo nikt Go takiego już nie chce słuchać. I ja się z tym zgadzam. Wręcz czasem śmieszą.
To osłabia sens Kościoła, a nie wzmacnia.
To tak jak słaby rodzic, który powoli daje sobie wchodzić na głowę.
Powoli, ale skutecznie. Słaby rodzic, bo wygodny…
By wychować trzeba się natrudzić i nie mam na myśli tu jakiejś przemocy.
By dotrzeć do drugiego człowieka i go zrozumieć – musimy poświęcić mu trochę czasu.
A zarówno przemoc jak i pobłażanie jest drogą na skróty i w zasadzie jakiegoś rodzaju obojętnością.
Bóg walczy o człowieka ponieważ Mu na nim zależy. A to bardzo obecnie niepopularne.
Jezus niektórym kojarzy się czasem tylko z przyjemnym hippisem, rewolucjonistą,
który zagrał na nosie faryzeuszom.
Otóż nie. ON poszedł na Krzyż. Taka to była rewolucja.
…
No ale cóż – żyjemy ponoć w epoce „bezstresowej” – szkoda tylko, że coraz więcej osób ma różne problemy, tak jakby podświadomie ten „bezstres” próbowała czymś zastąpić.
Trafna uwaga co do pana Kity. Dziękuję.
Joanna, teraz Ty próbujesz spłycać i przeinaczać moje słowa. Nie pisałem, że to „tylko” zemsta. Wskazuję na nią jako jeden z elementów. OBOK uzdrowienia, zbawienia i nadziei, o których słusznie pisze Marek Kita.
A na uwagę o tym, że przedstawienie sądu jako zemsty ma być jedynie moim wymysłem, by przedstawiać chrześcijaństwo w złym świetle, odeślę do tekstu Objawienia.
Zemsta to ἐκδίκησις. Bezpośrednią zapowiedź zemsty Boga na prześladowcach Kościoła można znaleźć w NT ośmiokrotnie, kilka razy z odniesieniem do ST. Bóg, który będzie się mścić za krzywdy, jakich doświadczają chrześcijanie jest jedną z ważniejszych zapowiedzi eschatologicznych w teologii Pawła i istotnym elementem tak zwanego korpusu pawłowego.
Nie warto rozmywać doktryny, bo wychodzi jakaś karykatura.
Może i miła, ale mało skuteczna.
Nie warto posypywać cukrem soli.
Zdrowa nauka Kościoła to przekaz o miłosierdziu i sprawiedliwości, pokucie, nawróceniu, Sądzie, karze, Bożej zapłacie (nie zemście w negatywnym tego słowa znaczeniu).
Stąd mnie to słowo „zemsta” ukłuło w jednym komentarzu.
Nauka Kościoła to też nauka o darowaniu win, jeśli żałuję. Nadzieja. Ważna skrucha serca.
Taka naprawdę. Zatem Eucharystia i spowiedź to podstawy.
Jeśli ma zatriumfować sprawiedliwość i dobro – to zło musi zostać pokonane.
W nas, w każdym i już teraz mamy tę możliwość mierzenia się z nim w Kościele.
Tak, mimo skandali i całej skali nadużyć Bóg dalej zaprasza do Kościoła.
A jako argument na to zaproszenie ma grzeszących i poza Kościołem i w Kościele.
Ponieważ tu jest Eucharystia.
…
Tylko sprawiedliwość lub tylko miłosierdzie – to zwodzące iluzje.
Judasz osądził siebie bez miłosierdzia… I?
Inni z kolei przedobrzą z miłosierdziem dla siebie… I?
Warto słuchać konkretnej nauki Kościoła. Nauki apostołów.
Nauczanie o zemście Boga masz wprost w Ewangelii. Jeżeli Cię to słowo razi, to razi Cię też Ewangelia.
Boża „zapłata”, w rozumieniu sprawiedliwej konsekwencji złych czynów to οψωνια. W tym rozumieniu, gdy zapłatą za grzech jest śmierć. My natomiast mówimy o zemście, ἐκδίκησις. To słowo pojawia się w kontekście odpowiedzi złem na zło. Paweł uczy, by chrześcijanie nie szukali zemsty, poprzez prześladowanie prześladowców, bo pomsta należy do Boga.
Jak piszesz, nie warto posypywać soli cukrem i nie warto robić z Boga opisanego w Ewangelii kogoś, kim nie jest, bo akurat kogoś razi dziś zupełnie normalny obraz z czasów, gdy pisano Ewangelie. Aż przypomniała mi się dyskusja, jak miałaś problem z tym, że np. Bóg na kartach Biblii kłamie. No owszem, kłamie. Podobnie jak jest zazdrosny, albo porywczy. No jest. Albo akceptujemy Objawienie, albo wymyślamy sobie własnego Boga.
https://soundcloud.com/franciszkanie/homilia-sobota-xxii-tygodnia-5-ix-2020
Polecam bardzo to rozważanie. Każdemu.
Kościół to miejsce rozmowy z Bogiem. Odwagi.
Tu padają pytania i odpowiedzi. Jest naprawdę sporo osób dobrych w tym Kościele.
I ludzi przemielonych przez Słowo. Wypróbowanych w ogniu.
Warto zostać i nie zostawiać Go z powodu oburzenia skandalami.
Znam ten ból. Ani z powodu zgorszeniem Franciszkiem, jak pewna partyzantka :).
To też ten Kościół rozrywa – nasze racje co chwilę wygłaszane.
A Franciszek obecnie chodzi po linie zawieszonej wysoko.
Ciężko ma. Sąd nie sąd – on musi zdać sprawę Bogu z tych, których ocalił.
Jak każdy pasterz. Trudne zadanie w obecnych czasach.