Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ks. Tomáš Halík: Dojrzała wiara jest w stanie znieść otwarte pytania swoich czasów

Ks. Tomáš Halík odbierający 14 maja 2014 r. Nagrodę Templetona. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

W niektórych częściach naszego świata, naszych wspólnot, Kościołów i serc ciągle trwa noc. Mamy więc ważny krok do zrobienia – mówił ks. Tomáš Halík do Zgromadzenia Ogólnego Światowej Federacji Luterańskiej.

Publikujemy referat główny XIII Zgromadzenia Ogólnego Światowej Federacji Luterańskiej pod hasłem „Jedno Ciało, jeden Duch, jedna nadzieja”, wygłoszony przez ks. Tomáša Halíka w Krakowie 14 września 2023 r. Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

Siostry i Bracia!

Chrześcijaństwo stoi u progu nowej reformacji. Nie będzie ona ani pierwsza, ani druga, ani ostatnia. Kościół, według słów św. Augustyna, nieustannie się reformuje, jest semper reformanda. Jednak szczególnie w czasach wielkich zmian oraz kryzysu na naszym wspólnym świecie, prorockim zadaniem Kościoła jest rozpoznanie Bożego wezwania w odniesieniu do tych znaków czasu i odpowiedź na to wezwanie.

Od Marcina Lutra, wielkiego nauczyciela paradoksalnej mądrości krzyża i ucznia wielkich niemieckich mistyków, musimy się w tych czasach uczyć wrażliwości na to, jak Boża moc objawia się – sub contrario – w naszych kryzysach i słabościach. „Wystarczy ci Mojej łaski”[ii] – te słowa Chrystusa skierowane do apostoła Pawła odnoszą się również do nas, ilekroć jesteśmy kuszeni, by w ciemnych nocach historii stracić nadzieję.

Jedność jako produkt uboczny

Reformacja, przekształcenie formy, jest konieczna tam, gdzie ta forma krępuje treść, gdzie ogranicza dynamizm żywego rdzenia. Rdzeniem chrześcijaństwa jest zmartwychwstały, żyjący Chrystus, żyjący w wierze, nadziei i miłości mężczyzn i kobiet w Kościele, i poza jego widzialnymi granicami. Granice te muszą zostać poszerzone, a wszystkie nasze zewnętrzne sposoby wyrażania wiary muszą przejść transformację, jeżeli stoją na przeszkodzie pragnieniu słuchania i rozumienia Słowa Bożego.

Dwie równoległe reformacje XVI wieku, reformacja luterańska i reformacja katolicka, wzbogaciły, odnowiły i pogłębiły chrześcijaństwo, ale również je podzieliły. XX wiek był także początkiem dwóch wielkich równoległych reformacji – globalnej ekspansji chrześcijaństwa zielonoświątkowego i II Soboru Watykańskiego. Ten ostatni oznaczał przejście (exodus) Kościoła katolickiego od „katolicyzmu” (konfesyjnego zamknięcia, kontrkultury wobec protestantyzmu i nowoczesności) do katolickości, powszechnej ekumenicznej otwartości.

Dążymy do jedności nie po to, by uczynić chrześcijaństwo potężniejszym i bardziej wpływowym w tym świecie, ale by uczynić je bardziej wiarygodnym: „aby świat uwierzył”

ks. Tomáš Halík

Udostępnij tekst

Najnowsza, współczesna reformacja może oprzeć się na obu tych trwających „niedokończonych rewolucjach” i w ten sposób uczynić ważny krok w kierunku jedności chrześcijan: jedno Ciało, jeden Duch, jedna nadzieja. Jestem jednak głęboko przekonany, że dar jedności między chrześcijanami otrzymamy wtedy, kiedy zaangażujemy się we wspólną podróż ku jeszcze szerszemu i głębszemu ekumenizmowi.

Ekumenizm XXI wieku musi pójść znacznie dalej niż ekumenizm ubiegłego stulecia. Jedność między chrześcijanami nie może być ostatecznym celem nowej reformacji; może być jedynie produktem ubocznym wysiłków zmierzających do zjednoczenia całej rodziny ludzkiej i przyjęcia wspólnej odpowiedzialności za jej środowisko, za całe stworzenie.

Nowa Reformacja musi wzmocnić świadomość chrześcijańskiej współodpowiedzialności za całe „ciało”, którego częścią jesteśmy poprzez tajemnicę Wcielenia Słowa Bożego: za całą rodzinę ludzką i za nasz wspólny świat. Musimy pytać nie tylko o to, co dzisiaj „Duch mówi do Kościołów”, ale także o to, jak „Duch, który wieje, gdzie chce”, działa poza Kościołami. Musimy mieć odwagę, by kenotycznie przekroczyć obecne formy i granice chrześcijaństwa.

Konieczne jest głębsze zrozumienie i zaakceptowanie tego, co jest misją i istotą Kościoła: by być skutecznym znakiem (signum efficiens) jedności, do której powołana jest cała ludzkość, by być narzędziem pojednania i leczenia ran naszego wspólnego świata. Dążymy do jedności nie po to, by uczynić chrześcijaństwo potężniejszym i bardziej wpływowym w tym świecie, ale by uczynić je bardziej wiarygodnym: „aby świat uwierzył”.

Powinniśmy przekazywać powierzone nam poselstwo w sposób wiarygodny, zrozumiały i przekonujący. Napięcia między chrześcijanami podważają tę wiarygodność.

Św. Paweł nie wzywa chrześcijan do jednolitości, ale do wzajemnego szacunku i harmonii między różnymi częściami ciała, które są niezastąpione właśnie ze względu na swoją różnorodność i wyjątkowość. To właśnie ta jedność chrześcijan, jedność w różnorodności, ma być początkiem, źródłem i przykładem współistnienia w całej rodzinie ludzkiej, sposobem dzielenia się, wzajemnej przystawalności naszych darów, doświadczeń i perspektyw.

Pierwsza reformacja zrodziła się z odwagi św. Pawła, by młode chrześcijaństwo wyprowadzić z wąskich granic jednej z żydowskich sekt do szerszej ekumeny ówczesnego świata. Przedstawił je jako uniwersalną ofertę, przekraczającą granice religijne, kulturowe, społeczne i płciowe: nie ma już znaczenia, czy ktoś jest Żydem czy poganinem, mężczyzną czy kobietą, wolnym czy niewolnikiem – wszyscy jesteśmy nowymi stworzeniami w Chrystusie.

Również dzisiaj chrześcijaństwo stoi przed koniecznością przekroczenia istniejących granic mentalnych i instytucjonalnych, konfesyjnych, kulturowych i społecznych, aby wypełnić swoją uniwersalną misję. Musimy być bardziej otwarci i wyczuleni na Boże wezwanie ukryte w „radości i nadziei, smutku i trwodze” (GS 1) ludzi, z którymi dzielimy oikumene, czyli wspólny świat.

Czy przyczynimy się do tego, aby nasze świadectwo pomogło przekształcić ten świat w civitas ecumenica, czy też poprzez naszą obojętność i egocentryzm będziemy współwinni tragicznemu zderzeniu cywilizacji? Czy wspólnoty wiary staną się częścią rozwiązania trudności, przed którymi dziś stoimy, czy raczej będą częścią problemu?

Historia świata i Kościoła nie jest ani jednokierunkowym postępem, ani nieustannym regresem i oddalaniem się od wyidealizowanej przeszłości, a otwartym dramatem, nieustanną walką między łaską a grzechem, wiarą a niewiarą, która toczy się w każdym ludzkim sercu.

Pierwsza reformacja zrodziła się z odwagi św. Pawła, by młode chrześcijaństwo wyprowadzić z wąskich granic jednej z żydowskich sekt. Przedstawił je jako uniwersalną ofertę, przekraczającą granice religijne, kulturowe, społeczne i płciowe

ks. Tomáš Halík

Udostępnij tekst

Marcin Luter nauczał, że każdy chrześcijanin jest simul justus et pecator. Dodajmy, że wielu ludzi w naszym dzisiejszym świecie jest simul fidelis et infidelis – hermeneutyka zaufania przeplata się w nich z hermeneutyką sceptycyzmu i wątpliwości. Jeśli uda nam się przekształcić konflikt wiary i wątpliwości w naszych umysłach i sercach w szczery dialog, to pomoże naszej wierze dojrzeć i może przyczynić się do dialogu między wierzącymi i niewierzącymi żyjącymi razem w pluralistycznym społeczeństwie. Wiara bez stawiania krytycznych pytań może prowadzić do fundamentalizmu, bigoterii i fanatyzmu. Wątpliwość, która nie jest w stanie wątpić w samą siebie, może prowadzić do cynizmu. Wiara i krytyczne myślenie są sobie nawzajem potrzebne.

Dojrzała wiara jest w stanie znieść otwarte pytania swoich czasów i oprzeć się pokusie zbyt prostych odpowiedzi proponowanych przez niebezpieczne współczesne ideologie.

Droga Kościoła, czyli wyjście poza siebie

Podczas II Soboru Watykańskiego Kościół katolicki zobowiązał się do dążenia do jedności między chrześcijanami, do dialogu z wyznawcami innych religii i osobami bezwyznaniowymi oraz do solidarności ze wszystkimi ludźmi, zwłaszcza ubogimi i potrzebującymi. Wyznawał, że jest communio viatorum, wspólnotą pielgrzymów, którzy są daleko od eschatologicznego celu pełnej jedności z Chrystusem i w Chrystusie. Kościół na ziemi nie jest ecclesia triumphans, zwycięskim, doskonałym Kościołem świętych w niebie. Ktokolwiek uważa jakąkolwiek formę Kościoła i jego teologii w historii za ostateczną i doskonałą, ktokolwiek myli ziemski „Kościół wojujący” (ecclesia militans – którego główną walką są jego grzechy) ze zwycięską ecclesia triumphans, popełnia herezję triumfalizmu, grzech bałwochwalstwa.

Krytykom religii, takim jak Feuerbach, Marks i Freud, zawdzięczamy uznanie, że wiele naszych wyobrażeń o Bogu było jedynie projekcjami naszych lęków i pragnień oraz uwarunkowań społecznych. Fryderykowi Nietzschemu zawdzięczamy zrozumienie, że Bóg naszych wyobrażeń jest martwy. Dietrichowi Boenhofferowi zawdzięczamy wiedzę, że nasza wiara poradzi sobie bez tego boga naszych iluzji.

Bonhoeffer, uczeń Mistrza Eckharta i Marcina Lutra, nauczał nas, że jedyną autentyczną chrześcijańską transcendencją jest przekraczanie samego siebie ku innym w solidarnej i ofiarnej miłości.

Dziś nie tylko poszczególni chrześcijanie, ale także nasze Kościoły, całe chrześcijaństwo, jest wezwane do takiego przekraczania samego siebie (kenozy).

Jednak czy chrześcijaństwo nie utraci swojej tożsamości, jeżeli „wyjdzie poza siebie”? W czasach Marcina Lutra ludzie lękali się o zbawienie swoich dusz. W naszych czasach ludzie, narody, wspólnoty religijne i Kościoły nęka strach przed utratą tożsamości. Być może pojęcie „tożsamości” nie jest zbyt odległe od tego, co w przeszłości wyrażało słowo „dusza” – ta najcenniejsza rzecz w nas, która czyni nas tym, kim jesteśmy. „Co może dać człowiek w zamian za swoje życie (swoją duszę)?” (Mk 8,37).

Populiści, nacjonaliści i fundamentaliści religijni wykorzystują ten strach dla własnej władzy i interesów ekonomicznych. Wykorzystują go w taki sam sposób, w jaki był wykorzystywany strach o zbawienie duszy, kiedy sprzedawano odpusty. Jako substytut „duszy” oferują różne rodzaje zbiorowej tożsamości w postaci nacjonalizmu i sekciarstwa politycznego czy religijnego. Nadużywają również chrześcijańskich symboli i chrześcijańskiej retoryki; czynią z chrześcijaństwa tożsamościową ideologię polityczną.

Marcin Luter wraz z mistykami katolickiej reformacji, Teresą z Ávili, Janem od Krzyża i Ignacym Loyolą, drogę zbawienia rozpoznał w wierze, w naszej osobistej relacji z Chrystusem i w ofiarowaniu się Chrystusa dla mnie (pro me).

Tym, co stanowi podstawę chrześcijańskiej tożsamości i co dla nas, chrześcijan, jest również hermeneutycznym kluczem do zrozumienia historii, w tym dzisiejszych znaków czasu, jest wydarzenie wielkanocne, które kiedyś wkroczyło w historię i nadal ją przemienia. Jestem przekonany, że Lutrowa teologia krzyża wymaga dziś odnowienia, przemyślenia i pogłębienia.

Poprzez skumulowane globalne kryzysy naszego świata – zmiany klimatyczne, wyniszczenie środowiska, pandemie chorób zakaźnych, wzrost ubóstwa, wojny i terroryzm – uczestniczymy w passio continua, nieustannej tajemnicy krzyża. „Gdzie zaś pomnożył się grzech, szczególnie zaobfitowała łaska” – pisze św. Paweł. Krzyż jest drogą do zmartwychwstania.

Zmartwychwstanie nie jest tanim happy endem; wiara w zmartwychwstanie nie jest tanią łaską. Chrystus przychodzi do nas również w wielu nowych, zaskakujących, ambiwalentnych formach

ks. Tomáš Halík

Udostępnij tekst

Zmartwychwstanie nie jest tanim happy endem; wiara w zmartwychwstanie nie jest tanią łaską.

Zmartwychwstały Jezus pojawił się w tak zmienionej postaci, że początkowo nawet najbliżsi nie mogli Go rozpoznać i przez długi czas wątpili, czy to na pewno On.

Chrystus przychodzi do nas również w wielu nowych, zaskakujących, ambiwalentnych formach.

Przychodzi do nas jak do apostołów po zmartwychwstaniu. Przychodzi w obcych, jak na drodze do Emaus; rozpoznajemy Go dopiero po łamaniu chleba. Przychodzi przez zamknięte drzwi naszego strachu, „legitymuje się” swoimi ranami. Jeśli ignorujemy rany naszego świata, te rany Chrystusa w obecnym świecie, nie mamy prawa mówić za apostołem Tomaszem: „Pan mój i Bóg mój!”.

Wiara w zmartwychwstanie zawiera w sobie przygodę poszukiwania ukrytego, przemienionego Chrystusa. Prawdziwego Chrystusa, prawdziwy Kościół i prawdziwą wiarę poznajemy po zranieniu. Zraniony Chrystus, zraniony Kościół i zraniona wiara przynoszą światu dar Ducha, pokój i przebaczenie.

Ekskulturacja chrześcijaństwa

Jorge Maria Bergolio, w kazaniu, które wygłosił zanim został wybrany biskupem Rzymu, zacytował słowa Apokalipsy: Jezus stoi u drzwi i kołacze. I dodał: dzisiaj Jezus kołacze z drugiej strony, z wnętrza Kościoła – chce wyjść, a my musimy za Nim podążyć. Chce iść przede wszystkim do wszystkich zmarginalizowanych, do tych, którzy są na marginesie społeczeństwa i Kościoła, do ubogich, wyzyskiwanych. Idzie tam, gdzie ludzie cierpią. Kościół ma być szpitalem polowym, gdzie opatruje i leczy się rany – fizyczne, społeczne, psychologiczne i duchowe.

W środku pandemii i lockdownu napisałem książkę pt. „Czas pustych kościołów”. Uznałem to doświadczenie za znak ostrzegawczy naszych czasów: jeśli chrześcijaństwo nie przejdzie radykalnej transformacji, nadal będą się mnożyć zamknięte i puste kościoły, klasztory i seminaria.

Puste i zamknięte kościoły w Wielkanoc podczas pandemii koronawirusa przypominały pusty grób Jezusa. „Czy te kościoły nie są tylko grobowcami i nagrobkami martwego Boga?” – zapytał Friedrich Nietzsche w swoim słynnym tekście o śmierci Boga.

Wiele kościołów w naszej części świata, które kiedyś były pełne, teraz świeci pustkami. W naszych krajach – tak, nawet w „krajach tradycyjnie chrześcijańskich”, takich jak Polska, gwałtownie rośnie liczba osób „bezwyznaniowych” – tych, które na pytanie o swoją tożsamość religijną odpowiadają „żadna”.

W wielu krajach spada liczba osób, które w pełni utożsamiają się z Kościołami i aktywnie się w nich udzielają. Rośnie liczba byłych katolików i byłych protestantów.

Wśród ludzi bezwyznaniowych – tych, którzy nie wyznają żadnej religii – jest wielu takich, którzy byli rozczarowani, często zgorszeni stanem swoich Kościołów. Należą do nich ci, którzy szukali w Kościołach odpowiedzi na poważne pytania egzystencjalne, ale słyszeli tylko stereotypowe religijne frazesy.

Są obojętni na wiarę „apateiści”, nigdy bowiem nie spotkali się z chrześcijaństwem używającym języka, który mogliby zrozumieć i w który mogliby uwierzyć. Są wśród nich tacy, którzy jako dzieci zostali wychowani w wierze, ale kiedy wyrośli poza infantylną formę wiary, nikt nie zaoferował im dojrzałej wiary dla dorosłych. Kiedy Jezus stawia nam dzieci za przykład, nie wzywa nas do infantylnej religijności, ale raczej do bycia otwartymi, spontanicznymi, nieskrępowanymi, a także zdolnymi do wzrastania i uczenia się jak dzieci.

Jednak w wielu częściach świata – w przeciwieństwie do Europy i Ameryki Północnej – liczba nowych chrześcijan stale rośnie. Powinniśmy się z tego cieszyć. Tu, w Europie, powinniśmy więcej słuchać i zrozumieć, co nowego wnoszą do teologii, liturgii i duchowości doświadczenia chrześcijan z Afryki i Azji.

Nie możemy jednak nie zadawać sobie pytania, czy tych kościołów, które dziś są przepełnione entuzjazmem młodego chrześcijaństwa, nie spotka w przyszłości podobny los, jaki spotkał chrześcijaństwo na Zachodzie i Północy naszej planety. Przypowieść Jezusa o siewcy mówi również o obszarach, w których zasiew szybko wzrasta, ale potem umiera, ponieważ nie zapuścił korzeni. Na podstawie naszych doświadczeń z przeszłości musimy pamiętać, że liczba chrztów i pełne kościoły to jeszcze nie jest wiarygodne kryterium czy jedyny znak potrzeby do zagwarantowania ciągłej żywotności Kościoła.

Główną misją Kościoła jest ewangelizacja. Owocna i skuteczna ewangelizacja polega na inkulturacji, czyli na twórczym wcielaniu wiary w żywą kulturę, w sposób myślenia i życia ludzi. Nadchodząca reforma Kościoła jest odpowiedzią na długotrwały proces, który stanowi przeciwieństwo ewangelizacji: proces ekskulturacji chrześcijaństwa w dużej części naszego świata.

O ekskulturacji możemy mówić wtedy, gdy wiara chrześcijańska lub jej zewnętrzna forma, Kościół i jego formy wyrazu, tracą wiarygodność, wyrazistość i przestają przynosić owoce. Pewna forma Kościoła staje się wówczas ziarnem, które nie jest w stanie samo obumrzeć i wydać nowej rośliny. Pozostaje niezmieniona i ginie nie przynosząc pożytku.

Nie możemy podchodzić do innych z pozycji aroganckich dysponentów prawdy. Tylko Jezus może powiedzieć: Ja jestem prawdą. My nie jesteśmy Jezusem

ks. Tomáš Halík

Udostępnij tekst

Wróćmy jednak do historii Wielkanocy. Ci, którzy przychodzą do „pustego grobu”, nie powinni popadać w smutek i zagubienie. Nie powinniśmy opłakiwać martwego chrześcijaństwa z przeszłości. Nie powinniśmy być głusi na głos, który pyta nas: „Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Idźcie do Galilei, tam Go ujrzycie!”.

Zadaniem uczniów Jezusa od poranka wielkanocnego jest poszukiwanie żywego, ale często zmienionego nie do poznania Chrystusa, poszukiwanie „Galilei”, w której możemy Go dziś spotkać. Czy dzisiejszą Galileą nie jest właśnie światem osób „bezwyznaniowych”, ludzi żyjących poza granicami religii? Czy to nie przede wszystkim do nich powinna być skierowana nasza misja?

Zaangażowanie misyjne chrześcijaństwa dzisiaj musi być najpierw skierowane do wewnątrz Kościoła. To tam znajdziemy wiele „dolin suchych kości”, którym trzeba zwiastować Słowo Pańskie.

Dopiero wtedy będziemy mogli wyruszyć w szeroki świat osób „bezwyznaniowych” poza widzialnymi granicami Kościołów i wspólnot religijnych. Najpierw jednak musimy ten świat dobrze zrozumieć. Byłoby nieporozumieniem uważać tych, „którzy nie chodzą z nami” za ateistów lub niewierzących. Musimy też właściwie rozróżniać ateistów. Jeżeli wielu „ateistów” odrzuca pewien rodzaj teizmu, ludzkich teorii na temat Boga, to nie musi oznaczać, że są oni zamknięci na tajemnicę, którą określamy słowem Bóg.

My również, podążając śladami Mistrza Eckharta, Dietricha Bonhoeffera i Paula Tillicha, mamy odkrywać i głosić „Boga poza bogiem teizmu”.

Częścią „nowej reformacji”, „nowej ewangelizacji” i ekumenizmu XXI wieku jest również transformacja w podejściu do misji. Nie możemy podchodzić do innych z pozycji aroganckich dysponentów prawdy. Tylko Jezus może powiedzieć: Ja jestem prawdą. My nie jesteśmy Jezusem, jesteśmy niedoskonałymi uczniami Jezusa. Znajdujemy się na drodze uczniostwa, którą Duch stopniowo prowadzi nas ku pełni prawdy.

Cel tej drogi, pełnia prawdy, jest celem eschatologicznym. Teraz widzimy tylko częściowo, niczym w zwierciadle, jak w zagadce. Ta świadomość ograniczeń naszej indywidualnej i grupowej perspektywy powinna prowadzić nas do pokory i uznania, że aby wyjść poza te ograniczenia, potrzebujemy otwartości i szacunku dla doświadczenia innych.

Celem misji nie jest rekrutacja nowych członków Kościoła, po to by ich wtłaczać w istniejące mentalne i instytucjonalne granice naszych Kościołów, ale wychodzenie poza te granice, by razem z nimi, we wzajemnym szacunku i wzajemnie wzbogacającym dialogu, uczynić kolejny krok na drodze do Chrystusa, który jest większy niż nasze wyobrażenia o Nim.

Rozeznawać, co jest „duchem czasów”, a co „znakami czasu”

Spotykacie się w części świata, która ma za sobą ciemną noc komunistycznych prześladowań. Ucisk komunistyczny przybierał bardzo różne formy w różnych krajach Europy Środkowo-Wschodniej i zmieniał się na przestrzeni lat.

Wielki autorytet moralny papieża Jana Pawła II, byłego arcybiskupa Krakowa, w znacznym stopniu przyczynił się do tego, że solidarność pomiędzy robotnikami, intelektualistami i Kościołem zapoczątkowała tu, w Polsce, ogólnoeuropejski upadek dyktatury komunistycznej, którego kulminacją była pokojowa rewolucja 1989 roku.

Przejście od komunizmu do demokracji w większości ówczesnej Europy (z wyjątkiem Rumunii) było bezkrwawe, ale niełatwe. Demokracja to nie tylko pewien reżim polityczny, ale przede wszystkim pewna kultura relacji międzyludzkich. Demokracji nie można ustanowić i utrzymać jedynie poprzez zmianę warunków politycznych i gospodarczych; demokracja zakłada istnienie pewnego klimatu moralnego i duchowego.

Upadek komunizmu nie był natychmiastowym przejściem do ziemi obiecanej, ale początkiem długiego i ciągle trwającego exodusu, podczas którego chrześcijanie w krajach postkomunistycznych byli poddawani wielu próbom i pokusom. Po długim okresie dyktatury społeczeństwo jest zawsze poranione, chore – wymaga procesu terapeutycznego.

Kościół ma tu do odegrania ważną rolę – chrześcijanie powinni być ekspertami w procesie pojednania. W krajach, które upadek komunizmu mają jeszcze przed sobą, Kościoły powinny być na to przygotowane. Proces pojednania często bywa trudny, wymaga nazwania i wyznania win, wejścia na drogę skruchy i zdrowienia.

W wielu państwach postkomunistycznych ten proces został zaniedbany. Wielu ostatnich komunistów stało się pierwszymi kapitalistami. Niektórymi postkomunistycznymi państwami rządzą populiści i oligarchowie – byłe elity komunistyczne, które po upadku komunizmu jako jedyne posiadały kapitał w postaci pieniędzy, znajomości i informacji.

Demokracji nie można ustanowić i utrzymać jedynie poprzez zmianę warunków politycznych i gospodarczych; demokracja zakłada istnienie pewnego klimatu moralnego i duchowego

ks. Tomáš Halík

Udostępnij tekst

„Dziki kapitalizm” prowadzi w państwach postkomunistycznych do poważnych problemów społecznych. W Rosji mamy do czynienia z kryzysem gospodarczym, moralnym i demograficznym. Dyktatorski reżim Putina nie ma nic do zaoferowania swoim obywatelom poza narkotykiem narodowego mesjanizmu.

Po upadku komunizmu pojawiły się optymistyczne wizje szczęśliwego końca historii, globalnego zwycięstwa wolności i demokracji. Dziś, niedaleko miejsca naszego spotkania, rozgrywa się apokalipsa, która stwarza realne zagrożenie zupełnie innego „końca historii” – wojny nuklearnej.

Agresja Rosji skierowana przeciwko Ukrainie to nie tylko jedna z jej lokalnych wojen. Próba popełnienia ludobójstwa na narodzie ukraińskim stanowi część rosyjskiego planu przywrócenia ekspansywnego imperium. Głównym powodem rosyjskiej inwazji była obawa rosyjskiego reżimu, że przykład demokratyzujących „kolorowych rewolucji” w byłych republikach radzieckich obudzi społeczeństwo obywatelskie i pragnienie demokracji w samej Rosji.

To, co dzieje się teraz w Ukrainie, mocno przypomina strategię, z którą narody w tej części świata mają doświadczenia z ubiegłego wieku: najpierw zająć terytoria, na których żyją mniejszości językowe, a jeśli demokratyczny świat będzie milczał i ulegnie iluzji, że z dyktatorami można dojść do porozumienia i zawrzeć kompromis, ekspansja będzie kontynuowana.

Jeśli Zachód zdradzi Ukrainę i ugnie się pod żądaniami Moskwy, tak jak to miało miejsce w przypadku Czechosłowacji u progu II wojny światowej, nie uratuje pokoju, ale zachęci dyktatorów i agresorów nie tylko na Kremlu, ale na całym świecie. Kochać wroga to w przypadku agresora oznacza uniemożliwić mu czynienie zła – naucza papież Franciszek w swojej encyklice „Fratelli tutti”. Innymi słowy, to znaczy wytrącić mu z ręki narzędzie zbrodni.

Władimir Putin cynicznie wykorzystuje rosyjski mesjanizm religijny i skorumpowanych przywódców Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej do realizacji swoich celów. Światowa ekumeniczna wspólnota chrześcijańska nie może pozostawać ślepa i obojętna również na ten skandal.

Tam, gdzie Kościół wchodzi w „zarejestrowany związek partnerski” z władzą polityczną, a zwłaszcza z partiami nacjonalistycznymi i populistycznymi, zawsze płaci wysoką cenę. Gdy Kościół pozwala się korumpować reżimowi politycznemu, najpierw traci młodzież i ludzi nauczonych krytycznego myślenia.

Nostalgia za przeszłością, za mariażem Kościoła i państwa, pozbawia Kościół przyszłości. Gdy Kościół angażuje się w „wojny kulturowe” ze swoim świeckim otoczeniem, zawsze wychodzi z nich pokonany i zdeformowany. Wojny kulturowe pogłębiają proces ekskulturacji i sekularyzacji.

Alternatywą wobec wojen kulturowych nie jest konformizm i tanie dostosowanie się, ale kultura duchowego rozeznawania. To rozeznawanie polega na rozróżnianiu między „duchem czasów” (Zeitgeist), który jest językiem „tego świata”, a „znakami czasu”, czyli językiem Boga, którym mówi On poprzez wydarzenia na świecie, w społeczeństwie i kulturze. W czasach komunizmu Kościół najbardziej potrzebował cnoty męstwa, aby się bronić. Dziś najbardziej potrzebuje cnoty mądrości, sztuki duchowego rozeznawania.

Jedność ze wszystkimi ludźmi

Podczas wyniszczających wojen religijnych w XVII wieku, czeski teolog protestancki, Jan Amos Komeński, biskup Unitas fratrum, w swoim piśmie De rerum humanarum emendatione consultatio catholica (Konsultacja generalna w sprawie naprawy spraw ludzkich), przedstawił zaproszenie do wejścia na wspólną drogę wzajemnego uczenia się, dzielenia się, odnowy, refleksji i przyjmowania odpowiedzialności.

To, czego nauczał wtedy ewangelicki biskup Czech, głosi dziś biskup Rzymu, wzywając do synodalności i dążenia do jedności całej rodziny ludzkiej, o czym pisze w encyklice „Fratelli tutti”.

Program reformy synodalnej zainicjowany przez papieża Franciszka może mieć znaczenie dużo szersze i głębsze niż tylko niezbędna reforma Kościoła Rzymskokatolickiego. Jestem przekonany, że jest to możliwy początek nowej reformacji chrześcijaństwa, która będzie opierać się zarówno na II Soborze Watykańskim, jak i na zielonoświątkowej odnowie globalnego chrześcijaństwa.

Reforma Kościoła musi sięgać znacznie głębiej niż reforma jego instytucji. Owocność reformy i przyszła żywotność chrześcijaństwa będą zależały od ponownego odkrycia związku z duchowym i egzystencjalnym wymiarem wiary. Odnowiona i na nowo zrozumiana duchowość chrześcijańska może wnieść znaczący wkład w kulturę duchową dzisiejszej ludzkości, nawet daleko poza Kościołami.

Kiedy Franciszek z Asyżu usłyszał w wizji trzykrotne wezwanie Boga: „Franciszku, idź i napraw mój kościół, który, jak widzisz, cały jest w ruinie!” początkowo uznał, że Bóg ma na myśli naprawę małej, zrujnowanej kaplicy San Damiano w Asyżu, co też uczynił. Dopiero później zdał sobie sprawę, że został powołany do pomocy w radykalnej odbudowie całego zrujnowanego Kościoła rzymskiego. Być może nawet papież Franciszek i cały Kościół dopiero stopniowo uświadamiają sobie, że odnowa synodalna jest procesem, który nie dotyczy wyłącznie Kościoła rzymskokatolickiego.

Chodzi o coś więcej niż tylko przekształcenie klerykalnej mentalności i sztywnych instytucji Kościoła rzymskokatolickiego, targanego skandalami i wewnętrznymi konfliktami, w dynamiczną sieć wzajemnej komunikacji. Synodalność (syn hodos – wspólna droga) wymaga solidarności, współpracy, zgodności i ekumenicznej komunii w najszerszym i najgłębszym znaczeniu tego słowa. To coś więcej niż jedność chrześcijan czy pogłębianie dialogu międzyreligijnego.

Proces globalizacji, scalania świata, znalazł się w naszych czasach w poważnym kryzysie. Na jaw wyszło jego wiele mrocznych stron: wzrost nierówności ekonomicznych, globalizacja terroryzmu, choroby zakaźne i zaraźliwe ideologie etnonacjonalizmu, populizmu i teorii spiskowych.

Jednak wielkich problemów ludzkości nie da się rozwiązać wyłącznie w wymiarze krajowym. Globalne powiązania na poziomie gospodarki, transportu i informacji same w sobie nie stworzą oikumene, wspólnego domu. Żadna ideologia, nawet „chrześcijańska ideologia”, chrześcijaństwo jako ideologia, nie może zastąpić brakującego duchowego wymiaru procesu globalizacji.

Jedno Ciało, jeden Duch, jedna nadzieja. Tworzymy jedno ciało nie tylko ze wszystkimi chrześcijanami, ale ze wszystkimi istotami ludzkimi i wszystkimi formami życia na ziemi. Duch Boży, Spiritus Creator, nieustannie tworzy, ożywia i przekształca to ciało, niedokończoną symfonię stworzenia. Żyje i działa poprzez naszą nadzieję, wiarę i miłość; nieustannie przekracza i burzy wszystkie mury graniczne, które wznieśliśmy między nami i wewnątrz nas.

Na zakończenie chciałbym przytoczyć żydowską, chasydzką historię. Rabin Pinchas zadał swoim uczniom pozornie proste pytanie o to, kiedy kończy się noc i zaczyna dzień. „Wtedy, gdy jest wystarczająco jasno, by odróżnić psa od owcy” – zasugerował jeden z nich. „Wtedy możemy odróżnić drzewo morwy od drzewa figowego” – argumentował inny. „Wtedy” – odpowiedział rabin Pinchas – „kiedy potrafimy rozpoznać w twarzy każdego człowieka nasze rodzeństwo. Dopóki tego nie zrobimy, ciągle trwa noc”.

Drogie rodzeństwo, w niektórych częściach naszego świata, w niektórych częściach naszych wspólnot wiary i naszych Kościołów, w niektórych częściach naszych serc ciągle trwa noc: panuje ciemność uprzedzeń, strachu i nienawiści.

Celem „nowej reformacji” jest przekształcenie i zjednoczenie chrześcijaństwa w dążeniu do jedności rodziny ludzkiej.

Jest to cel eschatologiczny, ale w naszych czasach mamy ważny krok do zrobienia tu i teraz. Polega on na rozpoznaniu i uznaniu – ze wszystkimi tego konsekwencjami – że wszyscy ludzie są naszym rodzeństwem, że mają równe prawa do uznania ich godności, do naszej akceptacji w szacunku, miłości i solidarności.

Ludzie, narody, kultury i Kościoły poszukują swojej tożsamości i nowej nadziei w zepsutym świecie.

Wasze Zgromadzenie Ogólne przyjęło hasło: „Jedno Ciało, Jeden Duch, Jedna nadzieja”.

Tak, to jest nasza nadzieja, którą chcemy podzielić się ze wszystkimi. Nasza nadzieja opiera się na fakcie, że Duch Boży nieustannie jednoczy ludzkość w jedno ciało.

Święty Paweł pisał o wierze, która działa przez miłość. Bądźmy świadkami wiary, która nieustannie budzi nadzieję poprzez miłość. Bądźmy świadkami nieustannego zmartwychwstania Dawcy nadziei.

Życzę wam, aby wasze zgromadzenie było przekonującym znakiem nadziei, że noc mija, a zbliża się dzień.

Wesprzyj Więź

Tłum. Marta Brudny. Wszystkie cytaty biblijne za Biblią Ekumeniczną Towarzystwa Biblijnego w Polsce (2017).

Tekst referatu ks. prof. Tomáša Halíka wraz innymi referatami oraz „Posłaniem” XIII Zgromadzenia Ogólnego Światowej Federacji Luterańskiej w Krakowie ukaże się wkrótce w „Kalendarzu Ewangelickim 2024” przygotowanym przez Wydawnictwo Augustana.

Przeczytaj też: Ks. Halík: Reforma Kościoła nie uda się bez ożywienia duchowości

 

Podziel się

11
5
Wiadomość

„Tam, gdzie Kościół wchodzi w „zarejestrowany związek partnerski” z władzą polityczną, a zwłaszcza z partiami nacjonalistycznymi i populistycznymi, zawsze płaci wysoką cenę. Gdy Kościół pozwala się korumpować reżimowi politycznemu, najpierw traci młodzież i ludzi nauczonych krytycznego myślenia.”

To chyba zdania prosto dla tutejszych zwolenników PiSu, do przemyślenia? 😉
———————————————————————————————————-
„- kiedy kończy się noc i zaczyna dzień?
– kiedy potrafimy rozpoznać w twarzy każdego człowieka nasze rodzeństwo. Dopóki tego nie zrobimy, ciągle trwa noc.”

Pięknie powiedziane, ale to przecież czysta utopia. Na tym świecie dzień nie wzejdzie nigdy.

———————————————————————————————————-
„„Dziki kapitalizm” prowadzi w państwach postkomunistycznych do poważnych problemów społecznych.”
Czy aby na pewno tylko w postkomunistycznych?

@Adam
„Pięknie powiedziane, ale to przecież czysta utopia. Na tym świecie dzień nie wzejdzie nigdy.”
Od realizmu są ekonomiści i czasem politycy. Kapłanom wolno podążyć w stronę ideału by pokazać cel do którego warto dążyć. Nawet gdy się nie dojdzie.

Wyrazy uznania za integralne tłumaczenie. „Tygodnik Powszechny” ten niewątpliwie długi dla drukowanych wydań tekst skrócił o fragment dotyczacy wojny w Ukrainie. I jeden niuans. Tekst, który ukazał się w „The Tablet”, strategię stosowaną przez Rosję nazywał „strategią Adolfa Hitlera”. W przemówieniu odczytanym przez ks.Halika tego nie było. Doszło chyba do autocenzury na prośbę organizatorów.