Największymi wygranymi politykami wyborów 15 października są Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. Ale jeszcze większe zwycięstwo odnieśli Polacy.
Jeszcze jedno takie zwycięstwo i jesteśmy zgubieni – powtarzała za Pyrrusem mowa ciała Jarosława Kaczyńskiego, choć jego usta nieprzekonującym tonem mówiły o „sukcesie”, w pierwszym komentarzu po ogłoszeniu wyników exit poll. Jego Prawo i Sprawiedliwość co prawda wygrało wybory parlamentarne – zdobywając przeszło 35 proc. głosów – ale ze względu na bardzo dobry wynik trzech list opozycyjnych niemal na pewno utraci władzę.
Nowy rząd sformułują prawdopodobnie Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica. Jednak największymi wygranymi tych wyborów są Polki i Polacy, którzy wykazali się niezwykłą dojrzałością polityczną. Co najważniejszego możemy powiedzieć na gorąco po wyborach?
Polacy pokazali, że są dojrzałym politycznie społeczeństwem. To wiadomość wspaniała dla państwa i jednocześnie niewygodna dla polityków, którzy muszą pogodzić się z tym, że to oni są wykonawcami woli obywateli, a nie odwrotnie
Lekcje Tuska i apostaci wspólnej listy
Największymi wygranymi politykami wyborów 15 października są Donald Tusk, Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia. Były premier i przewodniczący Rady Europejskiej przejął władzę w Platformie Obywatelskiej, gdy ta pikowała w sondażach i spadła w nich za Polskę 2050 Szymona Hołowni. Pisałem wtedy: „Jeśli Tusk się niczego nie nauczył, to przegra”.
Ale Tusk wyciągnął wnioski, nawet jeśli w międzyczasie igrał z ogniem. Najpierw skonsolidował wewnętrznie Platformę, a następnie rozpoczął próbę wasalizacji opozycji hasłem „jednej listy opozycji”. Zagranie na polaryzację i walkę PiS z PO miało umocnić zabetonowanie sceny politycznej w Polsce. PO kusiło inne partie perspektywą większości konstytucyjnej 276 mandatów, jakie rzekomo opozycja miała zdobyć dzięki wspólnej liście.
Tymczasem kilka miesięcy później sondaże nie tylko odebrały nadzieje na konstytucyjną większość, ale nawet na… jakąkolwiek większość. Kłótnie o jedną listę zrodziły nieufność między liderami partii, a nawet wrogość między komentatorami i sympatykami opozycji. Gdy personalia na opozycji zjadały merytorykę, tuczyła się Konfederacja. Szło ku katastrofie.
A jednak udało się odwrócić negatywny trend. Kluczowa była decyzja o starcie trzech list liberalnej opozycji. O ile Lewica momentami niknęła w cieniu Koalicji Obywatelskiej, o tyle Trzecia Droga asertywnie zbudowała własny przekaz – bardziej konserwatywny obyczajowo i liberalny gospodarczo – dzięki czemu zawalczyła o rozczarowanych PiS-em i odebrała część głosów Konfederacji.
Z kolei Donald Tusk na ostatniej prostej zachęcił do głosowania na inne partie opozycyjne. Dodatkowo obiecał zakończenie wojny polsko-polskiej i utrzymanie socjalnych obietnic PiS-u. Lider Platformy Obywatelskiej potrafił wyciągać na bieżąco wnioski i dlatego triumfuje.
Na pewno zwycięzcami są też Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz, którzy postawili na współpracę, za którą wielu ich krytykowało, a w Polsce 2050 doszło nawet do rozłamu. Wynik przeszło 13 proc. przy tak wysokiej frekwencji to olbrzymi sukces.
Znacznie bardziej gorzką pigułkę mają do przełknięcia liderzy Lewicy. Ich ugrupowanie co prawda po dwóch dekadach przerwy ma szansę wejść do koalicji rządzącej, ale z bardzo słabej pozycji, po utracie wielu mandatów w stosunku do poprzedniej kadencji Sejmu.
Ostateczne rozstrzygnięcie wyborcze z 15 października rozbiło w pył argumenty piewców wspólnej listy, o której dziś nikt nie chce już wspominać, choć w pewnym momencie jej krytyka wiązała się z oskarżeniem o opozycyjną herezję i osławiony symetryzm. „Wyznawcy jednej listy” to dziś wyłącznie apostaci.
Gorzki sukces PiS
Sławomir Mentzen w powyborczym wystąpieniu, które brzmiało jak napisane i wygłoszone przez sztuczną inteligencję, uznał porażkę Konfederacji. Formacja, która jeszcze latem według niektórych sondaży mogła liczyć nawet na 16 proc. głosów, ostatecznie uzyskała przeszło dwa razy mniej i tylko nieznacznie przekroczyła próg wyborczy.
Polacy zachowali się w pełni suwerennie wobec medialnych i finansowych wpływów obozu władzy. Nie ulegli też ułudzie jednego bloku opozycji – głosowali na partie najbliższe swym poglądom
Ten sojusz skrajnych partii na prawicy stracił wyborców zarówno przez skrajną głupotę i szkodliwość liderów (przede wszystkim Janusza Korwin-Mikkego, który pod koniec kampanii zaangażował się nawet w promocję pedofilii), ale także przez konkurencję ze strony PiS o głosy antyimigranckie, jak również ze strony Trzeciej Drogi o głosy ultraliberalne gospodarczo.
Dla Prawa i Sprawiedliwości z kolei tegoroczny wynik wyborczy oznacza w zasadzie utrzymanie poparcia z wyborów w 2019 roku, gdy na partię zagłosowało ponad osiem milionów sto tysięcy obywateli. Teraz ta liczba jest nieco mniejsza, ale ze względu na absolutnie rekordową frekwencję – głosy oddało prawie trzy czwarte uprawnionych obywateli – oznacza ona wyraźnie mniejszy kawałek tortu do podziału dla formacji, która rządzi Polską od 2015 roku.
I właśnie formy czasu teraźniejszego należy używać w stosunku do PiS dzień po wyborach parlamentarnych w 2023 roku. Po pierwsze, minie miesiąc zanim zbierze się nowy Sejm, a po drugie prezydent Andrzej Duda i jego najbliżsi doradcy sugerują, że na pierwszego premiera powołany zostanie przedstawiciel zwycięskiej partii wyborczej, który będzie miał dwa tygodnie na uzyskanie wotum ufności. Teoretycznie można sobie wyobrazić, że PiS dogada się z Konfederacją lub częścią najbardziej konserwatywnych posłów Trzeciej Drogi. Szanse na stworzenie większości sejmowej ma jednak minimalne.
Trzeba jednocześnie powiedzieć, że wynik wyborczy obecnej partii rządzącej robi wrażenie. Zdobycie głosów ośmiu milionów obywatel i obywateli po ośmiu latach rządów – z czego ostatnie cztery lata to światowa pandemia, wojny, zerwanie łańcuchów dostaw, kryzys gospodarczy – to niesamowity wyczyn. Oczywiście przyczyniły się do tego olbrzymie państwowe pieniądze, przeznaczone na kampanię PiS ze środków referendalnych i spółek skarbu państwa, a swoje dołożyły także propagandowe media partyjne. Ale nawet biorąc poprawkę na to wszystko, trzeba powiedzieć, że partia Jarosława Kaczyńskiego odmieniła polską politykę, a utrata władzy nie oznacza końca tego ugrupowania.
Trudne losy przyszłego rządu
Istnieje silna społeczna potrzeba, by nie tylko utrzymać w mocy reformy prospołeczne PiS, ale nawet je poszerzać. Co prawda elektorat obecnie rządzącej partii najprawdopodobniej nie będzie reprezentowany w przyszłym rządzie, ale jeśli nowa władza będzie chciała uzyskać społeczną legitymację, powinna się zwracać także do niego.
To PiS pokazał, że możliwe są ambitne programy społeczne, błyskawiczna walka z ubóstwem – zwłaszcza dzieci i młodzieży – skokowy wzrost płacy minimalnej i wiele innych. Równolegle przed nowym rządem będzie stało zadanie odnowy i odbudowy tak wielu instytucji zdewastowanych przez upartyjnienie, nepotyzm i polityczną korupcję – sądów, szkół, spółek skarbu państwa, licznych urzędów i biur.
Słuchaj też na Soundcloud, YouTube i w popularnych aplikacjach podcastowych
To nie jedyne wielkie wyzwanie przed przyszłą koalicją rządzącą. Jeśli faktycznie będzie to tercet KO-TD-Lewica, to partie te czekają dwa lata prezydentury Andrzeja Dudy oraz niefunkcjonalny i nieprzychylny Trybunał Konstytucyjny. Żeby nie było zbyt łatwo, między tymi ugrupowaniami istnieją silne różnice programowe. Gdy Szymon Hołownia komentował z entuzjazmem wyniki exit poll słowami: „Skończyło się rozdawnictwo!”, to niejedno prosocjalne polskie serce zostało złamane.
Wygrali Polacy
Niezależnie jednak od politycznych rozstrzygnięć wyborów prawdziwymi wygranymi są Polki i Polacy. Nie dość, że stawiliśmy się przy urnach w rekordowej liczbie, to w niektórych miejscach oddawanie głosów trwało do późnych godzin nocnych w poniedziałek. Na wrocławskim Jagodnie kolejka stopniała dopiero około drugiej w nocy. Obudził się polityczny gigant, a są nim polscy obywatele.
Docenić należy też dojrzałość wyborców. Z jednej strony spora część wzięła udział w referendum, choć – sam byłem świadkiem takiej sytuacji – nie każdy zdawał sobie sprawę, o co chodzi z tym jeszcze jednym papierkiem do głosowania. A z drugiej strony niemal połowa głosujących musiała świadomie zgłosić komisji, że nie zamierza pobrać karty do głosowania referendalnego. Do takiej decyzji trzeba było być przygotowanym.
Wszystko wskazuje, że referendum – którego pytania były sformułowane tendencyjnie i w sposób nieprecyzyjny – będzie niewiążące ze względu na nieuzyskanie progu frekwencyjnego 50 proc. Tym niemniej PiS będzie używał jego wyników jako pałki politycznej na przyszłą większość rządzącą, odwołując się do wyroku suwerena, który moralnie powinien wiązać przyszłą władzę. Sugerował to już minister Jarosław Sellin w komentarzu powyborczym na antenie TVN24. Tendencyjnie sformułowane pytania referendum były pułapką na suwerena i jego niezwykle żywą chęć politycznego wypowiedzenia się.
Polacy zachowali się więc w pełni suwerennie wobec medialnych i finansowych wpływów obozu władzy. Nie ulegli też ułudzie jednego bloku opozycji – głosowali na partie najbliższe swym poglądom. I to jest najlepsza informacja tych wyborów.
Wspaniałą wiadomością dla państwa jest to, że Polacy pokazali, iż są dojrzałym politycznie społeczeństwem. To jednocześnie wiadomość niewygodna dla polityków, którzy muszą pogodzić się z tym, że to oni są wykonawcami woli obywateli, a nie odwrotnie.
Przeczytaj też: Bilokacja Donalda Tuska i Trzecia Droga na kursie po trzecie miejsce
Jedna z niewielu niepartyjnych ocen wyników wyborów. To plus i jest wartością samą w sobie. Ale gdzie jest chociaż jeden akapit o konsekwencjach dla Kościoła, jakby należało się spodziewać po medium katolickim, które ma wizję Kościoła w polskim kontekście społeczno-politycznym? Tu stanowisko Więzi byłoby bardziej potrzebne niż jeden z wielu komentarzy politycznych. Mną też targa temperament polityczny, ale się powstrzymam, o co mi łatwiej, od krytyki powyższego stanowiska w tych punktach, w których się nie zgadzam. Bowiem mamy do ustalenia te punkty, które nas mogą połączyć, nawet jeśli jest ich mniejszość, ale powinny być najważniejsze dla wspólnoty katolików, i tych z nas, którzy się cieszą z wyników wyborów, i tych których wynik wyborów nie cieszy.
A jednak pozwolę sobie na upolitycznioną, ale chyba niekonfrontacyjną uwagę, że już skoro Polska musi mieć rząd D.Tuska, to lepiej, że w nim więcej będzie mieć do powiedzenia Trzecia Droga niż Lewica i że D.Tusk nie będzie sobie ustawiał polityki państwa tak jak prowadzi politykę wewnątrzpartyjną. Na miejscu PiS bez warunków wstępnych zaproponowałbym W.Kosiniakowi bezinteresowne poparcie w wyborach na marszałka Sejmu. Jak powstanie rząd D.Tuska, będzie musiał bardziej się liczyć z Trzecią Drogą, niż gdyby marszałkiem miała jak słyszę zostać p.Kidawa-Błońska. Gdyby nawet Trzecia Droga nie skorzystała z poparcia PiS, taka oferta wzmocni jej pozycję w rządzie, bo W.Kosiniak zawsze będzie mieć alternatywę, więc trudno będzie traktować Trzecią Drogę jako przystawkę. To byłoby w mojej perspektywie najmniej złe dla Polski. Co dla Kościoła byłoby w tej sytuacji najmniej złe, to czekam najpierw na ewentualną opinię środowiska Więzi.
Stawia Pan istotny problem, ale moim zdaniem brak wątku kościelnego jest sam w sobie symptomatyczny. Bardzo wiele wyjaśnia tutaj spadek liczby osób, które deklarują się jako katolicy w spisie powszechnym o ponad 6,5 miliona w ostatniej dekadzie. Kościół traci swoją polityczną rolę i myślę, że tylko dobrze na tym wyjdzie w wymiarze duchowym i moralnym.
Kościół sobie poradzi w wymiarze duchowym i moralnym, jak zawsze. Pytanie, jak Wy sobie radzicie. Bo na razie wygląda to słabo. Czy ma tak to wyglądać? Może nie doceniam taktyki…
Dziękuję za odpowiedź. Wystarcza mi teraz, że podziela Pan konieczność postawienia takiego zagadnienia. Ostatnie zdanie do dyskusji, ale może przy innej okazji. Na marginesie, p.Kidawa-Błońska nie może zostać marszałkiem sejmu, bo kandydowała do Senatu. Ale tak w pewnym miejscu przeczytałem i powtórzyłem.
276 to większość do obalenia veta, nie konstytucyjna.
Nie rozumiem Pana obiekcji. Kościół w Polsce był najsilniejszy w słusznie minionych czasach. Powiązanie Kościoła z polityką powoduje, ze kościół traci. Dla mnie Kościół i polityka to dwa odrębne byty, których nie należy ze sobą łączyć.
„Nie ulegli też ułudzie jednego bloku opozycji – głosowali na partie najbliższe swym poglądom.”
Bo ja wiem? Polacy nie tyle nie ulegli „ułudzie jednego bloku”, co przyjęli do wiadomości zastaną rzeczywistość. Większość wyborców opozycji absolutnie chciała jednego bloku i nie byłaby to ułuda, tylko racjonalny sposób na zwycięstwo wyborach. Taki blok zebrałby plus minus 55% i byłoby pozamiatane, no ale ego kilku liderów na to nie pozwoliło…
Czy ludzie głosowali na najbliższe im partie? Jedni tak, jedni nie. Znam masę osób, która głosowała taktycznie, wszystko po to by odsunąć wreszcie od władzy siły antydemokratyczne. Sam o mały włos oddałbym głos na 3Drogę, choć kompletnie mi z nią nie po drodze i nie ufam im. Na szczęście estymacje dawały im bezpieczna rezerwę ponad 8%, więc nie musiałem. 😉
Głosowanie wg poglądów, to będzie jak przywrócone zostanie państwo prawa, nie wcześniej. To długa i wyboista droga i wcale nie musi się udać.
Ciekawe. Przed chwilą widziałem tutaj komentarz p. Ciompy, który w szlachetnej trosce o dobro wspólne, radził PiSowi jak można skłócić PSL z KO. Czyżbym miał omamy wzrokowe?
Sam znam kilka osób, które głosowały na Trzecią Drogę w obawie, że może nie przekroczyć progu. Przeprowadzanie takich kalkulacji niewątpliwie świadczy o pewnej dojrzałości obywatelskiej, zgodnie z tezą Autora artykułu.
Nie skłócić z Platformą, a wzmocnić wobec Platformy bez żądania czegoś w zamian. Kłócił się z PSL D.Tusk, gdy żądał wasalizacji PSLu i Polski 2050 w postaci jednej listy. Przyczyny tamtych kłótni oddaliły się tylko przejściowo, ale wrócą, chyba że wyznaje Pan „koniec historii”.
Tymczasem dowiaduję się, że PiS wysyła sygnały, iż jest gotów utworzyć koalicję z PSL z premierem Kosiniakiem na czele. Mój pomysł nie była podobny do tego, nie szedł w stronę powołania wspólnego rządu PSL-PiS i nie zmierzał do blokowania powstania rządu bez PiS.
Zdanie egzaminu z politycznej dojrzałości. To bardzo ograne już zdanie. Pamiętam je ze źródeł historycznych za rok 1947 r. przykładowo.
Panie Robercie, dziś jest prawdziwe śeięto demokracji. I nie zepsują tego nawet Pana zabarwione złośliwością komentarze. Pozdrawiam
Gratuluje znajomości historii… Powinien Pan pamietać, że zarówno ówczesne referendum jak i wybory były sfałszowane.
Jeśli na katolickim portalu ( nikomu nie można zabronić tak się określać) czytam , że Polacy ( większość deklaruje wyznanie katolickie) wykazali dojrzałość polityczną … wybierając partie , które promują rozszerzenie aborcji… to przepraszam za mój wpis.
Zacytuję w tym kontekście wypowiedź ks. prof. Wierzbickiego o „Vademecum wyborczym katolika”: „Moja pierwsza uwaga jest taka, że jak popatrzeć na wymienione tam wartości, za którymi katolik powinien się opowiadać, to nie znajdzie się partii, która by wspierała je wszystkie. Więc co taki katolik ma zrobić? (…) To jest pomyłka, żeby wymieniać katalog wartości, a pomijać to, że są partie, a taką partią jest PiS, które instrumentalizują wartości chrześcijańskie”. I dlatego katoliccy Polacy wykazli dojrzałość polityczną kierując się swoim SUMIENIEM i rozumiejąc, że w pluralistycznym państwie w XXI wieku „norma prawna nie może całkowicie wypełnić normy moralnej”. Pozdrawiam
No tak… odrzucilismy Dekalog, w tym 5 NIE ZABIJAJ.
To ja też zacytuję ks. Wierzbickiego, choć proszę tego nie traktować bezpośrednio : „Można być profesorem, ale można być też skończonym durniem”. Oczywiście nie znajdę partii politycznej , która realizowałaby wszystkie punkty z vademecum katolika… ale powinienem zagłosować na taką , która realizuje najwięcej. Dla mnie wybór był prosty.
Czyli jaki? Proszę o oświecenie.
Też proszę o informację, która to partia realizuje najwięcej. Z góry dziękuję!
Polecam codzienne czytanie Pisma Świętego , katechezy dla dorosłych , itp. Ja jestem „za mały” aby Pana oświecać.
Jeżeli chciałeś szukać takiej, co realizuje najwięcej, to należało oddać głos na którąś z partii lewicowych. To oni realizują sprawiedliwość społeczną, poszanowanie dobra wspólnego, chronią najsłabszych. Jedynym „zgrzytem” będzie tu kwestia aborcji, która jest marginalna.
Panie Sławomirze, szkoda, że ucieka Pan od odpowiedzi. W ten sposób raczej nikogo Pan nie przekona.Jak się powiedziało a, to trzeba też powiedzieć b. Ale to już nie mój problem… Pozdrawiam
Panie Marcinie ! Pana nie przekona ani KEP ani Papież a co dopiero taka szara myszka jak ja… Pozdrawiam.
Czy do niestosowania przez katolików aborcji w ogóle są potrzebne jakiekolwiek ustawy? To droga donikąd jeśli wiara chce naprawy sumień wiernych przez politykę rządzących.
Prawda!
Cała da dysputa tyczyć może tylko i wyłącznie niewierzących, bo przecież katolik nie dokonuje aborcji z powodu, że będzie karany (bądź nie) tylko z etycznego, chrześcijańskiego drogowskazu. Niekaranie rozwodów ZMUSZA kogoś do rozwiązania małżeństwa?
Głosowanie nie jest żadnym aktem religijnym, tylko świecką metodą wyłaniania rządu. KK nie powinien za bardzo w tym uczestniczyć, bo jak celnie pisze Pan Bartosik, będzie to tylko dla jego dobra.
A gdzie tu sprzeczność?
Autor tekstu pochwalił dojrzałość POLITYCZNĄ Polaków, a nie religijną.
Większość głosowała z daleko innych powodów, niż aborcja, proszę mi wierzyć.
Czym innym jest zabicie dziecka nienarodzonego, czym innym zgoda, żeby prawo świeckiego państwa dopuszczało (w pewnych warunkach) aborcję np. dla zgwałconych kobiet, które np. są ateistkami. Dlaczego świeckie państwo miałoby wprowadzać religijne prawo dla wszystkich obywateli? Należałoby natychmiast zakazać rozwodów i seksu pozamałżeńskiego, idąc tym torem.
Świątek, piątek.
A Tośce winien jest Pan przeprosiny. Trudno o bardziej opaczne przedstawienie jej myśli.
(dopóki Pan tego nie zrobi, będę wklejał to zdanie pod każdym Pańskim wpisem)
brawo bardzo mi sie podoba analiza Pana B Bartosik