Jesień 2024, nr 3

Zamów

Jon Fosse: Boga nie ma, jest Bóg

Jon Fosse. Fot. Tom A. Kolstad

Malując ciemność poprzez malowanie światła, bohater powieści „Drugie imię” tak naprawdę oddaje dwoistą naturę Boga widzianego oczyma mistyka.

Kiedy skończyłem czytać „Drugie imię” – wydaną w Polsce powieść Jona Fossego, tegorocznego noblisty – przeprosiłem żonę. Musimy mieć to na półce, mówiłem, co z tego, że mam już ebooka; będę do tej książki wracał i przeczytam ją jeszcze co najmniej raz – mniej więcej tak się usprawiedliwiałem. Powyższa apologia jest nie bez zasady, mieszkamy w małym mieszkaniu z dużą biblioteką i każdy kolejny wolumin okupiony zostaje targami – w pierwszej kolejności ze swoim sumieniem, w drugiej z nadużywaniem cierpliwości najdroższej. Ale cóż począć, jeśli pod ręką leży dzieło? Więcej niż książka, bo wartość „Drugiego imienia”, pierwszego tomu monumentalnej „Septologii”, tylko nominalnie wynosi cenę okładkową – realnie okazuje się nie do przecenienia.

To nie są jakieś zaoczne komplementy, grzecznościowe umizgi, a wyraz skromności względem wyjątkowości powieści Fossego. Gdy czytelnik spojrzy objętościowo, ma przed oczyma średnich rozmiarów książeczkę w miękkiej oprawie z ascetyczną okładką. Wyobraźnia podpowiada rzecz na trzy wieczory, ale o norweskim pisarzu nie sposób tak myśleć bez zadawania krzywdy.

Pewnie dałoby się tę opowieść sprowadzić do prostego opisu fabularnego: bohater jedzie z miasta do domu, potem wraca do miasta, pomaga koledze, nocuje, wraca do domu. Byłby to jednak opis prymitywny, mówiący o „Drugim imieniu” dokładne nic. Dlatego, pisząc o pierwszym tomie „Septologii”¸ spowiadam się z niewystarczającej mocy języka. Lektura Fossego wymaga poddania się narracji jak czynności medytacyjnej, wsłuchania w nakładające się głosy bohaterów, ulegając rytmicznej budowie zdań płynących bez użycia ani jednej kropki.

Warunkiem światła jest ciemność

Spróbujmy oddać głos samej powieści. Bohaterem i jednym z narratorów „Drugiego imienia” jest Asle, malarz abstrakcjonista w średnim wieku. Mieszka samotnie na wyspie, ma za sąsiada rybaka Åsleika, a swoje obrazy wystawia w Bjørgvin, czyli w Bergen. Asle to wdowiec, jego żona Ales powraca we wspomnieniach, zaś sam bohater nie potrafi przepracować tej straty – Ales pozostaje dla Aslego nadal żywa. Wiemy, że mężczyzna ma siostrę, ma również dzieci, ale szczegóły jego biografii gubią się i wzajemnie na siebie nakładają, co tylko potęguje przyjaźń z drugim narratorem – również malarzem, również Aslem.

Wyrażona tożsamo brzmiącym imieniem bliskość bohaterów „Drugiego imienia” jest tak olbrzymia, że czytelnik może domniemywać, jakoby miał do czynienia z jedną postacią przedstawioną w kilku planach czasowych, tym bardziej, że ich losy się w sobie jak w zwierciadle odbijają. Choć Fosse deklaratywnie podkreśla, że bohaterów jest dwóch, tytułowe „Drugie imię”, będące powtórzenie pierwszego, naturalnie wywołuje pytanie, o jakie „drugie” imię chodzi, skoro w lekturze mamy do czynienia z jednym. A to dopiero pierwsza dwoistość!

Lektura Fossego wymaga poddania się narracji jak czynności medytacyjnej, wsłuchania w nakładające się głosy bohaterów

Karol Kleczka

Udostępnij tekst

Norweg motywem przewodnim malarskiej twórczości Aslego uczynił dualizm światła i ciemności. Pierwsze obrazy bohatera przedstawiały scenki rodzajowe, „zawsze piękny wiosenny dzień, kwitnące drzewa owocowe i słońce oświetlające domy i gospodarstwa”[1]. Lecz ten krajobraz to tylko pozłotko, forma skrywająca faktyczną materię dzieła, jaką dla Aslego pozostaje światło. „Właściwie malowałem światło, a nie domy, (…) starałem się namalować światło, lecz światło w ostrym blasku słońca najlepiej widać tam, gdzie kładą się cienie, tak, im są ciemniejsze, tym więcej jest światła” – mówi Asle, dodając: „Ale tego, co naprawdę malowałem, oni nie widzieli, nikt tego nie widział, tylko ja, i może jeszcze kilka innych osób, bo ja malowałem cienie, ciemność w całym tym świetle, to prawdziwe światło, niewidzialne światło, ale czy ktoś to widział? czy oni to zauważali?”.

Nieusuwalna zależność optyczna między jasnością i ciemnością przekłada się na kategorie metafizyczne, którym bliższa jest późniejsza sztuka bohatera książki. Choć zmienia on styl, to podkreśla, że najbliżsi są mu ci malarze, którzy „stale malowali to samo” w poszukiwaniu obrazu, który „nigdy nie został namalowany”, czy nawet więcej: „nigdy nie mógł zostać namalowany, lecz zawsze tkwił niewidzialny gdzieś w namalowanym obrazie lub pod nim i dlatego malowany obraz był zawsze podobny do owego niewidzialnego obrazu”.

Również w jego sztuce to, co istnieje jako widzialne, oświetlone, wyznacza granicę temu, co niewidzialne, przenika się z tym, w czym jest ugruntowane. Warunkiem światła jest ciemność, stanowiąca dla niego kontekst; światło przez ciemność przebija, ale i ją wydobywa. Popatrzmy choćby na „Psa” Goyi z serii „Czarnych obrazów”: czy wspina się do góry, czy wręcz przeciwnie, tęsknie patrzy z dna? Obserwator nie wie, co jest pierwotne – upadek czy wyjście ku nadziei? Światło czy ciemność?

Język mistyka

Ta skomplikowana językowo powieść posiada równie szczególną strukturę, która nieprzypadkowo przypomina wspominane w tekście kilkukrotnie różaniec i modlitwę Jezusową, nabożeństwa oparte na powtarzalności ułatwiającej wprowadzenie holizmu słowa i ciała, oddechu oraz tego, co wyraża język poprzez nawracające frazy.

Drugie imię
Jon Fosse, „Drugie imię. Septologia I-II”, tłum. Iwona Zimnicka, wydawnictwo ArtRage, Warszawa 2023

Te zaś prowadzą do samego serca powieści. Asle jest bohaterem zranionym nie tylko owdowieniem, lecz również bolesną przeszłością, w tej części „Septologii” ledwie zarysowaną. Cierpi, lecz mógłby za psalmistą powtórzyć: „Dusza moja spoczywa tylko w Bogu, od Niego przychodzi moje zbawienie. On jedynie opoką i zbawieniem moim, twierdzą moją, więc się nie zachwieję”. Modli się, szukając wewnętrznego pokoju, a jego myśli przenikają ciało, jednocząc się z myślami drugiego Aslego.

Drugie imię (imię drugiego?), choć tak samo brzmiące, przypomina z kolei o biblijnym drugim imieniu Boga – Elohim, znaczącym dosłownie tyle co „bogowie”, ale przynależnym do jednego podmiotu, a nawet paradoksalnie podkreślającym jego jedyność. Podobnie u Fossego: granica między jednym i drugim bohaterem się zamazuje, jest nieostra. Tak jak nie ma ciemności bez światła, tak też światło nie pojawia się tam, gdzie brakuje dla niego kontrastu.

Zależność między cieniem i jasnością jest właściwie odbiciem trzeciego, najbardziej chyba fundamentalnego dla książki dualizmu metafizycznego, który pisarz wyraża ustami swojego bohatera, gdy Asle opisuje poszukiwanie Boga: „To w ciemności mieszka Bóg, tak, Bóg jest ciemnością, a ta ciemność, ciemność Boga, tak, ta nicość, to ona jaśnieje, to z ciemności Boga bije światło, niewidzialne światło”. Zdania te, brzmiące jak obrazoburcze frazy, lokują narratora we wnętrzu dyskursu mistycznego.

Zdaję sobie sprawę z trudności, jakie sprawia język, którym tworzy Fosse, zaś pisanie o „Drugim imieniu” skłania do poddania się uwodzicielskiej mocy tych hermetycznych fraz, spróbuję jednak wyrazić tezę: Asle, malując ciemność POPRZEZ malowanie światła, tak naprawdę oddaje dwoistą naturę Boga widzianego oczyma mistyka. Bohater powieści nie sięga po zakład Pascala, mówi natomiast: jest Bóg i właśnie dlatego, że jest, jest wszystkim, „nawet w najgorszym złu, istnieje również przeciwieństwo, dobro, miłość, tak, niewidzialny Bóg jest obecny również tam, bo Bóg nie istnieje, On jest, i we wszystkim, co istnieje, jest Bóg, inaczej niż to, co istnieje tylko dlatego, że istnieje, jako byt, jak mawiają, myślę, więc nawet jeśli dobro walczy ze złem, a piękno z brzydotą, to dobro zawsze tam jest, a zło poniekąd jedynie próbuje być”.

Słuchaj też na SoundcloudYouTube i w popularnych aplikacjach podcastowych

U noblisty Bóg nie istnieje i istnieje zarazem, okazuje się dobrem obecnym nawet w najgorszym złu, które nie jest, a tylko próbuje być; jest światłem w ciemności i ciemnością dla światła.

Powyższe dualizmy są zatem pozorne, wzajemnie się znoszą poprzez dialektykę, która je rozkłada. To pokazuje, z jak głęboko filozoficznie powieścią mamy do czynienia. Norweg zawiera w niej liczne refleksje nad naturą prawdy, wiary i wiedzy. Mówiąc o tym, czym jest zrozumienie, posługuje się platońskim uchwyceniem czegoś „nagle i w sposób niepojęty” jako prawdy.

Podobnie jak Wittgenstein w „Traktacie”, Asle dąży do odrzucenia pojęciowej drabiny i przekroczenia granic języka, aby dotrzeć do tego, „co się kryje za wszystkimi słowami i co umożliwia istnienie słów, istnienie języka, istnienie sensu” i – tu już oczywiste odwołanie do austriackiego filozofa (proroka?) – „być może da się to pokazać, ale nie da się tego powiedzieć”. To przecież nie język literata, to język mistyka.

Jakie zadanie stoi przed literaturą, skoro w perspektywie Fossego zawsze będzie ona niewczesnym rozważaniem, podzwonnym dla doświadczenia mistycznego? Noblista otwarcie pisze, że w działaniu literatury „chodzi o coś innego, o coś, co milcząc, przemawia między wierszami”. Książka przestaje być miejscem opowiadania historii, staje się wielowątkową mapą, podróżą lub nabożeństwem. Jeżeli czytelnik wodzi po niej palcem, szybko może się zgubić, dlatego autor „Drugiego imienia” zdaje się zapraszać do współprzeżywania tego, co nie zmieści się w ograniczeniu języka.

Wesprzyj Więź

Lektura powieści Norwega jest więc zaproszeniem do wyjątkowej przygody. Jako czytelnik nie mogę się już doczekać jej kolejnych odsłon.

Przeczytaj też: „Zapamiętam wasze twarze w niknącym świetle”. Ingmar Bergman i rozpacz przełamana


[1] Cytaty w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej, pochodzą z wydania ArtRage, Warszawa 2023.

Podziel się

12
4
Wiadomość