Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

„Inny świat” tuż za „Zieloną granicą”

Kadr z filmu „Zielona granica”, reż. Agnieszka Holland, fot. Agata Kubis / KinoŚwiat

Najmocniejszym punktem nowego filmu Agnieszki Holland jest humanizacja ludzi, których osobowa tożsamość została unieważniona w strefie specjalnej – niechcianych przez nikogo obywateli ziemi niczyjej.

Daleko szukać we współczesnej polskiej kinematografii pozycji, której przed premierą z taką intensywnością towarzyszyły rytuały plemiennej polaryzacji – wyklaskiwane in blanco owacje na stojąco i podobnie rzucane anatemy – jak ma to miejsce z „Zieloną granicą” Agnieszki Holland.

Taka temperatura dyskusji nie towarzyszyła ani premierze „Idy” Pawła Pawlikowskiego, ani „Kleru” Wojciecha Smarzowskiego – choć we wszystkich tych przypadkach byliśmy świadkami tak dobrze znanej nam totemizacji kina: zaklinania w konkretne dzieło istoty jednego z plemion i rytualnego podpalania go przez inną frakcję, bez oglądania się na to, czy ma ono nam coś faktycznie do powiedzenia.

To Unia Europejska, a nie Polska, jest w tym filmie głównym oskarżonym, a szczególnie jej nominalny humanitaryzm i przywiązanie do praw człowieka

Karol Grabias

Udostępnij tekst

W tym tkwi najgłębszy problem z recepcją tego dzieła. Trwająca od kilku tygodni burza wokół Zielonej granicy” bez mała narzuca nam postrzeganie tego filmu w kategoriach tożsamościowego totemu – czy to antypolskiego ataku na służby mundurowe i propagandowej przysługi dla Mińska i Moskwy, czy rozprawy z polską ksenofobią i rasizmem na dzień przed wyborami. To z jednej strony przesłania arcyważną dyskusję o sytuacji uchodźców na granicy polsko-białoruskiej, z drugiej zaś na starcie unieważnia pytania o to, czy jest to zwyczajnie dobrze nakręcona i opowiedziana historia. Zacznijmy od początku.

Żywe naboje

Trwającą bez mała dwie i pół godziny „Zieloną granicę” oglądamy z trzech niespiesznie przecinających się perspektyw: rodziny uchodźców z Syrii, do której w trakcie lotu na Białoruś dołącza kobieta z Afganistanu; polskiego pogranicznika (wyraźnie obdarzonego wrażliwością moralną) oraz grupy aktywistów, którzy wyruszają do lasu, by zapewnić zawieszonym w przygranicznym limbo ludziom pożywienie i ubrania. Podział filmu na nierówne czasowo akty – bo główna akcja filmu przypada na część trzecią, przedstawiającą losy wolontariuszy i granej przez Maję Ostaszewską psychoterapeutki Julii – sugeruje dość jasno pragnienie odmalowania wielowarstwowej narracji. 

Osią filmu, spinającą wszystkie trzy historie, jest podróż rodziny syryjskich uchodźców – Bashira, Aminy, Nura, Ghali i ich dziadka – którzy wraz z poznaną na pokładzie samolotu do Mińska Afganką Leilą, chcą przedostać się przez granicę polsko-białoruską dalej na Zachód. Pierwsze sekwencje filmu jednoznacznie wskazują na kłamstwo, którego ofiarami stali się bohaterowie: „trasa przez Białoruś to dar od Boga” mówi jeden z bohaterów, wierząc, że obietnica dostania się do Unii Europejskiej przez wschodnią granicę Polski oszczędzi im trudów przeprawy przez Morze Śródziemne. Kłamstwo to zostaje zdemaskowane przy pierwszym spotkaniu z białoruskimi, a później polskimi pogranicznikami.

W pierwszych kilkunastu minutach filmu przekonujemy się, jak nietrafione są zarzuty, jakoby film rzekomo powielał klisze wschodniej dezinformacji. „Propaganda Łukaszenki docenia treści zawarte w filmie Holland, ponieważ zawiera on przekaz spójny z działaniami informacyjnymi Białorusi i Rosji przeciwko Polsce” – pisał na Twitterze Stanisław Żaryn, pełnomocnik rządu do spraw bezpieczeństwa przestrzeni informacyjnej. Byłoby tak faktycznie, gdyby Mińsk chciał przedstawić swoje służby mundurowe jako grupę skrajnych zwyrodnialców, wyłudzających ostatnie pieniądze od półżywych uchodźców, a swych polityków – wspomnianych tu co prawda jedynie w rozmowach – jako bezdusznych intrygantów, którzy nie mają skrupułów posługiwać się „żywymi nabojami”.

To kategoria „żywych naboi” stanowi w pewnym sensie motor napędowy tej opowieści. Holland w kolejnych scenach przygląda się temu, jak bezosobowy język bieżącej polityki – skrajnego cynizmu władz białoruskich oraz niezważającego na ludzkie koszty dyskursu „obrony granic” i wojny hybrydowej – prowadzi do coraz głębszej dehumanizacji oszukanych przybyszów z Syrii i Afganistanu. Pogardliwie nazywani są oni „turystami”. Na ekranie widzimy kolejne tury bezdusznej gry, w której przerzucanymi z jednej na drugą stronę (niekiedy dosłownie przerzucanymi) pionkami są pogrążające się w coraz głębszej beznadziei ludzkie istoty. Tym, którzy planowali podróż autobusem do Szwecji, szybko kończy się woda, suche ubrania, bateria w telefonie i wola do przechodzenia pod drutami po raz wtóry. 

Najmocniejszym punktem nowego filmu Holland jest właśnie humanizacja ludzi, których osobowa tożsamość została unieważniona w strefie specjalnej – niechcianych przez nikogo obywateli ziemi niczyjej, jaka rozciąga się pomiędzy granicami semitotalitarnej satrapii a zmęczoną pomaganiem Fortecą Europą. W kolejnych scenach poznajemy wyrywkowo historię ich życia sprzed lotu do Mińska i push-backów, oglądamy ich zdjęcia, przekomarzania między sobą oraz krótkotrwałe relacje z wolontariuszami i przypadkowo spotkanymi mieszkańcami Podlasia. Chwilę później jesteśmy świadkami tego, jak z powrotem są wrzucani w piekło współczesnego „innego świata”, w którym wszystkie generacje praw człowieka zastępuje naga przemoc dwóch stron wojny hybrydowej.

Koszmar opowiadanej w „Zielonej granicy” historii rozgrywa się bowiem tuż za miedzą. Ofiary wywózek przez białoruską granicę i push-backów podchodzą do lokalnych domostw, gdzie choć na chwilę szukają wytchnienia od zimna. Ich niosące się po polach krzyki słychać z obejść. Śpią pokotem na uprawnych polach, uciekają jak łowna zwierzyna, nawet gdy napotkani Polacy nie mają wobec nich złych intencji. W przygranicznym bagnie – dosłownym i przenośnym – zawieszone jest ich prawo do życia, opieki zdrowotnej, nietykalności cielesnej, własności osobistej, elementarnego poszanowania ludzkiej godności. I to w nowym filmie Holland uderza najmocniej.

Kino interwencyjne

Mimo tego największą medialną kontrowersję wzbudza ta część „Zielonej granicy”, która poświęcona jest polskim pogranicznikom. Ich personifikacją jest grany przez Tomasza Włosoka Jan, młody pracownik Służby Granicznej i polski everyman: młody mężczyzna na dorobku, remontujący z teściem dom i spodziewający się pierwszego dziecka. Jest małomówny, nie wychodzi przed szereg w swojej jednostce, choć dość szybko sprawia wrażenie, że nieco uwiera go mundur w realiach push-backów. Nie szuka pomocy, a gdy ciężar wykonywanej pracy zaczyna go przytłaczać, zaczyna więcej pić i tłumi wszystko w sobie. Aż do pierwszego napotkanego na granicy ciała – wówczas po raz pierwszy coś pęka w jego poczuciu wiary w wykonywaną służbę i otwiera się przed nim droga do finalnej metanoi.

O ile postać Jana, jego etyczna ewolucja i reprezentowany przez niego model milczącej męskości zdają się wiarygodne i namacalne, nieco trudniej uwierzyć w jego społeczne tło. Jak ono wygląda? Przeciętny teść, który w stronę uciekającej migrantki wykonuje palcami gest strzału z pistoletu i dopytuje zięcia o możliwość użycia broni palnej. Zakrapiane domówki, których centralnym punktem jest siłowanie się pogranicznika z koleżanką na rękę i radość z triumfu nad kobietą. Uderzająca ze wszystkich stron brzydota, wulgaryzm, mizoginia i rasizm – otoczenie Janka jest karykaturalnie wręcz odrzucające i w przeciwieństwie do niego skrajnie jednowymiarowe.

Należy tu jednak zaznaczyć, że ukazana w trakcie push-backów przemoc polskich służb jest kondensatem rzeczywistych wydarzeń, które dobitnie udokumentowała m.in. Grupa Granica. Szczególnym okrucieństwem uderzają dwie sceny: stłuczenie przez polskiego pogranicznika wnętrza termosu z herbatą, który następnie oddany jest nieświadomemu tego uchodźcy i zrzucenie ciężarnej kobiety z ciężarówki na ziemię tak, jakby była workiem ziemniaków. Obrazy te mogą wydać się komuś, kto osobiście nie uczestniczył w realiach kryzysu na granicy niemal niewiarygodne, ale – niestety – przedstawiają sytuacje, które potwierdzają w swoich relacjach medycy działający na granicy, w tym osoby, które autor tego tekstu zna osobiście.

Film Holland nie jest jednoznaczną laurką dla liberalnej klasy średniej i uderza w dobre samopoczucie wszystkich

Karol Grabias

Udostępnij tekst

W pewnym momencie pojawia się jednak problem, jaki mimo innych wrażeń mam z „Zieloną granicą”. Jest to film wysokich, przesterowanych wręcz rejestrów – natężenie emocji, jakie towarzyszyło powstawaniu tej produkcji i jej interwencyjny charakter sprawia, że chwilami z kina zaangażowanego o uniwersalnych ambicjach wykoleja się w polityczną publicystykę. Z jednej strony trudno się temu dziwić – argumenty, jakie polskie władze gromadziły przeciwko ludzkiemu traktowaniu osób starających się przedostać przez granicę z Białorusią, w tym słynne „treści zoofilskie”, wołają o pomstę do nieba. Z drugiej strony epizodyczna rola Macieja Stuhra i jego monolog o „rasistowskich pojebach z małpim pyskiem” w rządzie to zdecydowanie najsłabszy element tego dzieła, który skutecznie może odsunąć pewną część widowni od tak ważnej tematyki uchodźczej. 

Charakterystyczna dykcja polskiego kina interwencyjnego dotyka również postać graną przez Maję Ostaszewską. Julia jest lokalną outsiderką, wykształconą psychoterapeutką, która sprowadziła się na Podlasie po tym, jak jej mąż zmarł na COVID. Potrafi wzruszyć się dziką przyrodą, programowo nie ogląda telewizji, nie korzysta z internetu i dba o to, by jej matka przyjęła kolejną dawkę szczepienia. Gdy tylko przydarza się do tego okazja, rzuca się w wir pomocy na granicy, nie zważając na nic, gotowa wejść w konflikt z każdą lokalną władzą. Wiem doskonale, że sama aktorka była aktywnie zaangażowana w pomoc na granicy polsko-białoruskiej i rola ta była dla niej przetłumaczeniem bardzo osobistego i głębokiego doświadczenia etycznego na język kina. Odnoszę się do tego z wielkim szacunkiem na płaszczyźnie ludzkiej, acz z perspektywy samej sztuki filmowej dostrzegam w konstrukcji postaci Julii namnożenie nazbyt oczywistych wyborów, które stawiają czytelność postaci ponad jej głębię i wiarygodność.

Oskarżona Unia Europejska

Trzeba jednak uczciwie przyznać, że film Holland nie jest jednoznaczną laurką dla liberalnej klasy średniej i uderza w dobre samopoczucie wszystkich. „Śmieszy mnie, jak ktoś pierdoli o naszej wspaniałej mateczce Unii”, wykrzykuje w twarz Mai Ostaszewskiej jedna z wolontariuszek, gdy słyszy pytanie „co Unia na to?”, po czym wylicza liczbę osób, które zginęły przy granicach Europy od początku kryzysu migracyjnego. To Unia Europejska, a nie Polska, jest w tym filmie głównym oskarżonym, a szczególnie jej nominalny humanitaryzm i przywiązanie do praw człowieka.

Jedną z wizualnych dominant „Zielonej granicy” jest scena, w której syryjska rodzina rozsiada się na ulicy, mając za plecami zmurszałą fasadę z namalowaną flagą europejską. Trudno tu nie dostrzec analogii z legendarną sceną mistrza Holland z „Popiołu i diamentu”, w której Zbigniew Cybulski i Ewa Krzyżewska siedzą we wnętrzu zrujnowanego kościoła na tle odwróconego krzyża – symbolu upadku cywilizacji.

Wesprzyj Więź

Podobnie jak niegdyś Wajda, Holland pragnie zakomunikować swoim dziełem głębokie etyczne pęknięcie, które znowu obrodziło rozwarciem się otchłani „innego świata” za progiem naszego domu. Najnowszym filmem autorka „Europy Europy” po raz kolejny udowadnia, że nie wierzy w moralną naturę dużych kolektywów: państwa, instytucji międzynarodowych, zachodniego mieszczaństwa z jego bezobjawową demokracją. Agata Kulesza w roli wyborczyni Platformy Obywatelskiej jest wszak postacią rzuconą na pożarcie pogardliwego śmiechu widzów.

Jeśli Holland gdzieś lokuje swoją solidarność, to wśród anarchizujących i idealistycznych młodych, którzy gotowi są (nawet wbrew przyjaciołom respektującym przepisy o stanie wyjątkowym) odrzucić, niczym Iwan Karamazow, każdy wyższy porządek i ład, jeśli miałby być okupiony łzą choćby jednego dziecka. Można się z tą perspektywą zgadzać lub nie, ale jedno jest pewne: nie mamy prawa odwrócić oczu od oceanu ludzkiej biedy, jaki oglądamy w „Zielonej granicy”. Dzięki filmowi ten ocean przestaje być anonimowy. Bieda ma tu konkretne oczy.

Przeczytaj też: Niezależnie, jak wielkie mury postawimy na granicach, ten kryzys będzie trwał

Podziel się

28
4
Wiadomość

Jeśli przeczyta Pan dokładnie tekst, to zauważy Pan, że piszę o tym, że film „chwilami z kina zaangażowanego o uniwersalnych ambicjach wykoleja się w polityczną publicystykę” i dokładnie punktuję, gdzie się to dzieje. Z tekstu wynika jasno, że wątek humanitarny i świat przedstawiony są nierówne.

Ale co to za pytanie, skoro powiedziała to dziennikarzom, to z pewnością o tym napiszą. A wszyscy wzmożeni natychmiast to rozpropagują. A jeżeli tego nie powiedziała rozpropagują przecież TAKŻE. Choćby w postaci takiego pytania jak wyżej…

Nie wiem, czy Polska to rasistowski kraj ale wiele mogłoby wskazywać, że jednak tak. Czy to jest myślozbrodnia i podobnie jak np. zdanie o polskim antysemityzmie jest wykreślone ze słownika debaty?

Jeżeli kryterium stosowane przez SG jest „od tych wnioski przyjmujemy” a „od tamtych nie” i rozróżnienie zależy od rasy cudzoziemca, to wówczas takie zachowanie funkcjonariuszy SG byłoby rasistowskie.

Związkowcy wypowiadający się o filmie są funkcjonariuszami SG. Przynajmniej część z nich jest więc stroną w sporze o ocenę tego, co się dzieje na granicy polsko-białoruskiej.

To, że media podporządkowane władzom Federacji Rosyjskiej coś chwalą, to nie oznacza, że od razu trzeba temu zaprzeczać. Na manipulacje należy odpowiadać logiką oraz rzetelną analizą pojęć, poglądów i faktów, a nie kolejnymi manipulacjami.

„Film obowiązkowy dla fanów totalnej opozycji”
A co niby to ma wspólnego? Po pierwsze idę, bo chcę sobie wyrobić zdanie o filmie.
Po drugie interesuje mnie co tam, na tej granicy się dzieje. (Film konsultowali aktywiści będący tam na miejscu).
Powoływanie się na prasę rosyjską jest dosyć słabe, bo np. bardzo chwalą tam też ostatnie decyzje prez. Dudy…
Fani totalnej władzy chyba tez powinni być ciekawi jak wciela się w życie slogany o chrześcijańskiej postawie dumnego narodu?

Bzdura! Z funkcjonariuszami SG obrzucanymi kamieniami i kłodami drzewa tez był konsultowany? Nie! Takze nie byl konsultowany z żołnierzami , jacy strzegą wsch granicy Polski, zewnętrznej granicy unii i zewnętrznej granicy paktu NATO. wiec polski rząd ma obowiazki z tych faktów wynikajace. Czemu opozycja na Litwie nie protestuje odnosnie tamtejszego muru? Bo jest mądrzejsza od naszej! Oni wiedzą iz to jest rozgrywka putina i łukaszenki. A po drugie SG I zolnierze uratowali ponad 80 osób na tej granicy w tym kobiety w ciązy. Są zdjecia w sieci. Mozna sobie poszukać i sprawdzić.

„Z funkcjonariuszami SG obrzucanymi kamieniami i kłodami drzewa tez był konsultowany?”

Zalecam najpierw obejrzeć, a dopiero potem ewentualnie krytykować. Tak jest …eleganciej. 😉

„uratowali ponad 80 osób na tej granicy w tym kobiety w ciązy. Są zdjecia w sieci.”
To fantastycznie! Znaczy nie tylko są ofiary? Kapitalnie.

„Czemu opozycja na Litwie nie protestuje odnośnie tamtejszego muru? Bo jest mądrzejsza od naszej!”
Tak, to rzeczywiście jest pewna MĄDROŚĆ- siedzieć cicho i zamykać oczy na problemy.
Były już, owszem, głosy z rządu, że ta opozycja to nie-Polacy i wszystko, co złego, to przez przez nią. Może jakoś ją wyeliminować, wywieźć na Madagaskar, czy coś?

Opozycja w krajach baltyckich doskonale rozumie iz są krajami frontowymi! A nasza pseudoopozycja tego nie rozumie! Film RESET ukazuje odtajnione dokumenty ministrow MON za PO I PSL o obronie Polski tylko do linii Wisły! I to obronę na 10- 14dni! Czyli zmiana granic Polski! Mielibysmy do linii Wisły to co mieli Ukraińcy w Buczy, Mariupolu , Borodiance i wielu innych miejscach Ukrainy…

Nawet gdyby funkcjonariusze SG byli zabijani przez migrantów albo służby białoruskie, to wprawdzie wówczas stan wyjątkowy byłby wskazany i konieczny, a i być może inne ostre działania, nie wyłączając wojny z Białorusią.

Ale nijak nie zmienia to zapisów Konwencji Genewskiej ani powinności państwa wobec ludzi (nie tylko obywateli, ale ludzi).

A użalanie się, że służba jest ciężka na granicy, można przyjąć tylko od ewentualnych funkcjonariuszy służących tam z poboru. A takich nie ma. Wszyscy dobrowolnie poszli tam służyć i otrzymują uposażenie.

@

Czy funkcjonariusze SG mają obowiązek prawny wpuścić na terytorium RP – także przez zieloną granicę – człowieka, który żąda ochrony międzynarodowej?

Czy mają przyznane przez prawo kompetencje by decydować, kto będzie mógł złożyć wniosek, a kto nie?

Czy płeć, wiek, bycie w ciąży cudzoziemca przebywającego nielegalnie na terytorium RP maja wpływ na możliwość złożenia przez niego wniosku o ochronę międzynarodową?

Czy przymusowe wywożenie cudzoziemców z powrotem na Białoruś – gdzie rządzi wola Łukaszenki i jego kliki, którzy masowo torturowali i torturują ludzi – da się usprawiedliwić?

@Robert Forysiak

Komentuję to, co napisałeś, a nie to, o czym myślisz.
Odnieś się do argumentów, wiedź polemikę.

Rosyjskim propagandówkom zdarza się, że piszą prawdę, czasem dla państwa polskiego niewygodną.
I cóż z tego? Prawda leży tam gdzie leży. Prawdziwość twierdzenia nie zależy od tego, kto je wypowiada.

Artykuł dzisiaj, zapewne z rana. Tym czasem koło południa pojawiły się wiadomości o tym, że w kinach studyjnych przed filmem A. Holland ma być wyświetlany spot propagandowy wychwalający mundurowych. Czy nasza „wadza” jest w stanie zauważyć granice własnej kompromitacji?
Pozdrawiam.

Oto w jakim kraju żyjemy. Szkoda mi tych kin studyjnych.
Ale już były takie filmiki „zniechęcające” w TV przed „Czterema pancernymi”. Trudno tu mówić jednak o czyimś upadku, bo do tego najpierw trzeba by się gdzieś wznieść… To są decyzje ludzi, którzy sami nigdy nic wartościowego nie stworzyli, potrafią tylko niszczyć.

A tymczasem…

„Ten film trzeba zobaczyć. Agnieszka Holland stworzyła dzieło, które stawia Europie (a nie tylko Polakom) poważne pytania. O solidarność, o chrześcijaństwo, o Ewangelię.”
Tomasz Terlikowski
https://deon.pl/po-godzinach/film/tomasz-terlikowski-zielona-granica-zadaje-wazne-pytania-o-chrzescijanstwo-i-solidarnosc,2616017

Jaka szkoda, że nie jesteś na jej miejscu!
Rzeczywiście robi głupio, a nawet idiotycznie. Podpowiem, że w normalnym kraju w takiej sytuacji rząd powinien zrobić – nic.
Bo krytyka jest solą demokracji i każdy rząd powinien stać na straży, by Holland, czy ktokolwiek inny WŁASNIE miał prawo głosu.
Znakomicie, że ten film powstał, a czy jest dobry, to zobaczymy.

No tak. Te rozważania, czy Marsz Niepodległości to faszyści czy już naziści. Ten obraz gdy Polacy rzucają ciężarną kobietę przez drut kolczasty. Ten obraz gdy rani się uchodźcę rozbitym termosem. Ta deklarująca aktorka odgrywająca rolę, że jak głosować to tylko na PO, a i świeczki paliła, a p. Stuhr z powodu koszmarnego zycia w kraju ma problem z potencją. Och, tak sztuka.

Tak, ta sztuka jest cała OCH. Po co to komu?
Przecież wiadomo doskonale , że Polak NIE MOŻE rzucać ciężarną, bo to sprzeczne z zasadami fizyki. Podobniej jak palic w stodole swoich sąsiadów, czy denuncjować ukrywających się Żydów, nieprawdaż?

Nie rozumiem, co to ma za związek? Proszę czytać ze zrozumieniem: zakwestionowałem niemożliwość popełnienia zbrodni przez Polaków. Nie pisałem, że wszyscy są tacy, ale, że takie zdarzenia absolutnie są możliwe bo znamy takowe z historii.

Wszyscy oburzeni, wygląda zarzucają autorowi notki kłamstwo, bo napisał on wyraźnie:
„ukazana w trakcie push-backów przemoc polskich służb jest kondensatem rzeczywistych wydarzeń, które dobitnie udokumentowała m.in. Grupa Granica.”
A zatem zdarzenia RZECZYWISTE i do tego UDOKUMENTOWANE.

Komentatorzy kanapowi uznali, że wiedzą więcej od ludzi, którzy fizycznie byli i są TAM obecni. Słodkie.

Panie Adamie, proszę przeczytać o Stelli Kübler, Żydówce, która Niemcom-nazistom wydała setki swoich rodaków. Uogólni pan to? A to robi odnośnie Polaków. Jestem wnuczką byłego więźnia w obozie koncentracyjnym w Stutthofie. W mojej pracy kilku koleżanek mężczyzn pracuje na granicy- mężowie, bracia, synowie. Nawet pan nie wie, jak odbierane jest to, co widzą- na razie we fragmentach. I jak słyszą, co pani Holland mówi.

Ale to, jak oni odbierają, jest drugorzędne.

Należy się zastanowić, czy mamy dobre prawo, jeśli nie, to je zmienić na lepsze. I dobre prawo stosować.

Komfort psychiczny funkcjonariuszy jest rzeczą słuszną i ważną, ale nie najważniejszą. Od niego ważniejsza jest sprawiedliwość. Poza tym SG jest formacją umundurowaną i z dyscypliną służbową.

Czym więc jest to ich (funkcjonariuszy) urażenie, które chyba najlepiej wyraża pani rzecznik Michalska? Powtarzaniem sobie, że „ja wykonuję rozkazy przełożonych”, czy może jednak też czymś innym? A może też sumienie przynajmniej niektórych zaczyna gryźć i pojawia się cień wątpliwości, że to nasze prawo stanowione (np. rozporządzenia rządowe) i nasza praktyka nie są zgodne z prawem naturalnym, z prawem Bożym, wreszcie z prawem międzynarodowym?

Pan Soker uparcie i celowo nie rozumie ze to jest wojna! Wojna putina i łukaszenki przeciw Polsce i krajom Baltyckim! To jest celowe dzialanie, zdestabilizować te granice! Jednoczesnie to są zewnetrzne granice unii i NATO. I ci pseudomigranci wiele razy sami mówili, że chcą do Niemiec a Polskę mają gdzies! A skoro tak iz oni LEGALNIE wjechali na Białoruś to niech LEGALNIE lecą do Niemiec! A nie nielegalnie przez polską granicę.

Tomku,
Przeczytaj, proszę, recenzję, pod którą piszesz. Wątek wojny hybrydowej i mamienia przez Łukaszenkę jest w filmie obecny od pierwszej sceny.

„proszę przeczytać o Stelli Kübler”
Kolejny wpis bez związku. Czyżby chciała Pani „unieważnić” podłe czyny jednych, podłymi czynami innych?

” Nawet pan nie wie, jak odbierane jest to, co widzą- na razie we fragmentach.”
Zatem polecam zrobić wysiłek i oprócz oglądania pisowskiej propagandy obejrzeć ten film w całości. Na własne oczy. Oburzanie się na dzieła nieznane i zakazane jest echem czasów PRL-u.
T. Terlikowski przecież pisze, że jest to film potrzebny, zadający ważne pytania i wcale nie jednostronny. A co, jeżeli ma on rację???

Wypychanie kogokolwiek (również kobiet niebędących w ciąży albo nawet tych przysłowiowych „zdrowych, silnych mężczyzn”) z powrotem na terytorium Białorusi jest wątpliwe prawnie i wątpliwe moralnie. Należy o tym rozmawiać – jako katolicy uwzględniając prawo naturalne, prawo Boże i prawo stanowione (w tym konwencje międzynarodowe) – i wyciągać wnioski, a nie powtarzać jak katarynka „to wojna hybrydowa”, „u tych ludzi nie ma wojny”, „oni chcą socjalu”, „chcemy spokoju a nie jak na ulicach zgniłego Zachodu”. To są slogany pozbawione sensu, bo ich celem jest zachowanie status quo bez względu na uzasadnione wobec niego wątpliwości.

W Morzu Śródziemnym, gdzie toną imigranci z Afryki i na granicy Polski z Białorusią nowożytny humanizm, połączony nierozerwalnie z kapitalistyczno-liberalnym państwem narodowym – widzi swoją smutną i rozczarowaną twarz. Swoje granice.

Nigdy nie stał się światopoglądem całej ludzkości. Zawsze był światopoglądem klasy średniej i najbogatszych Amerykanów, Anglików, Polaków, Rosjan… Zawsze gdzieś na obrzeżach – w małych miasteczkach i wsiach, w dalekich krajach – ktoś płacił okropną cenę za tzw. „osiągnięcia kultury Zachodu”.

Walczący ateizm próbował zwalić całą winę za ten brak współczucia na religijne hierarchie i dogmaty, ale i bez religii radzimy sobie świetnie z całkowitą obojętnością na tych, co mówią, ubierają się, mówią i wierzą inaczej… Gry polityków Rosji/Białorusi i Polski/UE przy użyciu ludzkich ch pionków to część tego smutnego „realnego liberalizmu” (a tak narzekaliśmy na „realny socjalizm”…)

I nie daj Boże, że ktoś zrobi cały film pokazujący Tych, o Których Nie Wolno Nawet Wspominać – jako ludzi takich jak my!

(dzięki Autorowi za ten artykuł!)

Ciekawie Pan napisał. Może Pan rozwinąć? Zwłaszcza ten temat „Tych, o Których Nie Wolno Nawet Wspominać”?

I dlaczego Pan uważa, że nowożytny humanizm nie stał się nigdy nigdzie powszechny i tylko w klasie średniej i u najbogatszych się przyjął? Zresztą przyjął się tam głęboko, czy tylko powierzchownie?

Moja perspektywa jest taka:

Co do ToKNWNW – biorą się oni z tego, że humanizm nie odrzuca żadnego człowieka i taki humanizm jest wpisany do Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka. Teoretycznie na tych prawach opierają się społeczności liberalne. Ale to tylko taka mitologia.

REALNY liberalizm istnieje w powiązaniu z kapitalizmem i nacjonalizmem/patriotyzmem. Te systemy jak najbardziej odrzucają ludzi – wiele rodzajów ludzi. Na przykład sam liberalizm odrzuca mniejszości, które nie przebiją się w wyborach. Dzisiejszy kapitalizm odrzuca ludzi nie posiadających aktywów, którzy nie mogą skorzystać na procesie finansjalizacji gospodarek kapitalistycznych. I oczywiście nacjonalizm odrzuca obcokrajowców.

Na to nakłada się dodatkowy postkolonialny podział globalny: (po)chrześcijańskie kraje bogatego Zachodu i (niechrześcijańskie) kraje ubogiego Południa.

Co do „klasy średniej i u najbogatszych” trochę niedokładnie się wyraziłem. Chodziło mi o to, że tylko oni są faktycznymi beneficjentami humanizmu – po usunięciu odrzuconych.

Przez płot widzę, Ze sąsiad ma rękę w gipsie i się z czymś męczy na swoim podwórku, Pytam co się stało i czy mogę pomóc. Machnął tylko ręką zdrową i podziękował- jakoś sobie radzę. Wchodzę do kuchni, mówię małżonce, Karol złamał rękę. Ta na to cała blada. Jak gdzie, co się stało. Nie chce się sąsiadowi o tym gadać, mówię. A o sąsiada chodzi odsapnęła, a ja już myślałam, że naszemu Karolkowi coś się przydarzyło. Niewiele nas boli, coś co wykracza poza nasze podwórko, choć pianę bić lubimy, nawet nie zgłębiając tematu.

Film finasowały Niemcy ! ZDF , ci sami, którzy opłacili film 10lat temu , paszkwil o Armii Krajowej, ” Nasze matki , nasi ojcowie” ! Film finasował też Trzaskowski z PO i Marszałek Struzik z PSL. i wszystko jasne….

To wprawdzie _nieco_ rozjaśnia sprawę, ale tylko nieco. Nie rozjaśnia jej całkowicie.

Niemcom też się zdarza napisać prawdę albo finansować dzieła, które mówią prawdę.

To, czy jakaś publikacja jest zgodna z interesem państwa polskiego czy jest wbrew temu interesowi, nie ma żadnego wpływu na prawdziwość/nieprawdziwość tej publikacji.

Niemcy korzystały z siły roboczej więżniów! I to wiele fabryk niemieckich, które z tego procederu do dzis sie nie rozliczyły. Oraz z bogactwa uzyskanego od narodu żydowskiego , ofiar zabitych w obozach koncentracyjnych.

To tym bardziej Polacy powinni co do jednego ostentacyjnie WYSIĄŚĆ ze swoich Audi i Mercedesów!
Jak to wygląda, jak premier dumnego narodu jedzie w niemieckim aucie!?! Albo prezydent??? Wstyd po prostu.
Japońskimi też nie powinni -zbratali się z Niemcami w czasie wojny. Włosi – to samo.
Amerykanie mordowali Indian i mieli niewolników.
Czesi zabrali Zaolzie.
Szwedzi też odpadają – Potop.
Może rumuńska Dacia się nada?
A najlepiej nasza rodzima Izera, a nie czekaj…

@Jerzy
Film obejrzę dopiero w sobotę, ale znając specyfikę gatunku, zaryzykuję stwierdzenie, że są tam „wyfiltrowane sytuacje”. Jak w każdym innym filmie fabularnym. Inaczej się nie da. Kto by poszedł na film pokazujący przeciętność?
Istotą sztuki jest kondensacja zdarzeń, uwypuklanie ich, a nawet przerysowywanie.

Obrazowaniem rzeczywistości „na wprost” zajmuje się film dokumentalny, reportaż itp. I takie próby już też są, choćby „Jezus umarł w Polsce” M. Grynberga.

do Pana Tomasza: Obrona na linii Wisły (w oczekiwaniu na pomoc od sojusznikow) to dość dawna strategia wojskowa (nierch Pan o tym porozmawia ze strategami wojskowymi). Juz nie mówiac o tym, ze zastosował ją Marszałek Józef (nie Stalin) w 1920 roku.

Tomasz, dajesz się okłamywać. Przecież w ostatnich symulacjach w ramach ćwiczeń Zima-20, a więc już za czasów PIS generalicja negatywnie zweryfikowała koncepcję wojny obronnej granic jako NIEMOŻLIWEJ do wygrania. Według oficjalnych informacji przekazanych MON taka wojna zakończyłaby się w 5 dni zdobyciem Warszawy, której nie miałby już kto bronić. Obecnie JEDYNYM sensownym planem obrony jest wpuszczenie wroga głęboko, rozpoznanie go, odcięcie od zasobów i dopiero wówczas kontratak. Zapominasz też, że Polska jest krajem granicznym NATO, a więc ma wręcz zakaz wykrwawiania się i bezsensownego tracenia swojej armii do obrony własnej granicy, tylko maksymalne zyskiwanie na czasie, nawet kosztem tymczasowej okupacji własnego terytorium.

8lat temu była iina armia Polski. Ponad 800 jednistek wojskowych za rzadu PO I PSL zostało zlikwidowane! Wiec czym wschodnie regiony Polski kialy byc bronione? Czym? Jak wszystko zostało zlikwidowane? Tymczasowa okupacja czym sie konczy? Prawie niemozliwoscią odbicia zajętych rejonów przez wroga. Przykład Ukrainy to pokazuje. A w dokunentach ujawnionych przez MON jest napisane oddanie połowy Polski bez walki! A Polacy tacy nie są. Chycili by za broń mimo zapisów kazących oddac połowę kraju.

Owszem, 8 lat temu armia była silniejsza i lepiej zorganizowana. Wystarczy zajrzeć do pism branżowych, a nie tylko słuchać polityków przechwalających się zamówionymi zabawkami.
Po 2016 roku wprowadzono zmiany, które katastrofalnie wpłynęły na naszą obronność. Ówczesny minister decyzją czysto polityczną przeniósł wojska pancerne bliżej granic, przez co stały się bezużyteczne (brak dostępu do logistyki która MUSI być w głębi kraju, a nie na granicach, w zasięgu artylerii wroga). Po drugie minister wprowadził centralizację sztabu, co powoduje, że nawet tak prosta sprawa, jak zmiana bielizny dla żołnierzy idzie przez Warszawę. Klęskę tych decyzji pokazały już w 2017 ćwiczenia Dragon, gdzie w pierwszych dniach „stracono” ponad 10% żołnierzy, którzy się zwyczajnie rozchorowali, bo sztab nie umiał im dostarczyć namiotów i musieli spać w deszczu.
Do tego masowe odejścia z armii doświadczonych oficerów, co dziś skutkuje takimi sytuacjami, jak z ćwiczeń Zima-20, gdzie w symulowanym konflikcie Polska przegrała po 5 dniach, głównie dlatego, że masowo odmawiano wykonywania nielegalnych rozkazów sztabu. Jak mówiłem Tomaszu, siegnij do publikacji branżowych, zamiast słuchać polityków z prawa, czy lewa.

Panie Tomaszu, Piłsudski też zatem można powiedzieć oddał pół Polski bez walki skoro dopuścił wroga aż do Warszawy, no nie?

Proszę nie wypowiadać się w sprawach, o których nie ma się pojęcia. Obrona kraju nie polega na bronieniu każdego metra terytorium tylko na pokonaniu wrogiej armii. Nie ma takiego kraju, który trzyma gros jednostek na granicach i nie zakłada w planach wtargnięcia obcych wojsk na swój teren. Zwłaszcza przy tak miażdżącej dysproporcji potencjału, jak w przypadku PL-RUS.

Czemu Pan łyka jak pelikan każdą wrzutkę pisowską, nawet tak niedorzeczną jak ta? Są chyba jakieś minima zdrowego rozsądku?
Przecież nie ma takiego kłamstwa, które obecna władza by nie powiedziała kompletnie bez mrugnięcia okiem. Tusk, pamiętamy, zabił prezydenta, więc ewentualne oddanie kraju wrogowi bez walki to chyba oczywista oczywistość? 😉
Co siedzi w umysłach ludzi, że przyjmują takie brednie?

Zdrowy rozsądek nakazuje oddanie połowy Polski bez walki? Szokujące!
Tupolew był w serwisie gdzie? W Rosji! Co ustalił prof. Bininda o katastrofie smolenskiej? Zupełnie co innego niz rządowa ówczesna komisja ! I nigdy ta komisja nie zgoziła się na spotkanie z prof. Biniendą z USA! NIGDY ! Czemu Pan wyzywa ludzi? To moze Panu tvn umysł jakoś popsuł? Jakie brednie? Brednie to głosiła rządowa komisja Millera i ruska Anodiny.

„Tupolew był w serwisie gdzie? W Rosji!”
Tak to zaiste szokujące, że samolot był w serwisie w kraju producenta. Trzeba było oddać do USA na przegląd, no nie? 😉

„Co ustalił prof. Bininda o katastrofie smolenskiej? Zupełnie co innego niz rządowa ówczesna komisja .”
Kto to jest ten Binienda i w ilu komisjach badających wypadki lotnicze brał udział? Podpowiem, prawidłową cyfrą jest: zero.
I teraz proszę sobie porównać to ze składem Komisji Millera:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Komisja_Badania_Wypadk%C3%B3w_Lotniczych_Lotnictwa_Pa%C5%84stwowego

Warto też dodać, że strategia wpuszczenia wroga wgłąb kraju, aż do wysokości Łodzi była JEDYNĄ strategią, która w symulacjach prowadzonych od początku lat 90 dawała jakąkolwiek szansę na obronę kraju. PiS mówiąc obecnie o obronie granicznej zwyczajnie okłamuje Polaków. Nie jest to możliwe choćby ze względu na ulokowanie wojsk pancernych. Polska zwyczajnie nie ma możliwości obrony na granicach, tym bardziej, że ZAWSZE robi się to tak, by wciągnąć czołgi wroga wgłąb kraju, z dala od jego własnych granic i zaplecza logistycznego.
No, ale widać tępa propaganda o nie oddawaniu choćby guzika od munduru ma się dobrze.

Wojtek – spec od walki i logistyki polskiej armii? A oddanie polskich wojsk, jednostek lądowych, wodnych i lotniczych na inspekcję ruskich to jak to nazwać? Polska armia to armia NATO. Jak mozna było dopusić do inwigilacji polskich sił zbrojnych przez wrogą armię! To sie działo przez lata rzadu opozycji.

Specem nie jestem, ale też nie kimś, kto daje się nabrać na temat znany bodajże od 2010 roku, który obecnie PIS próbuje odgrzewać licząc na niewiedzę.
A co do inwigilacji, przecież odtajnienie strategii, o której teraz rozmawiamy samo w sobie jest prezentem dla Rosji. Takich informacji nie ujawnia się NIGDY. A tu mamy jasny sygnał, że partia dla utrzymania władzy jest w stanie publicznie pokazać część strategii NATO. Wejdź sobie na zagraniczne portale branżowe dotyczące wojskowości. Polska jest w NATO postrzegana wprost jako zdrajcy i pośmiewisko.

Wojtek- to naród miał żyć w niewiedzy tak? Mieliśmy nic nie wiedzieć? Jak tusk, który nie odpowiada na żadne pytania! Strategia? Inwigilacja polskich jednostek wojskowych przez ruskich było zgodne z planami NATO? No bez zartów! Wtedy z Polski się śmiano iż na taki cyrk pozwala. Gdyby Polska jak mówisz była pośmiewiskiem NATO to czy wówczas amerykanie sprzedawali by Polsce swe najnowsze uzbrojenie, które do niewielu krajów jest przez USA sprzedawane?

Tomasz, to, że jedyną skuteczną możliwą obroną jest wpuszczenie wroga i kontratak wiadomo było od 2010 roku. Nie wiem o jakiej niewiedzy mówisz, skoro wiadomo od kilkunastu lat. A także że ta strategia była powodem odejścia gen. Różańskiego z armii, z powodu konfliktu z ministrem Macierewiczem.

Problem jest głęboki. Państwo ma obowiązek bronić własnych granic. Inaczej państwo przestaje istnieć. Państwo to granice. Więc robienie paszkwila, na ludzi, którzy wykonują swój obowiązek jest złe same w sobie.

Film z urywków, które widziałem to wygląda dennie pod względem artystycznym.

To, że ci ludzie cierpią, to nic nowego. Pewnych rzeczy się nie robi. Nie najeżdża się na obcy kraj. To jak facet co skoczył na główkę i teraz jest sparaliżowany i cierpi. Każda akcja ma konsekwencje.

„Film z urywków, które widziałem to wygląda dennie pod względem artystycznym.”
Z urywków. Aha… Podziwiam.

„Państwo to granice.”
Polemizowałbym. Mamy w EU granice (w sensie fizycznych barier itp.)? No właśnie.
Myślałem dotąd, że państwo to są jego obywatele, a tu – patrz, jednak to są granice.
A sensem istnienia ludzkości, czy choćby sensem chrześcijaństwa są ludzie, czy państwa, a może też granice?

„Pewnych rzeczy się nie robi. Nie najeżdża się na obcy kraj.”
To teraz się okazało, że ci uchodźcy NAJECHALI na Polskę. Bez broni, z małymi dziećmi i kobietami w ciąży. Trzeba przyznać, że odważni.
Miliony Polaków uciekały przed biedą , wojnami, opresją PRL-owskiego państwa – tez powinni być tak traktowani – wyrzucaniem za płot?

Kiedy film wychodzi z rąk szanowanego twórcy, a jest słaby lub beznadziejny artystycznie, to ukrywa się to w recenzjach mówiąc, jaki to ważny film, jaki ważny temat porusza. Ciekawe, czy tak będzie musiało być w tym przypadku.

Pisze Pan te słowa pod recenzją naszego redaktora, który film widział. A nawet porusza ten problem, o który Pan pyta – i to na samym początku tekstu…
Dodam, że ja widziałem „Zieloną granicę” i całkowicie się zgadzam z recenzją Karola Grabiasa.

To znaczy, że posiadamy odmienne umiejętności czytania po polsku.
Pan twierdzi (słusznie), że gdy film jest słaby lub beznadziejny artystycznie, to jego ideowi sympatycy ukrywają to czasem w recenzjach mówiąc, jaki to ważny film, jaki ważny temat porusza.
Umieć czytać i nie dostrzec, że Karol Grabias w trzech pierwszych akapitach pisze o tego typu właśnie zabiegach wokół filmów, które polaryzują opinie publiczną, to doprawdy duża sztuka.
Ale to chyba dlatego, że Pan – nie znając TEGO filmu – z góry wie, iż to „film obowiązkowy dla fanów totalnej opozycji” itd. (szkoda cytować).
Grabias jednak – znając TEN film i bedąc świadomym jego słabości i gier wokół niego – pokazuje, że wcale taki nie jest, bo on „uderza w dobre samopoczucie wszystkich”. Ale Pan i tak wie lepiej.

Wreszcie pozwolił Pan sobie na subtelną złośliwość, Panie Redaktorze. To mi się podoba. Myli się Pan co do filmu. Ten film nie jest w stanie uderzyć w dobre samopoczucie wszystkich, bo niektórzy sobie cenią dobre kino i tylko taką kinematografią można w nich uderzyć. W jednej z końcowych scen „Łowcy androidów”, która dzieje się w strugach deszczu cyborg w ostatniej chwili swego życia zamiast zabić swego łowcę, który powybijał jego przyjaciół, bierze do ręki i głaszcze gołąbka, mówiąc że za chwilę jego wspomnienia znikną jak łzy w deszczu. Na takich rzeczach polega dobre kino, dzięki temu zachowam tę sceną w pamięci na zawsze. A Pan, wątpię czy po kilku latach, będzie tak przejmował tym filmem w czymkolwiek. A ja, jeśli coś uderzy w moje dobre samopoczucie, to pójdę sobie na „Zieloną granicę” by poprawić sobie dobry humor.

Tą odpowiedzią uczynił Pan wszelkie dalsze dyskusje ze sobą bezsensownymi. Skoro – nie znając filmu – twierdzi Pan, że ja, znając film, mylę się co do jego wartości artystycznych, to nie mamy o czym rozmawiać.
A o scenie, którą zapamiętam na pewno na całe życie, piszę tutaj: https://wiez.pl/2023/09/22/w-wyscigu-na-ksenofobie-mozemy-tylko-wszyscy-przegrac/
Przykro mi bardzo, bo uważałem Pana do tej pory za człowieka, z którym się nie zgadzam, ale który chce rozmawiać. Niestety, myliłem się.

@ Robert Forysiak
Proszę teraz nie kręcić, że to tylko taka troska i obawa przed ewentualnym kiksem artystycznym. Nagonka przecież trwa nie z powodu tego JAK ten film mówi, ale CO mówi.

I co ciekawe, robią to ludzie , którzy tego filmu nie widzieli… I kompletnie nie widzą swojej błazenady z tegoż powodu.
Kaczyński, Duda, pisowcy spazmują nie dlatego, że są takimi koneserami X muzy („Smoleńsk” ich wszak zachwycił), tylko, że ktoś śmiał mieć inne zdanie niż ich narracja. I to ktoś z nazwiskiem i z dorobkiem.

Nie wiem czy ten film jest dobry, przekonam się. Ale wiele wskazuje, że może być całkiem niezły i z pewnością jest ważnym głosem wszystkich wykluczonych i myślących sercem i Ewangelią, a nie narodowym cepem.
Osobiście idę na film aby się dowiedzieć, co właściwie tam się na granicy dzieje, bo przecież tego dzięki informacyjnemu embargu-kompletnie NIE WIEMY. Pan nie jest ciekawy jak wygląda praca pograniczników w tej arcytrudnej sytuacji? Przecież ten film jest właśnie nakręcony przede wszystkim dla nich. W trosce (tak!) o polski mundur. To właśnie jest patriotyzm, a nie judzenie i wyszydzanie nieobejrzanego dzieła.
Przypomnę jeszcze raz słowa TT:
„ten film to ważna lekcja chrześcijaństwa w niełatwych czasach”.

Ja jestem tolerancyjny Adam, Nawet jeśli kino/dzieło jest zwykłym seansem nienawiści, ale zrobionym z artystycznym smakiem, z jaką prawdziwą kreacją, z jakimś interesującym podejściem w dziedzinie filmowej, to mogę pójść zobaczyć i przymrużyć oko na grzech osobisty twórcy. Ale nie na coś takiego…Już zwiastun ujawnia, jak infantylnie jest zrobiony ten film.

> Państwo ma obowiązek bronić własnych granic.

Tylko jeżeli chce. Nie musi. Poza tym słowo „bronić” może oznaczać różne rzeczy. Bronić przed czym? Przed kim?

> Inaczej państwo przestaje istnieć. Państwo to granice.

Istnienie granic to coś innego niż istnienie kontroli granicznych. A i kontrole graniczne mogą być najróżniejszego typu.

> Więc robienie paszkwila, na ludzi, którzy wykonują swój
> obowiązek jest złe same w sobie.

Nie jest to paszkwil, bo są uzasadnione wątpliwości, czy faktycznie wykonują oni swoje moralne obowiązki. A te stoją ponad obowiązkami wynikającymi z prawa pozytywnego.

> To, że ci ludzie cierpią, to nic nowego. Pewnych rzeczy się nie robi.

Aha, to dlaczego na przejściu granicznym od kilku lat SG prawem kaduka nie przyjmuje wniosków o status uchodźcy?

> Nie najeżdża się na obcy kraj.

Przekroczenie granicy wbrew przepisom jest wykroczeniem, a nie napaścią na kraj.

> To jak facet co skoczył na główkę i teraz jest sparaliżowany i cierpi.
> Każda akcja ma konsekwencje.

Porównanie chybione, bo prawa ludzkie i prawa przyrody to zupełnie inne rzeczy.

Ale przecież omawiany problem nie dotyczy żadnej „obrony granic Polski”, a tym bardziej zagrożenia państwowości. Dotyczy nielegalnego procederu wypychania ludzi, którzy potrzebują pomocy. I nie ma się co nabierać na propagandę rządu, co próbuje wmawiać, że to jakaś „wojna”, bo to jedynie posyłanie wojska z bronią na głodujących i zmarzniętych cywilów.

W zestawieniu z filmem jakże ciekawie czyta się wywiad w „Polityce” z p. Holland, szczególnie fragmenty, kiedy mówi, że pytania, czy przyjmiemy kilkaset milionów migrantów z Afryki- no nic, zastapią po prostu nas, Europejczyków, jak barbarzyńcy kiedyś Rzymian. A o polskich żołnierzach i strażników z granicy używa słów „Paru skur..ynów i głupców noszących polskie mundury…”. To takie wrażliwe słowa dobrej kobiety, która z domu rodzinnego wyniosła miłość do świata i ludzi.

Powiem więcej, lepiej z mądrym zgubić , niż z głupim znaleźć.

Krytykowanie nieobejrzanych filmów jest nie tylko głupotą, ale i zwykłym oszustwem intelektualnym.

Wywiad jest niezły. Film bardzo dobry.
Holland po prostu stwierdza oczywisty fakt, przypominając upadek Rzymu. Pamiętajmy, że z tych Barbarzyńców wywodzimy się poniekąd my – Polacy.
Europa znika bo się starzeje i nie rodzi dzieci, do tego przeróżni fanatycy nieustannie podważają jej znaczenie i sens (np. Konfederacja i PIS). Jej los wygląda marnie i niechybnie zostanie, ku uciesze wyżej wymienionych, kiedyś podbita. Jak Rzym.
Drugie zdanie jest równie prawdziwe i oczywiste:
„Paru skurwysynów i głupców noszących polskie mundury może uruchomić lawinę niewyobrażalnych globalnych konsekwencji.”
Co tu jest bulwersującego? W polskich mundurach nie ma głupców i skurwysynów? Ciekawa teoria.

„Agnieszka Holland poszła w ślady ojca, który służył w armii czerwonej i kontynuuje tradycje rodzinne. Dzisiaj ta sama Agnieszka Holland ma czelność przyjeżdżać do województwa podlaskiego i promować swój dowód zdrady Polski. W związku z tym proszę wszystkich mieszkańców województwa podlaskiego, aby dokonali bojkotu tego filmu i wyrazili solidarność ze służbami mundurowymi”
Sebastian Łukaszewicz- wicemarszałek województwa podlaskiego.

Komentarze forum filmwebu:

„Wiele, wiele filmów od lat jest hejtowanych od góry do dołu, ale redakcja postanowiła zainterweniować dopiero w przypadku produkcji Holland… już odpuszczę sobie dodatkowy komentarz…”

„Od kilku lat nie zdarzyło mi się założyć tu nowego tematu, ale tym zjawiskiem jestem tak zaskoczona, że nie mogłam sobie tego odmówić. Może ktoś z Filmwebu też się tu wypowie i wyjaśni, skąd ta ochrona filmu Holland? O co w tym wszystkim chodzi? Czy jest to pierwszy raz, kiedy większość osób ocenia film negatywnie? Chyba temu służy skala ocen od 1 do 10, aby z niej korzystać według własnych, SUBIEKTYWNYCH odczuć wobec danej produkcji. Nikt nigdy nie rozliczał użytkowników o to czy oglądali cały film. Po prostu każdy mógł wstawić dowolną ocenę pod każdym tytułem bez dodatkowego tłumaczenia się. Ale tym razem widzę, że wprowadzono tu jakiś stan wyjątkowy, przy czym oceny „krytyków” oczywiście zostały. No tak, w sumie po co ma się wypowiadać każdy użytkownik z osobna, skoro 7 wybranych osób może to zrobić za nich. Bardzo jest mi przykro, że portal, który od 10 lat regularnie odwiedzam nagle rozpoczyna taką wojnę z użytkownikami zabierając im nie tyle nawet wolność do wypowiedzi, co po prostu wolność do wystawienia cyferki pod filmem… skomentuję to wszystko klasycznym „XD” bo wyraża więcej niż 1000 słów.”

„Sprawdzając komentarze wiele osób miało oceniony ten film na „1”, a ich profile miały po kilka, kilkanaście lat. Nie zgodzę się, że był to trolling, raczej solidarne odpowiedzenie się po tej drugiej stornie – którą Holland pokazała jako „tych złych”. Po prostu solidarny głos Polaków, którzy w ten sposób wyrażają pewien manifest na podstawie (zgodzę się, że nie tyle obejrzenia filmu), co tego, jak film jest promowany. A promowany jest niestety bardzo jednoznacznie, nawet przez samą reżyserkę, co nie pozostawia wątpliwości. Przykro mi ale takie oceny nie wynikają z grymasu społeczeństwa, lecz są wyrazem tego, że Polacy się nie zgadzają z takim „przedstawieniem” naszych Służb Granicznych i całej sytuacji. No ale nikt inny, poza właśnie Polakami, nie wie jak jest u nas w kraju więc w takiej Wenecji przyklaskują Holland, jakby nagrała drugiego „Obywatela Kane’a”. Dlatego te oceny są takie a nie inne. Nie wynikają z trollingu, lecz ze społecznego niezadowolenia, a wręcz ze społecznej wściekłości.”

Co to znaczy „ma czelność przyjechać”? To już jest wykluczona z narodu? Kto decyduje o tym? Ten pan Łukaszewicz?
Proszę nie szerzyć głupot w rodzaju tych pisowskich trollingów. Jak ktoś nie lubi filmów Holland, to niech nie idzie do kina, ale czemu zniechęcać resztę? A fe.

Fantastyczne są te wpisy z Filwebu:
„po prostu solidarny głos Polaków, którzy w ten sposób wyrażają pewien manifest na podstawie (zgodzę się, że nie tyle obejrzenia filmu), co tego, jak film jest promowany. A promowany jest niestety bardzo jednoznacznie”.
Ktoś przyznaje, że filmu nie widział, ale koniecznie chce dać mu ocenę. Dobre!
A największy zarzut, że film jest PROMOWANY. I to jednoznacznie! Co za skandal! 😉
Na razie jednoznacznie promuje go rząd i jego totalni poplecznicy. Nie widziałem żadnej reklamy, czy plakatu. Ale mnie zachęcili!

„widzę, że wprowadzono tu jakiś stan wyjątkowy”
Raczej wprowadzono stan normalności. Filmweb nie powstał dla trolli i politycznych hejterów, tylko dla widzów, amatorów kina.

„nikt inny, poza właśnie Polakami, nie wie jak jest u nas w kraju więc w takiej Wenecji przyklaskują Holland, jakby nagrała drugiego “Obywatela Kane’a”.”

„Nagrać” to można film na wideo. 😉
Jak jest u nas w kraju na granicy białoruskiej to JEDNAK za bardzo nie wiemy, co właśnie świetnie widać po tych wpisach zastraszonych i zdezorientowanych obywateli. Film ten, ktoś widać zapomniał, jest właśnie filmem polskim, stąd właśnie aplauz w Wenecji. 🙂

Wcale sie nie dziwię – przy takim hejcie i wezwaniach polityków (a czym sam Pan pisze). Podejrzewam więc, że większość protestujących nie za bardzo wie przeciwko czemu protestuje. A podnoszenie tego, ze Pani Holland nie mieszka w Polsce jest policzkiem dla tysięcy Polaków mieszkających za granica i czujących się Polakami. Odmawia im Pan prawa wypowiadania się? Nie mowiac już o tym, że wielu wielkich rodakow nie mieszkało w Polsce, a sie nimi szczycimy…

„Są juz bojkoty przed kinami. Ostre demonstracje.”
Ciekawe, bo byłem w sobotę. Zero demonstracji. Za to oklaski po seansie były. Nie przypominam sobie, żebym kiedyś takie słyszał.

A jakie ma znaczenie gdzie mieszka reżyserka? Niewiarygodny zarzut… 🙂

Tak, film jest z Burkina Faso – kolejny fantastyczny przytyk. Podpowiem jeszcze kilka kolejnych: kamery jakimi filmowano były …zagraniczne. Szok!
A w filmie grali także aktorzy niechrześcijańscy. Zgroza!!!

Karolina, przecież to są zarzuty powielane z partyjnych przekazów dnia, nikt się nie trudzi, żeby miały jakikolwiek sens. W ujadaniu nie chodzi o prawdę, czy choćby minimalną wiarygodność, tylko o generowanie hejtu.Rzucać błotem gdzie popadnie, a nóż się coś przylepi.

Na razie to władza dostaje podobnej histerii, jak wtedy, gdy Holland nakręciła film „Zabić księdza”.

Zaś argumentacja, że nie jesteśmy jeszcze krajem autorytarnym jest słaba, choćby z samego powodu, że takie podejrzenie się pojawia.

Jeżeli za mundurem – jakimkolwiek – władza zachęca, by „stawać murem”, to coś jest nie tak. To nie jest autorytaryzm, ale brzydko pachnie tanią propagandą, grającą na – skądinąd słusznych uczuciach patriotycznych. Tyle że patriotyzm to umiłowanie kraju ojczystego, a nie umiłowanie państwa i wszystkich razem jego praw.

„Stanąć murem” znaczy całym sercem, bezwarunkowo coś popierać. Przecież to jest obraza rozsądku. W mundurze służą różni ludzie i robią różne rzeczy.

Nawet gdyby Łukaszenka z Putinem żadnych ludzi nie zwozili na granicę, to wystarczy porozmawiać z Ukraińcami, Czeczenami, Gruzinami, Nigeryjczykami – i popytać, jak się przez lata do nich odnosiła Straż Graniczna w czasie kontroli legalności pobytu, w czasie przeglądania bagażu, w czasie procedur deportacyjnych czy nawet przy zwykłym przekraczaniu granicy. A i sam niejedno na własne oczy widziałem i na własne uszy słyszałem, przekraczając polskie granice i nie tylko – także rozmawiając wielokrotnie z funkcjonariuszami SG. Nigdy bym po tym nie stawał murem za SG-owym mundurem.

Wywyższanie „munduru” jest niewłaściwe jeszcze z innego powodu. Przecież w mundurze z tą samą flagą katowano Tomasza Komendę na komisariacie, w takim samym mundurze znęcano się nad zatrzymanymi w policyjnej izbie zatrzymań, w takim samym mundurze katowano kibiców, którzy ośmielili się za rządów PO krzyczeć „Donald matole, Twój rząd obalą kibole”.

Przykłady można mnożyć. I to wszystko nie z głębokiego PRL-u, tylko z XXI wieku.

Jest dokładnie odwrotnie: prezydent RP powiedział, że oglądający ten film to świnie. A prezes Jarosław K., że ten film jest „haniebny i odrażający.”
Obaj raczyli wyrazić te pogróżki BEZ oglądania filmu. Zatem jest to władza semi-autorytarna ( wyszydza i obraża potencjalnego widza i szczuje na twórców), a do tego wykazuje sporą ignorancję (wypowiada opinie bez obejrzenia dzieła). O braku jakiejkolwiek kultury już nawet nie wspominam…

A my zdecydowanie wolimy wypowiadać się o filmach po ich obejrzeniu. Dlatego dwoje naszych recenzentów obejrzało „Sound of Freedom” (nie: Sounds), podchodząc zresztą do filmu z odmiennymi założeniami wstępnymi. Po obejrzeniu oboje zgodnie uznali, że film jest nakręcony w słusznej sprawie, ale jego walory artystyczne do słuszności sprawy nie dorastają. Zatem – mając liczne inne zobowiązania – uznali, że wobec tego zajmują się pisaniem o innych sprawach niż „Dźwięk wolności”.

@Robert Forysiak
Kolejny Pański komentarz został skasowany, ze względu na generalizujące – niedopuszczalne w tym miejscu – sugestie. Takie generalizacje staramy się zawsze usuwać.
Po drugie, ale to mniej istotne, już wystarczająco wiele razy wypowiedział się tu Pan na temat filmów, których Pan nie oglądał.

Ciekawe, że takie komentarze Wam przeszkadzają, a takie jak Adama, w którym używa słowa „skur…synów”, to już nie.

Przeszkadzają. Normalnie byśmy wykropkowali. To była sytuacja wyjątkowa, bo dotycząca autorki pewnego znanego (acz Panu nieznanego) filmu, na temat którego (a jeszcze bardziej autorki) ma Pan bardzo zdecydowane zdanie. Nie chcieliśmy więc cenzurować wypowiedzi pani Holland, skoro w takiej formie padła publicznie w tygodniku „Polityka”.

Ale Adam nie cytował tego słowa, tylko poszedł za tą samą wulgarnością.

Tomasz: Czemu pisząc o poparciu dla MON przez generała NATO nie podał Pan jego nazwiska? Chodzi przecież o Bogusława Samola (generał od 2013), współpracował z Ministerstwem a od paru lat w stanie spoczynku. Sprawdziłam to, bo inne wypowiedzi członkow NATO były nieco inne…

@Robert Forysiak
„Nawet jeśli kino/dzieło jest zwykłym seansem nienawiści, ale zrobionym z artystycznym smakiem, ”

No to proszę się już nie zadręczać, film nie jest ani seansem nienawiści, ani nie jest zrobiony bez smaku. Wręcz przeciwnie. Wiem, bo obejrzałem go. To poruszające dzieło, niemal elegia, pokazująca konflikt na granicy od strony jej niemych bohaterów- uchodźców i pomagającym im wolontariuszy. To nie jest dzieło doskonałe w formie (daję 8/10), ale nie ma to w tym wypadku większego znaczenia. To film nieco podobny do „Człowieka z żelaza”, tam też forma byłą „zaledwie” nośnikiem wielkiego, ważnego i diabelnie aktualnego przesłania. I ma rację T. Terlikowski, film Holland zadaje ważkie pytania dotyczące naszego chrześcijaństwa. W jakimś sensie jest to film głęboko religijny, bo zadaje pytania o istotę człowieczeństwa. Coś jakby Jezus wpadł „na delegację” na granicę z Białorusią w celu sprawdzenia jak to chrześcijaństwo zaowocowało w kraju nad Wisłą. (Bo przecież Jezus MÓGŁ się pojawić także tam, a może nawet POWINIEN?) I o dziwo Holland znajduje, tam na granicy, prawdziwych chrześcijan! Hosanna!
Sęk w tym, że to nie są osoby religijne, przynajmniej nic o tym nie wiemy. Lewacy, anarchiści, kilku zwyczajnych ludzi. Nie widzimy tam żadnego duchownego, ach czemu, czemu? Jak to się stało, że posłanie „miłuj bliźniego” dotarło nie do tych, co powinno? I to jest chyba prawdziwy „skandal” tego filmu, jeżeli już ktoś chce koniecznie bić na trwogę.
Hejterzy sugerujący, że Holland nakręciła film dla PO na wybory i chciała nim uderzyć w PiS głęboko się mylą. Reżyserka uderza znacznie wyżej i znacznie głębiej. To nie prezydent z premierem powinni rzucać anatemami i przekleństwami, tylko raczej Episkopat i my wszyscy-obojętni. (Mała ciekawostka: jedyny objawiony wyborca PO w tym filmie został dość obcesowo wykpiony.)
Holland stoi tam, gdzie powinien stać artysta: po stronie bitych i po stronie tych, którym odbiera się głos. I za to jej dziękuję.

Wdziałem łzy po seansie, bo rzeczywiście film wbija w fotel. Były też brawa – duża rzadkość, a jestem starym kinomanem…
Pikiet nie było, aż troszkę byłem zawiedziony, no ale to Gdańsk, tu nie bije prawdziwe serce Polski…
———————————————————————————————————–
„Ale nie na coś takiego…Już zwiastun ujawnia, jak infantylnie jest zrobiony ten film.”

Niech Pan nie brnie w te wygibasy intelektualne, ile można pisać o filmie, którego się nie widziało? To jest trollowanie, a nie dyskusja o filmie. Śmieszność ma też swoje granice.
Po co Pan w ogóle się wypowiada w temacie o filmie, którego Pan postanowił za wszelką cenę nie oglądać? Chciałby Pan dołączyć do gromadki „wybitnych znawców sztuki filmowej”, pod przewodnictwem najwyższych władz partyjnych i państwowych? Do elitarnego klubu „niewidomych-kinomanów”? Partia-rządzi, patria-radzi, patria nigdy cię nie zdradzi?
Literatura jest dla tych, co czytają. Filmy, dla tych co je oglądają. I choćby się Pan nadymał i nadymał – nie będzie inaczej.

Wiesz Adam, może i masz rację. Może powinienem pójść na ten film. Może się naprawdę okazać, że ten film jest jeszcze gorszy, niż to widać w zwiastunie. I wtedy faktycznie wyjdzie, że się myliłem w ocenie tego filmu…

@Robert Forysiak
To ważna deklaracja (pomijając intencje, z którymi się Pan nie kryje). Czekamy zatem, aż zamieści Pan tu swoją wnikliwą recenzję „Zielonej granicy”. Do tego czasu będziemy kasować wszystkie Pańskie kolejne wpisy o filmach, których Pan nie oglądał.

To była retoryczna deklaracja. Nie pójdę, bo po Janosiku „Prawdziwej Historii” powiedziałem sobie, że ostatni raz poszedłem na film bez sprawdzania niczego, opierając się na zaufaniu do autorytetu twórcy i tytułowego przesłania filmu, potem było mi niezmiernie wstyd za siebie.

„A na stalinowskich filmach też płakano”.
Na amerykańskich też płakano, panie znawco…
Co ma to wspólnego z tym filmem? Nic, ale trzeba troszkę pojudzić, co nie? Taka codzienna dawka jadziku…
W stalinowskich czasach reż zapewne tacy bywali, co to wyrywali się do takiej konsomolskiej roboty… 😉

Nagonka rządowa i hejterzy niewiele jednak wskórali:
w pierwszy weekend „Zieloną granicę” obejrzało w polskich kinach ponad 137 tys. widzów i jest to zatem najlepsze otwarcie polskiego filmu w tym roku.

A był pan wtedy w ZSRR ? Dawno to chyba było, jeszcze w latach pięćdziesiatych…

Być może komuś nieznana jest figura stylistyczna, jaką jest przenośnia?
Literalnie, oczywiście nie można być OBYWATELEM ziemi niczyjej, ale co to oznacza powinien wiedzieć każdy choć średnio obyty z pismem drukowanym.
Ziemia niczyja tez formalnie nie istnieje , bo granica jest cienką linią, oddzielającą dwa kraje. Ale na mapie, w praktyce często nie da się w terenie takiej linii wyznaczyć i nieformalnie używa się tego skrótu myślowego.

Dla przypomnienia mały cytacik z innego push-backu na granicy, ale polsko-niemieckiej z 1938r.

„Polska straż graniczna stanęła przed trudnym zadaniem. Początkowo nie otrzymała żadnych wskazówek, jak ma postępować. Niejedno przejście graniczne zamknięto, tak że część wypędzonych tkwiła zdezorientowana W PASIE ZIEMI NICZYJEJ. Korespondent „Kuriera Poznańskiego” donosił: „Żydom kazano wychodzić z autobusów i przechodzić na stronę polską. Gdy przeciwstawiła się temu policja polska i polska straż graniczna, Żydów odpędziła z powrotem na stronę niemiecką, niemieccy policjanci i celnicy nałożyli bagnety na karabiny i pokazując Żydom karabiny maszynowe, poczęli siłą i groźbą broni gnać ich do Polski. „.
„Należy też podkreślić, że dużą część wydalonych z III Rzeszy Żydów władze II RP od razu internowały. Przykładem niech będzie ulokowanie około 9–10 tys. osób w Zbąszynie, gdzie w katastrofalnych warunkach, w opuszczonych koszarach i byłych stajniach, pozostawali oni do wybuchu II wojny światowej.”
„„Mam poważne wątpliwości co do rozsądku i zwykłej przyzwoitości postępowania polskich władz w 1938 r. wobec Żydów obywateli polskich w Niemczech, tym bardziej że według konstytucji wszyscy obywatele byli równi wobec prawa. Decyzje podejmowane w Warszawie stały się dogodnym pretekstem dla III Rzeszy, by wygnać tych obywateli polskich. Natomiast jestem przekonany, że obywatele Zbąszynia ratowali wówczas honor Polaków, a zarazem znaleźli jedyną przyzwoitą drogę postępowania w sytuacji wówczas niezwykłej, coraz częstszej w następnych dziesięcioleciach”.”

Czy czegoś to DZISIAJ nam nie przypomina? A to nie byli jacyś tam uchodźcy z Afryki, tylko obywatele polscy!
Całość:
https://www.rp.pl/plus-minus/art5317581-polenaktion-zapomniany-wstyd

Dodać muszę, że recenzja, jaką napisał Karol Grabias, filozof-personalista, ale nie krytyk filmowy, jest znakomita. Podkreśla on, że film ukazuje osoby – jest personalistyczny. Zwłaszcza ciekawa jest postać pogranicznika Janka (Tomasz Wołosok) oraz grupka aktywistów, idealistycznej choć wcale nie idealnej młodzieży. Janek, polski everyman, jest kochającym i czułym mężem swej brzemiennej żony. Jest kilka ujmujących scen małżeńskiej czułości między nimi, także erotycznej. I przemiana chłopaka, który w finale pojawia się na granicy polsko-ukraińskiej, w scenie spontanicznego i zbiorowego aktu braterskiej gościnności Polaków wobec uchodźców z Ukrainy. Jakbym widział mego wnuka Mikołaja!