Zima 2024, nr 4

Zamów

Natura kapłaństwa, a nie sztuka fotografii

Kard. Grzegorz Ryś podczas wizyty z Oazą w Rzymie, lipiec 2023. Fot. Archidiecezja Łódzka

Większość z nas woli pasterza, co pachnie owcami. Takiego, co się czasami szwenda z ludźmi, a nie tylko kroczy w pontyfikaliach.

Opowiem Wam coś. Przed wielu, wielu laty byłem redaktorem odpowiedzialnym lokalnego dodatku do jednego z tygodników katolickich. Przy okazji jakiejś episkopalnej uroczystości daliśmy zdjęcie naszego biskupa w samej piusce, na którym w tle byli jacyś ludzie, a wyróżniała się twarz nieznanej z nazwiska kobiety.

Po ukazaniu się wydania zostałem wezwany do bardzo wysokiego urzędnika kurialnego na tzw. dywanik. Urzędnik zwrócił mi uwagę na obowiązujące zasady: zdjęcie biskupa wyłącznie w pontyfikaliach i bez niewiast w najbliższym otoczeniu, żeby było jasne, kto jest kim.

Przypomniało mi się wtedy, jak jeden z kapłanów opowiadał, że w jego przedwojennym seminarium, gdy ktoś pukał do drzwi, należało najpierw założyć sutannę – jeśli się w niej akurat nie było, co samo w sobie było już naganne – wziąć do ręki brewiarz i dopiero wtedy otworzyć drzwi.

Piszę o tym w kontekście zdjęć abp. Grzegorza Rysia z oazą w Rzymie, ale nie tylko. Dobrze wiemy, jaka jest siła fotografii i jak bardzo kreuje ona nasz odbiór. Przypuszczam, że jest taka grupa wiernych, dla których jedyne właściwe zdjęcie monsignora to takie, na którym ubrany jest w cappa magna. To jasny znak, że ów hierarcha mieszka w niedostępnej dla zwykłego śmiertelnika światłości. De gustibus.

Wesprzyj Więź

Myślę, że to jednak mniejszość. Większość woli pasterza, co pachnie owcami i nie boi się pokazać nóg brudnych, może opuchniętych, może zniekształconych. Takiego, co się czasami szwenda z ludźmi, a nie tylko kroczy w pontyfikaliach.

Tylko że to trzeba takim być, mieć to w naturze. Wykreowanie takiego wizerunku może się skończyć karykaturą. Bo to nie jest tekst o sztuce fotografii, ale o naturze kapłaństwa.

Przeczytaj też: Kard. Ryś: Kościół opiera się na Ewangelii, a nie na sile politycznej

Podziel się

4
1
Wiadomość

„Tak krawiec kraje jak mu materiału staje”. Przy tej strukturze Kościoła, jaką mamy, przy całych zasadach doboru i formowania osób odpowiedzialnych ks. kard. Ryś jest najlepszą osobą jaką możemy mieć. No nie ma skąd brać lepszych…

Hmm, komentarz nie był na temat pasterza Rysia, tylko systemu kościelnego, który pasterzy chce pokazywać tak, a nie inaczej. No, ale refleksja chociaż nie na temat, jednak trafna. No, ale abp Grzegorz jednak odpowiada częściej niż inni. Krótko po objęciu przez niego archidiecezji wysłałem na ogólny adres mailowy kurii korespondencję, nawet nie adresowaną na niego bezpośrednio . Dostałem odpowiedź od arcybiskupa z prywatnego maila. To było coś niespotykanego.

„w kontekście zdjęć” KARDYNAŁA Rysia. to pragnę zauważyć, że on się NIE SZWEDA z ludźmi tylko jest przewodnikiem dla tychże. Pielgrzymują razem, a kardynał łączy wiedzę historyczną i teologiczną z byciem z ludźmi, i modlitwą. Za nich, z nimi Po prostu. Robi to, czego byśmy się spodziewali od kapłanów.
Prezentowanie „nóg brudnych i opuchniętych” nie jest celem samym w sobie- każdy z nas takowe czasami posiada 🙂 i nie ma się czym upajać, choć przyznaję kultura współczesna – zachodnia- w brzydocie taplać się lubi. To nie o nogi chodzi, ale o autentyczność.

U nas – w dużym mieście – jest tak, że stada owiec pasą się na łąkach wzdłuż jednej i drugiej strony rzeki. Przejeżdżam co tydzień wzdłuż jednego z tych stad – 50 – 100 owiec.

Gdy dojeżdżam do nich i wiatr wieje w przeciwną stronę, czuć te owce na 500m. Nawet gdy owce te pochowają się w głębokiej na metr trawie, nie można uniknąć wrażenia, że tam są. Smród się niesie na setki metrów.

Owce do dość efektywne kosiarki. Znika ta metrowa trawa i zostaje dość gruba warstwa nawozu.

Nie miałem okazji pogadać z pasterzem tychże owiec, ale … zakładam, że śmierdzi tymi owcami na kilometr. A nogi lub buty ma ubabrane po kostki łajnem.

A teraz o „pasterzu, co pachnie owcami”. To chyba eufemizm. Musi śmierdzieć na 500 metrów i mieć buty ma ubabrane po kostki …..

Przyznam szczerze, że po tym takim praktycznym doświadczeniu owiec nie do końca rozumiem to powiedzenie papieża „pasterz ma pachnieć owcami”.. Czy ksiądz ma „rzucać mięsem” i śmierdzieć?

Kard. Ryś na pewno mówi innym językiem niż większość księży. Ale czy pachnie owcami?

„Przyznam szczerze, że po tym takim praktycznym doświadczeniu owiec nie do końca rozumiem to powiedzenie papieża „pasterz ma pachnieć owcami Czy ksiądz ma „rzucać mięsem” i śmierdzieć? ”

Dokładnie tak.
Ksiądz ma przesiąknąć sprawami swoich owieczek, czyli – człowieka. Ma żyć wśród nich, a nie w pałacach. Ma zejść do nich w dół, do łąjna ich dramatów. A nawet ufajdać sobie czasem złote buciki.
Już widzę jak nasi purpuraci ochoczo tę naukę sobie przyswajają. 😉

Trudno oprzeć się wrażeniu, że gdzieś w tych wszystkich rozważaniach zagubiła się perspektywa Jezusa – jedynego Pasterza.
Uważam , że zdrowe jest trzymanie się obrazu, jaki daje Biblia (kościół jako Boża owczarnia, pasterz to Jezus).
Robienie na siłę z ludzi pasterzy i udowadnianie jacy to oni są (bądź nie są) pasterscy mija się z celem, skoro zarówno biskup jak i kardynał musi uznać (a przynajmniej powinien, choć w katolicyzmie to nie takie oczywiste), że ma nad sobą tego jedynego pasterza jakim jest Jezus i za nim ma iść. A więc w Bożej owczarni, podobnie jak inni wierzący, i kard. i bp, jest po prostu jedną z owiec.
Czy inne wyznania chrzescijanskie również (czy tylko katolicy) mają tę dziwną manię wynoszenia każdego duchownego ponad niebiosa i przypisywanie mu gdzie się tylko da boskich prerogatyw..?

@Konan
Widzę to podobnie do Ciebie.

Dla mnie nazywanie duchownych „pasterzami” to de facto umniejszanie wiernych bo jeśli mamy „stado” i „pasterza” to kto jest ważniejszy i kto komu „służy”?
Czy to pasterz służy owcom ?! czy też może jednak to owce służą pasterzowi (na mięso, wełnę, mleko etc.) dla własnych (lub właściciela owiec) zysku?

Pasterz był i jest Jeden a duchowni mają służyć (sic!) posługą a nie wywyższać się i domagać honorów, pierwszych ławek, zaszczytów etc.

Już pisałem czym charakteryzuje się dobry pasterz. Znaczy, pasie, strzyże, doi i selekcjonuje do rzeźni. Ustala kolejność do tego przybytku bo i tak wszystkie owce tam trafiają. Te odniesienia do pasterzy może i były dobre dwa tysiące lat temu dziś to anachronizm stosowany przez ludzi, nie mających pojęcia o produkcji żywności. Jestem po szkole o profilu rolniczym. Za moich czasów uczono hodowli roślin i zwierząt. Proces nauki produkowania żywności dopiero raczkował. Pasterz dziś nie pachnie oborą, ani trzodą jaką produkuje. Może gdzieś na całkowitym zadupiu ktoś jeszcze zajmuje się pasterstwem. O te wypasane owieczki, wspomniane w jednym z komentarzy, zabiega z pewnością pastuch elektryczny. Miastowi nie mają o tym pojęcia, więc bredzą farmazony o sielskiej przygodzie z naturą. Dzisiejszy „pasterz” z pewnością korzysta z dobrodziejstw cywilizacji, takich jak łazienka. Wyjeżdża na wczasy, jest wykształcony, umie kalkulować i liczyć. Owo tkwienie w archaicznym rozumieniu odniesień do przypowieści, dobitnie świadczy o oderwaniu od rzeczywistości, serwujących je nam tych niby wiedzących lepiej. Nie są one rozumiane przez młodych, ani nawet już starszych pokoleń. Na widok pasących się krów, w pociągu dziecko krzyczy do mamy. Zobacz koniki się pasą. Mama odpowiada, jakie ładne w biało czarne łatki. Wycieczki do gospodarstw agroturystycznych wiejskich dzieciaków, by kozę zobaczyć czy kurę, są na porządku dziennym. Otóż postronny widz na zamieszczonej wyżej fotografii dostrzega pasącą się krówkę, zidentyfikowaną jako konik w ciapki. Dla jasności, sposób bycia, postrzegania nie zmienia istoty spraw. „koń i krowa” mimo wszystko dalej pozostają sobą i tym co im przepisane.

„Te odniesienia do pasterzy może i były dobre dwa tysiące lat temu dziś to anachronizm stosowany przez ludzi, nie mających pojęcia o produkcji żywności. ”

Ale tak patrząc, to całą Biblia jest jednym wielkim przeżytkiem i anachronizmem.
Kościół-pasterz to nie jest jeszcze zła alegoria, w porównaniu np. z ciągłym w Biblii (już zupełnie nie alegorycznym) składaniem ofiar ze zwierząt, czy nawet ludzi.
Nawet boję się zahaczyć o spożywanie ciała i krwi w czasie każdej mszy świętej.
To dopiero jest wyzwanie dla człowieka z XXI wieku!

„Owo tkwienie w archaicznym rozumieniu odniesień do przypowieści, dobitnie świadczy o oderwaniu od rzeczywistości”

Kościół, z tego co wiem, właśnie po to jest by oderwać nas od rzeczywistości, więc to nie może być zarzut. Pytanie tylko, czy za pomocą tych anachronicznych, często kompletnie już nieczytelnych, metafor robi to skutecznie?

Biblię powinniśmy traktować ja nośnik danych z czasów gdy powstawały jej wersy. Znajdziemy tam sposoby myślenia i rozumowania ówczesnych ludzi. Nie można lekceważyć dokonań umysłu ludzkiego od tamtych czasów. Niesie ona także przekaz uniwersalny, ponadczasowy. Niektórzy badacze twierdzą, że od momentu zdobycia umiejętności posługiwania się ogniem, ewolucja dla człowieka zatrzymała się. To my kształtujemy środowisko nie ono nas. W konsekwencji mentalnie jesteśmy ciągle w tym samym miejscu. Dręczą nas te same dylematy co kilka tysięcy lat temu. W tych sprawach Biblia jest wskazówką, ale nie powinna być wyrocznią. Środki jakie użyto w niej dla uzyskania czytelnego przekazu, dziś są nieczytelne. W powieściach z czasów średniowiecza spotyka się formę mierzenia odległości w pacierzach, czytający je osobnik musi sięgnąć do objaśnień by jego wyobraźnia prawidłowo odtworzyła obraz sytuacji. Tak jest w przypadku Dobrego Pasterza. Tu nie ma prostej korelacji z pastuchem, dzisiejszy człowiek tego nie odczyta prawidłowo bez zrozumiałego komentarza. Dla niego pachnieć trzoda znaczy śmierdzieć. Po co pchać się w pokrętne rewiry, czy nie lepiej zwyczajne po naszemu powiedzieć, że ma żyć sprawami prostego człowieka, pochylić się jak przysłowiowy Nowak czy Kowalski, a ekscelencje i eminencje zostawić w szafie.