Zima 2024, nr 4

Zamów

Ks. Wierzbicki: Kościół to nie księża

Ks. Alfred Marek Wierzbicki. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Wkrótce będziemy musieli wypracować model Kościoła synodalnego, w którym w niektórych ośrodkach kapłan będzie tylko sezonowo. To żaden dramat – mówi Radiu Zet ks. Alfred Wierzbicki.

Na stronie RadioZet.pl ukazała się rozmowa Aleksandry Pucułek z ks. Alfredem Wierzbickim, etykiem i filozofem. Dotyczy stanu seminariów duchownych w Polsce.

Lubelski duchowny przypomina, że „ideą seminariów było doświadczenie pustyni”. „Jak je realizować w warunkach współczesnego świata, gdy jesteśmy tak zanurzeni w mediach? To jest nowe wyzwanie. Nie mam na nie odpowiedzi, ale zdaję sobie sprawę z dylematów, jakie powstają. Seminarium zakłada formację duszpasterską, która nie może odbywać się pod kloszem. Ale na wstępnym etapie rodzaj izolacji jest wskazany, bo człowiek ulega rozproszeniu pod wpływem nadmiaru bodźców” – zauważa.

W jego ocenie „jedną z wad pewnego typu kandydatów do kapłaństwa jest przerost idealizmu w myśleniu o wspólnocie. Sprawdzianem wspólnoty jest to, czy umiem zainteresować się chorym, czy odśnieżę seminarium, gdy śnieg zasypał teren, czy dbam o ogród, z którego wszyscy korzystają. Zaczyna się od tych najdrobniejszych rzeczy, to stara zasada”.

„Obserwuję, że do seminarium często przychodzą ludzie, którzy mają fałszywe wyobrażenia o kapłaństwie, albo ci, którzy szukają ucieczki. Niektórzy sami odchodzą i dobrze, a niektórym radzi się, czy wręcz poleca, odejście. Zostaje jakaś część, zwykle połowa, która wie, czego chce” – mówi ks. Wierzbicki.

Jego zdaniem „posłuszeństwo w seminarium to idylla w stosunku do tego, czego się wymaga w korporacjach”. „Posłuszeństwo kościelne wyolbrzymia się i przejaskrawia. W parafii proboszcz czy wikariusz mają dużą podmiotowość. Chociaż oczywiście zdarzają się sytuacje patologiczne” – przyznaje.

Wspominając bycie prorektorem w lubelskim seminarium, zwraca uwagę: „W moich ostatnich latach pracy przychodzili klerycy mniej otwarci na współczesność. Ewidentnie skutkowało oddziaływanie na nich takich ośrodków jak Radio Maryja. Nasi alumni byli też np. stałymi czytelnikami «Frondy». Zachęcałem ich do czytania innych tytułów, bo widziałem rodzaj fundamentalizmu w myśleniu”.

Wesprzyj Więź

Duchowny podkreśla, że „już nigdy nie powrócimy do sytuacji, gdy seminarzystów i księży było wręcz za dużo i trudno im było znaleźć miejsce”. Kryzys będzie trwał tak długo, „aż się wytworzy nowy model Kościoła. Będziemy musieli wypracować model Kościoła synodalnego, w którym w niektórych ośrodkach kapłan będzie tylko sezonowo. To żaden dramat. Trzeba uważnie przeczytać adhortację papieża o Amazonii, gdzie czasem duchowny dociera raz na kilka lat. Ksiądz do tej pory był kreowany na lidera, osobę od wszystkiego. Teraz jego rola musi się zmienić, bo księży będzie mniej. Kościół będzie musiał funkcjonować dzięki współpracy i coraz większej aktywności osób świeckich. Obecna sytuacja kryzysowa może być więc ozdrowieńczą, bo problem najgłębiej tkwi w klerykalizacji Kościoła. Kościół to nie księża”.

Przeczytaj też: Kościół jako anty-Babel

DJ

Podziel się

2
2
Wiadomość

Musimy wrócić do pierwszego Koscioła, a to my wszyscy jesteśmy Kosciołem. Tylko jak wrócić skoro wielu proboszczów boi sie kursów Alpha , kursów poznania Biblii ! Nieznajomość Biblii jest nieznajomoscią samego Jezusa. To samo jest z Biblią Pierwszego Koscioła. O niej ani słowa…

Może to i lepiej, że nie propaguje się Biblii Pierwszego Kościoła. Po pierwsze samo tłumaczenie jest średnie, po drugie nazwa jest kompletnie myląca. Wydanie zawiera apokryfy nieuznawane przez Kościół, pomija za to te, które faktycznie były czytane w pierwotnym Kościele.

Ale to dokładnie potwierdza co mówię. Pierwszy Kościół korzystał z innych ksiąg, niż zawarte we wspomnianym przekładzie. Brak chociażby uznawanej w pierwotnym Kościele Apokalipsy Piotra, czy hermasowego Pasterza, zaliczanego do kanonu pism we Fragmencie Muratoriego. Pierwsze kanony zaliczały też Ewangelię Hebrajczyków, która jest szeroko opisywana przez Ojców Kościoła jako podstawowy tekst wspólnoty chrześcijańskiej w Pelli. Według świadectwa Klemensa Aleksandryjskiego ponoć istniała też druga, bardziej rozbudowana Ewangelia Marka. Gdyby uczciwie mówić o „Biblii Pierwszego Kościoła”, to warto byłoby sięgnąć także i do tych tekstów, skoro już włącza się do wydania apokryfy ST. Których to apokryfów pierwotny Kościół nie uznawał, znał za to inne, jak choćby Księga Henocha cytowana w Liście Judy, do której odwoływał się także Jezus.

A to, co młodzi księża chowają po szufladach naprawdę nie jest żadnym argumentem.

{{Jego zdaniem „posłuszeństwo w seminarium to idylla w stosunku do tego, czego się wymaga w korporacjach}}

Samo już porównanie z zakazanym prawnie modelem posłuszeństwa w korporacji powinno zapalić czerwone światełko. A nadal będzie to zdanie zwyczajnie nieprawdziwe. W modelu korporacyjnym posłuszeństwo wobec przełożonego jest ściśle uregulowane i ograniczone. W firmie obowiązki są określone umową. Przełożony nie może powiedzieć „zostaw teraz to co robisz i zrób coś innego”. Pracownik może, a nawet musi w tym wypadku zwyczajnie odmówić czegoś, co nie leży w jego kompetencjach. W seminarium posłuszeństwo jest niemal całkowite. Klasyką są opowieści o klerykach, którym każe się wykonywać bezsensowną pracę dla samej pracy, na przykład mycie czystego korytarza, albo przenoszenie kamieni w ogrodzie, by kolejni musieli przenosić je z powrotem w to samo miejsce. O takich drobiazgach, jak brak BHP nawet nie wspominam (ile razy widziałem kleryków oddelegowanych do dekoracji auli, którzy stali na ustawionych w piramidę krzesłach, bo nie dostali drabiny). W korporacji znów, pracownik ma obowiązek odmówić, w seminarium ma obowiązek wykonać polecenie.
Kolejna rzecz, to ewaluacja. W korporacji pracownik dokładnie zna ścieżkę kariery, wie za co i w jakim przypadku awansuje, lub dostanie premię. W przypadku seminarzysty, czy młodego księdza takich zasad nie ma. Można w 100% przykładać się do zadań, a i tak decyzja będzie zależeć wyłącznie od widzimisię biskupa. Którego decyzji nie można zaskarżyć, odwołać się, czy choćby otwarcie skrytykować.

Pracowałam w polskiej prywatnej firmie i posłuszeństwo dla poleceń szefa-właściciela musiało być 100%. A polecenia „zostaw to co robisz i rób teraz coś innego” zdarzały się nagminnie.

@Janina
@Wojtek
” “zostaw teraz to co robisz i zrób coś innego””

Potwierdzam co napisał Janina. Także byłem w takich firmach (nie jednej!) Istnieją takie firmy i mają się dobrze.

Oczywiście jest opcja zbuntowania się gdy coś jest absurdalne lub naraża na niebezpieczeństwo ale często i to ludzie ignorują bo chcą… zachować pracę.

Natomiast w strukturach KK to jest całkowity standard. To akurat prawda.

Droga Pani Janino, jest jeszcze jeden aspekt, który nie dotyczy pracowników korporacji: mogą oni mieszkać, gdzie chcą, zmieniać miejsce zamieszkania itp (ograniczeniem może być sytuacja finansowa). Duchowni w zdecydowanej większości przypadków wolności wyboru miejsca zamieszkania są pozbawieni. Muszą mieszkać na danej plebanii, nie mają też w zasadzie wpływu na współmieszkańców. W XXI w. jedno z podstawowych praw człowieka ich nie dotyczy.

Janina, wydanie pracownikowi polecenia wykonania czegoś, czego nie ma w umowie stanowi poważne naruszenie prawa pracy. Pracownik w takiej sytuacji ma wręcz obowiązek odmówić. O ile w firmach mówimy o złamaniu prawa, o tyle w realiach kościelnych jest to norma.

@ Renata: To zwykla manipulacja, co Pani uprawia. Przeciez my wszyscy siedzimy w jednej lodce, tak duchowienstow, jak i swieccy. Tyle, ze jak dotad to niektorym sie wydawalo, ze ta lodka zostala zbudowana tylko dla nich…

Tak sobie czytam i przypomniałem sobie powiedzonko I Sekretarza PZPR w mojej miejscowości. Powiadał często ” Jeśli Bóg jest, to niech nas ręka boska broni. Chwała Bogu jeśli go niema” Ja tam obstaje przy tym, że jednak jest i ma niezły ubaw z naszego mędrkowania.

„i ma niezły ubaw z naszego mędrkowania.”

2 tysiace lat i jeszcze nie określono, jak widać, jednoznacznie tekstu Biblii, o tłumaczeniach, to już szkoda gadać.
Jest druga, tak „elastyczna” religia? A może to jest jest zaleta? Można w niej upakować wszystko i nie jest, co tu mówić, zbyt wymagająca dla wiernych.

„Na 96 procent Polaków deklarujących się jako katolicy, tylko 81 procent uznaje istnienie Boga, a odpowiednio 48 i 47 procent wierzy w śmierć Chrystusa na Krzyżu i Jego Zmartwychwstanie. ”
https://www.rp.pl/opinie-polityczno-spoleczne/art5243711-polacy-wtorni-poganie

Rodzi się pytanie: w co wierzy, ten co wierzy?

Redaktor Terlikowski w cytowanym artykule (zresztą sprzed 10 lat, ciekawe jakie teraz byłyby wyniki…) udzielił odpowiedzi: najwięcej wierzy w święcenie pokarmów w Niedzielę Palmową 😉

Tak myślałem – żarcie to podstawa… 🙂
Wiara w Boga, dla 19% (!) polskich katolików nie jest, jak widać, niezbędna. Hierarchia KK też jakby się tym wcale nie przejmuje. Ponad połowa (!!!) polskich katolików nie wierzy w centralne wydarzenie religii – Zmartwychwstanie. Nieźle…