Zima 2024, nr 4

Zamów

Bp Muskus do księży: Bóg nie oczekuje, że zatrzymamy odchodzących

Bp Damian Muskus podczas briefingu prasowego 27 października 2021 r. w Rzymie. Fot. Tomasz Podlewski / Episkopat News

Mamy tylko opowiadać ludziom o Bożej miłości i być zawsze po stronie człowieka – mówił wczoraj na Wawelu bp Damian Muskus.

Krakowski biskup pomocniczy Damian Muskus przewodniczył wczoraj w katedrze na Wawelu Mszy św. z udziałem kapłanów obchodzących 30. rocznicę święceń.

W homilii zauważył, że biurokracja i obojętność mogą niszczyć Kościół. – Doświadczenie Kościoła, w którym nie miłość jest regułą porządkującą relacje, nie braterstwo wyznacza standardy, ale biurokracja i obojętność, może być rujnujące – mówił hierarcha. Dodał, że takich postaw u swoich duszpasterzy nie akceptują świeccy, ale są one trudne do zniesienia również przez kapłanów, którzy zderzają się z brakiem empatii i obojętnością przełożonych.

– Braterstwo jest znakiem działania Ducha, podobnie jak urzędniczy formalizm jest znakiem pustki i samotności, a więc ostatecznie – odrzucenia Ducha. Nie opowiemy światu o miłości Boga, jeśli nie potrafimy dzielić się tą miłością między sobą – przestrzegał bp Muskus.

Zwrócił uwagę, że po trzydziestu latach kapłani noszą w sobie wspomnienia „pierwotnej gorliwości i pierwszego rozczarowania; kapłańskiej mocy i ludzkiej słabości; wspólnoty i samotności; siania i owocowania, ale także klęski pustych rąk; więzi z Panem i momentów, gdy wydawało nam się, że poradzimy sobie bez Niego”. – Mamy na naszych kontach długie listy duszpasterskich sukcesów, ale nie brakuje też porażek, o których wolelibyśmy nie pamiętać – przyznał.

Przypomniał, że Paraklet, Duch Prawdy, zna całą prawdę o człowieku. – I to jest taka prawda, która wprawdzie nie ukrywa słabszych momentów, nie przemilcza upadków, ale w żaden sposób nie skłania do wpadania w zniechęcenie czy lęk przed Bogiem – zauważył. Jak tłumaczył, Duch Święty nie oskarża, ale jest obrońcą i sprzymierzeńcem.

– Bóg nas kocha. To nie jest tanie pocieszenie w złych chwilach, ale jedyny sens naszego życia, jedyny powód, dla którego codziennie stajemy przy ołtarzu, siadamy w konfesjonale, głosimy i służymy – mówił bp Muskus.

Przypomniał, że jedynym zadaniem – choć rozpisanym na wiele wątków – które Bóg stawia kapłanom, jest świadczenie przed ludźmi, że są kochani. – Trzeba opowiadać im o Bożej miłości i z miłości być zawsze po stronie człowieka, tak jak Pan jest po naszej stronie – dodał.

Jego zdaniem Jezus niczego więcej nie oczekuje od księży. – Nie oczekuje, że znajdziemy cudowne recepty na kryzysy, że zatrzymamy odchodzących, ocalimy wiarę wątpiących, że postawimy mur, którego nie sforsuje żadne zło, że znajdziemy odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie stawia przed Kościołem świat – wymieniał biskup.

– Każdy dzień, każda godzina składające się na 30 lat, które minęły, mówią, że sami z siebie nic nie możemy, a mądrość, którą te doświadczenia rodzą, każe zdać się na Parakleta. Kochać i zaufać Jemu, a nie własnym siłom, możliwościom i talentom – stwierdził. Podkreślił, że bez Ducha Świętego można tylko ułożyć miłość „w spis nakazów i zakazów, który wprawdzie prowadzi do moralnej doskonałości, ale skutecznie na miłość zamyka”.

Na koniec zwrócił uwagę na to, że Paraklet został dany po to, by człowiek nie załamał się w wierze. – Jezus dobrze wiedział, że przyjdą trudne chwile, które mogą zachwiać wiarą nawet najgorliwszych Jego uczniów i apostołów. „Wyrzucą was z synagogi” – słyszymy słowa, które brzmią jak ostrzeżenie przed chyba najtrudniejszą dla każdego kapłana próbą, kiedy jest niezrozumiany i opuszczony nie tyle przez świat, co przez własną wspólnotę – mówił.

Wesprzyj Więź

W katedrze na Wawelu zgromadzili się księża, którzy sakrament kapłaństwa przyjęli 30 lat temu z rąk kard. Franciszka Macharskiego. Również bp Muskus w tym roku obchodzi tę rocznicę – został wyświęcony w Zakonie Braci Mniejszych w sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej przez kard. Mariana Jaworskiego. Do grona „30-latków” należą ponadto dyrektor Ośrodka Dokumentacji i Studium Pontyfikatu Jana Pawła II w Rzymie ks. Andrzej Dobrzyński, dawny ekonom krakowskiej kurii ks. Wojciech Olszowski, dawny rektor Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie ks. Wojciech Zyzak.

Przeczytaj też: Tośka Szewczyk i jej walka – o siebie i o Kościół

KAI, DJ

Podziel się

4
5
Wiadomość

Cytat: ”Mamy tylko opowiadać ludziom o Bożej miłości i być zawsze po stronie człowieka”

Ksiądz biskup jest w błędzie, trzeba jeszcze żyć według zasad, których się naucza, w przeciwnym razie nie uzyska się wiarygodności. Będzie tylko udawanie, że się jest pasterzem.

I jeszcze o relacjach biskupa do księży, które rzadko kiedy są ojcowskie, a często sformalizowane do granic, a wręcz wrogie. Zaprzyjaźniony ksiądz przed wyjazdem do kurii mówi, że jedzie do tych krokodyli. Pytam o jakie krokodyle chodzi, w odpowiedzi słyszę, że o takie co w każdej chwili mogą pożreć i resztki wypluć . . . . Hmm, skoro tak wygląda bycie p ostronie człowieka, to się cieszę, że nie jestem księdzem . . .

Takie smutne refleksje . . . .

No właśnie ja też nie rozumiem dlaczego biskup nie przyjedzie normalnie do parafii żeby po prostu odprawić Mszę Świętą w niedziele albo nawet w dzień powszedni, wyspowiadać może parę osób tylko zawsze to musi być wizytacja i wszyscy latają przy biskupie jak przysłowiowy kot z pęcherzem. Może jakby ruszyli się purpuraci z tych pałaców i katedr do zwykłych ludzi to i lepiej by byli odbierani.

Nie wszyscy są tacy. W diecezji drohiczyńskiej mieliśmy takiego biskupa. Teraz jest seniorem. Nazywa się Pikuś i wcześniej był pomocniczym w Warszawie. Często wychodził do ludzi by zwyczajnie się z nami przywitać. Porozmawiać. Miałem tę przyjemność niejednokrotnie zamienić z nim kilka słów, a nawet toczyć dyskusje na tematy teologiczne. Przynajmniej mi się tak zdawało że to teologia.
Obecny jest młody, po 50, ale też jest dość komunikatywny.
Musimy też zrozumieć że są oni również urzędnikami. I mają na głowie wiele spraw związanych z zarządzaniem diecezją.
Jak mówił św. Jan Maria Wianey że pasterz jest na tyle dobry, ile modlą się za niego wierni …

Dla mnie kiedyś w adwentowy poranek takim odkryciem była msza odprawiana przez bpa opolskiego Andrzeja Czaję. Bez podniosłych celebracji, bez mitry. Ale może mamy szczęście tutaj do bp, wcześniej skromny Nossol, teraz Czaja, którzy listy pasterskie najczęściej kończą pisząc Wasz biskup.
Najogólniej może ludziom brakuje takiego kontaktu z duchowieństwem, gdy nikt nie potraktuje Cię z buta

Jest ktoś kto zawsze stoi po stronie człowieka, zwłaszcza gdy ten znajduje się w opozycji do Boga, wiary czy Kościoła, trzeba więc uważać, żeby nie wsiąść z tym jegomościem do tej samej windy, bo ten kurs zawsze jest w dół.

Co do wind. Zarówno tę w dół jak i tę w górę ma moc zatrzymać w każdym momencie i zmienić kierunek na przeciwny taki Ktoś, silniejszy od pewnego jegomościa, co tylko równa w dół.
Miłosierdzie albo poskromienie pychy.
To On ma władzę. Skoro już o windach tu mowa.

Swoją droga nie lubię wind. Wolę schody. Step by step.

Adam
To, co woli Pan piosenkę Mad World i Gary Jules? Bardziej realna?
https://www.youtube.com/watch?v=4N3N1MlvVc4

Show-biznes bywa bezlitosny i kultywuje zasadę fascynacji jak gumą do żucia. Żujemy aż straci smak… niestety.

A tak poza tym wielu ludziom utwory różnych artystów zmieniły nastrój, a nawet decyzje – czy to były książki, czy filmy, czy wiersze. A życie samych artystów to czasem samotność, niezrozumienie, nałogi. Cóż dziwny jest ten świat jak śpiewał klasyk.

A i napisałeś list do papieża?
Ja tak. Dwa lata temu.
A książka o Korczaku – poproszę o linka.

@Joanna Krzeczkowska Jutro wysyłam ten list. Nigdy takich rzeczy nie piszę na szybko. Wolę, żeby trochę poleżały i dojrzały. Co do książki, to nie ujawnię tytułu, bo nie chcę się tu afiszować … Ale jako detektyw można poszukać w internecie …

Ktoś, kto uważao sobie, że dokładnie zna wolę Boga, treść wiary, a przez to i zadania Kościoła, ten nie potrzebuje już opowiadań o Bożej miłości, po jego stronie nikt już nie musi stanąć. Tak naprawdę to on nawet nie potrzebuje żadnej windy, bo oczekuje go wniebowzięcie. A w niebie V.I.P. lounge …

Robert, powiadasz, że z samego dołu? O ile się nie mylę Polska miała w ostatnich dekadach jednego teologa, którego można było nazwać wybitnym, był to Hryniewicz. A Hryniewicz głosił powszechność zbawienia. Chcesz go utożsamiać z Szatanem?

Wojtek, e tam, szatan jest dużo bieglejszym teologiem […].

Woźny to nawet ładne – długa sądownicza tradycja.
Ja jestem nawiedzona ewangelizatorka, chyba, że to nie było do mnie.
Ale lubię wplatać swoje nici.
I tego Mateusza.
Nici z Nadziei.
https://www.youtube.com/watch?v=ZzF8e8YlYWI&t=2s

Hiob. Jak to się czasem plecie. Karol z dedykacją dla Ciebie.

@Joanna Krzeczkowska Pani Joanno, dla uspokojenia: To z „nawiedzoną ewangelizatorką” akurat nie dotyczyło Pani, ale skoro Pani się czuje adresatką … Odnoszę wrażenie, że Pani często lubi przekręcać treści / przemilczać kontekst, aby wzbudzić kontrowersję … Attention seeking?

I znowu takie zniekształcenie. Mówiąc o uzurpowianiu sobie wiedzy psychologicznej miałem na myśli podważanie autorytetu wzmiemionych w moim komentarzu autorów (mowa była między innymi o tekstcie autorstwa pani prof. Katarzyny Popiołek, który ukazał się niedawno w Wysokich Obcasach), o artykułach we Frankfurter Allgemeine Zeitung i w tygodniku Die Zeit, które opierają się bez wyjątku na opiniach renomowanych ekspertów z psychologii. Nigdzie nie twierdzę, że sam jestem tutaj autorytetem, jedynie opieram się na nich, podczas gdy osoba, do której się zwróciłem, opierała się wyłącznie na swojej mamusinek ekspertyzie. Smuci mnie, że Pani znowu tak przekręca, aby mnie postawić w złym świetle. Przemawia z tego rozpacz …

I jeszcze jedno. Ja się jedynie spytałem „Attention seeking?” Pani z tego uczyniła diagnozę.

Kto nie uwierzy będzie osądzony. Podlega sądowi. Są też i takie tłumaczenia.

Kto teraz naśladuje Jezusa i żyje według Jego przykazań może też liczyć na miłosierdzie (czyli ma jakby odroczoną karę i sąd, czyli szansę na poprawę teraz) – natomiast osoby, które z różnych względów od nauki trzymają się z daleka lub jej nie rozumieją – będą sądzone na końcu życia.
Z miłości.

Ok. Takie ja znam wyjaśnienia. A propos jedności w dzisiejszych czytania 🙂 i aby byli jedno a nie Kefasa, czy Apollosa.

A na tym Sądzie to się może sporo dziać.
Ponieważ są i cytaty w stylu „Nie każdy, który Mi mówi: „Panie, Panie!” I „”Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia?”
– a On powie „nie znam Was”, albo inny cytat. „kiedy Panie widzieliśmy Ciebie głodnego czy spragnionego…”

Może być sporo zdumienia. Taki ON.
Nie kupujemy sobie zbawienia praktykami tylko relacją z Nim i ufaniem Jemu.
Mi pomaga Eucharystia. W Kościele. Rozbija mur uprzedzeń i własnych rozkmin.
Daje spokój i zrozumienie wielu spraw.

Jeśli takie są tłumaczenia, to są błędne. Użyte słowo κατακριθησεται może być tłumaczone albo jako „potępiony”, albo w kontekście sądowym skazany na śmierć. Nie „sądzony”, bo pojęcie sądu implikuje jakąś sprawiedliwość. A tu chodzi o śmierć.

Wojtek, Wojtek
http://bibliepolskie.pl/zzteksty_wer.php?book=43&chapter=3&verse=18&tlid=8

Poza tym sąd będzie przed potępieniem. Ma być ostateczny. Czyli chyba nie od razu teraz, co?
Robotnicy ostatniej godziny i dobry łotr.

I dlaczego Jezus niektórym pewnym swego powie : „Nie znam Was”. Takie dywagacje. Sorry.
Ale cenię Twoją wiedzę, ciekawe dokąd Ciebie prowadzi?
Bo odpowiedzi nie są tylko w wiedzy.
Jeśli Go znasz, to po prostu czujesz radość na samą tego myśl i Jego zobaczenia i nabierzcie Ducha i podnieście głowy i się nie obawiasz.
A inni mogą się bać, jeśli usłyszeli naukę, ale ją odrzucili. I kombinują.

O błędach w przekładach mógłbym elaboraty pisać. Jako ciekawostkę powiem, że naukę biblistyki zaczynałem od ćwiczenia, gdzie profesor kazał wybrać DOWOLNY werset z NT i przeanalizować zawarte w nim błędy w odniesieniu do przekładu. Naprawdę trzeba się było wysilić, by znaleźć werset, który byłby dobrze przetłumaczony.

Sąd i potępienie w grece są tym samym słowem, κρισιν. Tak więc w tym wersecie nie chodzi o osądzenie, a o skazanie na śmierć.

Zaś co do „nie znam was”, to akurat prosta sprawa, gdy się zna historię. Wczesne chrześcijaństwo nigdy nie było monolitem, ścierały się w nim różne frakcje i odłamy, ostatecznie zwyciężyła frakcja Pawła, będąca w opozycji do Jerozolimy i Apostołów. Wielu nie mogło się z tym pogodzić, stąd włożono Jezusowi w usta oskarżycielskie wersy, że miałby ich nie znać, skoro nie należą do głównego nurtu.

A czuć radość to mogę też na widok dobrze zrobionej pizzy, albo jak mi pomidory na działce wyrosną. Opieranie wiary na tego typu emocjach dla mnie nic nie znaczy.

I jeszcze takie przemyślenie: Mnie osobiście interesują inne aspekty wiary niż apokalipsa, Sąd Ostateczny, potępienie itd. I śmieszy mnie to ciągłe straszenie piekłem jak dziecka bebokiem. W moim postrzeganiu ktoś, kto prowadzi prawe życie w sensie: nie wyrządza innym krzywdy, jest przyjazny/pomocny dla ludzi i zwierząt, pochyla się ze współczuciem nad każdym bytem, jest pracowity, szczery, prawdomówny, sprawiedliwy itd … nie może zostać potępiony za to, że nie odśpiewał w maju 31 razy Litanii Loretańskiej … albo nie uczynił swego ciała świątynią i nie założył w tym miesiącu kwiecistej sukienki. To nie jest mój obraz Boga. To musiałby być jakiś mściwy, brodaty karzeł, co zajmuje się rachunkowością … U nas w Niemczech, księża katoliccy na szczęście są oszczędni z tym straszeniem piekłem, bo inaczej straciliby ostatnich wiernych, a przez to Kirchensteuer. Nikt u nas nie wypomina innym, karci czy wymachiwuje paluszkiem. Tak było kiedyś dawno, dawno temu. Za Franciszka Józefa …

P.S. Oczywiście i u nas bywają takie reakcjonarne postacie jak kardynał Müller, który został wydalony przez Papieża z Kongregacji Nauki Wiary, ale one muszą iść w trasę w Polsce, aby znaleźć zwolenników średniowiecznego, uciskowego katolicyzmu. W Niemczech nikt nie traktuje go poważnie.

Ksiądz, jeżeli jest Pasterzem szuka zabłąkanej owcy, a nie patrzy z obojetnością jak ludzie odchodzą od Kościoła. Kościół = Jezus Chrystus. Tylko pasterze nie pilnują owiec „kijem i laską pasterską”.

Przyjęcie analogii z pasterzami w stosunku do księży i biskupów było jednym z większych błędów. Jezus używał wobec siebie tytułu „Dobrego Pasterza”, który był wówczas zrozumiały w kontekście Księgi Henocha, ale kompletnie błędny, gdy tytuł ten przyjęli biskupi.

Joanna, tamta dyskusja była ogólnie o dzisiejszych analogiach pasterskich i ich odbiorze, podczas gdy tym razem odnoszę się do biblijnego obrazu pasterza i kontekstu użycia tego słowa przez Jezusa. Pojęcie „pasterz” w ujęciu religijnym i symbolicznym w czasach Jezusa było wyłącznie negatywne. Było to nawiązanie do Apokalipsy Henocha, gdzie jasno jest wytłumaczone kim są owce, kim wilki, kim byki, a kim pasterze. pasterzami byli przywódcy Izraela, którzy wykorzystywali owce do własnych interesów. Jezus obrazowi pasterza z Księgi Henocha przeciwstawia siebie, jako Dobrego Pasterza. Przypowieść o owcy jest wyjątkowo przewrotna. Jezus pyta jaki pasterz mając sto owiec zostawia 99 i idzie po jedną? Odpowiedź – żaden. Nikt normalny nie porzuci 99 owiec, by się uganiać za jedną zbłąkaną. W tym celu musiałby przestać być pasterzem, nie dbać o ogół, lecz o jednostkę.

Co do pytania, to proszę bardziej precyzyjnie, pytasz o doktrynę katolicką, czy Ewangelię?

Wojtek, odpowiadam do dwóch komentarzy tutaj.
znam te tłumaczenia, sekta Pawła i tak dalej. A skoro ja piszę o zaufaniu Bogu a Ty o pomidorach to zrozumienie między nami jest ciekawym wyzwaniem
Zatem tu zdam pytanie na czym opierasz swoją wiarę i co cenisz w Ewangelii?

W zasadzie pod artykułem pani Wałejko będzie ważniejsza odpowiedź dla Ciebie, Wojtek.

Akurat nie Paweł tworzył sektę, tylko zwyczajnie przejął chrześcijaństwo głównego nurtu, sprowadzając Kościół z Pelli do rangi sekty. Ale to na marginesie. A o pomidorach piszę celowo. Dają mi większą radość, niż liturgia, czy „zaufanie Bogu”. Dlatego też na radości nie opieram swojej wiary. Swoją wiarę opieram na własnej świadomej decyzji, że chcę być osobą wierzącą. Decyzji, nie emocji. I od tej decyzji mogę wyciągać dalsze wnioski.
A co do pytania o Ewangelię, cenię w niej to, że płynie z niej nauka, by człowieka stawiać wyżej, niż jakieś reguły. Za najpiękniejszy fragment uważam przypowieść o Samarytaninie. Dziś mało znamy kontekst tej przypowieści, dlatego zachowanie kapłana i lewity uznajemy za bezduszne. Tymczasem brak pomocy ze strony kapłana wynikał z przykazania, które zakazywało mu zaciągać nieczystość rytualną. Kapłan zwyczajnie nie mógł pomóc rannemu, bo musiałby dotknąć jego krwi. Tymczasem Samarytanin, synonim grzesznika, zdrajcy i bezbożnika ma w nosie przykazania. Widzi rannego, pomaga mu.
To przesłanie wypływa z Ewangelii. I zawsze o tym przesłaniu pamiętam, gdy ktoś próbuje wmawiać, że „chrześcijanin żyje przykazaniami Boga”. A guzik prawda. Chrześcijanin żyje miłością, a nie przykazaniami.

A i tu masz cytat o radości. Takie ważnej – nie z pomidorów.

„- Trzeba być bardzo cierpliwym. Na początku siądziesz w pewnej odległości ode mnie, ot tak, na trawie. Będę spoglądać na ciebie kątem oka, a ty nic nie powiesz. Mowa jest źródłem nieporozumieć. Lecz każdego dnia będziesz mógł siadać trochę bliżej…

Następnego dnia Mały Książę przyszedł na oznaczone miejsce.

– Lepiej jest przychodzić o tej samej godzinie. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość.”
🙂

@Wojtek
Kontekst opowieści o Samarytaninie znam.
Akurat interesuję się mocno kulturą żydowską i religią judaizmu. Stąd znam midrasze i chasydów.
Ale Jezus w tej przypowieści nie chciał tylko pokazać jak bardzo kapłan i lewita byli uwikłani w prawo.
Chciał pokazać jak wróg, któremu Żydzi okazywali pogardę, jest w stanie wzruszyć się głęboko i pokonać uprzedzenia. I pomóc. To cenię ja w Ewangelii.

I też lubię tę opowieść o robotnikach ostatniej godziny i bardzo mnie cieszy,
że dostaną tyle samo i lubię syna marnotrawnego, który wraca do taty.

To są moje ulubione.
A i o tej namolnej wdowie też… co prosiła durnego sędziego.

Wojtek pamiętam większość rozmów z Tobą.
Nie traktuję ich jako pokazywania swojej wiedzy innym, tylko rozmowę z człowiekiem.
No, tak mam.

https://wiez.pl/2022/11/10/my-przekupnie-wyrzucani-przez-jezusa-ze-swiatyni/

Obojętność wobec człowieka to min brak miłości. Takiej która pozwala dbać o niego, tj. pokazywać _ być przykładem, upominać i pomagać. Czyli robić wszystko żeby zatrzymać w Kościele, powołanym do do służenia i pomocy na drodze Jezusa

Być przykładem i pomagać – tak. Upominać – nie. Nikt nie zachęci mnie prelekcją i wymachiwaniem paluszkiem. Fascynuje mnie dobroć, współczucie, wysłuchanie drugiej osoby, jej zrozumienie … To może zachęcić do naśladowania, zagłębienia się w wierze pomagającej osoby. Istnieją ludzie, którzy nie biją w dzwon, a zapraszają go delikatnie, aby zadźwięczał …