Lorenza Pieri, współczesna włoska pisarka, twierdzi, że nikt.
Już tytuł jej niedawno opublikowanej powieści, „Pomniejsze wyspy”, sugeruje taką światową obojętność (książka wyszła w tym roku w angielskim tłumaczeniu wydawnictwa Europa Editions). Los młodszej siostry zostaje porównany przez Pieri do życia na mniej znaczącej wyspie [lesser island/isola minore] — pewnej odległej ciekawostki funkcjonującej na uboczu głównego nurtu zdarzeń.
To dla starszego rodzeństwa (a zwłaszcza starszej siostry) zarezerwowana jest nienasycona ambicja, upór w dążeniu do celu, spełnienie zawodowe i proporcjonalne nieszczęście w życiu osobistym. Przypomnijmy sobie choćby postać Jo March z powieści Louizy May Alcott (samej zresztą młodszej siostry) „Małe kobietki” – to Jo udaje się podjąć karierę pisarską, posiada widoczny talent i konieczną krnąbrność. Młodsze siostry w rodzinie Marchów nie mają w sobie pędu do wielkiego świata; pragną rzeczy skromniejszych, o ile mogą je w ogóle rozwinąć – pamiętajmy, że najsłodsza i najbardziej wspierająca Beth umiera we wczesnej młodości na szkarlatynę.
Rodzina z faszyzmem w tle
Wróćmy do bardziej współczesnych opowieści. Pieri, Toskanka z urodzenia i mediolanka z wyboru, w swojej książce przedstawiła historię dwóch sióstr rozwijającą się na tle włoskich wydarzeń politycznych, poczynając od roku 1976 i procesów neofaszystów do 2012 i katastrofy statku wycieczkowego Costa Concordia.
W tak wyraźnie zarysowanych ramach czasowych dzieje się opowieść, która dla fanek włoskiej literatury ma spodziewany klimat sennych miasteczek (tu: wyspy toskańskiego archipelagu), fabularyzowaną diadę przemoc–miłość (wyraźnie zainspirowaną tetralogią Eleny Ferrante) i właśnie ten znaczący kontekst historyczny, który odciska swoje piętno na bohaterach. Mimo że „Lesser Islands” cechują poważne braki kompozycyjne – powieść gubi swoją zamaszystość wraz z rozwojem fabuły (i znalezieniem swojego losu i głosu przez narratorkę!) – to bardzo autentycznie przenosi ona dynamikę rywalizacji koleżanek tak fascynującą w „Genialnej przyjaciółce” na relacje siostrzane. Również i u Pieri narracja prowadzona jest w pierwszej osobie przez tę bohaterkę, która bardziej obserwuje niż przeżywa.
W opisie blokowania portu skupia się to, co włoska proza oferuje najciekawszego – nagromadzenie różnorodnych postaci, które jednoczą się we wspólnej walce wprzęgniętej w większą państwową historię
Dodajmy jeszcze słowo kontekstu. Otwierająca scena książki Pieri jest tym, co przykuło mnie do niej bezwarunkowo. To monumentalny (jak na skalę wyspy) fresk niemal całej społeczności Isola del Giglio, która zbiera się w porcie w geście protestu przeciw osadzeniu „na wygnaniu” na wyspie dwójki neofaszystów oskarżonych o zamach terrorystyczny w banku na Piazza Fontana w Mediolanie w 1969 roku. Taki zamach i proces rzeczywiście miał miejsce – dwaj działacze neofaszystowskiej organizacji Ordine Nuovo zostali skazani, następnie uniewinni, a po czasie ponownie uznani za winnych śmierci 17 osób i ranienia 88.
W powieści Pieri blokowaniem portu dla wpłynięcia terrorystów dowodziła matka narratorki, Elena, komunizująca właścicielka hotelu – ruda piękność podburzająca lud do stanięcia w obronie, tak naprawdę, reputacji wyspy, obawiając się odpłynięcia klientów. Ostatecznie dwaj neofaszyści zostali przetransportowani na wyspę helikopterem, a mieszkańcy ukarani grzywnami za zakłócanie porządku publicznego, podkreślając niedemokratyczne traktowanie włoskich prowincji przez centrum decyzyjne.
W tym opisie skupia się chyba to, co włoska proza oferuje najciekawszego – nagromadzenie różnorodnych postaci, które jednoczą się we wspólnej walce wprzęgniętej w większą państwową historię, w której przeciwstawiane są solidarność przeciwko przemocy, wspólnota przeciw indywidualizmowi, a miasta przeciw prowincjom. A może też pojawia się pewna ironia wobec tych ideałów i przypomnienie, że protestujący ludzie chcą po prostu zarabiać?
Starsza siostra górą
W scenie obrony wyspy przed zsyłką neofaszystów pojawiają się wreszcie dwie siostry-bohaterki Pieri – trzynastoletnia Caterina i młodsza o kilka lat Teresa. Oczywiście, wiemy, kto jest w tej relacji górą: Caterina, trudna córka trudnego małżeństwa, sprawuje niemal władzę absolutną nad Teresą. Jako chodząca w szkole do wyższych klas i mierząca się z eksploracyjnymi zadaniami klasowymi (przeprowadź rozmowę z kimś z rodziny o swojej historii), Caterina ma dostęp do wiedzy, którą zamienia we władzę symboliczną nad Teresą – dawkuje jej informacje, sprzedaje odpowiednio podrasowane wieści, manipuluje wiedzą, by zmusić młodszą siostrę do odpowiedniego działania.
Do tego traktuje Teresę z niesamowitym poczuciem wyższości, uważając jej łagodność za wyraz przymierza zawartego z matką przeciw sobie. Ewidentny rys psychicznego znęcania się Cateriny nad Teresą właściwie oznacza, że Teresa staje się jej niezbędna do życia. Siostra służy jej do rozładowania swoich trudnych emocji, do rzucania przeciw niej oskarżeń, a także – do zabawy, do spędzania błogiego czasu, do zapewnienia sobie nawzajem poczucia bezpieczeństwa.
Teresa dorastając, coraz bardziej zdaje sobie sprawę z destruktywnego wpływu Cateriny na swoje życie. Przecież siostra ją wykorzystuje, poniża, obraża – ale z drugiej strony wyróżnia, daje uwagę, której nie otrzymują od pracujących (i romansujących pozamałżeńsko) rodziców.
Wreszcie, Caterina na swój sposób kocha Teresę. Gdy zdolna siostra dostaje się do słynnego florenckiego liceum z internatem Poggio Imperiale, obie pogrążają się w różnie wyrażanym głębokim smutku. W scenie florenckiego pożegnania z Cateriną Teresa mówi słowami niemal żywcem wziętymi od bohaterek Ferrante: „inteligentniejsza część mnie tu zostanie, moja wspólniczka, zła połówka, genialna połówka, najbardziej kochana połówka, która mnie kochała i za którą zawsze będę tęsknić”.
W cieniu kariery
Choć potem siostry jeszcze przez jakiś czas żyją w domu rodzinnym na wyspie, to doświadczenia z florenckiego liceum, rozwód rodziców i przeprowadzka z matką na ląd pieczętują rozpoczętą rozłąkę. Caterina – co jasne – podąża za swoimi ambicjami, zdobywa prestiżowe wykształcenie w paryskiej Akademii Sztuk Pięknych i wchodzi w środowisko artystyczne Paryża, wiążąc się jednocześnie z beznadziejnym narcyzem.
A Teresa? Jak to młodszej siostrze, pozostaje jej pogodzić się z losem pomniejszej wyspy. Kończy całkiem dobre studia, potem bez satysfakcji pracuje w międzynarodowej korporacji w Rzymie. Co chyba ważniejsze, daje się ponieść prądowi życia. O ile Caterina dzielnie (i w złości przeciw światu) wykuwa swój los, Teresa jest reaktywna i w zawodzie, w relacjach z mężczyznami i przyjaciółmi, brakuje jej zawziętości, a spokoju ma w nadmiarze. Nauczona odpowiadać, odpowiada; przyzwyczajona do porównań, po prostu się wycofuje z rywalizacji ze światem.
Jak wspomniałam, gdy Teresa zaczyna żyć w oddali od starszej siostry, narracja opada, staje się nudna i przeciągła, jakby nie było już możliwe życie tak intensywne, jak za czasów nieustannego konfrontowania się z Cateriną. Dopiero decyzja o urodzeniu dziecka, podjęta bez radzenia się siostry i bez informowania ojca o poczęciu, powoduje powolne odzyskiwanie kontroli nad życiem. Jej losy są jednak opisane płasko, bez zadziorności towarzyszącej plastycznym opisom dzieciństwa na wyspie. Zaskakujący jest ten kontrast między chaotycznym życiem rodzinnym na Giglio a indywidualną historią Teresy, rozwijającą karierę w Rzymie – tam stała się po prostu trybikiem w maszynie i jej sposób opowiadania tylko podkreśla ustandaryzowany los niemal każdego, kto trafia do metropolii.
To, co nadawało paradoksalny koloryt jej dzieciństwu – życie w cieniu siostry – zniknęło bezpowrotnie, a żadne inne wydarzenie (w tym dramatyczny opis pomocy ratującym się z tonącej Costy Concordii) nie jest w stanie przynieść tak głębokiego znaczenia, by odbiło się ono na tożsamości narratorki. A mimo to Teresa na sam koniec wybiera swoje życie, wprost uznaje, że niczego Caterinie nie zazdrości – ani partnera narcyza, ani sukcesów artystycznych.
Z Włoch do NRD
Doświadczenie poniżenia i poczucia gorszości ze strony swojego rodzeństwa towarzyszy też Elizabeth Arendt, bohaterce NRD-owskiej pisarki Brigitte Reimann. Celowo piszę „NRD-owskiej”: Reimann była oddaną obywatelką Wschodnich Niemiec, szybko dostosowała się do wymogów socrealistycznej estetyki i stała się pożądaną pisarką na konferencjach i rezydenturach; udała się również na sponsorowaną wyprawę do ZSRR. Wraz z drugim mężem, pisarzem Siegfriedem Pitschmannem, Reimann była rezydentką przy kopalni w Hoyerswerdzie, gdzie prowadziła zajęcia z literatury dla górników. Penguin w swojej serii przypominającej nowoczesnych klasyków wydał w tym roku jej powieść „Siblings” (org. Die Geschwister; w serii wyszli też „Chłopi” Reymonta, za którą tłumaczka Anna Zaranko otrzymała nagrodę Found in Translation).
Powieści Pieri i Reimann dzieli niemal wszystko: epoka, miejsce akcji, styl, estetyka, kompozycja fabularna, stanowisko polityczne. A jednak mam wrażenie, że nieprzypadkowo wpadły mi w ręce jedna po drugiej. Obie opowiadają o zgrzytach w relacjach rodzeństwa widzianych z perspektywy młodszych sióstr.
O ile u Pieri dominantą konfliktu jest jego dewastujący wpływ na psychikę młodszej siostry, tak u Reimann konflikt ze starszymi braćmi ma kształt wyraźnie polityczny. U Niemki to młodsza siostra cechuje się sprawczością, od niej zależą losy niezdecydowanego brata; jest prędzej rwącą rzeką (tak, tak) niż pomniejszą wyspą. Zresztą, książka Reimann ma charakter powieści socrealistycznej, bo pisana jest z czytelną tezą moralną: emigracja do Niemiec Zachodnich to zdrada, hańba dla emigrującego i niewdzięczność wobec narodu. Dodajmy, że starszy brat-emigrant bohaterki był też członkiem Hitlerjugend – czy można bardziej obrzydzić emigrację niż przez skojarzenie jej z nazizmem?
Ten moralistyczny wymiar książki dziś budzi już duży dystans, podkreślony przez cztery strony przypisów opracowanych przez tłumaczkę. Nie wierzę, że dziadek bohaterki wywłaszczony przez sowieckich żołnierzy pogodnie to zaakceptował, tak samo jak nie kupuję naiwnego dydaktyzmu promującego zwycięstwo socrealistycznych ideałów w historyjce o rozwiązywaniu konfliktów w fabryce, w której bohaterka pracowała.
Jeśli Reimann już została wywołana, to trzeba oddać jej, że współcześnie najciekawsza jest właśnie jej perspektywa na konflikt polityczny przenikający najbliższą rodzinę, rodzeństwo. Słowa bohaterki Elizabeth doskonale oddają kompletne ideologiczne rozminięcie się dwóch osób wychowanych pod tym samym dachem: „straciłam mojego brata (co znaczy, że straciłam go na zawsze), brata, który był żyw i zdrów, który siedzi przy stole nakrytym białym obrusem tylko kilka ulic ode mnie (…). To wtedy zrozumiałam, co oznacza zwrot «podzielone Niemcy». Widziałam tę frazę często w artykułach i esejach i czasem, rzadziej, w opowieściach. Zdarzało mi się pisać lub mówić o «niemieckiej tragedii», i przechodziło mi to przez usta całkiem łatwo. Teraz wiedziałam”.
Częściowo można te zdania zinterpretować jako kolejny element socrealistycznego moralizatorstwa: zobacz, czytelniczko, powinnaś się odciąć od zdradliwych elementów, choćby to było twoje rodzeństwo, twoja rodzina.
A z drugiej strony, jest w tym autentyczne zastanowienie się nad konsekwencjami dramatycznych podziałów politycznych uniemożliwiających rozmowę – dla Elizabeth jakąś metodą na chwilę jest picie alkoholu przed spotkaniem ze starszym bratem, a potem, gdy dyskusja staje się zbyt emocjonalna i żadne z rodzeństwa nie jest w stanie zrezygnować ze swoich racji, rozwiązaniem jest zerwanie kontaktu. Tu rywalizacja ze starszym bratem kończy się fatalnie dla relacji – czymś strasznym być musi odrzucenie kogoś z grona najbliższych sobie ludzi ze względu na jego poglądy.
Powieści Reimann i Pieri są więc historiami pisanymi z perspektywy młodszych sióstr o trudnych relacjach ze starszym rodzeństwem. O ile u Pieri „pomniejsza wyspa” godzi się ze swoim statusem i pogodnie rezygnuje z większych ambicji zawodowych, zarezerwowanych dla starszej siostry, i cieszy się szczęściem ze swoim dzieckiem, o tyle u Reimann ta młodsza siostra chce być agentką wpływu i nośnikiem pożądanych ideologicznie postaw.
A co starsze siostry mają do powiedzenia? Często zaskakująco niewiele – weźmy książkę Vigdis Hjorth „Is Mother Dead” z 2022, której bohaterka spędza czas na oskarżaniu młodszej siostry o blokowanie jej kontaktu z matką. Ale to już zupełnie inna historia.
Przeczytaj także: Słownik komunałów (o faszyzmie)