Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Uznanie, że wszyscy tak robili, nie oznacza uleczenia ran

Papież Franciszek. Fot. Mazur / catholicnews.org.uk

Konieczne jest również ustalenie skali zjawiska, a także pogłębienie świadomości, że w świecie, w którym chroni się przestępców, a nie skrzywdzonych, cierpienie tych ostatnich jest o wiele głębsze.

Anachronizm nie wyjaśnia wszystkiego, uznanie, że wszyscy tak robili, nie oznacza uleczenia ran ani wyjaśnienia przyczyn, z których powodu systemowe zło było tolerowane. Konieczne jest również ustalenie skali tego zjawiska, a także pogłębienie świadomości, że w świecie, w którym chroni się przestępców, a nie skrzywdzonych, cierpienie tych ostatnich jest o wiele głębsze.

Słowa Franciszka wypowiedziane w rozmowie dla argentyńskiego dziennika „La Nación” z jednej strony są oczywiste (choć dla części z obserwatorów uznanie tej oczywistości przekracza zdolności poznawcze), a z drugiej uświadamiają głębię wyzwania, jakie przed nami stoi. „Musisz umiejscowić rzeczy w ich czasie. Anachronizm zawsze czyni zło. W tamtych czasach wszystko było tuszowane. Do czasu skandalu bostońskiego, wszystko było tuszowane” – mówił Franciszek. „Wcześniej rozwiązaniem było przeniesienie księdza, a co najwyżej zmniejszenie jego roli, jeśli nie było rozwiązania; ale bez skandalu” – uzupełniał.

Czy to prawda? Tak, tak było (nie tylko, jak słusznie wskazuje Franciszek, w Kościele). Tyle że to oznacza, ni mniej ni więcej, że każdy biskup w tamtych czasach postępował tak samo. Wnioski z tego są zatrważające – tysiące pedofilów było przerzucanych z miejsca w miejsce, chronionych, i mogli oni krzywdzić kolejne dzieci. Jakby tego było mało – odrzucano świadectwa pokrzywdzonych, ignorowano ich krzywdę, a czasem traktowano ich jako przeciwników Kościoła. I nie chodzi tylko o Polskę (gdzie tego rodzaju postępowanie usprawiedliwia się komunizmem), ale także o Stany Zjednoczone, Francję, Niemcy (dawne zachodnie), Włochy.

W takim świecie osoby skrzywdzone nie miały żadnej pomocy, swoje cierpienie musiały ukrywać, co oznaczało, że cierpiały jeszcze bardziej. Bez pomocy, uznane za przeciwników Kościoła, odrzucone. Oddanie im głosu teraz, pozwolenie by wreszcie on wybrzmiał, pokazanie, że w tamtej sytuacji to one zostały skrzywdzone, to one reprezentowały dobro – jest w tej chwili kluczowe. Ich krzywda pozostaje realna, tym większa, że właśnie niedostrzegana, ignorowana, pomijana w tamtych czasach.

Wesprzyj Więź

Ale jest coś jeszcze, o czym warto przypomnieć. Otóż tak się składa, że nie cały Kościół i nie całe społeczeństwo ignorowały tamte sprawy. Rodzice, część (zgoda – niewielka) nauczycieli, a nawet duchownych już wtedy widziała problem. Szła do biskupów, prosiła o pomoc, zgłaszała sprawy organom ścigania. Wtedy ich stygmatyzowano, oskarżano, uznawana za wrogów Kościoła i Chrystusa. Ale to oni mieli rację, oni chronili dzieci, oni – choć często ponosili za to surowe konsekwencje – stali po stronie Chrystusa, Kościoła, prawdy.

I o nich też trzeba przypominać, im też trzeba oddawać głos, uświadomić, że czasem to mniejszość, a nie przekonana o własnej instytucjonalnej sile i świętości większość, ma rację. W tamtej sprawie rację mieli rodzice broniący swoich dzieci, i ci nieliczni przedstawiciele różnych instytucji, którzy ich bronili.

Przeczytaj też: O nas znowu bez nas. List skrzywdzonej do samej siebie

Zranieni w Kościele

Podziel się

4
Wiadomość