rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Spór o Jana Pawła II jako szansa

Kard. Karol Wojtyła podczas obchodów Tysiąclecia Chrztu Polski, sierpień 1966 r. Fot. NAC

Dekonstrukcja mitu „Jana Pawła II Wielkiego” może być szansą dojrzewania w wierze. Możemy „uczłowieczyć” na nowo Karola Wojtyłę, pokazując jego postać całościowo – czyli z jego zaletami i wadami, z jego dokonaniami i popełnianymi błędami.

Seria reportaży „Bielmo” i książka Marcina Gutowskiego pod tym tytułem oraz książka Ekke Overbeeka, która co dopiero ukazała się drukiem, stały się w ostatnich miesiącach impulsem do gorącej debaty publicznej, skrajnych emocji i przeróżnych – także politycznych – inicjatyw. Jak się odnaleźć w tych sporach?

Przede wszystkim pytanie, czy Karol Wojtyła jako kardynał, a później papież „wiedział o pedofilii”, już w punkcie wyjściowym jest źle postawione. Udzielanie odpowiedzi na tak zadane pytanie nie ma sensu – bo jest oczywiste, że wiedział – jak również nie ma sensu wysilanie się na przekonywanie opinii publicznej, że Karol Wojtyła działał zgodnie z wówczas dostępną wiedzą i obowiązującymi naówczas procedurami, które aktualnie uważamy za niewystarczające (do tego wątku jeszcze wrócę).

Odrealniona świętość Karola Wojtyły staje się jedynie zgorszeniem lub materią dla tworzenia memów

Ewa Kusz

Udostępnij tekst

Obaj autorzy podjęli jednak wysiłek, aby zająć się tym właśnie tematem, co wyzwoliło przedziwną mieszankę skrajnych emocji, w których balansujemy pomiędzy dwoma skrajnościami. Z jednej strony słychać postulaty likwidowania pomników papieża Jana Pawła II oraz usuwania z nazw ulic jego imienia, a z drugiej – histeryczną obronę i twierdzenie, że niszczony jest największy autorytet Polaków, polskość itd. Z trudnością przebija się głos rozsądku i jak dotąd nie widać konstruktywnych działań.

Sytuacja ta, pomimo skrajnych emocji, przedziwnych apeli i działań wydaje mi się paradoksalnie bardzo dużą szansą, która jest nam dana – przede wszystkim jako społeczeństwu i jako wspólnocie Kościoła. Widzę tę szansę w kilku wymiarach. 

Wysłuchać skrzywdzonych

Pierwszy aspekt to przede wszystkim reakcja na krzywdę tych, którzy nie potrafią się obronić – osób małoletnich i bezradnych. Nie wnikając w motywacje autorów, trzeba powiedzieć, że zwrócili oni uwagę na fakt, iż w historii Kościoła i społeczeństw, w tym także Kościoła i społeczeństwa polskiego, nie było ochrony dzieci przed krzywdzeniem przez osoby dorosłe oraz brakowało adekwatnej pomocy, gdy krzywda się wydarzała.

Wprawdzie Gutowski i Overbeek zarzucają to jedynie metropolicie krakowskiemu i jego kurii, ale to uwrażliwia nas wszystkich na osoby krzywdzone. Może to więc być szansą, aby skutecznie pomagać tym, którzy tej krzywdy doświadczyli, oraz stwarzać coraz szerszy i bardziej kompetentny system prewencji – tak w Kościele, jak i w społeczeństwie. Jak na razie „ofiary” są głównie przedmiotem walki pomiędzy przeciwnikami i „wyznawcami” wielkości kard. Wojtyły. 

Świadomie użyłam słowa „ofiary”, gdyż w ten sposób są traktowane osoby skrzywdzone. Dla jednych są „amunicją” używaną do ataku na Kościół, a dla drugich – zatroskanych o obronę „wielkości” polskiego papieża czy też wizji nieskalanego Kościoła – zwyczajnie nie istnieją. Energię i emocje związane z powszechnym oburzeniem na autorów publikacji (albo w drugiej wersji: na Kościół i papieża) warto raczej przekształcić w działania konstruktywne.

Przede wszystkim należy wreszcie wysłuchać tych, którzy przez lata milczeli o swojej krzywdzie, czy tych, którzy aktualnie są krzywdzeni, by im pomóc, zadośćuczynić i ich zaprosić do wspólnego budowania Kościoła i społeczeństwa bardziej bezpiecznego. Warto też przeanalizować, gdzie popełniamy jeszcze błędy, nie chroniąc tych, którzy sami nie potrafią się obronić. Fachowo nazywa się to analizą czynników ryzyka.

Warto również zamiast pisania uchwał, listów i przemówień usiąść, pomyśleć i zacząć wspólnie budować system prewencji przed wykorzystaniem seksualnym małoletnich. Należy przy tym skupić się na edukacji społecznej, jeśli chodzi o krzywdzenie dzieci, gdyż jest to problem społeczny.

Dekonstrukcja mitu

Pamiętam moje zdziwienie i pewną irytację, gdy pierwszy raz usłyszałam tytuł „Jan Paweł II Wielki”. Zastanowiło mnie wtedy, jaka potrzeba kryje się za tym określeniem. Zajęta innymi sprawami przestałam o tym myśleć, natomiast refleksja nad „idolatrią” w odniesieniu do Jana Pawła II powróciła w ostatnim czasie.

Nie wiem, jak się to odnosi do procesów społecznych, natomiast wiem, że w wymiarze jednostkowym potrzeba „nieskalanego” autorytetu należy do wczesnych okresów rozwojowych człowieka. Dorastając, człowiek zauważa, że rodzice czy inni dorośli, którzy wydawali mu się dotąd „wszechwiedzący” lub „wielcy”, wcale takimi nie są. Po kryzysie rozwojowym zaczyna się dostrzegać człowieka jako całość – z jego zaletami i wadami. Podobnie jest, gdy kończy się zakochanie, w czasie którego partner/partnerka jest „aniołem” i przychodzi czas dojrzałej relacji, przyjaźni i miłości, zakładający spotkanie z żywym człowiekiem, który jest „fajny” i również „okropny”. 

To samo dotyczy według mnie Kościoła i jego członków – tak w wymiarze powszechnym, jak i partykularnym – konkretnego zakonu, wspólnoty, parafii. Jan Paweł II był kardynałem, a potem papieżem swojego czasu i przez ten czas wniósł do wspólnoty Kościoła zarówno to, co było jego „mocną”, jak i słabą stroną – w wymiarze ludzkim. Podobnie jak papieże przed nim i po nim. Był dany Kościołowi w konkretnym okresie.

Dla jednych będzie to „wielki” pontyfikat, dla innych „słaby”, jeszcze dla innych po prostu kolejny. Spokojna analiza – jaki był ów pontyfikat, co faktycznie wniósł – będzie realna dopiero za wiele lat. Obecne teraz w Polsce histeryczne podejście do Wojtyły pokazuje nam, że nie mieliśmy realnego obrazu tego człowieka. 

Pojawiająca się dekonstrukcja może być również szansą dojrzewania w wierze. Atak na Jana Pawła II z jednej strony, a z drugiej histeryczna obrona jego obrazu pokazują, że całkowicie miesza się nam się świętość człowieka z jego ludzkimi dokonaniami, cechami osobowości czy pewnego rodzaju niedoskonałością.

Chociaż zaczęliśmy odchodzić od hagiografii, w której ten czy inny święty od urodzenia przejawiał cechy nadzwyczajne, to wydaje się jednak, że wciąż wiele osób takim chce widzieć Karola Wojtyłę. Mamy więc szansę „uczłowieczyć” na nowo św. Jana Pawła II, pokazując jego postać całościowo – czyli z jego zaletami i wadami, z popełnianymi błędami, ale też z jego dokonaniami – dostrzegając w tym wszystkim jego odniesienie do Boga. 

Odrealniona świętość Wojtyły staje się jedynie zgorszeniem lub materią dla tworzenia memów. „Dekonstrukcja” tego obrazu może nam również pomóc w budowaniu bardziej dojrzałej własnej wiary, która nie polega na wpatrzeniu się w obraz jakiegokolwiek człowieka, a jedynie na żywej relacji z Bogiem. Może również pomóc w bardziej dojrzałej przynależności do wspólnoty Kościoła, którą wspólnie tworzymy.

Wciąż mamy wybór

Kościół jest instytucją, a jako instytucja popełnia przez swoich członków, w tym liderów, błędy. Czasem ta instytucja jest ułomna, niesprawiedliwa, krzywdząca. Gdybyśmy skupili się wyłącznie na tym wymiarze Kościoła – to lepiej taką instytucję rozwiązać. Kościół jest jednak wspólnotą zwołaną przez Chrystusa, którą wszyscy współtworzymy i za którą wszyscy odpowiadamy.

Kryzys Kościoła, jaki przeżywamy, może nam pomóc w tej zmianie postrzegania Kościoła. Dlatego jest to szansa dla świeckich, duchownych i przełożonych w Kościele. Uporczywe bronienie wizerunku Kościoła jako „nieskalanego” czy stawanie w obronie „doskonałego” i „wielkiego” papieża jedynie ten kryzys pogłębia, a nie pomaga z niego dojrzale wyjść. Skupia się na wizerunku, nie na prawdzie.

Stoimy obecnie rozgorączkowani jeszcze w takim miejscu, w którym mamy wybór – czy „dekonstrukcja” obrazu „wielkiego Papieża” i „doskonałego” Kościoła polskiego będzie dla nas rozwojowa, czy też zamkniemy się w twierdzy, broniąc mitu i obrazu przeszłości. Jakie będą najbliższe kroki – nie wiem. Okres przedwyborczy z pewnością będzie służył pogłębianiu podziałów i „zdobywaniu” głosów – zarówno tych, którzy „bronią” polskiego papieża jako „dobra narodowego”, bez którego naród zginie, jak również tych, którzy z „okowów” Kościoła chcą się wreszcie wyzwolić. Co zrobimy my w Kościele?

Jeśli nie wykorzystamy tej szansy teraz – to i tak będziemy musieli przejść tę drogę, ale jeszcze bardziej rozbici, podzieleni i bezradni aniżeli w tym momencie

Ewa Kusz

Udostępnij tekst

Patrząc z perspektywy krajów, w których Kościół przeszedł czy też przechodzi podobne kryzysy, z perspektywy wspólnot w których, padały autorytety – nie ma innej drogi niż ta, której szlak przecierają powoli inni: badanie przeszłości. Na pewno jest ono trudniejsze w naszym regionie postkomunistycznym niż w krajach demokratycznych. Tu nie wystarczy wiedza prawna, psychiatryczna, psychologiczna czy socjologiczna, jest również potrzebna wiedza historyczna – jak badać akta pochodzące z IPN czy innych źródeł, jak „czytać” listy pisane w tym czasie lub zapisy w archiwaliach kurialnych z czasów komunistycznych. Ale Polska i tak będzie miała łatwiejsze zadanie aniżeli nasi sąsiedzi. 

Analiza dokumentów da szansę również bliżej określić czynniki ryzyka i czynniki ochronne, które mogą być podstawą do budowania bardziej adekwatnego systemu prewencji.

Obok analizy akt konieczne jest słuchanie skrzywdzonych – nie tylko w celu pomocy im, nie tylko dlatego, że wymaga tego sprawiedliwość, ale dlatego, aby od nich usłyszeć, co należy poprawić w tym miejscu i środowisku, w którym warunki pozwoliły na krzywdzenie. Dotyczy to tak instytucji Kościoła, jak i innych miejsc, gdzie są skrzywdzone osoby, w tym również rodzin.

Ostatnim punktem jest wyciągnięcie wniosków i wspólna praca nad zmianą. Jeśli nie wykorzystamy tej szansy teraz – to i tak tę drogę będziemy musieli przejść, ale jeszcze bardziej rozbici, podzieleni i bezradni aniżeli w tym momencie. 

Zmiana świadomości, zmiana w Kościele

Na koniec wrócę do refleksji początkowej. Napisałam, że nie ma sensu zadawanie pytania, czy Karol Wojtyła wiedział, a następnie wykazywanie, że wiedział oraz pokazywanie, że nie reagował zgodnie ze współczesnymi oczekiwaniami i standardami. Rozumiem, że panowie Gutowski i Overbeek mieli jakąś motywację, podejmując tak postawione zadanie. Dla mnie jest to kwestia oczywista, które nie wymaga badań.

Wesprzyj Więź

Trudno, aby ktoś, kto pracuje lub pracował z ludźmi i któremu ludzie podlegają lub podlegali, nie wiedział o wykorzystaniu seksualnym. Trudno też, aby w latach 60. czy 70. działał zgodnie z wiedzą, kompetencjami i metodami lat 20. kolejnego wieku. W ciągu tych 50-60 lat diametralnie zmieniła się świadomość tego, czym jest wykorzystanie seksualne, wiedza o jego skutkach krótko- i długotrwałych, uznanie praw dziecka. Dziś mamy już na ten temat liczne opracowania naukowe.

W odniesieniu do tematu „Wojtyła a wykorzystanie seksualne w Kościele” nie można nie brać tego pod uwagę. Istotne jest, czy wraz z czasem, zdobywaniem wiedzy, kontaktem z osobami skrzywdzonymi przez księży jego postawa się zmieniała, czy zmieniała się reakcja Kościoła. Ja tę zmianę dostrzegam, ale widzę jeszcze długą drogę przed nami – tak przed Kościołem w Polsce, jak i przed Kościołem powszechnym.

Przeczytaj także: Ewa Kusz, „Kultura klerykalna a pedofilia” (2015)

Zranieni w Kościele

Podziel się

41
15
Wiadomość

Odpowiem też nie na temat. Proponuję, poważnie, aby zastąpić nauczanie Teologii Ciała wg.Karola Wojtyły w seminariach bardziej uwspółcześnionym podejściem

Minister zdrowia powołał zespół do spraw endometriozy.
“Zauważył, że problem jest ogromny, dotyczy ogromnej liczby kobiet”

https://tvn24.pl/polska/endometrioza-minister-zdrowia-powolal-specjalny-zespol-katarzyna-gorniak-wspolautorka-reportazu-taka-twoja-uroda-komentuje-6819044

Pani Ewo- na te słowa tak długo czekalem! I za nie dziękuję! Tak to prawda, tu nie chodzi o to czy kard. Wojtyła wiedział, bo wiedział ale o ówczesne osoby wykorzystane przez tych trzech księży. I do nich trzeba dotrzec i zapytać się jakiej pomocy po latach oczekują! I tak samo ofiary z lat 70tych, 80tych i współczesnych, trzeba nas za zacząć odszukiwać! Nie bać się nas! Miejcie odwagę na rozpoczacie akcji odszukiwania osób wykorzystanych w kazdej diecezji i w każdej parafii w Polsce! Na to od lat czekamy! Ale biskupi wraz z delegatem EP nie chcą tej akcji zacząć bo stanowimy dla nich zagrożenie naszą wiedzą! Ale my chcemy tylko SPRAWIEDLIWOŚCI i mamy do niej prawo! Bo ona nam się należy.
ZACZNIJCIE NAS SZUKAĆ I POMAGAĆ !!

Dziękuję za ten głos.
Pomiędzy histerią, że był wielki i już, a rozbijaniem pomników jest miejsce na refleksję.
Uznajmy jego błąd, tam gdzie go popełnił i zasługi tam gdzie faktycznie zasługuje na podziw.
Tak to były trudne dni.
Dla mnie postać JPII nie jest kluczowa w wierze jak dla innych.
Widzę po innych jak się zmagają.
Przyglądam się temu szaleństwu z lekkim dystansem.
Emocje bardziej budzą we mnie skrzywdzeni.

Im jest na pewno trudniej, a ich rany trudno zaleczyć, jeśli część osób będzie teraz bronić ślepo JPII tak jak wcześniej o pedofilii mówiła, że to „atak” na Kościół.

Pod innym artykułem napisałam, że mi brakuje w tej całej sytuacji zastanowienia się nad problemem. Jeżeli kardynał Wojtyła przykładał inną miarę do czynów pedofilskich (eufemizm) – a teraz jest inaczej – i ksiądz ma zostać wydalony i jest surowo karany i dostrzegane są bardziej osoby skrzywdzone i ich trauma – to znaczy, że po drodze Kościół rozeznał swój błąd. Nie pierwszy zresztą raz.
Dlaczego po prostu nie powiedzieć, że kardynał Wojtyła popełniał błędy lekceważąc ofiary? Dlaczego w kościołach zamiast zagłuszać śpiewem trudne pytania nie modlić się o Prawdę w tym temacie i za skrzywdzonych złymi decyzjami ?

Zgadzam się, że jest to szansa jak każdy kryzys.
A skrzywdzeni są nie tylko w Kościele i nie tylko przez duchownych.

Joanna, odpowiadając na pytanie, nie da się powiedzieć “kardynał Wojtyła popełniał błędy”. Błąd to popełnia uczeń na klasówce, albo kierowca wybierając złe skrzyżowanie. W przypadku Wojtyły było to systemowe ukrywanie przestępców motywowane ochroną wizerunku instytucji. Tu nie można powiedzieć, że Kościół coś lepiej rozeznał, co wcześniej rozeznawał źle. Bo wówczas akurat Kościół właściwie rozeznawał.

Nie wiem o które słowa z 12 minuty może chodzić. Jeśli o te, że na niewygodne pytania odpowiada się frazesami o pogodzie, to naprawdę źle adresujesz odpowiedź.
Zaś od siebie rzucę, że cała scena z Samarytanką jest dla mnie bardziej obrazem ówczesnej systemowej przemocy wobec kobiet, które są zdane na łaskę i niełaskę mężczyzny, a gdy kobieta sama bierze sprawy w swoje ręce, to nagle jest zła, bo uderza w patriarchalny system. Ale jako biblista nie mam tu problemu, że Jezus się tak niby zachowuje, bo wiem dokładnie w jakim kontekście ewangelista tę scenę wymyślał i jaką prawdę teologiczną miała ona nieść. Szkoda tylko, że posłużył się takim przykładem.

W 12 minucie nie padło nic o wodzie żywej, czy prawdzie.

Ale podejmując, pamiętasz kontekst czemu kobieta prosiła o wodę żywą, żeby nie chodzić więcej do studni?

Autorko, z dżumy, która zabiła 1/3 mieszkańców Europy w XIV wieku też był pożytek – wzrosła osobista zamożność mieszkańców Europy Zachodniej co miało konsekwencje dla rozwoju tamtej części Europy, zwłaszcza kulturalnego (zamożniejsi mieli więc czasu na „tracenie” czasu), w porównaniu do regionów nie dotkniętych w takiej skali zarazą np. Polski. Niektórzy badacze uznają, że bez dżumy ożywienie kulturalne w XIII w. nie rozwinęłoby się w Renesans. Niestety, dżuma tylko raz nam łaskawie pomogła.

Zarówno Overbeekowi jak i Gutowskiemu odmawiam intencji poszukiwania prawdy. Może i odkrywają niektóre fakty wcześniej nieznane, ale w całościową prawdę one się nie składają. Na podstawie jednostronności ich działań i interpretacji przypuszczam, że gdyby trafili na informację w dobrym świetle stawiającą papieża, to by ją zataili. Przyjęcie ich ustaleń jako punktu wyjścia do dyskusji o papieżu jest wyborem „ideowym”, a nie merytorycznym. Owszem, mają oni swoich odpowiedników w podobnej postawie po przeciwnej stronie, którzy niewygodne fakty by tuszowali. Więcej, Overbeek i Gutowski zostali przez ich zaniedbania i nachalność w rozwijaniu kultu papieża stworzeni, zostawiono im przestrzeń do rozwinięcia skrzydeł. Co nie zmienia mojego przypuszczenia, że katolicy otwarci postawili krzyżyk na instytucji Kościoła jako trwale niereformowalnej. Może nawet, co nie daj Boże, macie rację, ale ja wolę przegrać razem z nią, niż budować coś wspólnego ze środowiskami, które Kościół uznają za swojego wroga. Kościół odradzał sie z ruin i będzi tak i tym razem, a waszej przyszłości wam nie zazdroszczę.

1. Kościół trzyma i trzymał przestępców seksualnych. Nawet ukaranych kanonicznie i świecko, choć ukaranych nie adekwatnie do skali przestepstwa. 2. Kościół, przenosił i wyciszał przestepstwa pedofilskie, stosując kary kanoniczne, (rzadko wydalał ze stanu duchownego, raczej inne kary, nieadekwatnego do przestepstwa ) a w praktyce, nie mając kontroli nad drapieżcą seksualnym, pozwalał mu gwałcić i molestować dalej. Jezeli ksiądz byl ukarany świecko, wiezieniem, po odbyciu kary wcielany był z powrotem do instytucji, i pod szyldem KRK, nadal dokonywał przestepstw. 3. Biskupi i w tym Karol Wojtyła wiedzieli, że tak to funkcjonuje, prawnie robili wszystko ok, moralnie raczej nie. 4. Brak zainteresowania ofiarami, zadośćuczynieniem i kontrolą oraz badaniem skutków przestepstw wśród ofiar. Raczej wyciszanie i proszenie ( tu eufemizm, bo szło to w kierunku wymuszenie ) o milczenie. 5. Kościół, jako spadkobierca prawa Mojżeszowego, i nauk Jezusa, przez 2000 lat instytucji, nie wypracował mechanizmów ochronnych dzieci. Moim zdaniem bo nie interesował sie ofiarami za to przesadnie dbał o przestępców oraz dobry image instytucji. 6. Kościół nadal nie ma kontroli nad pedofilami i nadal trzyma ich w swoich szeregach, tu przykladem jest ksiądz, ktory odprawiał rekolekcje, mimo wyroku i zakazu zbliżania do dzieci, nagranego pare lat temu przez Sekielskiego. 7. Biskupi przez lata, zamiast pozbywać sie pedofili z szeregow, kryli ich występki i doprowadzili do syfu, który dziś rozkłada instytucje KRK. Gdy syf wychodził ( najczęściej pod wpływem opinii publicznej ), były słowa, bicie w pierś i pewnie oferta pomocy psychologicznej, w krajach normalnych finansowe zadośćuczynienie w krajach zacofanych ( np. Polska ) udawanie ze kuria nie odpowiada za czyny człowieka. 8. Sami zastanowcie sie, co trzeba zrobić zeby naprawic system. Ps. Podpowiem, nie jest to napewno ciągle trzymanie pedofili ich ochroniarzy w instytucji. 9. Minęły dekady, postęp jest niewielki, wynika zawsze po czasie, a nawet idzie w kierunku obrony przestępców.. jednym słowem tragedia narodowa i światowa.

Oczywiscie, ze stoimy przed szansa, jaka niesie zreszta ze soba kazdy kryzys. Ale z tym zdaniem mam problem: “Istotne jest, czy wraz z czasem, zdobywaniem wiedzy, kontaktem z osobami skrzywdzonymi przez księży jego postawa się zmieniała. Ja tę zmianę dostrzegam” – chyba Pani zartuje! On nigdy nie spotkal sie ze skrzywdzonymi, bronil Gröera nawet po smierci, krotko przed swoim odejsciem blogoslawil Degollado – gdzie Pani widzi te zmiane postawy? Jesli nawet ona byla, to zupelnie bezobjawowa…

Co ma oznaczać zdanie : “panowie Gutowski i Overbeek mieli jakąś motywację, podejmując tak postawione zadanie”. To jakaś zawoalowana sugestia? Mieli jasną i oczywistą motywację: odsłonić ukrywane fakty.

Kolejne:”Kościół jest instytucją, a jako instytucja popełnia przez swoich członków, w tym liderów, błędy. Czasem ta instytucja jest ułomna, niesprawiedliwa, krzywdząca. Gdybyśmy skupili się wyłącznie na tym wymiarze Kościoła – to lepiej taką instytucję rozwiązać. Kościół jest jednak wspólnotą zwołaną przez Chrystusa, którą wszyscy współtworzymy i za którą wszyscy odpowiadamy.”
To sugeruje, że my wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za czyny poszczególnych możnowładców z Watykanu. No nie wiem…
Być może Jezus nie chciał zakładać żadnej INSTYTUCJI, a już na pewno nie ułomnej, niesprawiedliwej i krzywdzącej?
Co innego pojedynczy błąd,co innego stała praktyka. Trwająca wiekami.

“Istotne jest, czy wraz z czasem, zdobywaniem wiedzy, kontaktem z osobami skrzywdzonymi przez księży jego postawa się zmieniała, czy zmieniała się reakcja Kościoła.”
Ale ona się zmieniała pod wpływem studiowania Biblii, ,samorefleksji czy jednak dzięki naciskom zewnętrznego świata. Świeckiego, liberalnego społeczeństwa?

Cieszymy się, że to jest OCZYWISTE (że papież wiedział). Szkoda tylko, że o tym nie wiedzieliśmy… Ciekawe, dlaczego.
(“„Przede wszystkim pytanie, czy Karol Wojtyła jako kardynał, a później papież „wiedział o pedofilii”, już w punkcie wyjściowym jest źle postawione. Udzielanie odpowiedzi na tak zadane pytanie nie ma sensu – bo jest oczywiste, że wiedział (…)”.

Szkoda też, że padaja zawoalowane supozycje co do intencjii red. Gutowskiego i red. Overbeeka. Tak trochę wstyd.

Ufałam Więzi. Ale chyba już nie ufam.

Panie Tomku, te osoby ,do których dotarł Pan Gutkowski są juz odszukiwane. I mam nadzieję ze ci co żyją zechcą skorzystać z pomocy. Fakt, to coś nie tak ze ludzie Koscioła do nich przez tyle lat dotrzeć nie potrafili. Tomek ze Szczecina

Kolejne dyskusyjne dwa zdania:
1. “Możemy „uczłowieczyć” na nowo Karola Wojtyłę, pokazując jego postać całościowo – czyli z jego zaletami i wadami, z jego dokonaniami i popełnianymi błędami.”
No nie wiem, czy o ile potwierdzą się zarzuty wobec Karola Wojtyły, będzie to uczłowieczające? Hm…
Zadziwiający plan, żeby najpierw głosić świętym, a potem na powrót uczłowieczać…
Tego się zrobić już nie da: kanonizacji i papiestwa nie da się cofnąć. Nie da się traktować JPII jako zwykłego, grzesznego tak, jak my wszyscy, człowieka. Nie teraz.

2. “Trudno też, aby w latach 60. czy 70. działał zgodnie z wiedzą, kompetencjami i metodami lat 20. kolejnego wieku.”

To pedofilia była 60 lat temu czynem mniej obrzydliwym moralnie niż dzisiaj dla elity zawodowych moralistów? Po co ukrywano/przerzucano po parafiach tych seksualnych drapieżników w sutannach, skoro nie było to wtedy “takie potworne” jak becnie? Dzisiaj niby już jest niby ta wiedza, kompetencje i co? Ks. Isakowicz-Zalewski twierdzi, że kompletnie nic się pod tym względem nie zmieniło.
To nie kompetencje się zmieniły, tylko świat jest dzisiaj nieco bardziej przejrzysty i weryfikowalny niż w takim np. Średniowieczu. Mamy (jeszcze) wolne media. Po dwóch tysiącach lat wreszcie – my, drobne owieczki możemy nareszcie powiedzieć: SPRAWDZAM!
I drodzy władcy – hierarchowie, KK jak to było? Nie lękajcie się!

Wspaniały, mądry tekst Ewy Kusz. Niestety, ani dzierżąca władzę partia polityczna posługująca się bez skrupułów kłamstwem i podłością (notabene, “z Panem Bogiem na ustach”), ani kierownictwo Kościoła (z arcybiskupem Jędraszewskim, żywym dowodem na to, że każdy papież popełnia pomyłki, także papież Franciszek, zapewne za podszeptem złych doradców?), obie te dwie realne siły odpowiedzialne za losy narodu nie są bynajmniej zainteresowane “dekonstrukcją mitu”, wręcz przeciwnie: tym mitem starają się posłużyć w utrzymaniu władzy i zachowaniu status quo. Szansa zostanie więc zaprzepaszczona. Głębokie i cenne przesłanie Karola Wojtyły – o potrzebie nawiązania do tradycji Polski jagiellońskiej, o dialogu, przebaczeniu i pojednaniu jako drodze w historii, o szacunku dla przeciwnika ideowego, o niezbywalnej godności osoby ludzkiej – to wszystko jest przysypane miałem narodowej megalomanii.

Sporu wokół Jana Pawła II wbrew nadziei autorki nie da się wykorzystać jako szansy. Mogło by tak być, gdyby chodziło o Jana Pawła II jako człowieka, a przecież w tym sporze on człowiekiem nie był i nie jest. Był symbolem, pewną ideą, figurą, co otwiera oczy niedowiarkom, że Polacy mogą być coś warci, bo przecież Polak został papieżem. Jan Paweł II był takim wygodnym narzędziem, by coś powiedzieć, gdy pytało się ludzi o “autorytet moralny”. Odpowiadało się, że papież, bo przecież wiadomo, że nie kto inny. Jego nauk i tak nikt nie znał, ale przecież nie trzeba było ich znać, gdy mówiło się o autorytecie moralnym.
Próba “uczłowieczenia” Jana Pawła II nie jest więc ani pożądana, ani korzystna.

Kościół polski jako wspólnota wiernych zacznie się zmieniać dopiero wtedy, gdy jakaś ważna świątynia z powodu braku przychodzących na msze zostanie przekształcona w bibliotekę czy plac zabaw. A katolicy poza dużym ośrodkami odejdą od zacofanego modelu umysłowego i zakłamania moralnego dopiero wtedy, kiedy ich duszpasterzami i kapłanami zostaną księża z Afryki i Azji.