Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Relacje Żydów z Polakami nie mogą być normalne. Albo będą bardzo dobre, albo okropne

Szewach Weiss w Bielsku-Białej, 2013. Fot. Jacek Proszyk / Wikimedia Commons

W czasie dyskusji nad Jedwabnem jako ambasador Izraela powiedziałem publicznie, że w Polsce były też inne stodoły – takie, w których ukrywano Żydów. Zostałem za to w Izraelu skrytykowany. Dziś twierdzę, że to było najważniejsze wypowiedziane przeze mnie zdanie – mówił nam w 2005 roku prof. Szewach Weiss. Izraelski polityk i dyplomata zmarł 3 lutego.

Zbigniew Nosowski, Jacek Borkowicz („Więź”): Panie Profesorze, czy nie uważa pan, że Polska dzisiaj jest najbardziej filosemickim krajem w Europie? Być może dziwnie brzmi to pytanie, ale przecież: w jakim innym kraju w księgarniach można znaleźć tyle publikacji poświęconych sprawom kultury żydowskiej, żydowskiej przeszłości, najnowszej żydowskiej historii? Czy gdzieś jest więcej spontanicznych oddolnych inicjatyw obywatelskich ze strony nie-Żydów, którzy zajmują się pamięcią o lokalnych Żydach albo kulturą żydowską? Gdzie indziej można – będąc gojem – całkiem nieźle zarabiać na muzyce klezmerskiej? Czy są gdzieś indziej takie fenomeny, jak Festiwal Kultury Żydowskiej na krakowskim Kazimierzu albo warszawskie festiwale filmów o tematyce żydowskiej?

Prof. Szewach Weiss: Mówiąc szczerze, nie mam na to pytanie jednej odpowiedzi, bo są i te zjawiska, o których Panowie mówią, i zupełnie inne. Ale tak od początku było w naszej-waszej historii. Jedna odpowiedź często była w kontraście do drugiej odpowiedzi.

Pierwsi Żydzi przybyli do Polski prawdopodobnie w XI wieku, wy natomiast zaczęliście swoją narodową historię niewiele wcześniej, od X wieku. Żyliśmy jako Żydzi razem z wami, Polakami, mniej więcej normalnie przez prawie tysiąc lat. Pierwszy dokument zezwalający na to, by Żydzi żyli obok Polaków, pochodzi z Gniezna, z przełomu XII/XIII wieku.

Właśnie wtedy rozpoczęły się wypędzenia Żydów z innych krajów europejskich…

– Tak, ale do Polski Żydzi przybywali już wcześniej. Tu się czuli – w porównaniu z całą Europą – dobrze i bezpiecznie. W miarę dobrze, bo Żydom nigdy nie było dobrze – to był przecież naród bez ojczyzny…

Nazistowskiej fabryki śmierci nie można porównywać z przedwojennym polskim antysemityzmem. Nawet jeśli był obraz w katedrze w Sandomierzu oskarżający Żydów o mord rytualny, jeśli były pogromy, to nie jest to porównywalne z Auschwitz, Majdankiem, Treblinką

Szewach Weiss

Udostępnij tekst

Ten naród – nie chcąc się zasymilować – był strażnikiem swojej religii, swoich obyczajów. Czasem nawet sami sobie tworzyliśmy getta. Żydzi żyli bowiem w gettach dwojakiego rodzaju – tych, w których zamykano ich pod przymusem, i tych, które sami sobie dobrowolnie tworzyli w trosce o własną autonomię religijną i narodową.

Wspominają Panowie krakowski Kazimierz – to miejsce paradoksalne, które przeżyło dwie żydowskie tragedie. Najpierw nie pozwolono Żydom mieszkać w Krakowie i wypędzono ich poza miasto, na Kazimierz. A potem podczas II światowej wojny – oczywiście, to nie wy, nie Polacy, to Niemcy – zgładzono tam żydowskie życie. Obecnie w tym samym miejscu odżywa kultura żydowska, co wygląda pięknie, ale trochę surrealistycznie.

Surrealizm polega na tym, że nie ma Żydów?

– Tak. Są ludzie, którzy przez blisko dziesięć dni na tym festiwalu tańczą, słyszą muzykę żydowską, chasydzką. Przyjeżdżają poeci, historycy z wykładami. Jeszcze inni uczą Polaków, na czym polega koszerność i tak dalej. Ale normalnie Żydów na Kazimierzu prawie nie ma…

Przychodzą tam jednak tłumy, poszukując śladów przeszłości. Okazuje się to zatem potrzebne.

– Tak. I to jest niezmiernie ciekawe. Właśnie w Krakowie, podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej, powiedziałem kiedyś z potrzeby serca po raz pierwszy o „trzecim pokoleniu Sprawiedliwych”. Nikt tego wcześniej tak nie nazwał. Chodziło mi o tych Polaków, którzy ocalają pamięć o żydowskich współobywatelach, którzy angażują się na rzecz kultury żydowskiej, którzy budują dobre relacje polsko-żydowskie. Trzecie pokolenie Sprawiedliwych to ludzie, którzy odczuwają, że Zagłada oznacza wielką czarną dziurę nie tylko dla Żydów, ale także dla kultury polskiej.

Przed II wojną światową było nas w Polsce mniej więcej 3,5 miliona Żydów, czyli dziesięć procent mieszkańców. Mieszkaliśmy przeważnie w miastach i w miasteczkach, i tam odsetek Żydów był czasem dużo wyższy. W Warszawie – jedna trzecia mieszkańców, prawie czterysta tysięcy; w Łodzi prawie czterdzieści procent, w Białymstoku – połowa.

Przed wojną w 1939 roku żyło na świecie niecałe 18 milionów Żydów, z czego prawie jedna trzecia byłą związana z Polską – nie tylko 3,5 mln polskich obywateli, ale także ci, którzy z Polski wyjechali, czy to do Palestyny (wtedy było tam już około 150 tys. polskich Żydów), czy gdzie indziej. W latach 1875-1925 wyjechało z Polski około miliona Żydów. Gdy mówię tu o Polsce, to myślę o różnych granicach państwowych. Dla żydowskiej kultury Polska to i Galicja, i Śląsk, i kawałki dzisiejszej Białorusi, i Wilno – bo przecież Polska miała różne granice.

Ten świat Żydów, którzy żyli obok Polaków, obok polskiej kultury, którzy nawet częściowo mówili po polsku, został zniszczony. Kiedyś było ponad tysiąc gmin żydowskich w Polsce, a teraz zaledwie trzynaście. Teraz mamy tylko kilka synagog i cmentarzy, a było ich kilka tysięcy… Ta strata jest wielką czarną dziurą naszej historii. Cieszy fakt, że inni, nie-Żydzi, też tak to postrzegają. 

Jak wielka jest ta polska czarna dziura dla Żydów?

– Ogromna. Trzeba sobie uświadomić, że prawie trzecia część narodu żydowskiego żyła w Polsce prawie trzecią część znanej historii żydowskiej. Udokumentowana historia żydowska zaczęła się około dwa tysiące osiemset lat temu, a w Polsce Żydzi byli od prawie tysiąca lat. Zawsze – dopóki Żydzi będą istnieć – Polska będzie miała specjalne miejsce w naszej historii. Częściowo pozytywne, częściowo negatywne, pół na pół, raz lepiej, raz gorzej, raz wyżej, raz niżej, raz głębiej, raz szerzej, ale będzie. Tutaj przecież powstawała nasza historia, tu rozwijała się nasza religia. Na ziemiach polskich zrodził się i chasydyzm, i Bund. Tu się urodziła większość twórców państwa Izrael. Tu tworzyli wielcy ludzie kultury, którzy byli Żydami. Polskie korzenie ma połowa żydowskich noblistów. Wy, Polacy, czasami sobie nie zdajecie sprawy, jak ważnym krajem i narodem jesteście dla kultury żydowskiej.

A z drugiej strony – właśnie tutaj Niemcy umieścili największe obozy zagłady. To są niemieckie wyspy na polskiej ziemi! To nie Oświęcim, lecz Auschwitz, to nie Brzezinka, lecz Birkenau –ale jednak jest to tutaj. Na polskich ziemiach Niemcy zamordowali cztery miliony Żydów. I tak to będzie istniało do końca świata. Tu jest nasza żydowska pamięć…

…która coraz wyraźniej staje się ponownie także naszą polską pamięcią. Swoista moda w środowiskach intelektualnych na kulturę żydowską, jaka pojawiła się około dwadzieścia lat temu, wciąż trwa. W najlepszych księgarniach książki o tematyce żydowskiej są niezmiennie na czołowych miejscach. Już chyba nawet przestała to być moda, skoro trwa tak długo. Jak Pan tłumaczy sobie ten fenomen?

– Kolejne pokolenie zaczęło odczuwać wyraźny brak żydowskiej obecności na ziemiach polskich. Posługuję się tu socjologicznym modelem trzeciego pokolenia. Pierwsze pokolenie uznało, że ten świat minął i ta część historii się zakończyła. Drugie pokolenie zajęło się swoimi sprawami, bo goiło rany i odbudowywało swoje domy po wojnie. Dopiero trzecie pokolenie zaczyna szukać korzeni, dopytywać się, gdzie są nasi sąsiedzi. Przecież, jak już mówiłem, w polskich miastach znaczny odsetek mieszkańców stanowili Żydzi. A dzisiaj ich już nie ma.

Trzecie pokolenie zadaje pytania i szuka odpowiedzi, sprawiedliwej odpowiedzi. Dlatego mamy dzisiaj w Polsce tylu pisarzy, dziennikarzy, reżyserów, redaktorów, naukowców w wieku około czterdziestu lat, którzy zajmują się tematyką żydowską. Oni się głęboko interesują tą tematyką, piszą o Żydach, odczuwają ich brak i rozumieją, że to niesprawiedliwość. Ci ludzie mają też odwagę zajmować się zjawiskami patologicznymi, w tym postawami antysemickimi w polskim społeczeństwie – i przedwojennym, i wojennym, i powojennym.

Dlaczego poprzednie pokolenia Polaków były słabiej wsłuchane w żydowski los?

– Po wojnie pojawiły się, paradoksalnie, inne źródła napięć. W Polce w 1946 roku było mniej więcej dwieście pięćdziesiąt tysięcy Żydów. Część została uratowanych tutaj, tak jak ja, i wreszcie mogliśmy wyjść z piwnic, w których przechowywali nas Sprawiedliwi wśród Narodów Świata.

Inni wrócili z obozów zagłady, które udało im się przetrwać. Jeszcze inni wracali z Rosji, z Gułagu, z Kazachstanu, z Uzbekistanu. Wracali do swoich miasteczek i wiosek – a tam zastawali zdziwienie: „to wy jeszcze żyjecie?”. Inni ludzie mieszkali w ich mieszkaniach, pojawiały się duże napięcia. Wyjechali zatem z Polski – największe fale były w roku 1946 i 1957. A w roku 1968 partia komunistyczna postanowiła wypędzić pozostałych. Myśmy stracili dwa pokolenia, co jest związane z komunistycznym wyrokiem.

Pamiętajmy też, że w PRL istniało propagandowe zjawisko polonizacji Holokaustu. Mówiono, że Niemcy tu mordowali ludzi, ale nie podkreślano, że większość z nich to Żydzi. Jeszcze 15-20 lat temu sytuacja była surrealistyczna. Polska nie miała stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Obywatele Izraela uratowani w Polsce od zagłady nie mogli oficjalnie przyjechać na obchody rocznicy wyzwolenia obozu w Auschwitz, musieli stosować jakieś fortele, np. zdobywać wizę rumuńską… Obecnie Polska jest wolnym demokratycznym krajem i także dzięki temu można swobodnie rozmawiać o przeszłości, o jej dobrych i smutnych kartach.

Ale proces zmian w stosunku do Żydów zaczął się przed rokiem 1989.

– Tak. Dlatego dla mnie wzorem jest Władysław Bartoszewski, który działał w „Żegocie”, jest Sprawiedliwym wśród Narodów Świata, nie zgadzał się z komunistyczną polityką, a ważne stanowiska publiczne mógł objąć dopiero w wolnej Polsce.

Czasem myślę, co by było, gdyby nie było Zagłady… Polska by wyglądała zupełnie inaczej. Miałaby liczne mniejszości i związane z tym problemy, ale byłaby krajem wielokulturowym, wielojęzykowym. Pięknie by się tu żyło…

Szewach Weiss

Udostępnij tekst

Czy istnieje, Pańskim zdaniem, jakiś wspólny los, który zbliża Polaków i Żydów?

– I my, i wy byliśmy ofiarami II wojny światowej i polityki Hitlera. Jechaliśmy w tym samym pociągu do obozu Auschwitz. Z tym że Polacy byli dla Niemców podludźmi (Untermenschen), a Żydzi byli nieludźmi (Unmenschen). Podludzie mieli być niewolnikami, a nieludzi należało całkowicie zniszczyć. Polska miała być przestrzenią życiową, Lebensraum, dla Niemców, z Polakami niewolnikami i bez Żydów. To były plany faszystowskie, które w odniesieniu do Żydów w dużej mierze udało im się zrealizować.

Polska „cieszy się” na świecie reputacją kraju antysemickiego. Czy ten stereotyp może ulec zmianie?

– Wiadomo, że Polska ma swoją historię antysemityzmu. Były środowiska, które nie chciały widzieć Żydów w Polsce. Choć w Polsce było relatywnie najmniej pogromów. I na dodatek, paradoksalnie, pewna część polskich antysemitów potrafiła w czasie wojny ratować Żydów. Ci ludzie uważali, że „Żydzi nam zajęli Polskę”, że jest ich tutaj za dużo, ale ratowali ich, bo byli przekonani, że nie wolno ich zabijać! To jest ten kompleks polsko-żydowski.

W czasie dyskusji nad mordem w Jedwabnem jako ambasador Izraela w Polsce mówiłem publicznie, że w Polsce były też inne stodoły – takie, w których ukrywano Żydów. Byłem za to w Izraelu krytykowany. Ale dziś twierdzę, że to było najważniejsze wypowiedziane przeze mnie zdanie.

W wolnej Polsce nastąpiły głębokie zmiany. Nadal można spotkać Polaków-antysemitów, ale nie mają oni miejsca w głównym nurcie debaty publicznej. Dla większości Polaków „być Europejczykiem” oznacza akceptować wszystkie wartości demokratyczne, czyli także odrzucać rasizm, nienawiść, antysemityzm. Przed II wojną światową można było w Polsce obrazić Żyda, wolno było obrażać. Dzisiaj w polskiej prasie codziennej jest tylko jedna gazeta, która sobie na to pozwala – „Nasz Dziennik”. Nie myślę tu o krytyce polityki państwa Izrael, bo ją wolno krytykować tak, jak politykę każdego państwa.

Niestety, we Francji, a nawet w Wielkiej Brytanii, antyizraelizm (krytyka państwa Izrael) coraz silniej związany jest z antysemityzmem. Tego w Polsce nie ma. Dzisiejsza Polska ma bardzo dobre stosunki z państwem Izrael, większość Polaków dobrze wie, że to wstyd i hańba być antysemitą.

Niektórzy mogliby powiedzieć, że to zmiana na poziomie tego, co wypada, a co nie wypada, podskórnie zaś antysemityzm wciąż w Polakach się tli…

– To wygląda, moim zdaniem, inaczej. Antysemityzm jest na pewno w Polsce zjawiskiem marginalnym. Nie wiem, czy on tkwi pod skórą, używam natomiast określenia zaczerpniętego z biologii, że nie jest cechą dominująca, lecz recesywną. Jeżeli jedni młodzi ludzie namalują na ścianach domów napisy antysemickie, to inni młodzi ludzie je zamalują, albo wcześniej sfotografują je i urządzą z tych zdjęć wystawę pod tytułem „Ulica hańby” – widziałem taką wystawę w Łodzi.

Jako ambasador Izraela jeździłem bardzo dużo po Polsce, spotykając się nie tylko z politykami centralnymi, ale także z samorządowcami, z działaczami lokalnymi. W wielu miejscach podziwiałem zmiany i działania podejmowane dla ocalenia pamięci Żydów. Prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki to przykład człowieka, który w ostatnich latach bardzo zmienił swoje podejście do tej problematyki. On wyraźnie odczuwa ból, tęsknotę za przedwojenną Polską. W Warszawie jest Teatr Żydowski. Mógłby ktoś powiedzieć, że to przykład tego surrealizmu – że było tu tylu Żydów, a teraz ich prawie nie ma. Ale ten teatr istnieje i wiemy, że większość jego aktorów to Polacy, którzy nauczyli się języka jidysz! Podczas przedstawień sala teatru jest wypełniona, i wcale nie przez Żydów. Przychodzą tu Polacy, których nikt do tego nie zmusza, którzy sami kupują bilety.

Niektórzy mówią, że Polska to cmentarzysko narodu żydowskiego, ale to tylko pół prawdy. Bogactwo życia żydowskiego było w Polsce tak wielkie, że dzisiaj rzucają się w oczy głównie opuszczone cmentarze czy zburzone synagogi. Ale są też te zjawiska, które określam mianem trzeciego pokolenia Sprawiedliwych. Polska nie jest krajem antysemickim. Większość Polaków w ogóle nie jest antysemitycka, a część jest nawet nastawiona filosemicko. Tak wygląda Polska. Paradoks sytuacji polega na tym, że w Polsce nawet filosemityzm rozwija się prawie bez Żydów…

Życie żydowskie się jednak w Polsce odradza, powstają nowe gminy, trafiają do nich młodzi ludzie…

– Tak, i jest to dla mnie powód do radości. W ogóle nie prowadzę wśród polskich Żydów propagandy, aby wyjeżdżali do Izraela. Niech sobie żyją, gdzie chcą. W demokratycznym świecie każdy człowiek ma prawo wybierać, gdzie chce mieszkać.

Czy fenomen trzeciego pokolenia Sprawiedliwych utrwali się w Polsce?

– Ja bym bardzo chciał, żeby to trwało. W książkach, w historii, w pomnikach już na pewno będzie trwało. Ale zasadne jest pytanie, jak to będzie wyglądało, kiedy już nas nie będzie, kiedy między żywymi nie będzie już nikogo, kto przeżył zagładę – ani jednego żywego uratowanego, ani jednego żywego Sprawiedliwego?

Bez Polaków ocalenie pamięci o polskich Żydach jest niemożliwe. Dzisiejsze gminy żydowskie w Polsce nie mają pieniędzy, by odnowić wszystkie cmentarze. Całe szczęście, jest coraz więcej lokalnych działaczy, którzy sami zajmują się tymi sprawami. Są specjalne polskie grupy, fundacje, stowarzyszenia pamięci o Żydach. Z jednej strony jest tych inicjatyw dużo, a z drugiej mało. Mało, bo Polska jest ogromna. W części miejscowości nie ma żadnych materialnych śladów miejscowych Żydów.

W innych natomiast są wspaniałe inicjatywy. Na przykład w Kaliszu pan Zenon Sroczyński, właściciel spółki „Hellena” produkującej napoje gazowane, nie będąc Żydem, odnowił za swoje pieniądze dom przedpogrzebowy na cmentarzu żydowskim, a teraz zaprasza regularnie Żydów z Izraela pochodzących z Kalisza. A Kalisz to bardzo ważne miasto także dla Żydów, bo to nie tylko jedno z najstarszych miast polskich, ale też siedziba pierwszej prawdopodobnie gminy żydowskiej w Polsce. Gdy młodzież polska spotyka się z izraelską, poznają się, uczą się swoich piosenek, bawią się wspólnie – tym sposobem zaczyna się coś nowego, bardzo ważnego. W tych młodych ludziach to doświadczenie pozostanie na trwałe.

Są też inicjatywy w jeszcze mniejszych miejscowościach, np. w Koźminie Wielkopolskim pedagog pan Jerzy Fornalik zainicjował wspaniały program międzynarodowych spotkań młodzieży szkolnej „Antyschematy”, którego celem jest porządkowanie cmentarzy żydowskich w Polsce. Osobiście mam też ostatnio ciekawe doświadczenie, gdyż prowadzę wykłady o współczesnym Izraelu na Uniwersytecie Warszawskim i mam bardzo dużo studentów. Ten temat ich naprawdę interesuje!

Czy przejawy aktywności trzeciego pokolenia zainteresowanego przeszłością polsko-żydowską, nie tylko w wymiarze cmentarzyska, ale w wymiarze żywej kultury, można też zaobserwować u młodzieży w Izraelu?

– Niewiele. Tą sprawą zajmuje się u nas jeszcze wciąż pierwsze pokolenie. Tłumaczone są ważne polskie książki. Zawsze popularni w Izraelu byli Mickiewicz i Sienkiewicz. Teraz znani są Szymborska i Miłosz. Za bardzo ważne uważa się filmy Kieślowskiego i Wajdy. Są też przekłady młodej polskiej literatury, i to nie tylko związanej z emocjami żydowsko-polskimi. Polską literaturę, a zwłaszcza poezję, musi tłumaczyć i wydawać każdy kraj kulturalny, a tym bardziej Izrael.

Ale za to był fenomen kolejek do polskiej ambasady w Izraelu, gdy Polska weszła do Unii Europejskiej. Polski paszport stał się znowu cennym dokumentem…

– Ja sobie czasem myślę, co by było, gdyby nie było Zagłady… Polska by wyglądała zupełnie inaczej. Miałaby liczne mniejszości i związane z tym problemy, ale byłaby krajem wielokulturowym, wielojęzykowym. Może miałaby dzisiaj pięćdziesiąt milionów obywateli, a w tym na pewno sześć-siedem milionów Żydów. Jakaś część Żydów by wyjechała do Izraela, ale wielu by tu zostało. Wzbogacaliby polską kulturę. Pięknie by się tu żyło…

Bez Polaków ocalenie pamięci o polskich Żydach jest niemożliwe. Dzisiejsze gminy żydowskie w Polsce nie mają pieniędzy, by odnowić wszystkie cmentarze. Całe szczęście, jest coraz więcej lokalnych działaczy, którzy sami zajmują się tymi sprawami

Szewach Weiss

Udostępnij tekst

Niestety, Hitlerowi dużo się udało. Kilka dni przed swoim samobójstwem napisał w testamencie, że jedna sprawa mu się udała – zniszczenie narodu żydowskiego.

Nie do końca mu się udało…

– Pewnie, że nie do końca. Żydzi żyją, ja żyję. Przeżyłem ten okrutny czas, byłem przewodniczącym izraelskiego parlamentu. Wróciłem do Polski jako ambasador Izraela. Moja rodzina jednak nie żyje i naród nie żyje. Niestety, dużo się Hitlerowi udało.

Muszę też dodać, że nazistowskiej fabryki śmierci nie można porównywać z przedwojennym polskim antysemityzmem. Nawet jeśli był (i jest, niestety, nadal) obraz w katedrze w Sandomierzu oskarżający Żydów o mord rytualny, jeśli były pogromy, to nie jest to porównywalne z Birkenau, Auschwitz, Majdankiem, Treblinką, Bełżcem, Sobiborem czy Płaszowem. 

Pamiętajmy też, że wielu polskich zasymilowanych Żydów ginęło jako Żydzi, ale oni czuli się jednocześnie Polakami. Są – jak Bruno Schulz – ważnymi postaciami i dla kultury polskiej, i dla żydowskiej. Dla Schulza Polska była ojczyzną, on nigdy nie był syjonistą. Ale gestapowcy zamordowali go, ponieważ był Żydem.

Mówił Pan o wspólnocie cierpienia, która zbliża Żydów i Polaków. Czy ten proces może doprowadzić do przyjaznych relacji między naszymi narodami?

– Powrót do cierpienia, powrót do tragedii to najważniejszy element pozytywnej energii naszych narodów w ostatnich latach. Ważne, żeby w tę wspólnotę cierpienia nie wplatać kłamstwa. Pojednanie jest możliwe tylko dzięki prawdzie. Potrzeba nam uznania pełnej prawdy o naszych wzajemnych stosunkach. Prawdą jest nie tylko to, że w Polsce żyliśmy tysiąc lat. Bo żyliśmy nie tyle razem, co obok siebie. Ale prawdą jest, że w Polsce nigdy nie było getta; pierwsze getto na ziemiach polskich stworzyli Niemcy w Piotrkowie w 1941 roku. Prawdą jest, że między Polakami byli szmalcownicy, było Jedwabne i morderstwa w innych miastach i miasteczkach, pogromy po wojnie. Prawdą jest też, że najwięcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata to Polacy. W Yad Vashem mamy listę dwudziestu tysięcy Sprawiedliwych, z czego Polaków jest sześć tysięcy. Niektórzy pytają – dlaczego tak mało? A ja odpowiadam: „Mało? A ilu mamy w Niemczech? Ilu w Czechach?”.

My – Polacy i Żydzi – tyle lat żyliśmy razem, ale okropne nieszczęście Zagłady bardzo ciąży nad naszymi relacjami. Historia też bardzo mocno nas wiąże – i historia dobra, i historia zła. Dlatego tak trudno o normalność w relacjach polsko-żydowskich. Gdy jako przewodniczący Knessetu przyjmowałem ministra spraw zagranicznych RP, Władysława Bartoszewskiego, powiedziałem w parlamencie, że nasze stosunki z Polską i Polakami nie mogą być normalne. Albo będą bardzo dobre, albo będą okropne.

Dziękujemy bardzo za rozmowę.

Wesprzyj Więź

Szewach Weiss – ur. 1935 w Borysławiu w Polsce (obecnie Ukraina), zm. 3 lutego 2023 w Tel Awiwie. Wojnę przeżył dzięki pomocy sąsiadów: Polaków i Ukraińców. W 1947 r. wyjechał do Izraela. Studiował nauki polityczne, stosunki międzynarodowe i prawo. W 1975 r. został profesorem Uniwersytetu w Hajfie. Polityk, działacz Partii Pracy. Od 1981 do 1999 roku poseł do Knesetu, 1992-1996 przewodniczący. W latach 2001-2003 ambasador Izraela w Polsce. Od 2000 r. przewodniczący Światowej Rady Yad Vashem. Kawaler Orderu Orła Białego.

Rozmowa ukazała się w miesięczniku „Więź” nr 4/2005

Przeczytaj też: Krótka historia Żydów w Polsce

Podziel się

5
6
Wiadomość