Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Dylemat w kwestii bałwana

Doszukiwanie się satanistycznych intencji czy inklinacji u dzieci biegających z wydrążoną dynią to chyba jednak przesada.

Od Halloweenu minie niedługo miesiąc. Emocje opadły. Może da się o tym porozmawiać mniej emocjonalnie? Ale przecież nadchodzą kolejne zagrożenia. Już za tydzień wróżby andrzejkowe, które pewnie będzie odprawiała młodzież na niejednej plebanii. Ale prawdziwe niebezpieczeństwo wciąż czyha dopiero przed nami: to lepienie bałwana. Jako żywo, wszyscy bez mała: dzieci, młodzież i niejeden dorosły rzucą się do lepienia bożka ze śniegu, nieświadomie oddając się idolatrii.

Jak wiele amerykańskich religiopodobnych produktów, Halloween ma się w Polsce coraz lepiej. Z roku na rok coraz liczniejsze grupy dzieci biegają z dynią od domu do domu, żądając „Cukierek albo psikus”. Mnożą się także bale z okazji tego – że tak powiem – święta. Także ofensywa przeciwko tej „nowej świeckiej tradycji” ze strony ludzi Kościoła jest coraz intensywniejsza. Wytacza się ciężkie działa, oskarżając biedne dzieci o satanizm i strasząc je egzorcystami.

Po duchach przyszła kolej na wróżby z wosku lanego przez klucz. Ale to nie są byle jakie wróżby. Na jednym z portali na temat wróżb andrzejkowych znalazłem: „Standardową wróżbą jest lanie wosku. Najlepiej wykorzystać stary klucz, należący do babci, a jeszcze lepiej użyć klucza od drzwi kościoła, można także wcześniej poświęcić zwykły klucz, podczas mszy”. I co wy na to?

Dopełnieniem sezonu będzie – niech tylko spadnie śnieg – lepienie bałwana. Jak podają słowniki, polski „bałwan”, to inaczej bożek, a więc odpowiednik idola. Czy to tylko zbieżność nazw, czy może jakaś głębsza zależność semantyczna? Ja w tym widzę relikty dawnych kultów pogańskich, których przecież nie było bez lepienia bożków z czego się dało, a zimą dało się ze śniegu.

Halloween wziął swój rodowód ze staroceltyckich obrzędów, które miały za zadanie nawiązać łączność z duszami zmarłych. Andrzejki podobno wzięły się z kultu starogermańskiego boga Freyera, dawcy bogactw, bóstwa miłości i płodności. O genezie poczciwego bałwana napisałem już wyżej.

Wesprzyj Więź

To prawda, że wiele współczesnych zwyczajów bierze swój początek z religijnych obrzędów, często o pogańskim, przedchrześcijańskim rodowodzie. Z biegiem czasu tracą one jednak swój związek z religijnym źródłem, radykalnie zmieniając znaczenie. Pozostają relikty obrzędów, które nabierają nowych sensów i znaczeń, oblekając się w komercję i popkulturę. Niestety, podobny los dotyka także obrzędów i tradycji chrześcijańskich. Naukowo można to nazwać procesem desemantyzacji, czyli utraty pierwotnego znaczenia, czy też istotnego przesunięcia w zakresie semantyki danego obrzędu, zwyczaju, tradycji.

Doszukiwanie się satanistycznych intencji czy inklinacji u dzieci biegających z wydrążoną dynią to chyba jednak przesada. Komercyjny, przywieziony z Ameryki Halloween ma się tak do celtyckiego święta zmarłych (a nie złych duchów) jak tzw. Mikołaj do św. Mikołaja, Gwiazdka do Bożego Narodzenia, a bałwan do pogańskiego bożka. Wszystkie te święta, zwyczaje czy obrzędy tracą swoją – jeśli można tak powiedzieć – moc wraz z utratą znaczenia.

Wszystko bowiem zależy od tego, z jaką co robimy intencją. Nie bez powodu Kościół przypomina, że medaliki, krzyżyki i inne dewocjonalia trzeba nosić „z wiarą”, inaczej bowiem popadamy w zaufanie w mechanizmy magiczne, według których wystarczą określone gesty, słowa, znaki, ryty, by osiągnąć zamierzony skutek. Szczęśliwie, wiedział o tym Pan Bóg, dając Mojżeszowi Dekalog i podkreślając, iż Jego imienia nie należy wzywać „nadaremno”. Groźniejsza jest bowiem intencja powiedzenia czy zrobienia czegoś niż samo wypowiedzenie słowa czy zrobienie gestu. Gdyby tak bowiem nie było, popadlibyśmy w jakiś magiczny determinizm. Od wydrążonej dyni o wiele bardziej niebezpieczna jest nienawiść, która jest narzędziem działania szatana. Bo to nie z dyni – jak dżinn z butelki – wyskakuje diabeł, ale z naszego serca. Teologia moralna zna pojęcie intencji, która wpływa na wartość czynu. I to właśnie ową intencję należy brać pod uwagę, gdy oceniamy czyny, które tracą swoje pierwotne, religijne znaczenie. Inaczej będziemy wszędzie widzieć jeno satanistów, wróżbiarzy i bałwochwalców.

Podziel się

Wiadomość