rE-medium | Tygodnik Powszechny

Wiosna 2024, nr 1

Zamów

Pierwszy krzyknął, że król jest nagi

Benedykt XVI (za nim ks. Konrad Krajewski) podczas wizyty w Wielkiej Brytanii we wrześniu 2010 r. Fot. Mazur / cbcew.org.uk

Dziś słowa kard. Ratzingera z roku 2005 wydają się niewinne. Ale wtedy – pamiętam! – to był szok. Oto ktoś z samego serca Watykanu mówił, że Kościół jest zepsuty.

Kiedy człowiek umiera, mało kto widzi natychmiast jego życie w całości. Do głowy przychodzą najpierw detale, te chwile, które sprawiły, że był nam bliski. Dlatego przyjdzie jeszcze czas na podsumowania, na  analizy teologii. Zajmują się tym zresztą całe wielkie instytuty, bo na jedną głowę myśl Ratzingera zdaje się być za duża.

Powiem więc osobiście. Dziś myślę przede wszystkim o tym, że Joseph Ratzinger był tym, który jako pierwszy głośno powiedział mi, że król jest nagi. Wykrzyczał to w momencie, kiedy na Watykan skierowane były oczy całego świata, w Wielki Piątek 2005 r., na dziesięć dni przed śmiercią Jana Pawła II. Wykrzyczał tak, że nie można było jego słów nie zauważyć. Nie można ich było zignorować, choć jeszcze długo nie zdawaliśmy sobie chyba sprawy z ich wagi.

Benedykt XVI to patron cichych i upartych walecznych. Ten, który nas ośmielił i dodał odwagi

Monika Białkowska

Udostępnij tekst

Z perspektywy przełomu roku 2022 i 2023 słowa te wydają się niewinne. To już nie rewolucja, ale fakty, z którymi zderzamy się każdego dnia. Ale wtedy – pamiętam! – to był szok.

Oto ktoś wielki, ktoś z samego serca Watykanu, mówił, że Kościół jest zepsuty. Oto ktoś z samego Watykanu oskarża już nie tylko zły świat, sekularyzację, rewolucję seksualną, relatywizm moralny, ale mówił: to my! To w samym sercu Kościoła – oprócz Jezusa – tkwi też cierń zła, który jest dla świata zgorszeniem!

„Ileż razy oznaki władzy możnych tego świata obrażają prawdę, sprawiedliwość i godność człowieka! Ileż razy ich rytuały i wielkie słowa są w rzeczywistości nadętymi kłamstwami, karykaturą powinności, która na nich spoczywa z racji sprawowanego urzędu, jaką jest służba dobru” – mówił kardynał Ratzinger.

Tu jeszcze można było mieć nadzieję i oszukiwać się, że mowa jest o innych. Że to nie do nas. Że w Kościele nie ma rytuałów i nadętych słów. Ale potem już nie pozostawił wątpliwości.

„Czy jednak nie powinniśmy myśleć także o tym, ile Chrystus musi wycierpieć w swoim Kościele? Ileż razy nadużywa się sakramentu Jego obecności, jak często wchodzi On w puste i niegodziwe serca! Ileż razy czcimy samych siebie, nie biorąc Go nawet pod uwagę! Ileż razy Jego słowo jest wypaczane i nadużywane! Jak mało wiary jest w licznych teoriach, ileż pustych słów! Ile brudu jest w Kościele, i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! Jak mało cenimy sobie sakrament pojednania, w którym On czeka, by nas podźwignąć z upadków! To wszystko jest obecne w Jego męce. Zdrada uczniów, niegodne przyjmowanie Jego Ciała i Krwi jest z pewnością największym bólem, który przeszywa serce Zbawiciela”.

A potem: „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. Także na Twoim polu widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach”.

Nikt przed nim nie powiedział tego tak głośno. Nikt nie wszczął takiego alarmu. Nikt przed nim się nie odważył. „Brud w Kościele”. „Tonąca łódź”. „Król jest nagi”. To był wstrząs.

Pontyfikat był już tylko konsekwencją tamtego okrzyku. Zdecydowane działanie w prawie pedofilii. A potem – abdykacja, kiedy się okazało, że stary i chory papież może ponownie tylko patrzeć, jak wszystko wymyka mu się z rąk i jak dwór przejmuje rządy – a na zwłokę w ratowaniu tonącej łodzi nie można już sobie pozwolić.

Można mówić dziś o dziesiątkach jego gestów. Zawsze bawiło mnie, kiedy media nazywały go „pancernym kardynałem”. Owszem, był niezależny. Imponowało mi, że jako jeden z niewielu przy Janie Pawle II nie uczył się polskiego, żeby wkraść się w papieskie łaski.

Ale był też zwyczajnie nieśmiały. Pamiętam go z Kolonii, z pierwszego wielkiego zderzenia z tłumem, kiedy bardzo chciał być z młodymi, kiedy autentycznie się nimi zachwycił, ale w swoich gestach pozostał niezdarny, nigdy nie był gwiazdorem ani przywódcą tłumów.

Pamiętam, jak nie pozwalał ludziom klaskać w trakcie homilii. Już wtedy myślałam, ile ten człowiek miał w sobie pokory – bo jeśli dziś nie pozwala klaskać i mówi, że nie pasuje to do liturgii, to ileż musiał wewnętrznie cierpieć, gdy tłumy przez lata klaskały jak szalone Janowi Pawłowi II?

Nieśmiały, pokorny – ale pancerny tam, gdzie chodziło nie o niego, lecz o prawdę. Dlatego ja go zapamiętam jako człowieka odważnego. Człowieka, który nie szedł na układy i nie bał się narazić układom i koteriom. Człowieka, który wiedział, jakiego Kościoła chciał Chrystus i człowieka, który ten Kościół kochał – dlatego wiedział, że złu nie można ustąpić pola.

Wesprzyj Więź

Papież, który krzyknął, że król jest nagi – patron cichych i upartych walecznych. Ten, który nas ośmielił i dodał odwagi.

Przeczytaj także: Zreformował papiestwo, przestawił zwrotnicę Kościoła. Benedykt XVI

Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach

Podziel się

5
2
Wiadomość

Jeśli miałbym cenić Ratzingera, to wyłącznie tego młodego, z Tybingi. Zanim jeszcze przestraszył się samego siebie i wmówił sobie, że całe zło świata, to 1968 rok.

Niestety, pontyfikat to była zawiedziona nadzieja. Jedyne pozytywy, to że troszkę udało się mu posprzątać po Janie Pawle II, ale zadanie go przerosło. Potem niebywały podwójny skandal Vatileaks (który w Polsce przeszedł bez większego echa) i jeszcze bardziej skandaliczny sposób jego rozwiązania. Bardzo słusznie historia zapamięta Benedykta praktycznie tylko z abdykacji.

Ale abdykacją pokazał odwagę powiedzenia: nie umiem, nie dam rady. To nie oznacza słabości i to też pewien wzór. 1968 tymczasem wniósł pozytywy, negatywy. Jego bohaterowie nie okazali się kryształowi, ale kościół zafiksował się na tym temacie. Jak nasz Jędraszewski. Wygodne.

Nie tylko Jędraszewski. Tak przypomnę, że to nie kto inny jak Benedykt XVI wymyślił chochoła o nazwie “ideologia gender”, którego potem podchwyciła prawica na całym świecie, by zrobić sobie z tego narzędzie szerzenia nienawiści.

Jak czytam, w Polsce zaczęło się to w październiku 2013, kiedy abp Józef Michalik w homilii wygłoszonej z okazji jubileuszu 90. rocznicy urodzin ks. kard. Henryka Gulbinowicza użył sformułowania “ideologia gender”. Ale gdzie on to mógł wyczytać/usłyszeć?

Karol, nie, oni to zapożyczyli od Benedykta. Choć wpływ Kremla na Watykan to coś wartego osobnego zbadania.

Ciekawe opracowanie na ten temat: “This has been the case over the course of the last three pontificates, beginning with Pope John Paul II’s catechetical pronouncements about “gender complementarity” in what his devotees call “the theology of the body,” and it continued through Pope Benedict XVI’s identification of what he termed “the dictatorship of relativism” and in Pope Francis’ own ad hoc statements signaling his personal displeasure with what he calls “gender ideology,” comparing this amorphous concept with “nuclear war” and “Nazism.”” https://www.ncronline.org/news/opinion/faith-seeking-understanding/truth-about-so-called-gender-ideology

Wykrzyczał? Z punktu widzenia rozmiaru zepsucia raczej wyszeptał. Ale dobrze ze choć do tego był zdolny w przeciwieństwie do poprzednika.
Wykrzyczeć mógłby jakiś współczesny Luter. Ale go nie ma i raczej nie bedzie.
Żeby zaistniał trzeba wierzyć tak jak wierzono w XVI wieku. Tak mocno by powiedzieć “Tu stoję i inaczej nie mogę” nawet pod grozą stosu Husa.

@Wojtek @Marek2 – dziękuję za trafne spostrzeżenia.
Mam wrażenie że większość mówiąc o Benedykcie wpada w euforię, inni w egzaltację. TV, radio…różne wypowiedzi z wczoraj i dziś – co raz któryś z podrzędnych uczonych wygłasza peany na jego cześć, pt. ‘jakimż to wielkim teologiem był’ gdyż ‘w jej centrum osadził Jezusa Chrystusa’ (!).
Albo czym to się nie wsławił w dziedzinie ekologii…bo ‘założył w Watykanie panele fotowoltaiczne’ (!)
Poziom tych wypowiedzi mówi sam za siebie.
Ale żeby sięgnąć głębiej i skonfrontować wiedzę jaka miał na temat grzechów wysoko postawionych watykanskich hierarchów, i jego osobiste postępowanie w tej kwestii – z EWANGELIĄ, to chętnych brak.

Jesień życia spędził w pięknym, ciepłym Rzymie, niczego mu nie brakowało, dożył pięknego wieku z wciąż świetnie działającym umysłem, pozostawił po sobie (chyba) ważne teologicznie prace. Mam nadzieję, że fakty na temat jego postawy wobec księdza-pedofila w Monachium zostaną wyjaśnione. Zastanawia mnie wątek 1968 roku – czy on naprawdę uciekł z wykładu, bo przestraszył się studentów?

Trochę bardziej przestraszył się sam siebie. On wspierał studentów, ale gdy zobaczył dziewczyny zdejmujące staniki w imię walki z patriarchatem, to się zreflektował, że stoi po złej stronie barykady.

Och… “The case of the pregnant 9-year-old was shocking enough. But it was the response of the Catholic Church that infuriated many Brazilians. Archibishop Jose Cardoso Sobrinho of the coastal city of Recife announced that the Vatican was excommunicating the family of a local girl who had been raped and impregnated with twins by her stepfather, because they had chosen to have the girl undergo an abortion. ” http://web.archive.org/web/20130608060051/https://www.time.com/time/world/article/0,8599,1883598,00.html

Benedykt XVI pełnił urząd papieża do 2013 roku.