„Deus caritas est” to pierwszy dokument w historii Kościoła, który przedstawia miłość erotyczną, małżeńską jako archetyp każdego przejawu i rodzaju miłości, w tym także miłości między Bogiem a człowiekiem.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” 2006, nr 3 pod tytułem „Miłość jest możliwa. Nad encykliką Benedykta XVI”
Krytycy i wielbiciele wizji Jana Pawła II nierzadko wskazywali na różnice zdań między prefektem Kongregacji Nauki Wiary a poprzednim papieżem. Niektórzy, także w Polsce, powitali nowy pontyfikat z ulgą, uważając, że nastąpi nowa era, odcinająca się od słów i gestów Jana Pawła II. Okazało się, że przyjaciel widzi swego Przyjaciela w „oknie domu Ojca” i słucha ze wzruszeniem okrzyków Santo subito! Zdumiewały nieśmiałe gesty, fortepian, koty, wizyta w synagodze i określenie wspólnot reformacji Kościołami. Widać było w mediach zdziwienie, że nowy papież nie jest swym poprzednikiem. Wykazywano z żalem, że nie tak wita młodzież, nie tak się żegna z gośćmi. Wydaje się, że zgoda na to, iż Benedykt XVI nie jest ani antytezą, ani klonem Jana Pawła II, zajęła wiele czasu.
Podobne reakcje widać wobec, od dawna oczekiwanej, pierwszej encykliki. Wielbiciele Jana Pawła widzą, że nie jest to dokument, do jakich nas przyzwyczaił papież-Polak. Tradycjonaliści mieli nadzieję na analizę błędów i wypaczeń, tekst „przywracający porządek”. Reakcja w duchu drogi do Emaus – „a myśmy się spodziewali…” – może utrudniać odczytanie pierwszej oficjalnej wypowiedzi papieża.
Małżeństwo oparte na miłości wyłącznej staje się obrazem relacji Boga z Jego ludem, zaś sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości
Kłopoty tłumaczy
Encyklika „Deus caritas est” – pozornie prosta, być może echo doświadczeń młodego księdza Ratzingera w głoszeniu kazań dla dzieci – okazała się na tyle trudna do przetłumaczenia, że papież publicznie wyraził niezadowolenie z opóźnień w przygotowaniu jej do druku.
Łatwo zauważyć, że przedłużające się prace translatorskie napotkały na trudności, do końca nie usunięte. W wersji niemieckiej – jak wiadomo, oryginalnej – autor zaznacza, że celem encykliki nie jest wyczerpujące omówienie (eine erschöpfende Behandlung) tematu, przekłady polski i włoski stwierdzają, że nie jest celem… prowadzenie długiego wywodu (una lunga trattazione – pkt 1). Podobnie tekst niemiecki wskazuje, ze eros wymaga duchowego wznoszenia się, podniesienia, a polski i włoski mówią o ascezie (5, 6). Trudno tłumaczyć teksty teologiczne, mimo to zaskakują rozbieżności tłumaczeń.
Nieścisłości i niezręczności wersji polskiej nie pomagają w odczytaniu tekstu, niekiedy wręcz utrudniają lekturę. Język według papieża stanowi „problem” (ein Problem), a nie „przeszkodę”, jak chce polski przekład (2). Miłość, według wersji niemieckiej i włoskiej „w jakiś sposób” panuje, włada nad człowiekiem (übermächtigt, s’impone) a nie „narzuca się” mu (3). Piękna medytacja maryjna (41) byłaby czytelniejsza, gdyby mówić o „jedności” lub „współbrzmieniu” myśli i woli Maryi z wolą Bożą (zgodnie z wersją niemiecką), nie zaś o syntonii (co prawda, zgodnie z wersją włoską, ale dla polskiego czytelnika nie jest to termin zrozumiały). Takich niepowodzeń translatorskich jest wiele. Szkoda, że precyzyjny język jednego z najwybitniejszych teologów naszego czasu nie odzwierciedla się w polskim przekładzie.
I eros, i agape
Papież przyjął jako dar Opatrzności ukazanie się dokumentu w czasie tygodnia modlitw o jedność chrześcijan. Encyklika porusza temat fundamentalny, niezależnie od wyznania. Uznanie ze strony niekatolików potwierdza, że autor potrafi pisać o najistotniejszych sprawach wiary, wyrażając zarazem swój katolicyzm i uniwersalizm chrześcijaństwa.
Punktem wyjścia encykliki są słowa Listu św. Jana, odczytywane w kontekście Szema Izrael (Pwt 6, 4-5). Papież nawiązuje też do wielu pisarzy niechrześcijańskich, niekiedy z nimi dyskutując, niekiedy przywołując ich argumentację jako własną. Styl ten – znany czytelnikom książek kard. Ratzingera – jest prosty w formie i jednocześnie ściśle teologiczny. Czytelnicy nauczyli się już, że ten autor cytuje z równą lekkością zarówno Augustyna, jak Wergiliusza czy chasydów. Jednocześnie w encyklice brzmi echo „Miłości i odpowiedzialności” kard. Karola Wojtyły, katechez Jana Pawła II o ciele.
Benedykt XVI z upodobaniem podkreśla jedność objawienia Bożego, jedność obu Testamentów, będących jedynym Pismem wiary chrześcijańskiej, jedność miłości do Boga i człowieka, jedność miłości w jej różnych przejawach. Niezwykle prosto określa cel napisania encykliki. Jest nim zachęta, by żyć miłością i w ten sposób sprawić, aby Boże światło dotarło do świata (39). Widać więc echo ewangelicznej wizji sprawowania urzędu – pisząc z pozycji urzędu Piotra, autor „umacnia braci w wierze”.
Niewątpliwie jest to pierwszy dokument w historii magisterium Kościoła, który przedstawia miłość erotyczną, małżeńską jako archetyp każdego przejawu i rodzaju miłości, w tym także miłości między Bogiem a człowiekiem. Małżeństwo oparte na miłości wyłącznej staje się obrazem relacji Boga z Jego ludem, zaś sposób, w jaki miłuje Bóg, staje się miarą ludzkiej miłości. Tym samym miłość małżonków staje się obrazem miłości Boga do człowieka i miejscem doświadczania jej, wzorem i archetypem wszelkiej miłości.
Miłość jest możliwa, ponieważ jesteśmy stworzeni na obraz Boga, który sam kocha i pragnie być przez człowieka kochany (39). Eros ukazany jest jako nieodłączny od agape. Benedykt XVI odrzuca koncepcję niezależnego Boga, nie potrzebującego człowieka. Kochamy Boga, bo On pierwszy pokochał nas, po prostu odwzajemniamy w miarę naszych możliwości Jego miłość.
Papież przekazuje swój zachwyt miłością Boga do człowieka, którą określa jako namiętność (tłumacz na język polski uznał za słuszne opatrzyć ten termin cudzysłowem!) przypominając „śmiałe obrazy erotyczne” Ozeasza i Ezechiela. Namiętna miłość Boga jest tak wielka, że zwraca się przeciw Jego sprawiedliwości, zwraca Boga przeciw Niemu samemu (10). W Pieśni nad Pieśniami wyraża się istota wiary biblijnej, marzenie człowieka o zjednoczeniu z Bogiem jest możliwe. Eros poszukujący Boga, podający przedsmak Bożej miłości, pragnie unieść nas w ekstazie w kierunku Boskości (5), dlatego też wymaga wyrzeczeń, oczyszczenia i uzdrowienia, aby pozostać sobą. Eros i agape (miłość ofiarna i wybaczająca) nie dają się nigdy oddzielić od siebie, ponieważ nie da się ofiarować nic drugiej osobie, nie dając jednocześnie siebie samego. Miłość zawsze więc posiada oba wymiary – co więcej, ograniczona do jednego tylko z nich, staje się niepełna.
Dojrzewanie miłości
Encyklika może zaskakiwać – papież nie korzysta z bogatej tradycji przedstawienia miłości Boga do człowieka jako relacji ojca/matki do dzieci; koncentruje się na relacji oblubieńczej, wobec której każdy inny rodzaj miłości blednie (2). Właśnie dlatego obrazowi Boga monoteistycznego odpowiada małżeństwo monogamiczne (11). Tym samym wyeksponowana jest relacja, którą charakteryzuje wyłączność, definitywność, dynamiczna trwałość, wzajemna zależność i upodobanie, potrzeba wzajemności i oddania.
Eros, pragnąc nas unieść w ekstazie ku Boskości prowadzi nas poza nas samych, poprzez dojrzewanie pełne wyrzeczenia, oczyszczenia i uzdrowienie. Ważną rolę w tym doświadczeniu pełni ciało, ponieważ osoba kocha zawsze ciałem i duszą
Relacja rodziców i dzieci ulega z czasem pewnej ewolucji, dziecko usamodzielnia się; stopniowe uniezależnianie się od rodziców, a także opuszczenie ich dla małżeństwa lub innego powołania, jest oznaką dojrzałości dziecka. Więź między małżonkami również ulega ewolucji, dojrzewa, ale nigdy nie jest jej naturalnym celem opuszczenie wybranej osoby (11). Więź między małżonkami nie jest statyczna, przechodzi różne doświadczenia i etapy, które można by opisać jako swoistą pielgrzymkę na drodze wiary, nieraz w zwątpieniu, pokusach i ciemności. Wskazany przez papieża archetyp małżeństwa najdoskonalej ukazuje wyłączność i indywidualny wymiar relacji człowieka z Bogiem. Niezależnie od daru obecności Kościoła, więź człowieka z Bogiem jest intymnym spotkaniem osób.
Obraz relacji Boga i człowieka jako ojca i dziecka akcentował wyższość rodzica, Bóg jako byt doskonały nie potrzebował człowieka ani nie cierpiał. Wybrany przez papieża archetyp małżeństwa, wzorcowy dla wszystkich przejawów miłości (2, 11), wskazuje wyraźnie na wzajemną potrzebę bliskości obu kochających osób, a nawet, jak zaznacza Benedykt XVI, uprzednią miłość Boga, Jego namiętność i potrzebę wzajemności (9, 10). Bóg pragnie miłości człowieka, jest gotowy na cierpienia i upokorzenia, aby pozyskać serce ukochanej osoby (9, 12). O tęsknocie Boga za człowiekiem często mówi Biblia. Papież, korzystając z tej bogatej tradycji żydowskiej i chrześcijańskiej, pisze wprost o namiętności (passio, Leidenschaft) Boga, a więc pragnieniu tak wielkim, że aż łączącym się z cierpieniem Kochającego. Tym samym encyklika pozostawia na boku arystotelesowską wizję Boga niecierpiętliwego, pozbawionego wszelkich namiętności.
Benedykt XVI wskazuje na relację między miłością i Boskością: miłość obiecuje nieskończoność, wieczność — jakąś rzeczywistość wyższą i całkowicie inną w stosunku do codzienności naszego istnienia. Eros, pragnąc nas unieść w ekstazie ku Boskości prowadzi nas poza nas samych, poprzez dojrzewanie pełne wyrzeczenia, oczyszczenia i uzdrowienie (6). Ważną rolę w tym doświadczeniu pełni ciało, ponieważ osoba kocha zawsze ciałem i duszą, dlatego jedynie wówczas, kiedy obydwa wymiary stapiają się naprawdę w jedną całość, człowiek staje się w pełni sobą i osiąga swą wielkość (5). Miłość przezwycięża swój egoizm, odkrywa drugą osobę i staje się troską i posługą dla drugiego; nie szuka upojenia szczęściem, lecz dobra kochanej osoby, przyjmuje wyrzeczenie i jest gotowa do poświęceń. (6).
Dojrzewanie miłości jest więc nieodłącznie związane z umieraniem samemu sobie, z doświadczeniem śmierci. Ta intuicja, wiążąca miłość małżeńską z tajemnicą Eucharystii – ofiary i daru z siebie, tracenia i odzyskiwania życia – godna jest szerszej refleksji. Można więc mówić o szczególnym wymiarze duchowości małżeńskiej, wzorczej nie tylko dla innych miłości, ale także dla samej miłości człowieka z Bogiem (11).
Za szczególne wyznanie autora encykliki można uznać jego refleksję nad opisem stworzenia człowieka. Zgodnie z najstarszymi tradycjami starotestamentalnymi papież zaznacza, że człowiek jest w jakiś sposób niekompletny, że ze swej natury dąży do znalezienia w drugim dopełnienia swej całości. Ta personalistyczna wizja wiąże się z przekonaniem papieża, że tylko w zjednoczeniu mężczyzny i kobiety człowiek może stać się „kompletny” (11). Tym samym najpełniejszym obrazem Bożym jest para – kobieta i mężczyzna. Jedynie razem przedstawiają oni całokształt człowieczeństwa, stając się „jednym ciałem” (11).
Miłość celem, a nie środkiem
Postawa miłości wobec potrzebujących sióstr i braci nie jest obowiązkiem czy zasługą, wynika przede wszystkim z potrzeby okazywania miłości wobec przyjaciół Ukochanego. Dzięki Eucharystii widzimy już nie obcych, ale ukochanych przez Chrystusa, którym dał On swe Ciało i Krew (13). Właśnie wtedy uczę się patrzeć na inną osobę nie tylko jedynie moimi oczyma i poprzez moje uczucia, ale również z perspektywy Jezusa Chrystusa (18). Intymne spotkanie z Bogiem pozwala na uznanie, że Jego przyjaciel jest moim przyjacielem (18). Dlatego też, podkreśla Benedykt XVI, spotykamy Boga najpierw w drugim człowieku; dopiero w drugiej kolejności papież wymienia Słowo Boże i sakramenty (17).
Swój wykład personalizmu chrześcijańskiego obrazuje autor jednoznacznym przykładem – sama pobożność i „wypełnianie religijnych obowiązków” nie tworzą więzi z Bogiem. Jedynie moja gotowość do wyjścia naprzeciw bliźniemu, do okazania mu miłości, czyni mnie wrażliwym również na Boga (18). Ta refleksja – owoc medytacji nad listem św. Jana i najważniejszym przykazaniem – owocuje rozważaniem społecznych konsekwencji osobistego spotkania z Jezusem. Eucharystia jednoczy przyjmującego z Panem, tak jak i wszystkich przyjmujących Jego Ciało. Stając się jednym ciałem z Chrystusem, stajemy się jednym ciałem ze sobą. Miłość Boga i miłość bliźniego są jednym (14). Wizja miłości z Pieśni nad Pieśniami znajduje więc swe wypełnienie w Eucharystii.
Odwzajemniona miłość Boga jest fundamentem miłości bliźniego i wzajemnej troski rodziny Bożej, czyli Kościoła.. Dlatego papież ukazuje charytatywną posługę diakonijną Kościoła jako jego znak rozpoznawczy, należący nienaruszalnie do jego istoty, wymieniając posługę miłości jednym tchem obok udzielania sakramentów i głoszenia Słowa jako trzy filary Kościoła (22, 25). Zadania te są ściśle ze sobą związane i nie mogą być od siebie oddzielone.
Diakonijny wymiar Kościoła budził zawsze największy podziw wśród niewierzących. Tym bardziej świadczenie caritas nie może stać się środkiem prozelityzmu (30) ani „poprawianiem świata” (33). Świadectwo miłości jest celem działania, nie środkiem. Aby dar nie upokarzał przyjmującego, muszę mu dać nie tylko coś mojego, ale siebie samego, muszę być obecny w darze jako osoba (34). Kościół, jako rodzina Boża, jest miejscem wzajemnej pomocy, służenia wszystkim, także tym, którzy pozostają poza tą rodziną (32).
Wspieranie potrzebujących nie jest zasługą. Tekst niemiecki ostrzega przed pychą, która uważa, że musi sama swymi siłami naprawiać cały świat (35). Znacznie więcej pozwala osiągnąć pokora, uznająca pomoc bliźnim za możliwą tylko dzięki łasce i mocy Boga.
Nawiązując do Vaticanum II, papież przypomina też o autonomii państwa i Kościoła; nie chce narzucać niewierzącym swych zasad. Kościół nie stara się, by jego nauka miała znaczenie polityczne. Kształtowanie sumień, a nie struktur, jest jego bezpośrednim zadaniem (28). Zdaje się, że ta część encykliki staje się obecnie szczególnie aktualna w Polsce…
W zakończeniu wspomina papież Maryję, Kobietę wiary, której myśli są – jak przejmująco określa oryginalny tekst niemiecki – współmyśleniem z myślami Bożymi, której pragnienia współbrzmią z pragnieniami Boga. Słowo Boże jest Jej domem. W Magnificat Benedykt XVI odczytuje jej duchowy portret i program życia: czynienie w sobie miejsca dla Boga, spotykanego na dwa sposoby: w modlitwie i w drugim człowieku.
Niedosyt?
Dokument może pozostawiać niedosyt. Po lekturze pierwszej części encykliki aż żal, że Benedykt XVI nie poprowadził dalej tych rozważań, koncentrując się w dalszej części tekstu na społecznym wymiarze miłości i charytatywnej działalności Kościoła. Jego intuicje i doświadczenia mogłyby rzucić nowe światło na obraz relacji między kobietą a mężczyzną. Z pewnością małżonkowie mogliby swym doświadczeniem i słowem rozwinąć refleksje papieża na temat relacji między miłością małżeńską a miłością do Boga. Styl encykliki, pisanej w pierwszej osobie, ukazujący często osobiste doświadczenie oraz własne wysiłki papieża, wydaje się wręcz zapraszać do dopełnień i dopowiedzeń.
Benedykt XVI wskazał z całą mocą na starotestamentalny i sakramentalny locus theologicus: małżeństwo jako widomy znak miłości, spotkania z człowiekiem i Bogiem, obraz Kościoła.
Miłość jest możliwa – bo jesteśmy na obraz Boga.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” 2006, nr 3
Podcast dostępny także na Soundcloud i popularnych platformach