Zima 2024, nr 4

Zamów

Dzieląc się opłatkiem, pamiętajmy o Ukrainie

Ukraiński żołnierz z dzieckiem w kijowskim metrze, 5 grudnia 2022 r. Fot. Svitlankatut / war.ukraine.ua

Jezus stawał w obronie godności własnej i drugiej osoby. Czy jego nauka nie znajduje dziś potwierdzenia na naszych oczach? W imię czego oddają życie bracia i siostry Ukraińcy?

Obchodzimy – zgodnie z wielowiekową tradycją, szczególnie naszą polską – wigilię Bożego Narodzenia, wspominając narodziny Jezusa w Betlejem.

Prawdę mówiąc, nie wiemy dokładnie ani kiedy to wydarzenie miało miejsce, ani gdzie się dokonało. Na pewno nie 25 grudnia, bo ta data została arbitralnie wybrana dopiero kilkaset lat później, kiedy to chrześcijaństwo po edykcie Konstantyna zostało uznane za oficjalną religię Cesarstwa Rzymskiego. Uczeni powątpiewają nawet w to, że Jezus urodził się właśnie w Betlejem, „mieście Dawidowym” – to było raczej potrzebne do wykazania, że Jezus jest obiecanym przez wielkich proroków żydowskich Mesjaszem, Synem Dawida.

Nie wiemy więc, kiedy i gdzie urodził się Jezus. Ale nikt poważny i wykształcony nie podważa już dzisiaj faktu, że Jezus, wędrowny prorok żydowski i nauczyciel prostego ludu, dwa tysiące lat temu żył i głosił swoją naukę o „bliskim Królestwie Bożym”, co zostało zapisane w czterech różniących się ewangeliach.

Wiemy, że w naszych czasach, w cywilizacji zachodniej, której elementem jesteśmy, wiara w Jezusa jako Boga-Człowieka kruszy się – pod wpływem różnych czynników. Niewątpliwie, oprócz zwątpienia w istnienie samego Boga jako bytu transcendentnego wobec świata przyrody, dla współczesnego człowieka przeszkodą w uwierzeniu w Jezusa jako Syna Bożego jest jego zmartwychwstanie i następnie „chrystofanie”, czyli pojawianie się uczniom w odmienionym ciele, realnym, bo noszącym na przykład ślady ran, ale zarazem niepodlegającym już prawom przyrody. To absolutnie przekracza nasz rozum, jako sprzeczne z naukową wizją człowieka jako istoty podlegającej prawom biologii: rozmnażaniu się, rozwojowi, starzeniu się i śmierci.

Nawet jednak jeśli ktoś nie jest w stanie przyjąć wiary w zmartwychwstanie – co trzeba zrozumieć i uszanować – a w konsekwencji odrzuca boskość Jezusa, wraz z perspektywą życia wiecznego, nawet ktoś taki nie może zaprzeczyć, że Jezus żył i głosił szczególną naukę, którą potwierdził dobrowolną śmiercią na krzyżu. Nauczał mianowicie, że „szczęście jest w dawaniu, a nie w braniu”. Że każdy człowiek pragnie być szczęśliwym, ale szczęścia nie dają ani władza, ani bogactwo, ani sława, nie mówiąc już o niesprawiedliwości i przemocy. Szczęście daje miłość pojmowana jako czynienie dobra – swoim i obcym, bliskim i nieprzyjaciołom. Miłość jako wyjście ku Drugiemu, jako radość dzielenia się, jako przebaczenie, pojednanie i pokój. I że „nie ma większej miłości, niż gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich”. Także – stając w obronie godności własnej i drugiej osoby.

Wesprzyj Więź

Czy nie znajduje to potwierdzenia na naszych oczach? W imię czego oddają dzisiaj swoje życie nasi bracia i siostry Ukraińcy, ginąc na froncie, umierając pod ostrzałem rakiet i dronów, narażając się na cierpienia, głód i zimno? Czy nie potwierdzają oni prawdy słów Jezusa?

O nich pamiętajmy, dzieląc się opłatkiem i śpiewając kolędy przy wigilijnym stole. 

Przeczytaj też: Rozejm bożonarodzeniowy. Nowela świąteczna

Podziel się

3
Wiadomość