Doświadczamy zarówno zewnętrznych perturbacji, jak i wewnętrznej szarpaniny. Jednak pod tym wszystkim możemy odkrywać dziwną, subtelną równowagę: „powaleni, ale nie zgubieni”.
Wtedy oczy niewidomych odemkną się i uszy niesłyszących się otworzą. Wtedy chromy skoczy jak jeleń, a język niemych zaśpiewa, bo wybiją wody z pustyni i strumienie na stepie. (…) I będzie tam gościniec i droga, nazwana drogą świętą. Nie przejdzie po niej nieczysty, będzie tylko dla wędrowców Pana. Ktokolwiek nią pójdzie, nawet niemądry, nie zabłądzi. Nie będzie tam lwa i drapieżnik na nią nie wejdzie, ani go na niej nie spotkasz. I pójdą nią wybawieni… (Iz 35,5-6.8)
Przygoda wiary wiąże się z doświadczeniem bycia obdarowanym, uzdrowionym, wyzwolonym – ale niekoniecznie z pełnym komfortem życia, a nawet na pewno nie z tym ostatnim.
Owszem, dzieją się w naszym życiu większe i mniejsze cuda. Odzyskujemy w jakiejś mierze i w jakichś wymiarach zdrowie fizyczne oraz psychiczne – choć przede wszystkim uzdrawiany jest aspekt jaźni zwany duchem, nasza zdolność do otwierania się na Ducha Boga. Tak więc odzyskujemy zwłaszcza duchowy wzrok i słuch, wewnętrzną mobilność i zdolność wyrażania własnej głębi, wyśpiewania podarowanego piękna…
Nasza egzystencja przestaje być błądzeniem po pustyni. W różnych jałowych dotąd przestrzeniach życia pojawiają się strumyki dobrych natchnień, otuchy oraz inspiracji. Ale wszystko po to, żeby wyruszyć w drogę.
Wiara jest drogą poprzez prawdę, ku jej sercu. Ucieleśnione Słowo o Bogu i o nas – o Boskiej afirmacji i oddaniu w odniesieniu do nas – mówi: „Ja jestem drogą, i prawdą, i życiem” (J 14,6). Drogą wiary jest przeżywanie Chrystusa, kontemplowanie Go, chłonięcie i naśladowanie Jego usposobienia (phronēsis, por. Flp 2,5). Jeśli jesteśmy uzdrawiani, to po to, żeby wejść na tę drogę i nią wędrować.
W perspektywie ducha – czyli naszego wewnętrznego „niedomknięcia”, mogącego się stać otwarciem na Pełnię – jest to droga prosta i bezpieczna. Chrystus sportretowany w Ewangeliach i wszechobecny w Duchu Świętym, może być przyswajany przez niemądrych i niegodnych. Pociąga nas „ludzkimi więzami, sznurami miłości” (por. Oz 11,4). Jego postawa wobec naszej biedy jest absolutnie czytelna.
A jeśli będziemy Go przeżywać w naszych wzlotach i upadkach, sukcesach i porażkach – we wszystkim chłonąć i odzwierciedlać Jego życzliwość i współczucie – to doświadczymy, że żadna ciemna siła nie potrafi stanąć na drodze relacji z Nim: „ani śmierć, ani życie (…), ani wysokość, ani głębokość, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga obecnej w Chrystusie Jezusie…” (Rz 8, 38-39).
Tak to wygląda na najgłębszym poziomie, bo przecież jednocześnie doświadczamy zarówno zewnętrznych perturbacji, jak i wewnętrznej szarpaniny. Jednak pod tym wszystkim możemy odkrywać dziwną, subtelną równowagę: „powaleni, ale nie zgubieni. Wciąż nosimy umieranie Jezusa w naszym ciele, żeby i życie Jezusa w naszym ciele się objawiło” (2 Kor 4,9-10).
„Świetlista noc wiary” to cykl codziennych adwentowych rozważań Marka Kity. Nawiązują one do biblijnych czytań mszalnych z danego dnia lub do innych adwentowych modlitw liturgicznych Kościoła rzymskokatolickiego. Cytaty biblijne przytaczane są częściowo we własnym tłumaczeniu autora, częściowo zaś za Biblią Tysiąclecia i Przekładem Ekumenicznym Nowego Testamentu.
Przeczytaj też: Idąc przez mrok