Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ks. Alfred Wierzbicki: Odchodzę z KUL

Ks. Alfred Wierzbicki podczas pogrzebu Stanisława Michny 10 grudnia 2021 r. w Krakowie. Fot. Adam Walanus / adamwalanus.pl

Nastąpiła degeneracja intelektualna i moralna tej uczelni – mówi ks. Alfred Wierzbicki.

Jakub Halcewicz-Pleskaczewski: Odchodzi ksiądz z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dlaczego?

Ks. Alfred Wierzbicki: Dojrzewałem do tej decyzji, gdy na uczelni toczyło się wobec mnie postępowanie dyscyplinarne. Sam jego przebieg to była jedna wielka sugestia, żeby odejść. Dręczono mnie i poniżano. Zacząłem myśleć, że nie chcę mieć do czynienia z tym środowiskiem. Nie było to łatwe, bo ten uniwersytet mnie uformował, sam również coś wniosłem w jego rozwój.

Były też inne powody?

– Te były emocjonalne, ale są też naukowe: brak swobody wypowiedzi. Na KUL pracowałem 30 lat, od 1992 roku. Na koniec mój uniwersytet, zamiast tworzyć warunki debaty, wytoczył mi postępowanie.

Przejrzałem na oczy. Zrozumiałem, że KUL już mi nie zapewnia poszukiwania prawdy w wolności. Co gorsza, nie czuję się tu bezpiecznie, gdy podnoszę problemy dotyczące kondycji Kościoła

ks. Alfred Wierzbicki

Udostępnij tekst

Zaczęło się od wypowiedzi dla Onetu, w której komentowałem stanowisko Konferencji Episkopatu Polski w kwestii LGBT+. Oceniłem, że dokument wyglądał, jakby był pisany na księżycu, a nie w Polsce, w której dochodzi do wielu homofobicznych ataków, a tekst biskupów może do nich dodatkowo inspirować. Nie mówiłem tego w próżni: rok wcześniej katoliccy fanatycy i kibole, pobili uczestników Marszu Równości w Białymstoku, bo usłyszeli odezwę do wiernych ówczesnego metropolity białostockiego Tadeusza Wojdy, który mówił przeciwko marszowi pretensjonalnie „non possumus”. 

Atmosfera w Białymstoku urągała chrześcijaństwu. Biciu ludzi towarzyszyło publiczne odmawianie różańca. Arcybiskup tłumaczył, że nie zachęcał do przemocy, ale tak go zrozumiano.

Stanowisko episkopatu w kwestii LGBT+ wzbudzało księdza obawy, że historia się powtórzy?

– Tak. A przynajmniej, moim zdaniem, można było o tym dyskutować. Okazało się jednak, że był to punkt wyjścia dla wszczęcia przeciwko mnie postępowania.

Na początku nie było jasne, czego dotyczą postawione księdzu zarzuty.

– Nikt tego nie wiedział. Sam dopiero później dowiedziałem się, że chodzi o tę wypowiedź. Gdy zakończył się etap wyjaśniający, dodano pięć innych zarzutów. KUL prześladował mnie za to, że broniłem – a robiłem to zgodnie z Katechizmem Kościoła Katolickiego – godności osób homoseksualnych. Wiele osób uważało, że miałem sprawę za poręczenie za Margot. W Lublinie pojawiły się wtedy mobilne banery z moim wizerunkiem. Jeden – z żądaniem usunięcia mnie – stał przed KUL. Bardziej adekwatne niż wszczynanie postępowania byłoby, gdyby rektor ogłosił – jak sam kiedyś twierdził – że nie ulega presji, a miejscem dyskusji o trudnych sprawach jest aula. 

A dlaczego nie ogłosił? 

– Coś stało się z KUL w ostatnich latach. Skargi na mnie napływały już wcześniej. Na przykład w latach 2014-2015, gdy trwała burzliwa debata o konwencji stambulskiej. Broniłem wtedy używania kategorii genderowych w prawie. Mój dziekan obiecał zorganizować w tej sprawie debatę między mną a ks. Oko. Jednak gdy usłyszał wulgarną retorykę ks. Oko, uznał, że mnie przeprasza, ale takiej debaty nie chce. Chyba zdał sobie sprawę, że jeden z uczestników nie gwarantuje akademickiego stylu. Bardziej dbał o sterylny wizerunek uczelni niż o ostre zderzenie się poglądów, konwencji językowych i postaw. Uważam, że ta debata mogła się odbyć, doceniam inicjatywę dziekana. Coś się stało między rokiem 2014 a 2020, że  nawet propozycja debaty stała się niemożliwa 

Za to możliwa jest półtoraroczna dyscyplinarka.

– Przed komisją dręczono mnie przez kilkanaście miesięcy. Dodano zarzuty, za które byłem już upominany i karany w przeszłości, wbrew zasadzie ne bis in idem, nie wolno sądzić i karać dwa razy za to samo. Zdałem sobie sprawę, że KUL utracił akademicką powagę. Bez żenady mnie upokorzono i wyszydzano; w żadnym postępowaniu nie mieści się, aby rzecznik dyscyplinarny podważał czyjś dorobek naukowy i nagrody. Pomyślałem wtedy – ceniąc dorobek i misję KUL – że nastąpiła degeneracja intelektualna i moralna tej uczelni.

Tę refleksję pogłębił fakt, że  tylko nieliczni koledzy profesorowie występowali publicznie w mojej spawie, podczas gdy były wystąpienia ciał naukowych z innych uczelni, z którymi nie mam żadnej więzi. Jestem bardzo rozczarowany. Oficjalnie wsparło mnie  12 osób, a wśród nich kilku emerytów, którzy symbolizują dawny etos KUL.

Otrzymałem w tym czasie kilka propozycji z innych ośrodków akademickich. Ale dopóki toczyło się postępowanie, nie chciałem ani uprzedzać jego wyniku, ani robić wrażenia ucieczki. 

Czy odchodzi ksiądz z własnej woli czy czuje się przymuszony?

– To moja inicjatywa i moja decyzja. Ale zrodziła się w wiadomych uwarunkowaniach. Przejrzałem na oczy. Zrozumiałem, że KUL już mi nie zapewnia poszukiwania prawdy w wolności. Co gorsza, nie czuję się tu bezpiecznie, gdy podnoszę problemy dotyczące kondycji Kościoła. A z tego jako pracownik naukowy nie mogę zrezygnować. Dotychczasowe gorzkie doświadczenie uczy mnie, że nie ustanie presja na moje poglądy i krytyczne oceny. 

Chcę nadal służyć filozofii. To jest też dobry moment, żeby przyjrzeć się idei uniwersytetu jako takiego.

Co ma ksiądz na myśli?

– Nie tylko KUL jest w kryzysie, większość polskich uczelni staje się dziś bardziej przedsiębiorstwem niż wspólnotą poszukiwania prawdy dla niej samej, punktoza niestety nie sprzyja jakości myślenia.W przestrzeni uniwersyteckiej nie ma już dziś prawie sporów, dominuje wyścig sprytnych szczurów mających sposoby na pozycję w rankingu. O prawdziwych problemach dyskutuje się coraz częściej poza uniwersytetem. Spada poziom studiów, liczy się pragmatyzm. 

Powszechny kryzys, który dotyka polskie uniwersytety, na KUL łączy się z kryzysem Kościoła i kryzysem politycznym. Pewna część biskupów zwracała się do rektora i próbowała wywrzeć naciski, żeby mnie ukarać – to przykład traktowania uniwersytetu jako miejsca, w którym można wywierać pozanaukową presję, hamowanie dyskusji, choć powinniśmy raczej szukać odpowiedzi na dręczące nas niewygodne pytania. Ukarano mnie wprawdzie nie za publikację naukową, tylko wypowiedzi medialne, ale nie czuję rozdźwięku między tym, co mówię dziennikarzom, a tym, czym zajmuję się naukowo.

Na KUL wyczuwalne są próby ręcznego sterowania przez prof. Przemysława Czarnka, który został ministrem. W naszej Katedrze Etyki przygotowaliśmy program kształcenia nauczycieli etyki. Przeszedł całą ścieżkę akceptacji na KUL, aż przyszła wiadomość, że minister polecił przygotowanie nowego programu emerytowanemu pracownikowi uczelni, który nigdy się wprost etyką nie zajmował. Tak jakby naszej pracy nie było. 

Na szczęście do uruchomienia tych studiów nie doszło. Katedra Etyki ostro zaprotestowała.

Takiego ministra wykształcił sam KUL.

– Czarnek wyrasta z tradycji katolicyzmu endeckiego, bogoojczyźnianego. Instrumentalizuje wiarę w celach politycznych. Moment, w którym Czarnek kieruje Ministerstwem Edukacji i Nauki, jest korzystny dla KUL finansowo, jednocześnie oznacza zapaść intelektualno-moralną uczelni.  

Niektórzy mówią, że tym bardziej powinienem tkwić w tym środowisku i krytykować je od wewnątrz, aby KUL nie staczał się dalej na równi pochyłej. Ale większą swobodę mówienia będę miał na zewnątrz.

Odchodzi więcej osób?

– Gdy KUL wszczął postępowanie wobec mnie, ks. prof. Andrzej Szostek, były rektor, zerwał wszystkie formy współpracy z KUL, które mu pozostawały jako emerytowi. Jestem mu wdzięczny. Od kilku dni znów współpracujemy w Katedrze Etyki na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Nie mogę potwierdzić wprost i mówić za innych. W niedokończonym wywiadzie Zbigniewa Nosowskiego z rektorem KUL ks. Mirosławem Kalinowskim redaktor naczelny „Więzi” sygnalizuje, że rozmawiał z osobą z KUL, która powiedziała, że czuje się jak w samolocie porwanym przez terrorystów. To nie jest moja wypowiedź. Ale odnajduję się w niej, tak to wygląda. 

Kim są „terroryści”?

– Oprócz rektora, także prorektor, któremu powierzono odcinek misji uniwersytetu, ks. Mirosław Sitarz – znany obrońca zmarłego już ks. Andrzeja Dymera. Każda ekipa rektorska ma prawo do swojej wizji, ale należałoby szanować ludzi i ich dorobek. Tymczasem ludzie się skarżą na presję, zwolnienia. Na razie jednak nikt oprócz mnie publicznie nie mówi, że odchodzi z KUL świadomie, że na KUL nie znajduje warunków do pracy intelektualnej. 

Rozmawiał ksiądz z rektorem?

– Nigdy nie miałem okazji. Nie tak łatwo jest się dostać do rektora, a ja i tak nie wybierałem się do niego w żadnej sprawie. Napisałem do niego list, ale wtedy zaczęło się postępowanie, nie odpowiedział. Gdy postępowanie już trwało, spotkaliśmy się na promocji doktorskiej i przywitaliśmy się. Wiele razy rozmawiałem z poprzednimi rektorami, współpracowaliśmy. Z obecnym rektorem i prorektorami nie. 

UMCS powstał jako alternatywa dla KUL, aby wychowywać młodzież w „słusznym” duchu epoki socjalizmu. Wtedy KUL był oazą wolności, a UMCS był symbolem myśli zniewolonej. A dziś księża Szostek i Wierzbicki, dwaj kolejni następcy ks. Wojtyły na Katedrze Etyki, przechodzą na UMCS.

– Założony w 1918 r. KUL od początku PRL był przeznaczony do likwidacji, a UMCS powstawał w 1944 r., żeby zająć jego miejsce. Fakt, że katolicka uczelnia przetrwała, jest częścią zawiłej historii Polski. 

Lata 50. były okresem izolacji KUL w świecie akademickim. Tu schroniły się takie osoby jak Irena Sławińska, Czesław Zgorzelski czy Jerzy Kłoczowski, ale nie mogły one współpracować z innymi uczelniami. Tworzyli świadomie niezależną kulturę i do końca komunizmu przybywało wielu studentów którzy nie znajdowali miejsca gdzie indziej. Lublin stał się miastem ogólnopolskim, bo ci ludzie zostawali, zakładali rodziny. Powstało środowisko.

Współpraca KUL i UMCS zaczęła się w latach 70. i trwa do dziś. Oba kampusy są przy tej samej ulicy, wcześniej Marcelego Nowotki, obecnie ks. Idziego Radziszewskiego, założyciela KUL. Byłem dziś na obu uniwersytetach. To jest ta sama przestrzeń, krajobraz wokół jednej i drugiej uczelni jest podobny.  Spadają te same żółte liście. A jednak to tylko wrażenia wzrokowe. Różnice w stosunku do nauki są odczuwalne. Sfera wolności przeniosła się z KUL do UMCS. 

Na KUL powstaje Centrum Relacji Katolicko-Żydowskich im. Abrahama J. Heschela. Czy ta inicjatywa ma zatrzeć złe wrażenie po szeroko komentowanych wypowiedziach prof. KUL ks. Tadeusza Guza o rzekomych żydowskich mordach rytualnych?

– Do pewnego stopnia tak. Z tego, co wiem, ludzie poważnie zajmujący się dialogiem chrześcijańsko- i polsko-żydowskim po kolei odmawiali kierowania tym, powstałym z inicjatywy byłego rzecznika episkopatu ks. Pawła Rytla-Andrianika, centrum. 

Głównym wysuwanym zarzutem było to, że ma ono koncentrować się na pomocy polskiego społeczeństwa Żydom w czasach Zagłady. To założenie ideologiczne podzielane przez obecne władze w kraju, a także przez wiele osób w Kościele, które nie zrozumiały soborowej deklaracji „Nostra aetate” o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich. Aby tworzyć braterskie relacje z Żydami trzeba najpierw autentycznie oczyścić pamięć, nie wystarczy przypominać chlubne postawy polskich katolików, należy badać również zatrute źródła antyjudaizmu i antysemityzmu.

Dyrektorem centrum będzie ks. prof. Mirosław Wróbel, wybitny biblista, który polskiej kulturze przyswoił rzecz unikatową, jaką jest Biblia aramejska. Sam pisałem o niej z entuzjazmem. Ale wybitny biblista, którego doświadczenie badania historii Żydów jest wtórne i znikome, nie jest predestynowany do kierowania Centrum Heschela. 

Być może moje obawy są przedwczesne. Ale spodziewam się, że działalność centrum pójdzie po linii taniej apologetyki, bez badania społecznej bierności wobec Zagłady, bez szmalcownictwa, bez mordów na Żydach. 

Sam Heschel był jednym z ekspertów Soboru Watykańskiego II, na którym potrafił tupnąć nogą. Jego książki czytał papież Paweł VI, dzięki czemu w swojej pierwszej encyklice „Ecclesiam suam” słowa „dialog” użył kilkanaście razy. Wcześniej słowo to w katolicyzmie nie istniało.

Jaka jest teraz atmosfera na KUL?

– Już nie pracuję na KUL, a ostatni rok był czasem mojego urlopu. Mam kontakt tylko z kilkoma osobami z uczelni – to akurat sporo mówi o atmosferze. Mam nadzieję, że jest ona lepsza niż wtedy, gdy wybory w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump. Wzbudziło to spontaniczny entuzjazm studentów, których spotkałem w stołówce akademickiej.  

??

– Wspominam ten moment, bo mnie przeraził.  Uświadomiłem sobie wtedy, że na KUL jest coraz więcej młodzieży przejawiającej tendencje populistyczne i fundamentalistyczne. Cieszyli się z Trumpa, bo widzieli w nim swego idola. 

Co jeszcze ksiądz wspomina?

– Zaraz po śmierci abp. Józefa Życińskiego koło naukowe historyków zaprosiło Grzegorza Brauna, który powiedział, że zmarły metropolita lubelski smaży się w piekle. Nagrodzono go owacją. Ówczesny rektor ks. Stanisław Wilk zignorował sprawę, nie chciał się tym zajmować i zastosował zdumiewający unik, mówiąc, że oklaski oznaczają dezaprobatę.

Dlaczego mówię o tych incydentach? Bo świadczą o obecności na KUL silnych nurtów integrystycznych, a uczelnia może być słusznie odbierana jak przybudówka Radia Maryja. Wprawdzie ktoś pokazał mi afisz „Murem za ks. Wierzbickim”, ktoś inny pokazał mi hasło „Wierzbicki jest cool”, ale czy produkowali to studenci KUL – trudno mi powiedzieć. 

Otrzymywałem od studentów sporo maili z poparciem. Ale naprawdę głośni są ci o nastawieniu integrystycznym, na przykład skupieni w klubie Vade Mecum, z którego wywodzi się choćby grupa Czarnka. Inni zachowują się jak „ludzie z kryjówek”, opisani przez Antoniego Kępińskiego w „Psychopatiach” i przez ks. Józefa Tischnera w „Myśleniu według wartości”.

Czym będzie się ksiądz teraz zajmował w pracy naukowej?

– Tym samym, czym zajmowałem się wcześniej – przede wszystkim podstawami etyki, obecnością zagadnień etycznych w kulturze, etyką społeczną i polityczną. Mam zamiar przygotować książkę, której roboczy tytuł brzmi „Przypisy do »etyki solidarności«”, ale też książkę poświęconą zagadnieniom bardziej podstawowym – syntezie etyki normatywnej i etyki cnoty. Wyrastam ze środowiska, które podkreślało etykę normatywną, a zaniedbywało etykę cnoty. Zbliżenie  tych dwóch nurtów myślenia etycznego jest intrygujące. 

A zaangażowanie społeczne? Rok temu był ksiądz w Usnarzu Górnym. 

– Kryzys na granicy polsko-białoruskiej jest sprawą ciągle aktualną. Wciąż dowiaduję się o nowych uchodźcach potrzebujących pomocy, o push-backach. Grupa Granica, Klub Inteligencji Katolickiej i inne organizacje mają wiele do roboty. Cieszę się, że się nie załamali. 

Powstał wielki kontrast między zaangażowaniem Polaków w pomoc na tej granicy a pomoc Ukraińcom po inwazji Putina. Nie można dzielić uchodźców – ludzi w potrzebie – na lepszych i gorszych. To, że w bagnach na granicy z Białorusią topią się ludzie, że rodzą się tam dzieci, urąga godności człowieka. 

KIK raportuje, że jego działacze w ostatnim tygodniu spotkali pod granicą rodziców z dwuletnim dzieckiem czy krwawiącą kobietę w ciąży. Straż graniczna legitymuje takich działaczy przez godzinę. Wybiera się ksiądz na Podlasie?

– Oczywiście. Interesowanie się jest potrzebne. Tym bardziej, że wobec sprawy ukraińskiej ta zniknęła z pola widzenia. Nie możemy przestać być wrażliwi.

Ks. Alfred Wierzbicki – ur. 1957, ksiądz archidiecezji lubelskiej, filozof i poeta, pracownik Katedry Etyki na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie, wcześniej wieloletni kierownik Katedry Etyki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w latach 2006–2014 dyrektor Instytutu Jana Pawła II KUL i redaktor naczelny kwartalnika „Ethos”. Blisko współpracował z abp. Józefem Życińskim, m.in. jako jego wikariusz biskupi ds. kultury. Autor wielu książek naukowych i eseistycznych – m.in. „The Ethics of Struggle for Liberation”, „Filozofia a totalitaryzm. Augusta Del Nocego interpretacja kryzysu moderny”, „Polska Jana Pawła II”, „Kruche dziedzictwo. Jan Paweł II od nowa” – oraz tomików wierszy. Należy do Rady Naukowej Laboratorium „Więzi”.

Wesprzyj Więź

Jego teksty na naszych łamach można przeczytać tutaj.

Po tym, jak dwa lata temu ks. Wierzbicki – wraz z jedenastoma innymi osobami – poręczył za aresztowaną aktywistkę LGBT Margot, krytykował stanowisko episkopatu w kwestii LGBT+ oraz wypowiedzi ks. Tadeusza Guza o rzekomych żydowskich mordach rytualnych, toczyło się wobec niego postępowanie przed Komisją Dyscyplinarną ds. Pracowników KUL. 3 lutego br. ks. Wierzbicki został uniewinniony. Długą historię dyscyplinowania duchownego zebraliśmy w oddzielnym kalendarium.

Przeczytaj także: Kita – Gdzie w Ewangelii Jezus mówi, żeby Jego uczniowie stworzyli system feudalnych zależności?

Podziel się

244
67
Wiadomość

To dobrze, dla każdej ze stron. Najlepiej byłoby, gdyby księża naukowcy zostawali proboszczami parafii, gdzie zgodnie z powołaniem służyliby Bogu i ludziom jako prezbiterzy. Kiedyś tak bywało, np do dziś w Bytomiu pamięta się o profesorze, historyku liturgii, Wacławie Schenku, który był tam proboszczem. A tak znowu będzie młócenie artykułów, wywiadów- w ramach dziwnej kasty kapłanów- ale ostatecznie nie duszpasterzy parafialnych.

@Sebastian: Nie potrafie podazac za strumieniem swiadomosci Ksiedza. Dlaczego najlepiej mialoby byc, zeby ksieza naukowcy mieli pracowac w parafii? Podobne przemyslenia mial przeciez Pol Pot, kazac wszystkim intelektualistom pracowac na roli. Prosze mi to wytlumaczyc!

Sebastian, absolutnie się nie zgodzę. Wysyłanie księży naukowców na parafie, jak niegdyś „studentów w kamasze” jest zwykłą próbą ich dyskredytacji. Bardziej bym chciał mądrych naukowców i duszpasterzy korzystających z ich dorobku. A nie plemiennych podziałów. Nie każdy ksiądz musi być duszpasterzem. Z kolei czym są księża bez podbudowy intelektualnej i pogłębionej teologii widzimy zbyt często.

Benedykt XVI niezgodnie z powołaniem do probostwa piął się na szczyty akademicko-kościelne. A przecież zamiast robić habilitację o św. Bonawenturze powinien ogarniać ogrzewanie i animować wspólnotę żywego różańca.

@ Wojtek, zgoda co do znajomości teologii, która zawsze jest, ostatecznie, w służbie wiary. Niezgoda na to, że wysyłanie prezbiterów z uniwersyteckim doświadczeniem na parafie jest ich deprecjonowaniem- żaden, absolutnie żaden wierny, najmniej nawet obyty i wykształcony, księdza nie deprecjonuje. A parafie to wierni po prostu i tam jest nasze, prezbiterów, właściwe miejsce. Co nie znaczy, że nie warto po drodze gromadzić innych doświadczeń zawodowych- warto przez jakiś czas- 5, 10, 15, 20, 25 lat. Ostatecznie prezbiter powinien prowadzić wspólnotę. Zaznaczam też wyraźnie, że nie chodzi o misję „ z rozdzielnika”, jak zawsze trzeba patrzeć, czy posłany i wierni się „ przypasują”
, bo na siłę nic się oczywiście nie wskóra.

Nie zgodzę się. Praca na parafii powinna wynikać wyłącznie z wewnętrznej potrzeby, a nie z jakiegoś odgórnego przymusu. Posyłanie naukowców na parafie częściej przynosi szkody, niż pożytek. Miałem w parafii jednego z moich wykładowców. Efektem były kazania niezrozumiałe dla wiernych, bo profesor mówił językiem auli wykładowej, a nie jak do ludzi. Sam zaś nie mógł przez parafialne obowiązki dokończyć swojej pracy naukowej poświęconej metodom katechizacji we współczesnym świecie. Zmarł, zanim zdążył opublikować. O ile bardziej by się przysłużył Kościołowi swoją pracą naukową, niż mizernym duszpasterstwem, którego nie czuł. Dlatego takie „łamanie” ludzi i zmuszanie ich do robienia czegoś wbrew sobie nie jest dobre.

Tak, nic z przymusu. Jednak nikt nie zmuszał „księży naukowców” tak jak i „księży redaktorów” do wyboru stanu kapłańskiego, a zatem i do wyboru celu tegoż stanu, czyli duszpasterstwa. Owszem, jest wiele przypadków, gdzie osobiste przymioty danego duszpasterza mogą być lepiej wykorzystane w pracy naukowej, ale to powinno być raczej wyjątkiem, niż regułą. Naukowcy, nawet filozofowie i teologowie, ani redaktorzy nie potrzebują być księżmi.

Marku, tak się składa, że muszą. Weźmy z brzegu przykład, jak ostatnio ks. Chmielewski. Zgodność doktrynalną jego nauk ma ocenić biskup. Skąd niewykształcony biskup ma wiedzieć, że cokolwiek wymaga interwencji?

Jest postęp. Różańce z makaronu się robi :). I wszyscy zadowoleni: dzieci, bo fajnie. Mamy – bo dzieci takie zdolne. Katechetki, bo jest miło.

Może prześmiewczo, ale dotykasz problemu. Katecheza jest infantylna, bo mało kto potrafi wznieść ją na jakiś minimalny teologiczny poziom. A mało kto to robi, bo teologów nawet Kościół w Polsce nie szanuje.

Seba, a jak to jest z teologią? Chcecie wykazać racjonalność wiary? Czy raczej – że nie jest sprzeczna z racjonalnością, ale niekoniecznie racjonalna w sensie czystym. Czy to raczej – w polskich warunkach, tych wszystkich KUL-ach, UKSW, Wyższych Seminariach Tego i Owego – chodzi o ukazywanie, jak wielka była myśl Jana Pawła II, czy seks analny to grzech w małżeństwie, że gender to zło wcielone, homoseksualizm jest w istocie pomyłką Stworzyciela, i że Kościół potrzebuje tych 99% bonifikat na zakup ziemi, bo nie jest firmą, tylko Czymś Więcej. Bardzo mnie to zastanawia, tak szczerze jak szczera jest miłość Tadeusza Rydzyka do Kościoła (o czym jestem przekonany).

@ K-lolu, zależy, w moralnej jak u Greków, dlaczego warto to i to robić, a tego zaniechać.W dogmatycznej co wynika z Objawienia, jak je też historycznie celniej zrozumieć. No i o Boga chodzi, na ile racjonalnie ogarnniamy sprawę. Masa szczegółów, jak we wszystkim zresztą.

Zgadzam się. Niech księża profesorowie wreszcie rusza do ewangelizacji Ludu Bożego. Wysyłają prostych kapłanów , a oni sami siedza w wygodach w wielkich miastach. A na wsiach i i w małych miasteczkach coraz trudniej o kapłana. Seminaria i tak są puste. Idżcie wreszcie za głosem Jezusa. Bo żniwo wielkie, ale robotników mało.

@Sebastian
„To dobrze, dla każdej ze stron” Naprawdę? czy to nie jest utrwalanie przemocowych relacji? Tu nie ma stron, ale osoba niesprawiedliwie oskarżana, jak wynika z treści tekstu, upokarzana. To, co ksiądz pisze jest upowszechnianiem niewłaściwych postaw i wzorców w traktowaniu ofiar, może to wynika z klerykalnej kultury i faktu, że tylko taką ksiądz zna. Ale wtedy należy zrozumieć, że istnieje inny świat, odległy od księdza sytuacji.

Gdy Galileusz musial stanac przed komisja inkwizycyjna, mial szeptem wypowiedziec slowa: „Eppur si muove”. Podziwiam Ksiedza Profesora za odwage, ze w odroznieniu od Galileusza krzyczy Ksiadz glosno slowa prawdy i nie owija ich w bawelne!

@ Bo p. Konradzie, po to przyjęli święcenia kapłańskie – to chyba nie zaskoczenie? A przemyślenia z pracy uniwersyteckiej, szkolnej, psychoterapetycznej, menadżerskiej tylko posłużą większemu doświadczeniu prezbitera ( który będzie , kto by pomyślał, niemal jak vir probatus..) i dobru parafii. Inaczej skończy się na „biurkowych „ teoriach wydziałowych, kurialnych itd- one są ostatecznie ważne tylko w służbie parafii i wymagają jej praktycznej znajomości. Pozdrawiam.

Sebastian, takie myślenie jest wynikiem „zarżnięcia” teologii w Polsce, przez co nie dostrzega się jej wartości. To, czego trzeba, to rozwoju myśli teologicznej, przywrócenia jej świetności, a nie degradowania profesorów przez wysyłanie ich „do łopaty”. To myślenie, by posyłać profesorów na parafie trąci takim leninizmem.

@ Wojtek, zgoda, ale teologię uświetnia się i pogłębia tam gdzie człowiek „ przymierza się” do zbawienia- to w biegu życia, w parafiach. No i doskonały teolog, co widzimy w historii
Kościoła, wyrasta we wspólnocie , często w trudnych dla niej czasach. Co nie przekreśla potrzeby solidnej teologii systematycznej, przeciwnie, zakłada ją.

Sebastian, wskażesz więc jakiegoś wybitnego teologa, który wyrósł w parafii?
Wysoka teologia nie powstaje w parafiach, tylko na uniwersytetach. Wynika to ze struktury i hierarchicznego modelu Kościoła. Na parafii wikary, choćby z tytułami ma słuchać proboszcza, choćby prostego człowieka. Wierni też nie przychodzą do parafii po odpowiedzi i dyskusje, tylko po sakramenty. Na parafii ksiądz profesor nie znajdzie dla mnie siedmiu godzin na ekscytującą dyskusję, w połowie której skoczymy do biblioteki starodruków. W parafii nie poddamy w metodyczną wątpliwość magisterium, bo zgorszymy wiernych. W uniwersyteckiej auli mogę wyjść z tezy, że Boga nie ma i zbudować na tym model duszpasterstwa ateistów. To samo w parafii spowoduje, że panie z, Żywego Różańca zwątpią w moją wiarę.

@Wojtek- zależy od własnej dyscypliny. Na szybko: 20 wiek Guardini- całe życie duszpasterz młodzieży i profesor; nasz Hozjusz, 16 wiek, adminstrator Warmii z „ De fide catholica”; Bossuet , 18 wiek, ksiądz i biskup, jego piśmiennictwo ukształtowało pewną niezależność Kościoła we
Francji do dziś, 20 wiek Thévenot, salezjanin, profesor i terapeuta, pierwszy współczesny systematyczny opis katolickiej moralnej oceny homoseksualizmu, itd. Wszyscy teologowie późnej starożytności i średniowiecza funkcjonują we wspólnotach, a to miejskich i diecezjanych, np Grzegorz z Nazjanzu, który uskarża się na mieścinę, gdzie duszpasterzuje lub też w zakonnych, mamy kazania parafialne z Neapolu Akwinaty..
Nasz śląski Wacław Schenk, który jako historyk liturgii chłodził głowy rozpalone wizjami nowej liturgii, bo był proboszczem i profesorem, żył w Bytomiu w ubiegłym stuleciu. Teologia potrzebuje weryfikacji praktycznej, a praktyka duszpasterska teologii, co dokonuje się tylko we wspólnocie wiernych. Podkreślam raz jeszcze, nie neguje to teologii systematycznej, wprost ją zakłada. Inną sprawą jest to, że w Polsce często jak ksiądz czyta , to wielu uważa, że nic nie robi..Ale to już inny temat.

Bez przesady. Guardini całe życie spędził w ośrodkach akademickich, a nie na parafii. Parafia była dla niego tylko „kryjówką”, gdy chował się przed nazistami. Przy czym będąc na parafii nie zajmował się tam księdzowaniem, tylko pisał „Zbawicieli”. Myśl Guardiniego to Tybinga i Monachium, a nie wiejska parafia.

Z Hozjuszem to żart, tak? Przecież on nie przyłożył ręki do pracy parafialnej, tytuły proboszcza miał nadane jako beneficja, a nie żeby się tym trudnił. Jego teologia to znów, Padwa i Bolonia, a nie parafie, na których nie bywał.

Z Bossuetem też chyba próbujesz mnie okłamywać, przecież jego praca w Metzu to był tylko epizod, gdzie według protektorów tylko się marnował. Szybko zaproponowano mu Paryż i całkowitą rezygnację z duszpasterstwa parafialnego i zajęcie się wyłącznie mowami teologicznymi. Biskupem owszem, został, ale podobnie jak Hozjusz tylko tytularnie, a nie jako zajęcie. Z godności szybko zrezygnował, by wstąpić do Akademii Franciskiej.

Xavier Thevenot księdzem parafialnym był tylko przez chwilę. Szybko przerzucił się w całości na karierę naukową.

Grzegorz z Nazjanzu to grecka klasyka, a nie parafia. Kończył studia w Cezarei, potem w Aleksandrii i Atenach. Do pracy jako prezbiter został zmuszony z uwagi na konieczność pomocy ojcu, ale nie odnajdywał się w tym zajęciu, zaś mieszkańcy miasta namawiali go, by sobie darował i zajął się filozofią.

Co do Tomasza, to też manipulujesz. Akwinata w Neapolu chciał zakładać ośrodek naukowy, zaś stanowisko kaznodziejskie przyjął tylko dlatego, że brakowało mu sił do dalszego rozwoju akademickiej teologii.

Z całej wyliczanki ostaje się tylko Schenk, którego życiorys wspomina, że łączenie pracy naukowej i duszpasterskiej było niezwykle trudne i możliwe wyłącznie dzięki ogromnej samodyscyplinie.

Teologia owszem, jest weryfikowana w praktyce, co nie oznacza, że należy „marnować” teologów i posyłać ich na parafie. Że użyję przykładu militarnego, genialni wynalazcy broni też weryfikują swoje dzieła na polu bitwy, co nie znaczy, że mamy wysyłać wynalazców osobiście na front.

@Sebastian jest duza roznica pomiedzy naukowcem, ktory jest proboszczem „na pelnym etacie”, a naukowcem, ktory niejako w czasie wolnym zajmuje sie duszpasterstwem- prowadzi krąg biblijny czy jest uniwersyteckim kaznodzieja. Prosze o tym nie zapominac. Proboszcz, ktory chce w 100 % zyc problemami parafii, moze tego dokonac wylacznie kosztem czasu przeznaczonego na prace naukowa. Pozdrawiam

” W uniwersyteckiej auli mogę wyjść z tezy, że Boga nie ma i zbudować na tym model duszpasterstwa ateistów.”

Widzę, że dla Pana teologia to takie sofistyczne harce.

@laokon, harce to są wtedy gdy ktoś nie rozróżnia Dominika Chmielewskiego od Bertranda Russella, coś takiego jak pomylić karate z semantyką logiczną. Ale, spokojnie zdarza się w najlepszej rodzinie.

@Sebastian: To jednak dla mnie bylo zaskoczeniem ;-). Tylko po co te zlosliwosci? Boryka sie Ksiadz z jakimis nieuswiadomionymi napieciami, pragnieniami czy co? Take it easy, please! Ale mimo tego dziekuje za odpowiedz.

@Sebastian
Mnie się wydaje, że ksiądz myśli gospodarczo, tj. że ” parafię” trzeba oporządzić, tj. mszę odprawić, kasę zebrać. Podczas gdy na tej parafii ludzie wymagają dyskusji, rozmowy, kontaktu, do której wielu księży nie jest przygotowanych, tj. nie jest w stanie pełnić posługi duszpasterskiej z powodu deficytów w wykształceniu i osobowości ( niedojrzałości?). Między innymi z tego powodu wielu prezbiterów nie jest, jak ks. pisze „vir probatus”…., co najwyżej mogłoby zostać starszym diakonem. Wiem, że z powodu braków kadrowych, bierze się kto po popadnie, ale z tego chleba nie będzie…, co najwyżej placek, z litości nie powiem jaki/ czyj.

Mówi Pan o środowisku naukowym katolickim, jakie ono jest, traktuje powyższy tekst, proszę sobie przeczytać. Czy w tej branży jeszcze tytuły maja znaczenie?
Powyżej pisze Wojtek, że profesor nie wie, jak mówić do wiernych w kosciele, bo jest profesorem ( taki jest mniej więcej sens). Otóż dobry profesor wie, jak przemawiać do audytorium, niezależnie od tego jakie ono jest. Naukowcy maja także zadania upowszechniania nauki, przyjmuje się po prostu inne narzędzia… Powstaje zatem pytanie, skąd się ten tytuł u tego człowieka wziął? Zbędne wydaje się pytanie, czy powinien/ czy może kazanie na parafii głosić profesor. Naprawdę biedę w teologii można oglądać na wiele sposobów. Najzabawniejsza jest historia z uroczystości, gdy pewien profesor poetycko oznajmia, że wypływa na oceny i wielkie wody, podczas gdy siedzi na mieliźnie naukowej, zakopany po uszy w „uniwersytecie III wieku”, a na statku same „asy” , między innymi te z nagrodami bez osiągnięć. Odpowiadając poetycko, należy szykować szalupy ratunkowe, bo sztuczne zasilanie wiatrem może się skończyć.

@ Sebastian
Rozwinąłeś dyskusję na temat wydarzeń przypadków wiejskiej parafii, tzn. nie na temat. Nie odniosłeś się do ważnego tekstu Autora, wprowadzając, albo zastępując Jego argumenty wątkami pobocznymi, typu czy profesor może mówić kazanie? Celowo to zrobiłeś? Przy całej powadze treści artykułu, to jest żart, czy PR zabieg? To tak, jakby człowiek przed Tobą otwierał rany, a Ty wskazujesz gapiom, patrz, a tam za miedzą rosną czerwone kwiatki….PR, czy coś więcej?

Ks. Alfredzie, jak dobrze, jak dobrze, że Pan z tą uczelnią zrywa!
Wolność od takich ludzi, od takiego środowiska, przywraca sens życia!
To, powinno być wytłuszczone i pogrubione:
„KUL utracił akademicką powagę. […]Pomyślałem wtedy – ceniąc dorobek i misję KUL – że nastąpiła degeneracja intelektualna i moralna tej uczelni.
Tak, dokładnie tak!
„wyścig sprytnych szczurów mających sposoby na pozycję w rankingu.”

Tak, jest paru specjalistów na KUL od punktów i tytułów, zwłaszcza swoich…i zakonnicy.

Z wielkim smutkiem odnotowuje odejście pięknych postaci uniwersytetu, do których należy ks. Wierzbicki. Uniwersytet wymaga osobowosci intelektualnych, a nie działaczy. Mogę powtórzyć to, co niżej napisano: Prof. Wierzbicki swoją postawą etyka, dał piękny wykład najlepszych wartości . Swoim odejściem zamknął okres pewnego etosu tego uniwersytetu [ wizerunkiem „świeżym” tej uczelni pozostaje Minister)
Posługując się cytatem Profesora , abstrahując od miejsca, niezależnie od tego, jaka to uczelnia będzie: „“wyścig sprytnych szczurów mających sposoby na pozycję w rankingu.” jest zazwyczaj bezowocny – nawet więcej szkodliwy – pozornie niby są z tego profity, niby jakiś sukcesik, niby ktoś pogłaszcze po głowie, ale w rezultacie wszystko to obraca się w nicość i nic z tego nie pozostanie.
Wbrew afiszom i pozorom bardzo smutny to czas dla kościoła w Polsce i nauki środowisk katolickich, bo ginie pewien etos uniwersytetu, inteligencji katolickiej związanej z lubelską uczelnią i pozostaje po nim wielka pustka. Czy nie wchodzą w nią ze swymi pomysłami ” sprytne szczury”?

@Sebastian
Nie zgodzę się z panem
Tak jak nie posyła się naukowców świeckich do pracy dajmy na to w przedszkolu tak i duchownych naukowców nie powinno się posyłać do pracy do której nie mają ani umiejętności ani powołania !

Bo ważniejsze jest wg pana aby każdy (sic!) duchowny zajmował się ogrzewaniem kościoła, odprawieniem mszy, udzieleniem chrztu, ślubu, odprawieniem pogrzebu, prowadzeniem kółka różańcowego, pracą w kancelarii, odbębnieniem kilku lekcji na etacie (sic! – a miało być rzekomo bezpłatnie !!) mimo, że do tego się nie nadaje i nie czuje tego.
Kompletna bzdura.

Niech każdy robi to do czego ma smykałkę, predyspozycje a nie każdy do przysłowiowej łopaty!

Znam przypadek gdzie duchowny starając się przez lata o studia naukowe umyślnie był wysyłany na trudne parafie żeby go utemperować ! Skutek – samobójstwo !

@ Jerzy, parafia to właśnie chrzest, pogrzeb, remont, pielgrzymka i to wtedy BĘDĄC z ludźmi ksiądz dzieli się czym umie, także wiedzą, wrażliwością, świeckimi kompetencjami o ile wcześniej takich
nabył. Warto łączyć pracę z lekturą, bez wątpienia, na ile czasu zostaje. Jeszcze raz podkreślam: nic na siłę- co dotyczy i wspomnianej przez Pana sprawy.

@ Jerzy2: Księzy wyświęca się po to, żeby sprawowali sakramenty. Tylko i wyłącznie. Świeccy tego nie zrobią. Mogą z kolei robić wszystko inne (od ogarniania finansów i ogrzewania parafii, przez prowadzenie grup modlitewnych, po wykładanie teologii), bo do tego święcenia nie są potrzebne.
Jeśli jakiś ksiądz nie czuje powołania do odprawiania Mszy i celebracji chrztów, to znaczy że nie ma w ogóle powołania i nigdy nie powinien być wyświęcony.

@Smile
„Księzy wyświęca się po to, żeby sprawowali sakramenty. Tylko i wyłącznie.”

A co jeśli jakiegoś dnia ludzie stwierdzą, że bez sakramentów można żyć nadal wg Ewangelii ?
Znam już takich wielu.

Frekwencja na religii jest tego pierwszym sygnałem co się będzie działo.

@Smile
Śmiem twierdzić, że Ewangelia wg której żyją duchowni a szczególnie hierarchowie na pewno nie jest Jezusa.

No chyba, że mi pan znajdzie w Piśmie Św. cytat tego typu (bo ja szukam i nie mogę znaleźć) z wypowiedzi Jezusa:

„Zaprawdę powiadam wam, a gdyby jeden z was wykorzystał seksualnie jednego z tych najmniejszych, przeniesiesz go na inną parafię, zalecisz modlitwę ofierze za sprawcę i wybaczenie tak aby sprawa nie wyszła na jaw. I zaprawdę powiadam wam, gdyby sprawca ponownie wykorzystał dziecko, zawsze będziecie postępować w ten sposób, bo dobre imię mojego Kościoła jest najważniejsze.”

Jak pan znajdzie to ja się od razu nawracam i zaryzykuję przyjmowanie Komunii z rąk potencjalnego pedofila, hipokryty, mającego kochankę, kochanka etc.

Jeśli Jezus tak nakazał a ja o tym nie wiem to się z tym zgodzę.

W tym przypadku rzeczywiście, celowo, albo nie, rozwinięto dyskusję na temat wydarzeń przypadkowych, bez związku z tekstem, ważnym tekstem. Przy całej powadze treści artykułu, wątki wprowadzone w dyskusji, to po prostu żart, albo zabieg PR. Wygląda na to, że nie chcemy pewnych spraw widzieć…
Prof. Wierzbicki jest etykiem nie tylko teoretycznie, jako wykładowca, ale również głęboko jako kapłan. Bardzo mnie zbudował swoją niezłomną postawą na uczelni. Bardzo! Takie świadectwo to więcej niż całe życie wykładów…. i kazań na parafii.

Ks. Wierzbicki w wywiadzie stwierdził: „Zaraz po śmierci abp. Józefa Życińskiego koło naukowe historyków zaprosiło Grzegorza Brauna, który powiedział, że zmarły metropolita lubelski smaży się w piekle. Nagrodzono go owacją. Ówczesny rektor ks. Stanisław Wilk zignorował sprawę, nie chciał się tym zajmować i zastosował zdumiewający unik, mówiąc, że oklaski oznaczają dezaprobatę”. To stwierdzenie jest oczywistym i łatwym do sprawdzenia kłamstwem w odniesieniu do postawy rektora Wilka. Zob. np. tutaj: https://www.newsweek.pl/polska/wyklad-grzegorza-brauna-o-zycinskim-kul-przeprasza/g2rhksj

Braun miał spotkanie 11 kwietnia 2011, a media informowały o przeprosinach rektora ponad miesiąc później, 16 maja. Co się działo w tym czasie? I czy coś by się wydarzyło, gdyby sprawy nie nagłośniły media? „Jak to możliwe, że tak bulwersujące spotkanie przez cały miesiąc nie znalazło rezonansu w społeczności KUL-u” – komentował były rektor ks. Andrzej Szostek.

Przecież rektor nie był uczestnikiem spotkania i zrozumiałe jest, że zareagował oficjalnie po publikacji w mediach i że wcześniej sam nie nagłaśniał sprawy (czym tu się chwalić?). Czy ks. Wierzbicki ma pełną wiedzę na temat tego, że żadne wewnętrze działania nie zostały podjęte? Należy w to wątpić. I znowu, niezbyt ścisłe i wprowadzające w błąd jest stwierdzenie „nie znalazło rezonansu w społeczności KUL-u”. Rozumiem, że np. ks. Szostek wówczas cały miesiąc wiedział o sprawie i wyrażał publicznie swoje oburzenie. Proszę o wskazanie jego wypowiedzi w tej sprawie przed 16 maja. A może nie wiedział do momentu publikacji GW i był w podobnej sytuacji jak inni członkowie „społeczności KUL-i”? 😉

Dodałbym, że udowodnienie, że to rektor Wilk „zastosował zdumiewający unik, mówiąc, że oklaski oznaczają dezaprobatę” może być raczej trudno. Cały ten passus to dobry materiał na zarobienie na pozwie o pomówienie.

@
MM
Czy uczelnia wytoczyła Braunowi proces za zniesławienie? Jakie poniósł konsekwencje w sprawie zniesławienia bp. Życińskiego? Czy też konsekwencje procesowe są przewidziane tylko dla tych, którzy upominają się o jego dobre imię?

3) W jakim trybie uczelnia miałaby pozwać Brauna za zniesławienie. Poproszę wskazanie jakiejkolwiek analogicznej sytuacji kiedy coś takiego miało miejsce. Złamanie dobrych obyczajów nie zawsze jest złamaniem prawa.
4) Pamiętam doskonale tamta sytuację i urzędowe wzmożenie różnych osób. Właśnie doświadczam podobnego jak wówczas zażenowania.

@XYZ, @MM
Cytat z relacji prasowej opublikowanej 17 maja 2011 r.:
Rektor tłumaczył wczoraj dziennikarzom, że… w ten sposób obecni w głównej auli dali wyraz dezaprobaty. – Uznali, że to jedyny sposób, by zareagować. Zaklaskać i wstać z miejsc – przekonywał ks. prof. Wilk.
Źródło: https://wyborcza.pl/7,75398,9609329,hanba-na-kul-u-reakcja.html
Jest o tym nawet na Wikipedii:
https://pl.wikiquote.org/wiki/Katolicki_Uniwersytet_Lubelski_Jana_Paw%C5%82a_II

@MM
„Dodałbym, że udowodnienie,[….]może być raczej trudno”
Okazuje się, że Redakcji zajęło parę minut. Lektura polecanych tekstów porażająca! MM, czy ty myślisz, że na pozwach się zarabia? Nie zadajesz sobie pytania, ile straciło na tym dobre imię bp. Życińskiego, a jeszcze więcej KUL?
XYZ pisze:”wcześniej sam [ rektor] nie nagłaśniał sprawy (czym tu się chwalić?)”. Co to za mentalność? Dobre imię bp. Życińskiego ucierpiało, czy należy czekać zatem z zadośćuczynieniem, tj. publicznymi przeprosinami?
MM, nie wiem, czy na pozwach można zarobić, w każdym razie w tej sprawie milczenie jest złotem.

1) W sytuacji gdy dziennikarze wszystko nagrywają ewentualnym dowodem jest takie nagranie, a nie gazetowe omówienie i cytat z niego w wikipedii.
2) Takie a nie inne objaśnienie tych oklasków nie pochodziło od Wilka, ale od studentów i kuratora koła dr. Piłata (do dziś nagrania są w sieci). Rektor zdaje się tylko je przytoczył. Sugestia, że przyjął je za swoje w sytuacji gdy zawiesił koło i odwołał kuratora jest dość karkołomna.

5) Całą tę durną sprawę nie rozpoczął bynajmniej artykuł w Wyborczej. Odpalił ją niejaki pastor Chojecki. Można powiedzieć podał piłkę do dziennikarzy Wyborczej, którzy może bez niego niczego by nie wykryli…

MM
Człowieku, dajże spokój, bo sprawa jest beznadziejna, po prostu beznadziejnie przygnębiająca i gorsząca, z której strony by na nią nie spojrzeć i niezależnie od tego, czego się dotknie!

U kadry akademickiej jest troche inaczej z tym wiekiem emerytalnym i większość przeciąga, a potem siedzi na stanowisku profesor emerytowany i np. nie może byc kierownikiem kadtedry, ale „nieoficjalnym” szefem czemu nie…

coś z tym wiem, zupełnie skądinąd. Niestety, przez to młodsza kadra ma opóźnione kariery. Być może powinno się tworzyć dla emerytów specjalne stanowiska 'w stanie spoczynku’, ale oczywiście to byłoby wyzwanie organizacyjne i finansowe…

@ Wojtek o Guardinim słyszałem przy okazji wizyt leciwych wtedy wychowanków Klemensa Neumanna w Nysie- też teologa i duszpasterza. Hozjusz to Warmia, Bossuet Meaux z zarządzaniem ogromnymi instytucjami diecezjalnymi i jednoczesnym uprawianiem teologii. Grzegorz, tak, narzekał na kupców w jego biskupim miasteczku i duszpasterzując był teologiem. Thevenot praktyk psychoterapii. Akwinata zgoda, daleko od bycia proboszczem, ale z mocnym rysem praktycznym, gdy czytam mam wrażenie obcowania z instrukcją obsługi kapłaństwa czy życia mniszego. Tak, to nie znaczy, że wynalazców broni mamy wysyłać na front, ale na poligon jak najbardziej.

Sebastian, fajnie, tylko nadal nie masz racji. Żaden wymieniony nie zajmował się parafią. A już wymienianie Hozjusza i Warmii to kpina. Nie wiem nawet, czy zdarzyło mu się na tę Warmię pojechać, bo stanowisko było tytularne. Wcześniej dostał „na otarcie łez” biskupstwo chełmińskie, w którym też nie zabawił, bo to był tytuł, nie funkcja.

@ Wojtek, a diecezje to kto tworzy? Bulle ? Czy wierzący w parafiach i związanych z nimi wspólnoty wiary? Hozjusz dbał o wykład wiary i przygotowanie do niego, stąd seminarium czy wizytacje. Więc uwaga o powszechnym wtedy zarządzaniu diecezją przez wikariuszy nie do niego akurat..

W tamtych czasach? Nadanie tytułu Hozjuszowi nie miało nic wspólnego z wiarą. Przez cztery lata Hozjusz był proboszczem w Radłowie. Nawet tam nie przebywał, parafię miał tytularnie. Łączył to z innymi przywilejami kościelnymi, miał stanowisko kustosza kapituły warminskiej i był kanonikiem. Ale znów, były to wyłącznie tytuły, nie realne funkcje.
Zostając biskupem chełmińskim również nie pełnił obowiązków biskupa. W diecezji nawet nie przebywał, zajmował się kancelarią na dworze królewskim, a następnie został posłem i przebywał poza granicami Korony. Zostając biskupem warmińskim również nie zajmował się żadnym duszpasterstwem. Wyjechał do Rzymu, gdzie również dostał stanowisko tytularne.

Hozjusza można cenić za dorobek, ale do duszpasterstwa ręki nie przyłożył.

@ Wojtek Przyłożył rękę, dlatego jest Sługą Bożym, a może będzie błogosławionym. Piśmiennictwo siłą rzeczy jest takie , jakie mogło być najlepsze w 16 wieku. Wzór gorliwości pasterskiej dzisiaj aktualny. Szczegóły inne, bo inna epoka, ale o nich traktuje zapoznawana często dziedzina teologii, historia Kościoła, pokazująca, jak działa Ewangelia wśród ludzi różnych wieków. Pozdrawiam.

Po co tak kłamać? W diecezji warmińskiej po zostaniu biskupem był raz. Na ingresie. Zaraz potem udał się do Rzymu. A Sługą Bożym jest z uwagi na dorobek teologiczny i zapał w zwalczaniu reformacji. Nie zaś za pracę duszpasterską, której zwyczajnie nie było.

@ Wojtek, inaczej funkcjonował biskup zaangażowany w diecezję w 16 wieku w czasie reform potrydenckich, inaczej rezydujący np w 20 wieku. Hozjusz należał do gorliwych ordynariuszy, reformujących diecezję i jednocześnie teologów o ogólnokościelnym znaczeniu. Dochodzenie, czy dekrety reformacyjne wydawał w Radomiu, Krakowie czy Lidzbarku – to mniej więcej tak, jak tłumaczyć znany biblijny passus- że Bóg wszystko sam musiał stwarzać w 6 dni, bo jak Go przy tym osobiście dzień po dniu nie było, to co za Stworzyciel?

Tyle, że on nadal nic tam nie zrobił. Miał biskupstwo jako tytuł. Jakby to przełożyć na dzisiejsze, Książę Harry jest tytularnie księciem Sussexu. Tylko co z tego, skoro nic go z Sussexem nie łączy, poza tytułem? Tak samo było z Hozjuszem, dla którego biskupstwo warmińskie oznaczało tyle, co dla biskupa Chrząszcza tytuł biskupa Forconio.

Sebastianie, wielki z księdza dobrodziej…. Mam nadzieję, że podążając za swoją radą, zawierzysz bardziej Kochanowskiemu niż Bogu, powołaniu, pasji, czy czemu tam jeszcze i poddasz się do dymisji, gdyby np. twój biskup poczuł się nieusatysfakcjonowany z twojej pracy, a twoje zdrowie pod wpływem nadmiernego stresu na tym by cierpiało – nic tylko wielbić Kochanowskiego i strofy przez niego napisane, ” szlachetne zdrowie…”. Jakież to słodkie i księżowskie.

@Sebestian
Uczelnia, miejsce pracy, ponosi odpowiedzialność za higienę pracy, w tym tę psychiczną. To nie ofiara ma szukać nowego miejsce pracy, ale napastnik powinien być eliminowany ze środowiska. . Inaczej mamy do czynienia z podwójna stygmatyzacją ofiar. Zdaję sobie sprawę, że ksiądz z wiekiem utrwalił ten przemocowy schemat, ale warto się go pozbyć, a przynajmniej nie upowszechniać.

@ U. warto w miejscu pracy uwzględniać zakres obowiązków związany z jej charakterem, inaczej dochodzi do drobnych, acz uciążliwych przykrości. Warto o tym pamiętać także w młodym wieku, obierając ścieżkę życia zawodowego.

@Sebastian,
Niezależnie od wieku, przydaje się jednak zdolność czytania ze zrozumieniem, a mianowicie w powyższym tekście nie ma odniesienia do obowiązków, których spełnienie wymaga oceny/ opinii niezależnych komisji, a nie oskarżeń rzecznika dyscyplinarnego. Polecam Księdzu ćwiczenia w miłosierdziu – niezależnie od wieku…dobrze jest wracać do źródła, niekoniecznie oznacza ono „czynności” wobec biskupa.

No tak się składa, że życiorys Hozjusza znam. Nie działał on duszpastersko. Biskupstwa miał tytularnie, w tym czasie zajmował się czymś zupełnie innym. Jako biskup chełmiński był posłem w krajach europejskich, jako biskup warmiński przebywał w Rzymie piastując godność wielkiego penitencjarza.

@ Wojtek. W Studiach Elbląskich z 2017 jest zwięzły biogram Hozjusza autorstwa ks. Grzegorza Oleksika „ Osoba i dzieło Sługi Bożego kardynała Stanisława Hozjusza”, w którym można przeczytać i o jego aktywności pasterskiej jako biskupa Warmii. Do „ wyguglowania”. Dziękuję i pozdrawiam.

Sebastian, wyguglowane i tylko potwierdza moje wcześniejsze zdanie na ten temat, z dwoma wyjątkami. Pisałem, że na Warmii był tylko w czasie ingersu, ale okazuje się, że bywał w katedrze w czasie większych świąt i drugi raz po powrocie z, Rzymu. W obu przypadkach nie zajmował się żadnym duszpasterstwem. Jako bidkupa bardziej zajmowała go polityka (udział w radzie królewskiej i sejmikach), a więcej czasu spędził w Rzymie, niż na Warmii. Jego decyzje odnośnie diecezji miały charakter administracyjny, a nie duszpasterski. Bo od duszpasterstwa miał swoich ludzi, głównie jezuitów.

Podtrzymuję więc wcześniejsze zdanie, teologia nie rodzi się i nie dojrzewa po parafiach. Jak w przypadku Hozjusza, dojrzewa na akademiach i w dysputach, zaś do parafii jest co najwyżej wdrażana. Przy czym nie trzeba do tego osobistego zaangażowania danego teologa, bo od sfery praktycznej ma on ludzi.

Tak. Muszę to napisać. Jakże cieszę się, czytając komentarze takie jak Pani, że już nie jestem katoliczką, nawet oficjalnie. Nie X. W. To Pani zarzyna chrześcijaństwo w Polsce. Zykli ludzie zniesmaczeni obliczem instytucji KRK i zniekształconym, nieprawdziwym obrazem Boga, jaki przedstawia KRK odrzucają razem z KRK także Boga. Czy będą w stanie sami tego prawdziwego Boga odnaleźć ? Usłyszeć ? Niestety, nie zawsze. To smutne,że czyta Pani ?) tę samą Biblię co ja ( ja wydanie ekumeniczne) i …

@ Sebastian,
z oceną własnych osiągnięć i oryginalności nalezy być ostrożnym, tak jak z nadprzyrodzonymi objawieniami, poza tym subiektywnie trudno ocenić ich wartość. Poza tym, nie wiadomo, czy nie pomyliło się kierunków i człowiek się nie uwstecznił, tj. pogrąża samego siebie. Trudno wówczas szukać u innych entuzjazmu. Polecam księdzu krytyczne podejście do siebie, ze szczypta racjonalności i małym dodatkiem codziennej radości. Wielki komfort! No i poza tym wszystkim, proszę się tyle nie koncertować się na sobie. To źle wypada…i słabo wygląda.

@ Marcin K. – tak, ma Pan rację. To na co chciałem zwrócić uwagę to konieczność duszpasterskich okoliczności uprawiania teologii i pierwszeństwo posługi prezbitera przed wszystkimi innymi pracami, także naukowymi.

Myślę, że taki był cel tego wielomiesięcznego grillowania. Najlepiej, gdy taki niewygodny i przeszkadzający sam zrezygnuje i nie trzeba podejmować dyskredytujących decyzji. Ale mleko się rozlało i to już dawno. Ks. prof. Wierzbicki przypomniał skandal z wystąpieniem znanego pałkarza, któremu w murach KULu pozwolono lżyć swojego dawnego profesora, ks. abp Józefa Życińskiego. Dla ludzi spoza uczelni to był pierwszy sygnał, że ta uczelnia, w PRL schronienie niezależnej myśli, znajduje się na równi pochyłej. Kolejne odejścia: księży Wierzbickiego i Szostka, to kolejne sygnały. Jestem ciekaw innych opinii o tej lubelskiej uczelni, ale zainteresowanie jej działalnością przez min. Czarnka, nie wydaje mi się przypadkowe. Również totalne milczenie Kościoła w tej sprawie: KUL jak się wydaje skręca w tym samym kierunku.

Myślę, że dobrze by było, gdyby ks. prof. A. Wierzbicki zainteresował się też aktami przemocy stosowanej przez Margot. Może wtedy nie reęczylby za nim tak w ciemno… Druga kwestia, którą warto by ks. bardziej zgłębił, to polityka Łukaszenki, który cynicznie wykorzystuje migrantów wysyłając ich na polsko białoruska granice.. Dlaczego ks prof. skrzętnie te kwestię przemilcza??

Nawet gdyby aktywista o pseudonimie „Margot” był podejrzany o wiele gorsze rzeczy, to nie ma to znaczenia. Proszę poczytać w kodeksach, czym jest poręczenie. Poręczenie nie jest zapewnianiem o niewinności, to po prostu jedna z metod przeciwdziałania tymczasowemu aresztowaniu, masowo w Polsce nadużywanemu i przedłużanemu od lat – sędziowie zachowują się tutaj paskudnie, ale o tym Ziobro nie piśnie ni słówka, bo aresztu (wydobywczego i zwykłego) żąda w sprawach niepotrzebnych (ale plebs chce chleba i „igrzysk” penalnych).

Cynizm i wszelkie zbrodnie białoruskiego dyktatora w żaden sposób nie usprawiedliwiają nieudzielania pomocy chorym, dzieciom i marznącym na granicy. Nawet jeśli tę granicę nielegalnie forsują, nawet jeśli popełniają przestępstwa etc.

Jeśli chodzi o „formy przemocy”, to było to podarcie plandeki z furgonetki, która tego dnia prześladowała aktywistów. W dniu, gdy doszło do incydentu kolektyw aktywistów obchodził jubileusz, zaś furgonetka organizacji Pro w sposób złośliwy podjeżdżała im pod okna, by puszczać z megafonów komunikaty. Sprowokowane działanie wywołało blokadę przejazdu samochodu i doszło do szarpaniny. Drugim „aktem przemocy” było powieszenie flag na pomnikach. Całość została zakwalifikowana jako „czyn chuligański”, bo był to jedyny sposób na postawienie zarzutów. Poręczenie było w tej sytuacji zasadne, sam bym poręczył. Dla porównania, nie tak dawno młody chłopak pod wpływem narkotyków wybijał szyby w zaparkowanych samochodach. Też czyn chuligański, nikomu nie wpadło do głowy stosować areszt. W moim mieście grupa dwudziestolatków dla żartu podpaliła śmietnik, narażając pobliski sklep na spalenie. Też czyn chuligański, dostali ledwo dozór. W Poznaniu młody mężczyzna groził rewolwerem osobom wyprowadzającym psy i oddawał strzały w powietrze. Też nikomu nie przyszło do głowy stosować areszt.
W sprawie Margot nie chodziło o dobro sprawy, czy uniknięcie matactwa. Areszt miał być środkiem zastraszenia, by zmusić aktywistów do rezygnacji ze swoich działań. To jest cecha państw totalitarnych, a nie zdrowych demokracji. Ks. Wierzbicki słusznie więc poręczył.

Służby na granicy polsko-białoruskiej działają naprawdę profesjonalnie. Tym migrantom, którzy przedarli się do Polski, a są w potrzebie natychmiast udzielana jest pomoc. To, co mówi na ten temat ks.profesor, uważam, że jest głęboko niesprawiedliwe..

Tyle, że to kłamstwo. Migranci masowo zgłaszają kradzieże telefonów i pieniędzy przez polskich pograniczników. Dziennikarze też przecież nagrali próbę kradzieży sprzętu przez żołnierzy. Pomocy też odmawiają, ludzi skrajnie wycieńczonych i z ranami pogranicznicy nielegalnie wypychają za druty.

W ojczyznie Jana Pawła II dzieją się takie rzeczy, że zagraniczne organizacje pomocowe wysyłające lekarzy w miejsca konfliktów nie są w stanie pojąć dlaczego te wszystkie Grupy Granica, KIK i inni niosący pomoc uchodźcom oczekują od lekarzy, że będą działać po ciemku, ukrywając się w krzakach. A nie normalnie, z karetką na sygnale, z potężną latarką w dłoni, w czerwonych ciuchach ratownika medycznego. Oni nie pojmują dlaczego w środku Europy trzeba ukrywać się przed wojskiem, które aresztuje i zatrzyma sprzęt medyczny, gdy nawet w Syrii, czy Jemenie mogli odważnie wejść między strzelających, bo nikomu do głowy nie przyszło, by atakować medyków.

Owszem, proponuję poszerzyć pole informacyjne. Choćby oficjalne informacje od niemieckich służb, które od czasu zbudowania płotu odnotowały WZROST liczby migrantów doviwrajacych do Niemiec przez Polskę. To oznacza, że służby poległy po całości, bo bez kontroli setki osób dziennie przedostają się do kraju. Do tego dochodzą sprawy o tortury wytoczone Polsce przez uchodźców przed Europejskim Trybunalem Praw Człowieka. Które to sprawy uchodźcy wygrywają, a Polska z naszych podatków płaci im odszkodowania idące w setki tysięcy.
Można też zapoznać się z relacjami z pierwszej ręki, od ludzi którzy teraz dziś są w tych lasach i niosą pomoc, której straż graniczna odmawia.

Co do TVP info, to w zeszłym roku podawali informacje o profesjonalizmie służb, gdy jednocześnie można było zobaczyć relację z ratowania życia człowieka, którego pogranicznicy pięciokrotnie wyrzucili do lasu, mimo ran i braku leków przeciw padaczce.

1 Kor 6:9-10
69 * Czyż nie wiecie, że niesprawiedliwi nie posiądą królestwa Bożego? Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, 10 ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego.
I tyle w temacie. Tyle dla ks. Wierzbickiego !!!!! jak i dla pozostałych znawców Pisma Świętego.
I NIE PRÓBUJCIE GO ZMIENIAĆ (Pisma św.) ani też relatywizować. Ono już zostało napisane, wieki temu. Koniec, kropka. My mamy je tylko przestrzegać i nim żyć. Bez względu na to, czy ktoś ma nawalone przed nazwiskiem pół alfabetu czy nie ma tam nic. Mądrość uniwersytecka powinna – przede wszystkim – uczyć pokory. Przede wszystkim pokory.