Zofia Zaleska. Fot. Tomasz Stępień / Materiały prasowe
Spanie, lenistwo i gapienie się w sufit są zagrożeniem dla kapitalizmu.
Fragment książki „Zaniechanie”, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2025. Tytuł i śródtytuły od redakcji Więź.pl
Sen, odłączenie, pauza, intymny stan, w którym nieruchomi, nieświadomi i całkowicie bezbronni powierzamy nasze bezpieczeństwo innym. Śniąc, regenerujemy siły, niczego aktywnie nie wytwarzamy ani nie konsumujemy, dlatego w książce „24/7. Późny kapitalizm i celowość snu” Jonathan Crary stwierdza, że sen to anomalia we współczesnym świecie nastawionym na działanie i rozbudzanie pragnień, a także radykalna przerwa w kradzieży naszego czasu dokonywanej przez kapitalizm.
„[W] globalnym paradygmacie neoliberalnym śpią tylko niedojdy”, w rzeczywistości, którą Crary nazywa czasem 24/7, należy być wciąż czymś zajętym, pracować nad sobą i pożądać nowych rzeczy. Wypełnia ją iluzja sprawczości i nieograniczonego wyboru, skrywająca fakt, że ludzkie życie ma być dopasowane do działań i potrzeb rynku. Oczywiście sen także można sprzedawać – nie żadne bezwartościowe rojenia czy przewracanie się z boku na bok w wymiętej pościeli, ale sen jakościowy, który pozwoli nam z większą efektywnością uczestniczyć w produkcji i konsumpcji dóbr na jawie.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytając książkę Crary’ego, zastanawiałam się nad tym, jak zmieniają się nasze relacje ze snem w ciągu życia, bo przecież na różnych jego etapach śpimy i śnimy inaczej. W moim wypadku wstawanie z łóżka zawsze jest bolesne, a noce wypełniają zazwyczaj wielopiętrowe sny. Na tę intensywność ktoś pewnie mógłby przepisać mi jakąś pigułkę, być może specjaliści od dobrego snu pochwaliliby moje niegdysiejsze upodobanie do drzemek w ciągu dnia (byle nie za długich), ale ta umiejętność szybkiej regeneracji przepadła na dobre wraz z chwilą, gdy zostałam matką.
W książce Crary’ego zabrakło uwagi, że niemowlak w zestawie ze smartfonem to wielka nadzieja dla kapitalizmu – gdy miesiącami budzisz się co dwie godziny na nocne karmienia, przeglądasz internet, odpisujesz na zaległe wiadomości i kupujesz rzeczy, których nie kupiłabyś za dnia.
Niewyspanie wcale nie sprawia, że gdy możesz, śpisz jak kamień, właściwie określenie „spać jak kamień” wypada z twojego słownika. Senne zwyczaje dziecka sprawiają, że rozważasz wydanie sporych pieniędzy na poradę specjalisty od snu: chciałabyś, aby kilkumiesięczne dziecko, dla którego nie istnieją pory dnia i nocy, zaczęło wreszcie sypiać jak dorosły. Śpimy tak, jak żyjemy – chaotycznie i zmiennie, można strawestować słowa Marlowa z „Jądra ciemności”.
Z dzieciństwa pamiętam zawiłe sny i lunatyczne przygody; raz mama zawróciła mnie z klatki schodowej, kiedy byłam w drodze do koleżanki z szóstego piętra. Pamiętam także uczucie zdziwienia, gdy dowiedziałam się, że kolega, którego spotkałam na wakacjach w Dolinie Białego, śpi do jedenastej i pod żadnym pozorem nie wolno go budzić, bo rośnie. Codziennie rano nasłuchiwałam pod drzwiami jego pokoju w górskim pensjonacie, w którym się zatrzymaliśmy. Wyczekana wspólna wycieczka nigdy się nie wydarzyła, kolega spał i rósł, a babcia, z którą tam z bratem przyjechaliśmy, nie chciała słyszeć o czekaniu do południa – na szlak wyrusza się przecież skoro świt. Spanie do południa, gdy czeka na nas wyprawa, przygoda i całe życie – co za wspaniała rebelia!
Lekarstwo na smutek?
„Lata drugiej wojny i następne były dla mnie złym, ślepym czasem, o którym nawet gdybym chciał, nie umiałbym opowiedzieć” – mówi jeden z bohaterów książki „Wyjechali” W. G. Sebalda.
Po przeczytaniu tego fragmentu pisarka Maggie Nelson przeprowadziła ankietę wśród kilkorga znajomych, „aby sprawdzić, po jakim czasie uznaliby, że »ślepy, zły czas« zmienia się w życie, które stało się po prostu zwykłym depresyjnym marnotrawstwem; zgodzili się, że byłoby to około siedmiu lat. Świadczy to o hojności moich przyjaciół – komentuje pisarka – wyobrażam sobie, że większość Amerykanów dałaby sobie mniej więcej rok, może dwa, zanim zmusiłaby się w jakiś sposób do tego, by stanąć na własnych nogach. Na przykład 21 września 2001 roku George Bush Junior powiedział swoim rodakom, że czas żałoby minął i już najwyższa pora na zdecydowane działanie”.
Niemowlak w zestawie ze smartfonem to wielka nadzieja dla kapitalizmu – gdy miesiącami budzisz się co dwie godziny na nocne karmienia, przeglądasz internet, odpisujesz na zaległe wiadomości i kupujesz rzeczy, których nie kupiłabyś za dnia
Zofia Zaleska
Udostępnij tekst
Pozwolenie sobie na siedem lat złego samopoczucia i marazmu zadeklarowane przez przyjaciół Nelson to dużo w świecie, w którym z żałobą należy uporać się w ciągu roku. W Ameryce zawsze wszystko jest „w porządku”, w Polsce możesz czuć się „tak sobie” lub „marnie” i najprawdopodobniej zostanie to przyjęte ze zrozumieniem charakterystycznym dla naszej – naznaczonej melancholią i przez większość roku ponurej – szerokości geograficznej. Ale nawet tutaj smutek, bezradność, brak celu i bezowocne lata stanowią objawy choroby, którą należy leczyć.
Tkwienie w smutku za długo oznacza, że nie radzimy sobie z życiem. Wspomniana w poprzednim rozdziale bohaterka „Mojego roku relaksu i odpoczynku” Ottessy Moshfegh wierzy, że jeśli będzie nieświadoma wystarczająco długo, to prześpi swój smutek. „Nie chce odczuwać żalu związanego z osieroceniem w wieku dwudziestu lat, więc próbuje przespać to uczucie. Teoretyzuje, że jeśli spędzi wystarczająco dużo czasu, śpiąc, jej komórki zregenerują się tyle razy, ile potrzeba, by zapomniały o przechowywanej w nich pamięci traumy. Jeśli żałoba jest chorobą, sen jest lekarstwem” – wyjaśnia pisarka na łamach „The Guardian”.
Mgnienie, gdy przez kilka krótkich sekund tuż po przebudzeniu, wciąż jedną nogą we śnie, nie wiemy, gdzie jesteśmy, i dopiero po chwili przypominamy sobie wszystko, co zajmowało nasze myśli, zanim sen nas od nich uwolnił – tego momentu, ale w wersji na stałe pragnie bohaterka powieści.
Zofia Zaleska, „Zaniechanie”, Wydawnictwo Karakter, Kraków 2025
Traktowanie żałoby jako choroby i snu jako lekarstwa na smutek to trafny opis współczesnego sposobu radzenia sobie z cierpieniem. Przepracowywanie żalu stało się dziś niemal formą samozatrudnienia, a bohaterka nie chce tej pracy wykonywać. Zdanie o żalu i samozatrudnieniu to koncept Juliana Barnesa, który w eseju poświęconym żałobie po śmierci żony pisze, że nie radzimy sobie z bezradnością i śmiercią – „z tą banalną, wyjątkową sprawą; nie potrafimy już wpisać jej w szerszy wzór”. „Utraciliśmy dawne metafory i musimy znaleźć nowe”, a zanim nam się to uda, możemy pogrążyć się w snach i w pamięci.
I nawet lepiej w snach, bo pamięć bywa zawodna, a sny przynoszą ukojenie: „Wyobrażamy sobie, że z nim walczymy, wykazaliśmy się wytrwałością, pokonaliśmy smutek, oczyściliśmy duszę z rdzy, kiedy tak naprawdę żal przeniósł się w inne miejsce, zmienił obiekt zainteresowań. To nie my sprawiliśmy, że pojawiły się chmury, i nie my możemy sprawić, by się rozwiały”.
Dlaczego cierpimy, dlaczego nasz smutek trwa latami i nie zna ukojenia? Widać tak być musi. „Gdyby to nie miało znaczenia, nie miałoby to znaczenia”. […]
Mebel nieodpowiedzialności
Roland Barthes nazwał łóżko „meblem nieodpowiedzialności” (w przeciwieństwie do stołu), John Lennon z łóżka agitował za pokojem, w 1969 roku razem z Yoko Ono przeprowadzili słynną akcję Bed-in for Peace – tuż po ślubie przez tydzień leżeli w łóżku w pokoju hotelowym w Amsterdamie w proteście przeciwko wojnie w Wietnamie.
Dziennikarze pytali, co ich leżenie ma wspólnego z walką o pokój na świecie, a oni tłumaczyli, że jeśli leżąc razem w łóżku, mogą agitować za pokojem na pierwszych stronach światowych gazet, to chętnie to robią… Ubrani w piżamy nowożeńcy przez wiele godzin dziennie udzielali wywiadów, w których wykładali swoje antywojenne poglądy. Muzyk wspominał, że było to przezabawne doświadczenie.
Lennon to interesujący przypadek kpiarza branego na serio. W książce „All You Need is Love” Jerzy Jarniewicz pisze, że to wywrotowiec, obrazoburca, prowokator i outsider, któremu nie po drodze było z żadną ideologią, indywidualista, z którego na siłę robi się idealistę i wizjonera.
Wśród mniej znanych piosenek The Beatles znajduje się „I’m Only Sleeping” z wydanego w 1966 roku albumu „Revolver”. Niektórzy uważają, że to utwór o narkotykowym odlocie, ale Lennon śpiewał w nim o tym, że przyjemnie jest spać, leżeć w łóżku i spod przymkniętych powiek obserwować, jak świat goni własny ogon. Piosenek o nicnierobieniu powstało w tamtych czasach więcej, na przykład „(Sittin’ On) The Dock Of The Bay” Otisa Reddinga ze słynnym końcowym beztroskim gwizdaniem, czy „Lazy Sunday” grupy The Small Faces.
W książce o wojnie, którą kapitalizm wespół z neoliberalizmem toczą ze snem, Crary interesująco pisze o związkach konsumpcjonizmu z pasywnością – żyjąc w poczuciu wszechmocy, mamy pozostawać jednocześnie w stanie obojętności i odrętwienia, skupiać się na własnych korzyściach, pod żadnym pozorem nie oddawać się snom na jawie, nie zatrzymywać nad niczym na dłużej i nie myśleć kategoriami wspólnotowymi.
Gloryfikacja aktywności, dopominanie się o więcej energii i działania służą tak naprawdę utrzymaniu nas w stanie pasywności, podtrzymaniu inercji i status quo. Dlatego spanie, lenistwo i gapienie się w sufit są zagrożeniem dla systemu. Gdy leżysz i nic nie robisz, twoja myśl biegnie wolno i nieskrępowanie, masz czas na odpoczynek i wyobrażanie sobie innego życia, a co za tym idzie – na bycie aktywną uczestniczką życia społecznego.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Śnienie, marnowanie czasu, wycofywanie się na margines to sposoby na wypisywanie się ze wspólnotowego przeżywania rzeczywistości, które jest wspólnotowe tylko z pozoru, a tak naprawdę bardziej przypomina zbiorowe otępienie. Kontrkultura wyrosła ze sprzeciwu wobec tego otępienia.
[…] W 1969 roku, wpuszczając świat do swojego łóżka, Lennon i Yoko Ono zapowiadali współczesną rolę tego mebla, który nie służy już tylko do odpoczynku – za sprawą rozwoju gospodarki neoliberalnej i pandemii koronawirusa stał się naszym biurem. W rzeczywistości, w której złowieszcze zdanie z Makbeta Shakespeare’a „Nie zaśniesz więcej” zmieniło się w slogan reklamujący wydajność i aktywność 24/7, łóżko powinno na powrót stać się meblem niezbędnej nieodpowiedzialności.
kulturoznawczyni, autorka książek „Przejęzyczenie. Rozmowy o przekładzie” i „Zaniechanie”, absolwentka Instytutu Kultury Polskiej UW i Szkoły Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”, publikowała m.in. w „Zeszytach Literackich” i „Tygodniku Powszechnym”, współpracuje z „Dwutygodnikem”.