Jesień 2025, nr 3

Zamów

Elżbieta Dzikowska: Niczego nie liczę

Elżbieta Dzikowska. Fot. Wydawnictwo Znak / YouTube

Boję się tylko dwóch rzeczy: chamstwa i turbulencji – mówi miesięcznikowi „Znak” podróżniczka Elżbieta Dzikowska.

Fragment rozmowy, która ukazała się w lipcowym numerze miesięcznika „Znak”.

Karol Kleczka: Podobno ciągle Pani podróżuje. Gdzie Pani była ostatnio?

– Parę miesięcy temu odwiedziłam Kopenhagę, żeby zobaczyć podobno najciekawszą na świecie kolekcję sztuki współczesnej w Muzeum Louisiana – tak się ono nazywa, bowiem właściciel budynku, w którym się znajduje, Alexander Brun, miał trzy żony, każdą o imieniu Luiza. Założyciel muzeum przejął tę tradycyjną nazwę. Zachwyciły mnie tamtejsze rzeźby. Pokazują dzieła Giacomettiego, Alexandra Caldera, Henry’ego Moore’a i Louise Bourgeois. Kolekcja jest tak olbrzymia, że nie sposób jej spamiętać.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Dzięki tej wyprawie zobaczyłam jeden z dwóch krajów w Europie, których wcześniej nie odwiedziłam: Danię. Została mi jeszcze Albania. Ją zamierzam zobaczyć we wrześniu.

Prowadzi Pani listę miejsc na świecie, w których jeszcze nie była?

– Nie, nie prowadzę żadnych list. Niczego nie liczę. Natomiast miałam potrzebę ten brak uzupełnić, zwłaszcza że interesuję się i zajmuję sztuką współczesną.

W jednej z rozmów mówiła Pani, że chciała poznawać świat, więc korzystała z nadarzających się okazji, aby go zwiedzać. Jest Pani jedną z największych polskich podróżniczek, ale gdy czytałem Pani biografię i ostatnią książkę „Ze mną przez świat. Pamiętnik wstecz”, zwróciłem uwagę, że podróżowanie przyszło na Panią trochę z przypadku, ze zbiegu okoliczności.

– Chciałam poznać świat, byłam go bardzo ciekawa, ale długo nie mogłam podróżować. Studiowałam sinologię na Uniwersytecie Warszawskim i dopiero po czwartym roku uczelnia wysłała mnie do Chin. To była moja pierwsza podróż w życiu, w 1957 r. Nieco wcześniej profesor chciał mnie wysłać na stypendium, lecz nie dostałam paszportu.

W „Kontynentach” zaproponowano mi dział Ameryki Łacińskiej. Powiedziałam, że nie mam o tym pojęcia. „Nikt nie ma pojęcia” – usłyszałam w odpowiedzi

Elżbieta Dzikowska

Udostępnij tekst

Poleciałam na sześć tygodni samolotem Tu-104. Podróż trwała dwa dni, z noclegiem w Nowosybirsku. Gdy wysiadłam, marzyłam o tym, żeby już nigdy nie wsiadać na pokład, i do dziś boję się tylko dwóch rzeczy: chamstwa i turbulencji. Niestety, moje marzenie się nie spełniło, musiałam czymś wrócić, a ponieważ świat mnie bardzo interesował, to mimo wszystko latałam. Nadal cierpię z tych wcześniej wymienionych powodów.

Taka pierwsza podróż musiała być bardzo ekscytująca. Co Pani czuła?

– Co czułam? Zwiedzałam piękny, bardzo ciekawy kraj, o którym mogłam się czegoś nauczyć. To dla mnie bardzo ważne. Teraz już prawie zapomniałam chińskiego, wtedy jednak starałam się mówić w tamtym języku. Ale to prawda, to było fascynujące, by z Polski powędrować od razu do takiego dalekiego kraju jak Chiny.

Dziś raczej nie zaczyna się od takich wypraw, tylko od nieco skromniejszych kierunków. W kilka lat po podróży do Chin udała się Pani do Ameryki Łacińskiej.

– Po ukończeniu studiów nie mogłam znaleźć posady w zawodzie. Teraz pewnie po sinologa ustawiają się kolejki, lecz wówczas nie było takich możliwości. Długo szukałam zatrudnienia: odkurzałam książki w bibliotece uniwersyteckiej, pracowałam w Parku Kultury, a potem w centrali importu-eksportu chemikaliów. Niespodziewanie przyszedł do mnie list, że powstaje pismo „Chiny” i że proponują mi tam robotę. Bardzo się ucieszyłam. Tak zaczęła się moja kariera dziennikarska.

Niestety, gdy po kilku latach stosunki dyplomatyczne Polski z Chinami się popsuły, pismo zostało zlikwidowane i powstało na jego miejsce czasopismo „Kontynenty”, gdzie zaproponowano mi dział Ameryki Łacińskiej. Powiedziałam, że nie mam o tym pojęcia. „Nikt nie ma pojęcia” – usłyszałam w odpowiedzi i cóż, taka była prawda.

Zaczęłam się uczyć hiszpańskiego, który teraz jest moim drugim językiem. Dużo czytałam i w końcu ruszyłam w podróż do Ameryki Łacińskiej. Tym razem statkiem handlowym o romantycznej nazwie „Transportowiec”. Po kilku latach stałam się ekspertką od tego kontynentu, a z czasem dorobiłam się konsultanta. Był nim Ryszard Kapuściński, wówczas korespondent PAP-u w mieście Meksyku.

Pisarz również związany z „Kontynentami”.

– Tak, Rysiek dołączył do nich nieco później. Moja przygoda z „Kontynentami”, niestety, skończyła się po stanie wojennym, gdy przeprowadzano tzw. weryfikację i mój redaktor naczelny, Leon Onichimowski, wraz z jakimś dziennikarzem z Rzeszowa zadawali mi przykre pytania. W końcu okazali wielką łaskawość i powiedzieli, że jestem jaka jestem, ale mnie weryfikują pozytywnie i mogę nadal pracować w redakcji. Tyle że ja już nie chciałam. Powiedziałam, że nie wrócę do pisma, zwłaszcza że zwolniono z niego moją przyjaciółkę Elżbietę Kotarską, która działała w Solidarności.

Była już Pani wtedy uznaną podróżniczką.

– Jeszcze zanim poznałam Tony’ego Halika, sama zwiedziłam prawie całą Amerykę Łacińską, i nie tylko. Brałam udział w licznych zjazdach Klubu Odkrywców (The Explorers Club), uczestniczyłam w kongresach latynoamerykanistów.

Miałam to szczęście, że gdy zaczęłam być rozpoznawalna, dostałam roczne stypendium na pobyt w Peru. Postanowiłam jechać przez Meksyk, bo tam wtedy odbywał się wielki kongres podróżniczy Światowego Stowarzyszenia Latynoamerykanistów, na którym relacjonowano najnowsze odkrycia, o których chciałam napisać do „Kontynentów”. Ryszard Badowski zaproponował mi, że jeśli będę w Meksyku, to może zrobię wywiad z Tonym Halikiem. Miałam już wtedy uprawnienia operatorskie, wzięłam ze sobą kamerę Bolex Reflex i poleciałam do Meksyku. Zadzwoniłam do Halika, ale jego sekretarka odpowiedziała mi, że go nie ma w domu, i poprosiła, żebym zostawiła swój numer telefonu.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Tyle że w tym czasie w ambasadzie czekała na mnie depesza, w której napisano, że zdymisjonowano minister kultury w Peru i anulowano moje stypendium. No to co robić? Trzeba wracać do Polski – pomyślałam.

Elżbieta Dzikowska – ur. 1937, podróżniczka, autorka książek, historyczka i kuratorka sztuki, sinolog, reżyserka i operatorka filmów dokumentalnych. Przez wiele lat z Tonym Halikiem współtworzyła kultowy program „Pieprz i wanilia”.

Przeczytaj też: Czy świat potrzebuje opowieści z podróży?

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.