
Religia służy w polskiej polityce do kreowania wrogów, przed którymi rzekomo trzeba się bronić.
Już od Maxa Webera regularnie wieszczy się śmierć religii w sferze publicznej. Berger, Habermas czy Steve Bruce zgodnie prognozowali jej zanik. Nieco wcześniej od Bruce’a i ostrożniej, Thomas Luckmann zauważył, że religia nie zniknęła, lecz przeszła w sferę prywatną. José Casanova, pod wpływem m.in. spektakularnie ujawniającego się przebudzenia pentekostalnego w USA, ogłosił jej powrót do publicznej debaty.
W Polsce, co widzieliśmy podczas niedawnych wyborów, religia nie tylko nigdzie się nie wybiera, ale stała się centralnym tematem politycznych kampanii – pełniąc rolę cepa lub straszaka.
„Katolicyzacja narodu” i „unarodowienie katolicyzmu”
Ostatnie lata polskiej polityki – zwłaszcza wtedy, gdy staje się ona przedwyborczą gorączką – przypominają wędrówkę po kolejnych galaktykach wyobraźni narodowej. Przechodzimy od Polski atlantyckiej do europejskiej, od Polski wielobarwnej do brunatnej, od Polski tęczowej do dumnej i tradycyjnej.
WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Często kluczowym pasem transmisyjnym znaczeń, symboli i emocji stają się odniesienia religijne. Owszem, pojawiają się w dyskursie wyborczym programy gospodarcze czy społeczne, jednak dominują emocje i symbole, w czym religia świetnie się odnajduje.
Trudno się dziwić. Katolicyzm odgrywał kluczową rolę w kształtowaniu polskiej tożsamości narodowej od XIX wieku i przez cały wiek XX. W okresie zaborów oraz podczas II wojny światowej Kościół katolicki stanowił ośrodek podtrzymujący polską kulturę i nadzieję na niepodległość. Stał się w trudnych momentach ostoją polskiej wspólnoty wyobrażonej, substytutem utraconej państwowości i depozytariuszem wartości narodowych, o czym pisze szczegółowo przywołany Casanova.
Prof. Katarzyna Zielińska w książce „W walce o hegemonię? Religia w polskiej sferze publicznej” analizuje sposoby, w jakie różne siły polityczne próbują tę symboliczno-religijną hegemonię podtrzymać bądź podważyć. Autorka wskazuje na dwa procesy w polskiej polityce: „katolicyzację narodu” i „unarodowienie katolicyzmu”. Oznacza to, że polska narracja narodowa została historycznie nasycona treściami katolickimi, a jednocześnie sam polski katolicyzm przyjął silnie narodowy charakter, gdzie krzyż splótł się z orłem białym.
Prawoskrętne sacrum
Prawica wykorzystuje religię jako symboliczny kapitał. PiS organizował wydarzenia na Jasnej Górze podczas pielgrzymki Radia Maryja, Karol Nawrocki w trakcie wiecowych przemówień parafrazował Ewangelię (Kazanie na Górze) i psalmy (Psalm 23), a jego pierwsze słowa po ogłoszeniu wyniku wyborów w wieczór wyborczy to cytat z 2 Księgi Kronik. Wcześniej uczestniczył również w Patriotycznej Pielgrzymce Kibiców na Jasnej Górze, gdzie nacjonalistyczne okrzyki i szaliki klubowe mieszały się z symboliką religijną, co wzmocniło jego wizerunek jako obrońcy narodowego katolicyzmu.
![]()
Polska narracja narodowa została historycznie nasycona treściami katolickimi, a jednocześnie sam polski katolicyzm przyjął silnie narodowy charakter, krzyż splótł się z orłem białym
Parafie agitowały za nim, strasząc wyborców sądem Bożym. Episkopat, choć formalnie neutralny, sugerował poparcie obrońców tradycyjnej rodziny jako obowiązek katolika.
Skrajna prawica spod znaku Grzegorza Brauna głosiła „intronizację Chrystusa na Króla Polski”, pozdrawiała odbiorców słowami „Szczęść Boże”, chciała zapewniać, zgodnie ze swoim programem, ochronę kodeksową Najświętszego Sakramentu na poziomie takim, jaki mają głowy państw na terenie RP, przy okazji bijąc w tarabany antysemityzmem i strasząc „nachodźcami”, a lider Konfederacji Sławomir Mentzen, choć unikał religijnej ostentacji, jasno definiował się jako radykalny obrońca „cywilizacji życia”, sprzeciwiający się aborcji nawet w sytuacjach ekstremalnych jak gwałt.
Zresztą cała prawica, czując się namaszczona „olejem patriotyzmu”, z dużą precyzją odmalowywała zagrożoną twierdzę polskości, gdzie katolicyzm jest jedynym spoiwem, a na granicach czyhają brukselscy biurokraci i genderowi rewolucjoniści, gotowi porwać dzieci z pierwszej komunii prosto na tęczowe parady. W skrócie – albo „katolicka Polska” pod krzyżem, albo moralny rozkład z liberalnej Europy.
Lewoskrętne profanum
Lewica i liberalna opozycja widzą z kolei w Kościele zagrożenie dla świeckości i postępu. Religię w kampaniach wyborczych traktują jako straszak. Już od działalności Ruchu Palikota (2011) lewicowe środowiska domagały się eliminacji symboli religijnych z instytucji publicznych. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2020 r. zaostrzający prawo aborcyjne radykalnie wzmocnił antyklerykalne nastroje, a protestujący wchodzili do kościołów podczas mszy i umieszczali na ich murach antykościelne hasła.
W tegorocznej kampanii Magdalena Biejat żądała „świeckiego państwa natychmiast”, a Rafał Trzaskowski balansował po linie: z jednej strony jawił się jako szanujący prywatną religijność, z drugiej postulował likwidację Funduszu Kościelnego i podpisanie ustaw liberalizujących aborcję. Co ciekawe, prawa strona konsekwentnie określała go jako przedstawiciela liberalnej ideologii „obcej” i zagrożenie dla tradycyjnych wartości.
Z kolei dla lewicy katolicy to tłum ociemniałych, naiwnych ludzi. Ich duchowni to opasłe, niepłacące podatków „nieroby”, a Kościół – programowo opresyjna instytucja wobec kobiet.
Religijna szachownica polityczna
Analizując powyższe zjawiska, można pokusić się o typologię sposobów, w jakie religia jest wykorzystywana przez polskich aktorów politycznych:
– Sakralizacja polityki – instrumentalne użycie religijnych symboli do legitymizacji władzy. Ten typ obejmuje również klerykalizację państwa, czyli instytucjonalne przenikanie Kościoła do sfery publicznej, jego wpływ na prawo (aborcja, edukacja seksualna) oraz finansowanie go ze środków publicznych.
– Obrona oblężonej twierdzy – polityczne przedstawianie katolicyzmu jako zagrożonej wartości narodowej, atakowanej przez liberalizm, Unię Europejską i „ wrogie ideologie” (w tej roli często LGBT, gender), a także tajne porozumienia, grupy trzymające władze, rząd światowy itp. To klasyczny przykład zjawiska opisywanego już przez Margaret Mead, która wskazywała, że zagrożenie dla własnej kultury bywa często konstruowane, by wzmacniać wewnętrzną solidarność grupy.
– Antyklerykalna kontrmobilizacja – instrumentalne wykorzystywanie przez lewicę i środowiska liberalne antykościelnych nastrojów (skandale pedofilskie, finansowe przywileje duchownych) w celu zjednoczenia wyborców sfrustrowanych wpływem Kościoła i delegitymizacji politycznych przeciwników. Często używa się retoryki obrzydzającej, eksponującej głównie zacofanie, akcentującej degenerację oraz mafijne próby wpływania na politykę i intensywność transferów finansowych do Kościoła lub innych organizacji religijnych.
– Religia i polityka w zdrowym dystansie – umiarkowana postawa, zgodnie z którą religia pozostaje osobistą sprawą obywateli, może być obecna w przestrzeni publicznej, ale bez instrumentalizacji politycznej. Opowiada się za autonomią państwa i Kościoła, przestrzegając przed upolitycznianiem wiary.
Katolicka nauka społeczna jasno wskazuje, że religii nie wolno instrumentalizować politycznie. II Sobór Watykański („Gaudium et spes”, „Dignitatis humanae”) oraz papieże Jan Paweł II („Centesimus annus”) i Franciszek („Fratelli tutti”) podkreślają autonomię Kościoła wobec państwa. Religia powinna być obecna w życiu publicznym jako czynnik dialogu, solidarności i poszanowania godności człowieka.
Historia pokazuje, że wszelkie sojusze Kościoła z polityką (Franco w Hiszpanii, Salazar w Portugalii, teologia wyzwolenia w Ameryce Łacińskiej) kończyły się źle dla Kościoła. Pozostaje więc postawić pytanie: czy duchowni faktycznie odrabiają tę lekcję katolickiej nauki społecznej, czy też może – z naiwności, próżności lub źle pojętej misji – wślizgując się co wybory w szaty diakonów sztabów wyborczych, w istocie nie stają w obronie Ewangelii, wartości i samej religii, ale jakiejś ideologii religijnej i konkretnej frakcji.
Kto wygrał?
Zakończona już na szczęście kampania prezydencka pokazuje, że jedną z głównych cech polskiego dyskursu politycznego pozostaje głęboki resentyment – poczucie krzywdy, urazów, lęku i permanentnej walki, w której obie strony sporu z łatwością uruchamiają silne emocje społeczne. Wystarczy dotknąć odpowiedniej struny, by mobilizować i agitować.
Religia staje się tego resentymentu narzędziem. Służy do kreowania politycznych demonów i wrogów, przed którymi rzekomo trzeba się bronić. Co znamienne, obie strony czynią to z równym powodzeniem – jedni w poczuciu intelektualnej wyższości, drudzy zaś z przekonaniem o moralnej, religijnej i patriotycznej przewadze własnych racji. I choć nikt nie weryfikował, na ile ta wyższość jest uzasadniona – oni wiedzą lepiej.
Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
W rezultacie toczy się wieczna wojna, w której wygrywają emocje, a przegrywa szansa na społeczny dialog.
Przeczytaj również: Karol Nawrocki prezydentem, a przed nami czas, którego nie można zmarnować
Tekst powstał w ramach międzynarodowego projektu Misuse of Religion and Building Resilience [Nadużywanie religii i budowanie odporności], prowadzonego przez Czeską Akademię Chrześcijańską, który w Polsce koordynuje Laboratorium „Więzi”.






