Wiosna 2025, nr 1

Zamów

Chciałbym być jak Kłocz

Jan Andrzej Kłoczowski OP podczas uroczystości nadania mu tytułu Mistrza Świętej Teologii. Kraków, 18 listopada 2014. Fot. Kolegium Filozoficzno-Teologiczne Polskiej Prowincji Dominikanów

Krążyło wśród studentów o. prof. Kłoczowskiego powiedzenie: „Nie zdać u Kłocza jest trudno, ale przyjść na egzamin nieprzygotowanym to wielki wstyd”. Zawieść mistrza to po prostu wstyd.

Laudacja wygłoszona 18 listopada 2014 r. z okazji przyznania o. Janowi Andrzejowi Kłoczowskiemu OP tytułu Mistrza Świętej Teologii. Mistrz Świętej Teologii to honorowy tytuł naukowy przyznawany w Zakonie Dominikańskim przez jego generała w uznaniu wybitnych osiągnięć w dziedzinie teologii. Śródtytuły od redakcji.

Rola, którą mi powierzono – bycie recenzentem twórczości naukowej i laudatorem prześwietnej osoby profesora Jana Andrzeja Kłoczowskiego – jest tyleż zaszczytna, co trudna. Oto bowiem ja, zwyczajny student tego wybitnego filozofa, zostałem dołączony do grona jego kolegów po fachu, znakomitych profesorów Władysława Stróżewskiego i Karola Tarnowskiego, aby przedstawić, mało tego, krytycznie odnieść się do działalności naukowej, dydaktycznej i duszpasterskiej Laureata.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu

Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.

Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram

Krytycyzm, o który mnie proszono, wygasał stopniowo w miarę zapoznawania się z twórczością i kontekstem historyczno-kulturowym, w którym powstawała i na który była odpowiedzą myśl filozoficzna ojca Jana Andrzeja. Ponieważ kontekst ten nie jest tu obojętny, zacznę właśnie od niego.

Kontakt z czymś lub Kimś poza

Swoją działalność naukową rozpoczął Ojciec Profesor w epoce komunizmu, kiedy to na uniwersytetach polskich, i to nie tylko na wydziałach filozoficznych, królowała ideologia marksistowska. Według niej religia była wytworem człowieka powstałym w wyniku alienacji, a tym samym była ona odbiciem stosunków ekonomicznych kształtujących rzeczywistość. Religia ze swej natury była więc fałszywa i szkodliwa, tak dla społeczeństwa jak i dla jednostek, gdyż uniemożliwia ich pełny rozwój. W tym to właśnie kontekście ojciec Jan Andrzej zaczął w sposób naukowy przyglądać się tezom „wielkich mistrzów podejrzeń”, a więc obok Karola Marksa również myśli Ludwika Feuerbacha, o którym napisał swoją rozprawę doktorską, oraz Fryderyka Nietzschego i Zygmunta Freuda.

W swych licznych artykułach, a także podczas wykładów akademickich, prof. Kłoczowski, niczym Tomasz z Akwinu, wykładając kwestię poświęconą fenomenowi religii, stwierdzał videtur quod, to znaczy „wydaje się, że”, religia jest wytworem ludzkiego umysłu i jako taka fałszywa i szkodliwa, tak bowiem twierdzą „mistrzowie podejrzeń”. Owo videtur quod polegało zawsze na rzetelnym wykładzie poglądów filozofów, które następnie podlegały naukowej krytyce.

W takich to wykładach miał zaszczyt uczestniczyć głoszący te słowa, który jako młody adept filozofii, ukąszony śmiercionośnym jadem współczesnej kultury poddawania wszystkiego w wątpliwość, a zarazem zafascynowany pięknym językiem, warsztatem retorycznym i spójną argumentacją wywodu prof. Kłoczowskiego, nie potrzebował już nawet słuchać tego, co zostanie wyłożone w sed contra, które jednak musiało nastąpić.

Nauczyłeś mnie, że autorytetem człowiek staje się i szacunek zdobywa nie poprzez nadzór i karanie (tak kształtuje się umysły zniewolone), lecz przez łagodność, uprzejmość, braterstwo i szacunek dla innego. Ty nie tylko wykładałeś filozofię dialogu, ale wcielałeś ją w życie

Damian Mrugalski OP

Udostępnij tekst

To właśnie sed contra, a nie videtur quod, było przecież niezwykle potrzebne w epoce, która odrzucała sens i potrzebę istnienia religii. Czym ono było? I tu znowu zaskoczenie. Nie była to bowiem kościelna krytyka z pozycji gorliwego kapłana, który odrzuca wszystko to, co przyczynia się do zgorszenia pobożnych dusz powierzonych jego pasterskiej pieczy, lecz rzetelna argumentacja filozoficzna wykazująca różnego rodzaju redukcjonizmy kryjące się za uwodzącymi naiwne umysły tezami.

Fenomen religii, dowodził prof. Kłoczowski, należy badać w jego integralności. Ograniczanie religii jedynie do aspektu antropologicznego czy psychologicznego jest redukcjonizmem. Cechą wspólną wielu różnych religii jest przecież coś, co można nazwać „doświadczeniem religijnym”. Na takie zaś doświadczenie składa się nie tylko element subiektywny czy antropologiczny, ale także obiektywny, to znaczy, człowiek religijny doświadcza czegoś lub ma kontakt z czymś lub Kimś, kto jest poza nim. Przedmiot ów – ale także to, co zachodzi między nim a podmiotem doświadczającym – może, a nawet powinno, być treścią badań filozofa, który uczciwie pragnie zajmować się zjawiskiem religii jako takim.

Wykłady jako uczta duchowa

Obok „doświadczenia religijnego” nasz dostojny Laureat przyglądał się i badał także inne aspekty związane z fenomenem religii, którymi były m.in. kultura, w której rodzi się i poprzez którą wyraża się religia; dalej: mit i jego funkcja w religii. Tym też tematem, w kontekście myśli Leszka Kołakowskiego, zajął się w swojej rozprawie habilitacyjnej. Kolejnym polem jego badań były: zagadnienie możliwości rozumowego dowiedzenia istnienia Boga, problem języka religii, wartości i hierarchii wartości, psychologii i jej relacji z religią, kwestia wiary i aktu wiary, w końcu zagadnienie mistycyzmu i teologii apofatycznej.

Na wszystkich wypunktowanych obszarach pracy badawczej, której owocem były rozliczne artykuły, książki, jak i wykłady monograficzne, prof. Kłoczowski starał się unikać wszelkiego rodzaju redukcjonizmów i w sposób naukowy opisywać zjawiska towarzyszące fenomenowi religii. Takie właśnie podejście, to znaczy uczciwe, rzetelne, nieideologiczne a zarazem naukowe, z pewnością było twardym orzechem do zgryzienia dla tych, którzy w czasach komunizmu programowo walczyli z religią. Jego studentom zaś, dla których w tamtym czasie był również duszpasterzem, dawało do ręki doskonałe narzędzie do odpierania tez zewsząd wciskającej się indoktrynacji, nie mówiąc już o tym, że samo w sobie było prawdziwą ucztą duchową dla uczestników jego wykładów.

Dzieło ojca Jana Andrzeja nie polega jednak jedynie na przyczynianiu się do obalenia ideologii marksistowsko-leninowskiej w czasach komunizmu w Polsce czy na wspieraniu walczących z komunizmem studentów. Mało tego, podejrzewam, że nigdy nie stawiał on sobie takiego celu jako naukowiec. Będąc dominikaninem i uczniem św. Tomasza z Akwinu, chciał dociekać, rozważać, zgłębiać intelektualnie i dawać odpowiedzi na pytania, które nurtują człowieka wszystkich czasów.

Oto bowiem również po upadku komunizmu prof. Kłoczowski nadal zajmuje się zagadnieniami z dziedziny filozofii religii, filozofii Boga, a także problemami z pogranicza filozofii i teologii. Nadal dyskutuje, już nie tylko z wielkimi mistrzami podejrzeń, ale z wielkimi teologami i filozofami współczesnymi takimi jak: Rudolf Otto, Dietrich Bonhoeffer, Max Scheler, Franz Rosenzweig, Hans-Georg Gadamer, Emmanuel Lévinas, Paul Ricoeur czy Jürgen Habermas. Nie czyni tego, aby obalić ich błędne opinie, które mogłyby zagrażać chrześcijaństwu, lecz aby wraz z nimi myśleć na tematy religijne. Aby samemu zrozumieć i – zgodnie z charyzmatem dominikańskim – przekazać innym owoce swojej kontemplacji.

Tak więc również i dzisiaj, jako uczciwy naukowiec, przygląda się uważnie współczesnym nurtom filozoficznym, niekiedy wykazuje ich niekoherencje i redukcjonizmy, kiedy indziej, ukazując poprawność myślenia danego filozofa, uzupełnia jego doktrynę własnymi przemyśleniami i rezultatami swoich badań z zakresu filozofii religii.

Nie zawieść mistrza

Profesor Jan Andrzej, choć wybitny filozof, dla nas dominikanów, jest przede wszystkim bratem, a dla wielu swoich duchowych córek i synów – duszpasterzem. Jako Brat Kaznodzieja pełnił przez wiele lat posługę regensa studiów Polskiej Prowincji Dominikanów, rektora Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów oraz wykładowcy. Jako duszpasterz pracował nie tylko w duszpasterstwie akademickim „Beczka”, ale także przez wiele lat był cenionym i poszukiwanym kaznodzieją i rekolekcjonistą. Jego rekolekcje, a także kazania z Mszy św. o godzinie 12.00, którą celebruje od przeszło 25 lat, były nagrywane, spisywane i ukazywały się jako książki z dziedziny duchowości.

W czasach, gdy studiowałem w Kolegium, wszyscy bracia chętnie uczestniczyli w wykładach Ojca Profesora i to nie tylko dlatego, że były one obowiązkowe, bo i jego opcjonalne seminarium magisterskie cieszyło się ogromną popularnością, lecz przede wszystkim dlatego, że wyczuwało się na nich pewną podniosłą, ale i bardzo przyjazną atmosferę. Ojciec Profesor był przede wszystkim bratem, który poważnie traktował każdego studenta, nawet tego mniej zdolnego.

Z ogromną kulturą i szacunkiem odnosił się do poglądów, które nie zawsze musiał podzielać. W podobny sposób wyglądały jego egzaminy. Wydaje się, że chyba nikt nigdy nie został przez niego poniżony, nawet wówczas, gdy nie udało się zdać egzaminu za pierwszym razem. Pamiętam, że podczas sesji egzaminacyjnej często krążyło wśród studentów takie oto powiedzenie: „Nie zdać u Kłocza jest trudno, ale przyjść na egzamin nieprzygotowanym to wielki wstyd”.

Tak więc drogi Ojcze Profesorze, przygotowywaliśmy się do egzaminów u Ciebie, nie tylko dlatego, że interesowało nas to, co wykładałeś, ale też dlatego, że byłeś dla nas autorytetem i mistrzem, a zawieść mistrza to po prostu wstyd.

Słodkie ukąszenie

Na koniec ostatnie już wspomnienie. Pamiętam, że podczas dyrekcji, czyli rozmów braci w formacji z ojcem magistrem, kiedy ten ostatni pytał, o to, co każdy z nas w przyszłości chciałby robić w zakonie, często padała odpowiedź: „Chciałbym być jak Kłocz”. Nie wiem, czy taka odpowiedź satysfakcjonowała magistra, ale wiem, że na pewno rozumiał, o co chodzi.

W tym stwierdzeniu „jak Kłocz” mieściło się wszystko, to znaczy: chciałbym studiować i poszukiwać prawdę jak Kłocz, chciałbym tę prawdę przekazywać innym jak Kłocz, chciałbym być naukowcem i duszpasterzem jak Kłocz, chciałbym być tak dociekliwy, poszukujący, ale zarazem braterski, otwarty i niewynoszący się ponad innych, dokładnie tak jak Kłocz.

Drogi Ojcze Profesorze, ja też chciałem być wówczas jak Kłocz i, na swój sposób, nadal staram się być jak Kłocz. Nie wiem, czy mi się to udaje, ale wiem czego mnie nauczyłeś, a mianowicie, że autorytetem człowiek staje się i szacunek zdobywa nie poprzez nadzór i karanie (tak kształtuje się umysły zniewolone), lecz przez łagodność, uprzejmość, braterstwo i szacunek dla innego. Ty nie tylko wykładałeś filozofię dialogu, ale wcielałeś ją w życie.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Zawsze bowiem ważna była dla ciebie „twarz innego”. Zawsze dostrzegałeś w niej coś, czego inni nie dostrzegali. Można powiedzieć, cytując Grzegorza Taumaturga, który wygłosił podobną laudację na cześć swojego mistrza Orygenesa, że również Kłoczu, cytuję: „tak nas w końcu sobą oczarował, że nie wiedzieć jak, niby pod wpływem jakiejś boskiej mocy, pragnęliśmy nieustannie z nim przebywać. A do tego jeszcze ukłuł nas trudnym do usunięcia, ostrym i głęboko przenikającym żądłem przyjaźni, uprzejmości, życzliwości i dobroci; ujawniło się ono w jego sposobie przemawiania, kiedy z nami przebywał i kiedy się do nas zwracał”. Tyle Grzegorz Taumaturg, ale i ja o swoim Mistrzu.

Zawsze byłeś i nadal jesteś Mistrzem. Byłeś, bo wielu podprowadziłeś do poznania prawdy. Jesteś Mistrzem, bo ciągle jest wielu, którzy pragną uczyć się u Twego boku, nie tylko tego, co to jest prawda i gdzie ją znajdować, ale także i tego, jak być Mistrzem dla innych. Mistrzem, w którego szkole chce się po prostu przebywać ze względu na „przyjaźń, uprzejmość, życzliwość i dobroć”, które, jak powiedział Grzegorz Taumaturg, są słodkim ukąszeniem, które się długo pamięta.

Przeczytaj także: Bóg wybrał ryzyko wolności

Podziel się

3
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.