Jesień 2025, nr 3

Zamów

Optymistyczna odpowiedź pesymistów. Humanizm Alberta Camusa

Albert Camus, 1957. Fot. Wikimedia Commons

Jak pogodzić pesymistyczną wizję świata z optymistyczną wiarą w człowieka? Może podpowiedzi udzieli nam Syzyf schodzący w dół po kamień, który spadł spod szczytu góry? Świadomość możliwości wybrania postawy przez Syzyfa jest źródłem siły.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2025. W wolnym dostępie można przeczytać jedynie jego fragment. W całości jest otwarty tylko dla prenumeratorów naszego pisma i osób z wykupionym pakietem cyfrowym. Subskrypcję można kupić TUTAJ.

Świadek wolności – zbiór artykułów i wykładów z lat tużpowojennych – to świadectwo, jak Albert Camus, wielki humanista, radził sobie po katastrofie II wojny światowej, w świecie postapokaliptycznym, ogołoconym z wartości, i jak kształtowała się jego postawa wobec tego chaosu1.

Nie dziw, że jeden z tekstów, napisany świeżo po tej katastrofie, już w roku 1946, nosi tytuł Kryzys człowieka. Camus miał wtedy raptem trzydzieści parę lat i potężny bagaż negatywnych doświadczeń. O sobie i swoim pokoleniu pisał tak:

Ludzie w moim wieku, tak we Francji, jak i w Europie, urodzili się tuż przed pierwszą wielką wojną lub w czasie jej trwania, byli nastolatkami w momencie wybuchu światowego kryzysu gospodarczego, a w roku, gdy władzę obejmował Hitler, mieli po dwadzieścia lat. Uzupełnieniem ich edukacji była wojna w Hiszpanii, wojna 1939 roku, klęska oraz cztery lata okupacji i walki w podziemiu2.

Brutalność i nieuchronność procesów historycznych, których doświadczali i na które nie mieli wpływu, popychała w stronę nihilizmu. Ten świat wydawał się absurdalny i zasługiwał tylko na negację. A równocześnie zmuszał do uczestnictwa: „Nie lubili ani wojny, ani przemocy, a musieli zaakceptować wojnę i przemoc. Nienawidzili tylko jednego: nienawiści. A tymczasem przyszło im uczyć się tej trudnej sztuki”.

Trudno się dziwić, że Camus po doświadczeniach młodości w swoim i swego pokolenia imieniu występował przeciwko wszechogarniającej roli Historii, która swymi wyrokami miażdży ludzki los. Wściekał się na niemiecką filozofię dziejów przekonującą, że to za sprawą Historii realizuje się postęp ludzkości, a jej osiągnięcia mają wymiar prawdy ostatecznej. Nazywał „odrażającą zasadą” deklarację Hegla, że „to człowiek jest tworzony dla Historii, nie Historia dla człowieka”.

Ucieczka od Historii?

Dyktat Historii wzbudzał w nim sprzeciw raz dlatego, że jej narzędziami są najczęściej okrucieństwo, przemoc i terror, a po drugie, że w jego przekonaniu nie jest ona poddana żadnym sankcjom. „Na próżno namawiano nas, abyśmy uwierzyli w Boga, Platona lub Marksa” pisał, co brzmiało dramatycznie w ustach pochodzącego z katolickiej rodziny, komunizującego później idealisty, któremu opresja Historii odebrała wszystkie wcześniejsze punkty oparcia.

Znikąd pociechy.

Nawet najbardziej świadomi spośród nas zdawali sobie sprawę, że nie znają żadnej zasady, w imię której mogliby sprzeciwić się terrorowi i odrzucić mord. Jeśli bowiem nie wierzy się w nic i nic nie ma sensu, a my nie umiemy podpisać się pod żadną z wartości, wówczas wszystko wolno i nic nie jest ważne. […] Równie dobrze można posyłać do gazu miliony niewinnych, jak i poświęcić się opiece nad trędowatymi3.

Wydawało się zatem zupełnie bez znaczenia, jaką w tym świecie wrogim i absurdalnym grać się będzie rolę. Bohaterstwo czy tchórzostwo, aktywność czy bierność, ofiarność czy egoizm – to są różne warianty wpisywania się w nieuchronność wyroków Historii i pozostaje nieistotne dla losu człowieka poddanego i tak jej woli.

Taka świadomość to dość rozpaczliwy kapitał życiowy. A trzeba z tym żyć. „Nasze pokolenie stanęło wobec tego wielkiego problemu z bagażem negacji na plecach, negacji, z której musiało czerpać siłę do walki” – pisał dalej w Kryzysie człowieka. Albowiem nihilizm też nie jest żadnym wyjściem, bo zanegowanie jest jak gniewne tupanie bosą stopą – nic nie zmienia.

Oprotestowana Historia nic sobie z tego nie robi i trwa, z taką samą surowością traktując tych, którzy ją afirmują, jak tych, którzy próbują zaprzeczać jej władzy. Bezradnemu wobec wyroków losu, na które nie ma wpływu, „człowiekowi historycznemu” pozostaje – jak powiada Camus – wielki strach przed tym, co nieuchronne i przed czym nie ma się jak bronić. Ten stan rzeczy czyni życie człowieka absurdalnym.

Największą siłą tekstów zawartych w Świadku wolności, zwłaszcza tych najwcześniejszych, jest obraz tego, w jaki sposób Camus, w imieniu własnym i swego pokolenia, wydobywał się z tej aksjologicznej pustki, którą zafundował mu los. U podstaw, jak się zdaje, jest myśl: „Nie uciekamy od Historii, ponieważ jesteśmy w niej zanurzeni po uszy. Chcemy jedynie ocalić przed nią tę część człowieka, która do niej nie należy”.

Powrót Syzyfa ze szczytu

By pojąć, czym jest „ta część człowieka, która nie należy do Historii” (a szerzej rzecz ujmując: która wymyka się też wyrokom losu, bogów czy przeznaczenia), sięgnęłam do napisanego dziesięć lat wcześniej, jeszcze przed wojną, eseju Mit Syzyfa. To opowieść o „człowieku absurdalnym”, w nieskończoność dźwigającym pod górę głaz, który tuż pod szczytem spada na dół, skąd trzeba go będzie znów wnieść na górę.

„Bogowie nie bez racji uznali, że nie ma straszniejszej kary niż praca bezużyteczna i bez nadziei” – komentuje autor los swego bohatera. Zarazem zwraca uwagę na moment, który nie jest zawarty w boskich wyrokach: powrót Syzyfa ze szczytu, by znów podjąć swój bezsensowny wysiłek. „Interesuje mnie Syzyf podczas tego powrotu”– pisze.

Mogłoby się wydawać, że to tylko bezwolne posłuszeństwo skazańca z pokorą stosującego się do wyroku. Ale równocześnie jest to też chwila, gdy ma on, by tak rzec, czas dla siebie. To jest czas jego wolności. To jest czas, gdy rozpoznaje on tę część swojego bytu, „która nie należy do Historii” (czy bogów).

„Widzę, jak ten człowiek schodzi ciężkim, ale równym krokiem ku udręce, której końca nie zazna. Ten czas […] jest czasem świadomości Syzyfa” – podkreśla Camus. „W każdej z owych chwil, kiedy ze szczytu idzie ku kryjówkom bogów, jest ponad swoim losem. Jest silniejszy niż jego kamień”. Odnosząc się do tej wizji, powiedzieć można: idąc w dół ku swemu przeznaczeniu, człowiek – świadom swych ograniczeń – ma jednak możność dokonania wyboru postawy.

Może to być wiecznie powtarzalny smutek, ale „kiedy smutek wzbiera w sercu człowieka: to zwycięstwo kamienia, […] bezgraniczną rozpacz trudno udźwignąć; przychodzą nasze noce w Getsemani”. Można też jednak – a tak kończy swój esej Camus – „wyobrazić sobie Syzyfa szczęśliwym”.

Nie zmienia to jego sytuacji, ale może mieć wpływ na jego los, bo przecież między smutkiem a szczęściem jest jeszcze cała gama uczuć dostępnych człowiekowi, gdy ten schodzi w dół. Przywodzi to na myśl piękną sentencję Tadeusza Mazowieckiego: „Pytania, na które nie ma odpowiedzi, rozwiązujemy nie przez wyjaśnianie ich, ale przez postawę wobec nich”. Świadomość możliwości wybrania postawy przez Syzyfa nie jest może źródłem optymizmu, ale jest źródłem siły.

Duch realizmu i utopia

Camus wybrał bunt. „Ta część człowieka, która nie należy do historii”, to w jego przypadku postawa sprzeciwu. W życiu oznaczało to udział we francuskim ruchu oporu, w twórczości wyznaczyło kierunek refleksji nad różnymi jego formami. Bunt był formą obrony przed bezsilnością – pozwalał nie uciekać, lecz walczyć.

„Tak wkraczaliśmy w wojnę – bez pocieszenia i pewności. Wiedzieliśmy jedynie, że nie możemy ulec bestiom podnoszącym łeb w każdym z zakątków Europy. Mimo że nie mieliśmy pojęcia, jak uzasadnić nasz opór”. Wielu tę postawę przypłaciło życiem. Camus ocalał, by potem szukać odpowiedzi na pytanie, co oznaczać może bunt w tej nowej, powojennej rzeczywistości.

Przyglądając się dramatowi ludzkiej egzystencji, Camus twierdzi, że jedyną wartością, jaka może nas ocalić w tym beznadziejnym świecie jest „niezłomne braterstwo ludzi walczących ze swym przeznaczeniem”.

Aleksandra Domańska

Udostępnij tekst

U podstaw tej postawy legł fundamentalny, kategoryczny sprzeciw wobec zabijania. „Świat wokół nas pogrążony jest w nieszczęściu […]. Co to za nieszczęście? Wydaje się, że całkiem łatwo je opisać: ostatnimi laty na świecie było dużo zabijania, a niektórzy przewidują, że to jeszcze nie koniec”. Wynika to z tego, że Historia uporczywie dzieli ludzi na katów i ofiary, a on i jego pokolenie nie przyjmuje żadnej z tych ról. To jest na początek treść tego buntu. Towarzyszy temu wiara humanisty, „że jest w Europie niewielka grupa ludzi, która stara się pogodzić pesymistyczną wizję świata z optymistyczną wiarą w człowieka”.

Konsekwencją tych deklaracji jest apel pisarza, wyrażany w różnych formach wystąpień publicznych, o jednoczenie się tych, którzy nie chcą wojny, pomimo wszelkich przeszkód.

W ciągu najbliższych lat na wszystkich pięciu kontynentach toczyć się będzie walka pomiędzy przemocą a misją [brzmi to znajomo w styczniu 2025 r. – AD]. I prawdą jest, że szanse tej pierwszej są tysiąc razy większe niż tej drugiej. Zawsze jednak byłem zdania, że skoro człowiek pokładający nadzieję w ludzkiej kondycji jest głupcem, to człowiek, który rozpacza z powodu wydarzeń, jest tchórzem4.

Tę z pozoru beznadziejną misję – „pokojowe współistnienie”, jak to nazywała epoka – tysiąc razy słabszą od przemocy, nazywał Camus „względną utopią”. „Z naszego punktu widzenia sprawa jest prosta – pisał – albo utopia, albo wojna”. I dodawał: „duch realizmu każe nam się opowiedzieć po stronie względnej utopii”.

W Człowieku zbuntowanym nazwie to potem „obstawaniem przy swoim wśród niebezpieczeństw”, a jeszcze później taką postawę Václav Havel określi mianem „siły bezsilnych”. Brzmi to nieco paradoksalnie: w świecie postrzeganym jako absurd bunt pozbawiony złudzeń skłania do zawierzenia utopii! Oto optymistyczna odpowiedź pesymistów, oto Syzyf, który schodząc ku swemu przeznaczeniu, marzy…

Jedynie niezłomne braterstwo

Tymczasem, gdy czyta się teksty zgromadzone w tym tomie, nieustannie przychodzi na myśl ten cud, jakim były późniejsze dziesiątki lat pokoju w Europie utkane z ducha międzynarodowej współpracy ludzi, którzy nie chcieli wojny, choć nie mieli jasności, czy mają środki, by jej zapobiec. Mowa o powolnej powojennej integracji europejskiej, której Camus z pewnością był ideowym współtwórcą, ostatecznie przekształconej w Unię Europejską, która ani mu się śniła.

Intelektualista, obywatel, artysta – swoją rolę postrzegał Camus w byciu „świadkiem wolności”. W jego twórczości roi się od sposobów jej zagospodarowania przez bohaterów. Postawy bywają skrajne: z jednej strony na przykład doktor Rieux z Dżumy, którego bunt wyraża się leczeniem podczas zarazy ludzi śmiertelnie chorych, a z drugiej strony tytułowa postać z dramatu Caligula, cesarz rzymski, który testuje swą nieograniczoną ludzką wolą władzę i wolność, uporczywie sięgając jej granic: zabijając pod urojonymi pretekstami, czyniąc konsulami konie i buntując się przeciwko temu, że nie może mieć księżyca. A wszyscy oni jednocześnie to wszak Syzyfowie, którzy schodzą w dół ku swemu przeznaczeniu.

Przyglądając się dramatowi ludzkiej egzystencji, Camus jest zawsze po stronie ludzi, twierdząc, że jedyną wartością, jaka może ich ocalić w tym beznadziejnym świecie, jest „niezłomne braterstwo ludzi walczących ze swym przeznaczeniem”. Warunkiem jest umiejętność współistnienia i dialog.

Dialog zakłada różnorodność postaw, jest „harmonią przeciwieństw” wyrażoną we współdziałaniu, podczas gdy „totalność dąży do zmiażdżenia różnic”. Tymczasem: „w ogromnej większości krajów świata dialog ustąpił miejsca sporowi. Wiek XX jest wiekiem sporu i zniewagi” (i to również brzmi znajomo w styczniu 2025 r.). Powiada Camus: „Lepiej jest się mylić bez zabijania kogokolwiek i pozwalając mówić innym, aniżeli dowieść swojej racji w ciszy kostnicy”.

Szczególną rolę przypisuje artystom: „Artysta żyje i tworzy, czerpiąc z materii ciała i ludzkich namiętności, wie zatem, że nic nie jest proste, a drugi człowiek po prostu istnieje. […] Świat artysty to nieustanna kontestacja i wyrozumiałość. Nie znam ani jednego wielkiego dzieła stworzonego z nienawiści” (podkreślenia moje – AD).

On i jego pokolenie, doświadczone kataklizmem wojny, zmuszone do samodzielnego wydobycia się z otchłani powojennego kryzysu wartości, wysiłkiem swej myśli i woli współdziałania sporo ofiarowali mojemu pokoleniu – wiele lat życia w pokoju.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

21 stycznia 2025 r.

1 A. Camus, Świadek wolności. Artykuły, wykłady i przemówienia z lat 1946–1958, tłum. J. M. Kłoczowski, Warszawa 2024.
2 A. Camus, Kryzys człowieka, wykład wygłoszony 28 marca 1946 r. na Columbia University, w: tenże, Świadek wolności, dz. cyt., s. 19.
3 Kryzys człowieka, dz. cyt., s. 25.
4 A. Camus, Potrzebny jest dialog, jeden z cyklu ośmiu artykułów opublikowanych pod tytułem Ani kaci, ani ofiary, który ukazał się pierwotnie na łamach „Combat” pomiędzy 19 a 30 listopada 1946 r., w: Świadek wolności, dz. cyt., s. 83.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” wiosna 2025.

Podziel się

4
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.