
Gdy słyszymy dziś wypowiedzi Trumpa, w tym sugestię o „ewakuacji” mieszkańców Gazy, powraca nasz największy lęk – obawa przed masowym wysiedleniem – mówi Hamada Jaber.
Wojciech Łobodziński: Rozmawiamy miesiąc po rozpoczęciu pierwszej fazy zawieszenia broni, nie wiedząc jeszcze, czy do drugiej w ogóle dojdzie. Jakie nastroje panują obecnie wśród Palestyńczyków, jakie są Pańskie spostrzeżenia?
Hamada Jaber: Nastroje wśród Palestyńczyków są teraz niezwykle złożone i wewnętrznie sprzeczne. Z jednej strony pojawiło się poczucie chwilowej ulgi po ogłoszeniu zawieszenia broni. Po ponad roku nieustających nalotów i dewastacji w Strefie Gazy każda, nawet przejściowa, przerwa w walkach wydawała się małym zwycięstwem. Przez te długie miesiące Stany Zjednoczone i społeczność międzynarodowa nie potrafiły powstrzymać ludobójstwa. Życie straciły dziesiątki tysięcy ludzi, całe rodziny zostały zamordowane, a domy, szkoły i szpitale obrócone w ruiny. Gdy więc bombardowania ustały – zaledwie dzień przed oficjalnym przejęciem władzy przez Trumpa – dla wielu był to znaczący moment.

WIĘŹ – łączymy w czasach chaosu
Więź.pl to pogłębiona publicystyka, oryginalne śledztwa dziennikarskie i nieoczywiste podcasty – wszystko za darmo! Tu znajdziesz lifestyle myślący, przestrzeń dialogu, personalistyczną wrażliwość i opcję na rzecz skrzywdzonych.
Czytam – WIĘŹ jestem. Czytam – więc wspieram
Równocześnie ta ulga pozostaje przyćmiona przez głęboki niepokój i brak zaufania. Wizerunek Trumpa w oczach Palestyńczyków jest skrajnie kontrowersyjny. Doskonale pamiętamy jego decyzje z poprzedniej kadencji: uznanie Jerozolimy za stolicę Izraela, przeniesienie tam ambasady USA, ograniczenie pomocy dla UNRWA oraz otwarte wspieranie izraelskiej ekspansji osadniczej. Dlatego, gdy słyszymy dziś wypowiedzi Trumpa po spotkaniu z Netanjahu, w tym sugestię o „ewakuacji” mieszkańców Gazy, powraca nasz największy lęk – obawa przed masowym wysiedleniem.
Obawa przed przymusowym opuszczeniem naszej ziemi nie jest abstrakcyjnym strachem. To żywa rana, która ukształtowała całą naszą tożsamość narodową. Nakba z 1948 roku, gdy ponad 700 tysięcy Palestyńczyków zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów, nie jest dla nas tylko opowieścią starszego pokolenia – to doświadczenie, które definiuje nas do dziś. Dlatego słowa Trumpa o „ewakuacji Strefy Gazy” brzmią dla nas jak powrót do najgorszego koszmaru. Nasze uczucia są więc dwojakie – cieszymy się, że bombardowania ustały, ale jednocześnie żyjemy w lęku, że to tylko cisza przed kolejną tragedią.
Trump niedawno groził Hamasowi i domagał się uwolnienia izraelskich zakładników. Jak te wypowiedzi odbierane są przez Palestyńczyków?
– Trump jest nieprzewidywalny. Kilka dni temu zagroził Hamasowi, że jeśli natychmiast nie wypuści wszystkich izraelskich zakładników, spotka go „piekło”. Taki właśnie jest Trump. Niemal codziennie wypowiada skrajne, radykalne deklaracje.
15 lutego Hamas faktycznie uwolnił trzech izraelskich zakładników, zgodnie z ustaleniami. Nie była to cała grupa, czego domagał się Trump, ale kolejne osoby zwolnione zgodnie z etapowym porozumieniem. Wszyscy mamy świadomość, że ten proces jest niezwykle delikatny i wymaga od obu stron przestrzegania ustaleń. Izrael nie zawsze to robił. Hamas groził nawet przerwaniem zwolnień zakładników z powodu naruszeń porozumienia, dotyczących pomocy humanitarnej i blokady.
Dlatego, gdy Trump wchodzi na scenę z groźbami, jego wypowiedzi bardziej szkodzą niż pomagają. Mogą podważyć delikatnie budowane porozumienie. Jego groźby tworzą medialny szum, ale realnie nie zmieniają sytuacji na miejscu.
Czy uważa Pan, że interwencja Trumpa miała ostatecznie negatywny wpływ?
– Tak, uważam, że jego zaangażowanie przyniosło więcej szkody niż pożytku. Owszem, zawieszenie broni zaczęło obowiązywać w momencie, gdy obejmował urząd, co niektórzy mogą odbierać jako jego zasługę. Jednak każdego dnia słyszymy od niego co innego – jednego dnia mówi o dążeniu do pokoju, kolejnego sugeruje przymusową ewakuację mieszkańców Gazy. Ta sprzeczność rodzi niepewność i strach. Z jednej strony wzmacnia poczucie bezkarności po stronie Izraela, który czuje się ośmielony do realizowania swojej agresywnej polityki. Z drugiej – pozostawia Palestyńczyków w stanie ciągłego napięcia i dezorientacji.
Gdy Trump wchodzi na scenę z groźbami, jego wypowiedzi bardziej szkodzą niż pomagają. Mogą podważyć delikatnie budowane porozumienie
Szczególnie niepokojące jest zbliżenie Trumpa z Netanjahu. Netanjahu od dawna wspominał o „zmniejszeniu” Strefy Gazy, a nawet o wypędzeniu jej mieszkańców do Egiptu. Gdy Trump powtórzył te koncepcje dotyczące ewakuacji, przydał im powagi – uczynił je bardziej realnymi.
Jakie wyzwania stoją teraz przed Palestyńczykami, zwłaszcza w obliczu tej niepewności związanej z Trumpem?
– Jedność – to jest dla nas kluczowa kwestia. Bez niej jesteśmy podatni na naciski z każdej strony – ze strony Trumpa, Netanjahu, czy innych graczy. Przez lata powtarzano nam, że zarówno Hamas, jak i Fatah ponoszą winę za podziały. Mówiono: „Obie strony muszą się porozumieć”. Teraz widzimy wyraźnie – zwłaszcza w ostatnim roku – że największą przeszkodą w budowaniu jedności jest prezydent Abbas i jego najbliższe otoczenie.
Hamas, pomimo swego charakteru, wielokrotnie sygnalizował gotowość do pojednania. Jeszcze przed 7 października sugerował, że jest otwarty na ograniczenie swojej kontroli nad Strefą Gazy, wspominał o wyborach i podziale władzy. Po rozpoczęciu wojny ponownie zadeklarował wolę utworzenia rządu jedności. W Pekinie doszło nawet do porozumienia, które objęło wszystkie palestyńskie frakcje, w tym Fatah. Uzgodniono powołanie rządu jedności, lecz Abbas to zignorował.
Później Egipt zaproponował stworzenie komitetu administracyjnego, który tymczasowo zarządzałby Gazą. Hamas wyraził zgodę, podobnie jak pozostałe istotne stronnictwa. Jedynie Abbas postawił weto. Trzyma się władzy kurczowo i w ten sposób szkodzi całej naszej sprawie narodowej. Organizacja Wyzwolenia Palestyny, niegdyś reprezentująca wszystkich Palestyńczyków, została przez niego sprowadzona do fasady.
Czy Abbas i jego administracja odegrali jakąkolwiek rolę w wynegocjowaniu zawieszenia broni?
– Żadną. Absolutnie żadną. Nie brali udziału w rozmowach. Negocjacje prowadzili Hamas oraz mediatorzy z Egiptu i Kataru. Abbas i Autonomia Palestyńska nie mieli tam nawet swojego przedstawiciela. Ich jedyny wkład w trakcie tej wojny był niestety negatywny. Na każdym kroku torpedowali wysiłki zmierzające do odbudowy jedności narodowej.
To szczególnie ważne, teraz gdy wszyscy zadają pytanie: co wydarzy się po wojnie? Świat nie chce, aby Hamas nadal rządził Gazą. Sam Hamas deklaruje gotowość do ustąpienia. Co w takim razie dalej? Naturalnym rozwiązaniem byłby rząd jedności – ciało technokratyczne, które reprezentowałoby wszystkich Palestyńczyków. Abbas takie rozwiązanie blokuje.
To jest bardzo niebezpieczne. Jeżeli Gaza nie zostanie szybko odbudowana, ludzie będą stamtąd wyjeżdżać – nie dlatego, że zostaną przymusowo wypędzeni przez żołnierzy, ale dlatego, że nie będą mieli dokąd wracać. Nie będzie domów, wody, szkół – niczego. To także prowadzi do wysiedlenia, tyle że w bardziej podstępnej formie.
Dużo mówi się w mediach o Gazie i zawieszeniu broni, ale sytuacja na Zachodnim Brzegu wydaje się zupełnie odmienna.
– Tak, rzeczywistość na Zachodnim Brzegu Jordanu jest całkowicie odrębna, a pod wieloma względami równie alarmująca, jak ta w Gazie – choć w przeciwieństwie do Gazy, światowe media poświęcają jej znacznie mniej uwagi. Warto zaznaczyć, że Hamas wielokrotnie deklarował, iż jedną z kluczowych przyczyn ataku 7 października była eskalacja izraelskiej polityki wobec Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu. W pierwszych dziesięciu miesiącach działalności obecnego rządu izraelskiego, który powstał na początku 2023 roku, zginęło tam ponad 200 Palestyńczyków. Zawieszenie broni, które przerwało walki w Gazie, nie objęło Zachodniego Brzegu.
Obserwujemy intensyfikację operacji wojskowych Izraela, zwłaszcza w północnej części Zachodniego Brzegu, w miastach takich jak Jenin, Tulkarm i Tubas. Izraelskie siły przeprowadzają niemal codzienne naloty, dokonują aresztowań, burzą domy i zmuszają mieszkańców do ucieczki. W ciągu zaledwie ostatniego miesiąca ponad 40 tysięcy osób musiało opuścić swoje domy. Wiele z nich to rodziny uchodźców z 1948 roku, które już raz straciły wszystko.
Równocześnie narasta przemoc ze strony osadników. Uzbrojeni osadnicy atakują palestyńskie wsie i miasteczka, blokują drogi, podpalają domy, niszczą gaje oliwne, nękają rolników. Te ataki obejmują cały Zachodni Brzeg. Często odbywają się one pod osłoną izraelskiej armii. Celem tych działań jest zastraszenie Palestyńczyków, zmuszenie ich do porzucenia swoich ziem.
Jak wygląda codzienne życie Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu w tej sytuacji?
– Zachodni Brzeg od dawna był usiany punktami kontrolnymi, ale teraz sytuacja jeszcze się pogorszyła. Przemieszczanie się między miastami i wioskami jest poważnie utrudnione. Podróż, która dawniej zajmowała godzinę, teraz może trwać co najmniej trzy godzin – o ile w ogóle się uda, bo niekiedy żołnierze nie przepuszczają nikogo. To nie tylko kwestia niedogodności; to narzędzie presji psychologicznej i gospodarczej. Firmy nie są w stanie normalnie funkcjonować, rolnicy mają problem z dotarciem na swoje pola, ludzie spóźniają się do pracy, studenci omijają zajęcia. W nagłych przypadkach medycznych karetki bywają zatrzymywane lub zawracane.
Sytuacja ekonomiczna uległa dramatycznemu pogorszeniu. Autonomia Palestyńska (PA), już wcześniej słaba i ciesząca się niewielkim poparciem, z trudem wypłaca pensje urzędnikom. Od lat pracownicy PA otrzymują tylko część wynagrodzeń – zwykle około 70%. Niedawno, zaledwie kilka dni temu, dostali 70% pensji za grudzień, wypłaconej dopiero w lutym. Ten stan trwa już od ponad czterech lat. Problemem nie są tylko pensje – to szerszy mechanizm ekonomicznego duszenia. Izrael kontroluje wpływy z podatków zbieranych w imieniu PA i regularnie je wstrzymuje lub opóźnia, używając tych środków jako narzędzia nacisku na Abbasa.
Pomoc międzynarodowa także maleje. Trump swego czasu odciął wszystkie fundusze USA dla UNRWA i zawiesił projekty USAID w Palestynie. Choć za Bidena część wsparcia została przywrócona, wcześniejsze przerwy odcisnęły trwałe piętno.
Czy uznałby Pan, że przemoc na Zachodnim Brzegu różni się od tej w Strefie Gazy również pod względem zbrojnego oporu?
– Zdecydowanie. Sytuacja na Zachodnim Brzegu odbiega diametralnie od tej w Gazie. Podczas gdy w Gazie Hamas dysponuje skrzydłem wojskowym – Brygadami al-Qassam, posiadającym zdyscyplinowane oddziały i stosunkowo zaawansowane zdolności operacyjne – na Zachodnim Brzegu nie istnieje nic o podobnej skali. Tutaj opór zbrojny ma charakter rozproszony i daleko mu do wojskowej koordynacji. Funkcjonują niewielkie grupy złożone z członków różnych frakcji – zbuntowanych odłamów Fatahu, ale też Hamasu, Islamskiego Dżihadu oraz niezależnych bojowników. Te ugrupowania zazwyczaj działają autonomicznie, pozbawione są jednolitego dowództwa, nie mają dostępu do zaawansowanej broni ani odpowiedniego przeszkolenia.
Przez ostatnie dziesięciolecie siły bezpieczeństwa Autonomii Palestyńskiej, ściśle współpracując z Izraelem, konsekwentnie tłumiły wszelkie próby tworzenia bardziej zorganizowanych struktur oporu. Ta współpraca na gruncie bezpieczeństwa oznaczała, że każdy młody Palestyńczyk podejrzewany o działalność zbrojną bądź nawet wykazujący zaangażowanie polityczne, był zatrzymywany – czy to przez Izraelczyków, czy przez władze Autonomii Palestyńskiej. To zablokowało możliwość rozwinięcia jakiejkolwiek spójnej siły militarnej na Zachodnim Brzegu. Obecnie mamy do czynienia głównie z lokalnymi grupami – młodymi ludźmi, nierzadko nastolatkami. Ich akcje są raczej symbolem oporu i desperacji.
Izraelskie władze jednak wielokrotnie wyolbrzymiają zagrożenie płynące ze strony tych grup, wykorzystując je jako pretekst do prowadzenia brutalnych operacji wojskowych. W rzeczywistości te luźne struktury nie stanowią poważnego zagrożenia militarnego. Zachodni Brzeg jest zbyt silnie podzielony i nieustannie obserwowany, by taki opór mógł nabrać bardziej zorganizowanej formy.
Sześć miesięcy temu sondaże wskazywały, że niemal 70 proc. Palestyńczyków postrzegało Autonomię Palestyńską jako balast, a 62 proc. opowiadało się za jej rozwiązaniem, mimo że PA pozostaje największym pracodawcą i dostawcą usług na Zachodnim Brzegu. Jak obecnie wygląda tam scena polityczna?
– Autonomia Palestyńska osiągnęła najniższy poziom zaufania społecznego w swojej historii. W oczach wielu Palestyńczyków straciła resztki autorytetu. Prezydent Abbas jest postrzegany jako lider oderwany od rzeczywistości, skoncentrowany na utrzymywaniu swojej pozycji kosztem reprezentowania narodowych interesów. Pod jego rządami Organizacja Wyzwolenia Palestyny – niegdyś instytucja integrująca wszystkie palestyńskie siły polityczne – została pozbawiona znaczenia.
Co więcej, nowy amerykański prezydent zasugerował, że Izrael mógłby dokonać aneksji części lub nawet całości Zachodniego Brzegu. Choć sama idea aneksji nie jest nowa, to fakt, że mówi o niej otwarcie lider największego światowego mocarstwa, nadaje jej niepokojącą powagę. Równolegle wróciły też koncepcje sprzed lat – według jednej Jordania miałaby przejąć administrację nad częścią Zachodniego Brzegu, podobnie jak Egipt mógłby zostać zaangażowany w zarządzanie Gazą. Te propozycje zyskują na popularności, bo PA jest zbyt słaba, by przejąć kontrolę nad sytuacją. W tej politycznej próżni mnożą się niebezpieczne pomysły, których realizacja mogłaby jeszcze bardziej podkopać palestyńskie aspiracje do samostanowienia.
Czy dostrzega Pan jakiekolwiek powody do optymizmu w obecnej sytuacji?
– Niestety nie. Przez ostatnie piętnaście lat byliśmy świadkami stopniowego rozmontowywania instytucji, które niegdyś stanowiły trzon palestyńskiej wspólnoty narodowej. Struktury, z których jako Palestyńczycy byliśmy dumni – OWP, Autonomia Palestyńska, partie polityczne, a także dynamicznie rozwijające się organizacje społeczeństwa obywatelskiego – uległy erozji.
Spójrzmy na OWP – niegdyś ciało reprezentujące wszystkich Palestyńczyków, zarówno tych żyjących pod okupacją, jak i w diasporze. Dziś to instytucja fasadowa, z nazwy wciąż istniejąca, lecz pozbawiona realnego wpływu. Z kolei Autonomia Palestyńska, która miała być tymczasową strukturą przejściową prowadzącą nas ku niepodległości, stała się zbiurokratyzowanym tworem, skupionym bardziej na utrzymaniu władzy i współpracy w zakresie bezpieczeństwa z Izraelem, niż na obronie praw Palestyńczyków.
Partie polityczne, zwłaszcza Fatah, uległy wewnętrznemu rozkładowi, w czym niemały udział miały działania prezydenta Abbasa, który systematycznie marginalizował wszelkie niezależne głosy wewnątrz ruchu. Społeczeństwo obywatelskie, które w przeszłości było siłą napędową oddolnej mobilizacji i dawało ludziom narzędzia do samoorganizacji, zostało niemal całkowicie stłamszone.
Miałem okazję współpracować z Palestyńskim Centrum Badań Politycznych i Ankietowych – organizacją, która przez lata dostarczała bezcennych danych o nastrojach społecznych. Było to narzędzie pozwalające zarówno obywatelom, jak i decydentom podejmować świadome decyzje, zwłaszcza po arbitralnym rozwiązaniu parlamentu przez Abbasa w 2018 roku. Gdy ostatnio zapytałem, dlaczego nie opublikowano grudniowego badania – co nie zdarzyło się od trzydziestu lat – usłyszałem, że to wynik restrykcji narzuconych przez Autonomię Palestyńską.
Patrząc na ten stan rzeczy, nie dostrzegam siły – widzę rozpad i słabość.
A jak ocenia Pan działania państw arabskich, czy doszło do wzmocnienia ich roli w negocjacjach?
– Rzeczywiście, niektóre państwa arabskie, szczególnie Egipt i Jordania, stawiły opór najbardziej radykalnym propozycjom Trumpa, takim jak przymusowa ewakuacja mieszkańców Strefy Gazy czy przyjmowanie uchodźców. Jednak ich postawa wynika bardziej z troski o własną stabilność wewnętrzną niż z głębokiego zaangażowania w sprawę palestyńską. Jeśli uznają, że ich interesy są zagrożone, mogą w każdej chwili zmienić kurs i pójść na daleko idące kompromisy.
Wielu Izraelczyków wierzy szczerze, że ich wojsko atakuje wyłącznie „terrorystów”. Nie widzą zdjęć zbombardowanych domów, ciał dzieci wydobywanych spod gruzów ani rodzin żyjących w prowizorycznych namiotach
Kluczowy problem pozostaje niezmienny: nikt nie będzie bardziej oddany sprawie palestyńskiej niż sami Palestyńczycy. Państwa arabskie mogą być sojusznikami, mogą okazywać solidarność, lecz nie zastąpią naszej własnej determinacji i siły politycznej. To dlatego rozłam i słabość naszych wewnętrznych struktur stanowią tak poważne zagrożenie.
Niedawno natknąłem się na sondaż opublikowany przez Al-Monitor, z którego wynika, że blisko 69 proc. Izraelczyków popiera plan Trumpa zakładający ewakuację ludności Strefy Gazy. Czy taki wynik Pana zaskoczył?
– To niezwykle niepokojące, choć niestety nie budzi zaskoczenia. Gdyby podobna propozycja wyszła bezpośrednio od izraelskiego rządu, poziom poparcia mógłby być niższy. Jednak fakt, że inicjatywa pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, sprawia, że wielu Izraelczyków czuje się zwolnionych z moralnej odpowiedzialności.
Większość izraelskich obywateli jest odcięta od prawdziwego obrazu sytuacji w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu. Media odegrały tu wyjątkowo szkodliwą rolę, systematycznie filtrując informacje tak, by chronić opinię publiczną przed pełnym obrazem działań własnej armii oraz aktów przemocy ze strony osadników. Po 7 października narracja stała się jeszcze bardziej jednostronna – Izraelczycy zostali utwierdzeni w przekonaniu, że są jedynymi ofiarami.
Na bieżąco śledzę izraelskie media i uderzające jest, jak marginalnie poruszane są tematy zniszczeń w Gazie czy brutalnych ataków osadników na Zachodnim Brzegu. Wielu Izraelczyków wierzy szczerze, że ich wojsko atakuje wyłącznie „terrorystów”. Nie widzą zdjęć zbombardowanych domów, ciał dzieci wydobywanych spod gruzów ani rodzin żyjących w prowizorycznych namiotach. Skutkiem tego jest społeczeństwo niedoinformowane, a przez to zobojętniałe. Gdy więc słyszą o planie przymusowej ewakuacji Gazy, nie kojarzą tego z czystką etniczną – widzą w tym jedynie narzędzie mające poprawić ich bezpieczeństwo.
Pana zdaniem, Netanjahu może w którymś momencie odwrócić się od Trumpa, czy istnieje ryzyko, że premier Izraela wykorzysta uwolnienie zakładników jako pretekst do wznowienia działań wojennych?
– Zawsze istnieje ryzyko, że Netanjahu zdecyduje się na powrót do wojny. Jego sojusz z Trumpem opiera się przede wszystkim na pragmatycznym interesie politycznym, a nie na głębokiej lojalności. Priorytetem Netanjahu jest utrzymanie się przy władzy, a jeśli uzna, że ofensywa militarna mu w tym pomoże, prawdopodobnie się na nią zdecyduje.
Trump, choć podkreślał znaczenie zawieszenia broni, jednocześnie zasugerował, że użycie siły wobec Hamasu jest wciąż dopuszczalne, jeśli ten będzie opierał się jego planom. Netanjahu z łatwością mógłby uzasadnić powrót do działań wojennych, twierdząc, że Hamas torpeduje amerykańskie propozycje, w tym plan ewakuacji mieszkańców Gazy. Uwolnienie zakładników mogłoby z kolei zmniejszyć naciski izraelskiej opinii publicznej, która obecnie domaga się ich bezpiecznego powrotu. Po spełnieniu tego celu Netanjahu mógłby uznać, że ponowne uderzenie na Gazę nie spotka się już z taką krytyką.
Hamas jest tego świadomy. Dlatego stara się przedłużyć rozejm i włączyć do porozumień konkretne gwarancje dotyczące pomocy humanitarnej oraz odbudowy zniszczonej infrastruktury. Niemniej, przyszłość Strefy Gazy pozostaje niejasna. Netanjahu nie zamierza dopuścić do ponownego przejęcia władzy przez Hamas. Trump z kolei nie chce powrotu Autonomii Palestyńskiej w obecnym, osłabionym kształcie. Sama PA jest zbyt rozbita i zdyskredytowana, by skutecznie przejąć zarządzanie terytorium. Ta polityczna próżnia może łatwo doprowadzić do kolejnej rundy konfliktu, w której Netanjahu będzie miał przyzwolenie Trumpa, by działać bez ograniczeń.
***
Hamada Jaber jest palestyńskim analitykiem politycznym i badaczem urodzonym w Jerozolimie. Jest związany ze środowiskiem Palestinian Center for Policy & Survey Research (PCPSR), niezależną instytucją non-profit i think tankiem. Centrum zostało założone w celu rozwijania nauki i wiedzy na temat bezpośrednich kwestii dotyczących Palestyńczyków w trzech obszarach: polityki wewnętrznej i rządu, analizy strategicznej i polityki zagranicznej oraz badań opinii publicznej i badań ankietowych. Hamada Jaber jest także działaczem politycznym, współzałożycielem i członkiem zarządu One State Foundation (OSF), fundacji oficjalnie założonej w 2017 r. w Holandii, zrzeszającej palestyńskich, izraelskich i międzynarodowych członków i sympatyków w celu promowania rozwiązania jednopaństwowego wśród Palestyńczyków i Izraelczyków, a także podmiotów międzynarodowych.
***
Zgodnie z Porozumieniem Gaza-Jerycho z 1994 r. zawartym między Organizacją Wyzwolenia Palestyny a rządem Izraela, Autonomia Palestyńska została ustanowiona jako organ przejściowy na okres pięciu lat. Oczekiwano, że w tym czasie odbędą się dalsze dyskusje między obiema stronami na temat ostatecznego statusu Palestyny. Zgodnie z porozumieniami z Oslo, Autonomii Palestyńskiej powierzono odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa i rozwiązywanie problemów cywilnych na obszarach miejskich Palestyny („Obszar A”). Dodatkowo jej zadaniem było zajmowanie się sprawami cywilnymi na obszarach wiejskich kraju („Obszar B”). Pozostałe regiony, obejmujące izraelskie osiedla, region Doliny Jordanu i obwodnice łączące palestyńskie społeczności, pozostały pod izraelską administracją. Porozumienia nie obejmowały Wschodniej Jerozolimy.
Władze stopniowo zdobywały władzę nad niektórymi regionami poprzez negocjacje z wieloma izraelskimi administracjami. Jednak podczas Drugiej Intifady Siły Obronne Izraela (IDF) odbiły niektóre strategicznie ważne miejsca.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.
Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.
Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:
W następstwie Drugiej Intifady Izrael podjął jednostronną decyzję o wycofaniu się ze Strefy Gazy w 2005 roku. Utorowało to drogę Autonomii Palestyńskiej do przejęcia pełnej kontroli administracyjnej nad terytorium, podczas gdy Izrael zachował władzę nad przejściami granicznymi, przestrzenią powietrzną i wodami przybrzeżnymi.
Po palestyńskich wyborach parlamentarnych, które odbyły się 25 stycznia 2006 r., Hamas wysunął kandydaturę Ismaila Haniyeha na stanowisko premiera Autonomii. Jednak wybuch przemocy między Hamasem a Fatahem, w dużej mierze ograniczony do Strefy Gazy, doprowadził do poważnego wyzwania dla palestyńskiej administracji jedności narodowej. Po przejęciu Strefy Gazy przez Hamas 14 czerwca 2007 r. Mahmoud Abbas, przewodniczący Autonomii, podjął decyzję o obaleniu rządu jedności kierowanego przez Hamas, zainstalowaniu Salama Fayyada na stanowisku premiera i zdymisjonowaniu Haniyeha. W wyniku odmowy Hamasu uznania tej zmiany, na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy istnieją obecnie dwa odrębne rządy. Dotychczasowe wysiłki zmierzające do pogodzenia palestyńskich administracji nie powiodły się.
Przeczytaj również: Ćwiczenia z bezradności. Czy na Bliski Wschód można spojrzeć personalistycznie?