Zima 2024, nr 4

Zamów

Wiara jest przekazywana przez sposób życia, a nie przez napominanie

Fot. Pexels

To, co rodzice biorą za „niewiarę” swoich dzieci, może oznaczać wiele różnych postaw. Może być odejściem od wiary albo odejściem od sposobu wiary praktykowanego przez rodziców. Może też być czymś zupełnie innym.

Ksiądz z Katowic opowiadał ostatnio o powtarzającej się sytuacji na kolędzie. Pracuje w parafii blisko centrum, kolęda jest na zaproszenie. Raz po raz podczas takiej wizyty czuje się jak szaman zaproszony/zatrudniony do wykonania stosownych obrzędów. Próby rozmowy, najprostsze pytania o więzi z parafią, ujawniają zupełny brak wiedzy domowników, którzy zaprosili księdza po kolędzie, oraz brak zainteresowania tymi tematami. Nic dziwnego, że ten ksiądz nie czuje się w takich sytuacjach dobrze. Gdy szukałem komentarza teologicznego do tych sytuacji, przypomniał mi się fragment z przemówienia Franciszka o pobożności ludowej:

podeszła kobieta z kilkoma świętymi obrazkami w ręku i zwróciła się do księdza, dobrego teologa: „Ojcze, pobłogosławisz je?”. Ksiądz, z poważną teologią, odpowiedział jej: „Ale, proszę pani, czy była pani na Mszy?”. – „Tak, padrecito (ojczulku)”. – „A czy wie pani, że pod koniec Mszy wszystko jest błogosławione?”. – „Tak, padrecito”. – „A czy wie pani, że błogosławieństwo Boga pochodzi od Niego?”. – „Tak, padrecito”. W tym momencie podszedł inny ksiądz, który zawołał mojego znajomego: „O! Jak się masz?”. A kobieta, która tyle razy mówiła „tak, padrecito”, zwróciła się do tamtego: „Ojcze, pobłogosławisz mi je?”. Istnieje współudział, zdrowy współudział, który szuka błogosławieństwa Pana Boga i nie akceptuje uogólnień [1].

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Można wskazywać na duże różnice między kobietą, o której wspomniał Franciszek, a mieszkańcami miasta, którzy poprosili o wizytę duszpasterską. Ta kobieta była głęboko pobożna, praktykująca. Natomiast opisane sytuacje kolędowe wskazują na ludzi, którzy nie chodzą regularnie do kościoła i – ujmując szerzej – ich praktyki pobożne są znikome.

Mimo to uważam za uprawnione zestawienie tych dwóch sytuacji i odniesienie Franciszkowej refleksji o pobożności ludowej do sytuacji kolędy wielkomiejskiej. Kluczowy jest fakt, że kolęda odbywała się na zaproszenie. Gdyby to była wizyta tylko zapowiedziana w ogłoszeniach parafialnych, a ksiądz pukał do każdych drzwi, powyższe zestawienie byłoby nieuprawnione.

Punktem oparcia, podobieństwem uzasadniającym zastosowanie analogii, jest fakt, że ktoś z domowników samodzielnie wykonał gest, zaprosił księdza katolickiego. Jest niesłychanie łatwo zobaczyć w tym zachowaniu resztki umierającej tradycji, jakieś lęki wzbudzane przez pytania z gatunku: „co powie rodzina?”, albo lęki zabobonne. Ale zobaczenie pośród tych wszystkich narzucających się i widocznych w trakcie wizyty duszpasterskiej motywów iskry wiary, szczerego pragnienia błogosławieństwa, nie musi być świadectwem naiwności ani przejawem myślenia życzeniowego duszpasterza.

To może być spojrzenie wiary, czyli potraktowanie tych ludzi według logiki wiary, a nie logiki podejrzeń. Z takiego spojrzenia wypływa udzielenie błogosławieństwa bez prób egzaminowania ich z wiedzy o parafii, Kościele, o prawdach wiary. Takie błogosławieństwo jest świadectwem wiary i duszpasterskiej miłości kolędującego księdza. A tego, jak Bóg będzie działał w sercach ludzi pobłogosławionych – nie wiadomo. Tylko czasami, bardzo rzadko, po miesiącach lub latach docierają wieści o tym, co w ludzkim życiu zmieniło takie błogosławieństwo kolędowe.

Przyciąganie, nie prozelityzm

Zbigniew Nosowski w edytorialu do tygodnika „Więź co Tydzień” z 19 grudnia 2024 wspomina o refleksji wypowiedzianej na spotkaniu warszawskiego KIK-u na temat „(Nie)wierzące dzieci wierzących rodziców?”. Z takimi sytuacjami w ostatnich latach wielokrotnie się spotykałem. Jest to doświadczenie na tyle częste, że można je określić jako doświadczenie pokoleniowe, a więc warte teologicznego komentarza.

Najbardziej podoba mi się postawa tych wierzących rodziców, którzy nie przeżywają tej sytuacji dramatycznie i zachowują serdeczne, żywe więzi rodzinne. Gdy spotkań i rozmów rodzinnych jest wiele, ale ten temat ani nie wraca zbyt często, ani nie wisi w powietrzu jako niewypowiedziane, ale ciążące pytania: Dlaczego? Kiedy wreszcie pójdziesz do Kościoła? Co ze ślubem? I inne. Kiedy – mówiąc kolokwialnie – nie ma tematu.

Żywa wiara w domu ma duży wpływ na całe życie dzieci, ale przekaz wiary nie działa automatycznie. Wiara żyje w głębi ludzkiego serca

ks. Jan Słomka

Udostępnij tekst

Pisząc to, mam na myśli konkretne, znane mi rodziny. Czasem jednak spontanicznie zachowując takie nastawienie, rodzice miewają wyrzuty sumienia, że nie podejmują jakichś działań. Gdy ktoś z nich mnie pyta, jak mają się zachować – odpowiadam: zostawić wolność dzieciom. Choćby dlatego, że marudzenie i zrzędzenie albo szantaże emocjonalne w sprawach wiary są przeciwskuteczne. Jedynie skutecznie niszczą więzi rodzinne.

Rodzicom, którzy mają wyrzuty sumienia, że nie robią wystarczająco dużo dla ocalenia wiary swoich dorastających dzieci, i pod wspływem tych wyrzutów podejmują różne nerwicowe działania, przypominam, że wiara jest łaską, a prozelityzm jest wprost napiętnowany, jako sprzeczny z tą naturą wiary – Bożego daru, działania Ducha. „Kościół nie rośnie przez prozelityzm, ale «przez przyciąganie»” (Eg 14).

Ale często rodzicom w takiej sytuacji jest po prostu ciężko na duszy. Mają poczucie winy albo pretensje do swoich dorastających i dorosłych dzieci. Potrzebują pomocy.

Trudna religijna wolność

Postulat, aby dorastającemu dziecku zostawić wolność religijną, może być dla rodziców trudny do spełnienia. Muszą wykonać pracę duchową, samych siebie przemienić wewnętrznie, aby być zdolnymi do faktycznego poluzowania. Na pewno nie wystarczy nawet z najszczerszą intencją głośno wypowiedziana wobec dziecka deklaracja: „zostawiam Ci wolność”. W tej pracy ważna może być warstwa psychoterapeutyczna, ale najważniejsza jest przemiana duchowa rodzica, która zaczyna się od powierzenia Bogu swojego dziecka, także jego drogi wiary-niewiary.

W takiej pracy duchowej pomocne może być rozbrojenie prostej dychotomii: wierzący – niewierzący. To, co rodzice biorą za „niewiarę” swoich dzieci, może oznaczać wiele różnych postaw. Może być odejściem od wiary albo odejściem od sposobu wiary praktykowanego przez ich rodziców. Może też być czymś zupełnie innym. Tego nie wiadomo i – co ważniejsze – nie jest obowiązkiem rodziców znajdowanie odpowiedzi na te pytania. Tym bardziej nie powinni oni domagać się odpowiedzi na te pytania od swoich dzieci.

Jeżeli chodzi o wiarę – dorastające i dorosłe dzieci muszą być niezależne od rodziców. W tej kwestii pępowinę trzeba odciąć stanowczo. Słowa Benedykta XVI i Franciszka krytykujące prozelityzm są istotną wskazówką w relacji rodzic–dorastające i dorosłe dziecko. W tej relacji wiara jest przekazywana przez sposób życia, a nie przez napominanie i dopytywanie.

Gdy dzieci porzucają praktyki religijne, obojętnieją wobec wiary, w rodzicach może rodzić się nie tylko pytanie o to, czego wobec dzieci zaniedbałem, ale także pytanie, czy takie porzucanie religii przez dzieci nie jest świadectwem poważnego braku w mojej wierze. Na to pytanie trzeba sobie jakoś odpowiadać, ale nie przeceniałbym siły tego powiązania. Żywa wiara w domu ma duży wpływ na całe życie dzieci, ale przekaz wiary nie działa automatycznie. Wiara żyje w głębi serca ludzkiego. Jest przeżywana we wspólnocie, ale wspólnota wiary nie zawsze jest tożsama ze wspólnotą więzi rodzinnych.

Światło ponad czasem

Żyjemy w czasie i miejscu wyjątkowo szybkich przemian kulturowych, w tym religijnych. Dominujące w publicystyce rozróżnienie na pokolenia X,Y, Z nie jest tylko trywialnym wytrychem. Wskazuje, że kilkanaście lat różnicy w dacie urodzenia oznacza znacząco inne kulturowe okoliczności dorastania.

Badania statystyczne pokazują, że Polska jest obecnie najszybciej laicyzującym się krajem Zachodu. A więc różnice w praktykach i deklaracjach religijnych między pokoleniami X, Y i Z są w Polsce wyjątkowo duże. To jest społeczny i kulturowy kontekst wewnątrzrodzinnych międzypokoleniowych sytuacji, o której tu piszę.

Wesprzyj Więź

Socjologiczne i psychologiczne diagnozy tej sytuacji są liczne i pomagają w jej zrozumieniu. Ale nie zastąpią one spojrzenia w wierze. Wiara jest światłem, które pozwala widzieć rzeczywistość w Bogu. Można ją też nazwać światłem transkulturowym, bo pozwala nam spojrzeć z dystansu na wspomniane wyżej diagnozy. Światło wiary nie unieważnia ich, tylko je relatywizuje. Jest to światło miłości. A więc także w bliskich rodzinnych więziach, w relacjach rodziców i dzieci, to światło miłości pozwala zobaczyć wszystkie te trudne sytuacje w Bogu, czyli powierzyć je Bogu. I nie podpowiadać Mu, jak powinien je prowadzić.

[1] Podróż apostolska do Ajaccio: Sesja zamykająca kongres „La Religiosité Populaire en Méditerranée” w „Palais des Congrès et d’Exposition d’Ajaccio”, 15 grudnia 2024.

Przeczytaj również: O co modlą się ateiści?

Podziel się

3
1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.