To ostatni dzwonek na prawdziwe stanięcie po stronie ofiar, na jednoznaczne, głośne stanowisko sprzeciwiające się agresji Izraela i eksterminacji narodu palestyńskiego.
Publikujemy artykuł polemiczny Anny Kluczyk, który powstał w reakcji na teksty „Rok po 7 października” Stanisława Krajewskiego i „Ćwiczenia z bezradności. Czy na Bliski Wschód można spojrzeć personalistycznie?” Bartosza Bartosika
W chwili, gdy strzepujesz pyłek,
jesz posiłek, sadzasz tyłek
na kanapie, łykasz wino –
ludzie giną.
W miastach o dziwacznych nazwach
grad ołowiu, grzmot żelaza:
nieświadomi, co ich winą,
ludzie giną.
W wioskach, których nie wyśledzi
wzrok – bez krzyku, bez spowiedzi,
bez żegnania się z rodziną
ludzie giną.
„Piosenka o Bośni”, Josif Brodski (przekł. Stanisław Barańczak)
W rocznicę ataku bojowników Hamasu na przygraniczne izraelskie miejscowości ukazał się na łamach Więź.pl artykuł Bartosza Bartosika, „Ćwiczenia z bezradności. Czy na Bliski Wschód można spojrzeć personalistycznie?”. Artykuł zaczyna się odniesieniem do tekstu autorstwa Stanisława Krajewskiego „Rok po 7 października”. Ten ostatni w wielu miejscach głosi hipotezy niepoparte dowodami (np. sugeruje wyższą niż ostatecznie potwierdzoną liczbę ofiar z 7 października 2023 r.; spekuluje, że ofiar cywilnych w Strefie Gazy może być „mniej więcej tyle, co wojskowych”; twierdzi, że „wewnątrz lub obok mieszkań, szpitali, szkół i meczetów są składy broni, wyrzutnie rakiet, stanowiska ogniowe”). Mija się z prawdą, twierdząc, że liczby ofiar Palestyńczyków „nie da się zweryfikować i może być przesadzona” czy, że przed 1947 r. nie wspomina się o Palestyńczykach (a jedynie o Arabach), a nadto jeszcze, że dostawy żywności do Gazy w trakcie trwającego konfliktu były wystarczające, ale źle dystrybuowane.
Stanisław Krajewski przedstawia fakty w sposób oderwany od kontekstu. Mówi o źródle tej „wojny” (nie jest to moim zdaniem adekwatne określenie, o czym nieco więcej jeszcze napiszę) w negowaniu prawa Izraela do istnienia i twierdzi, że głównym powodem śmierci cywili jest używanie ich przez Hamas jako żywe tarcze. Uważa, że cała ludność Gazy była przeganiana z miejsca na miejsce, aby nie być na linii frontu. Tekst Krajewskiego powiela propagandę rządu izraelskiego, legitymizującą aktualnie dokonywaną w Palestynie rzeź. Jego teza i intencje są jednak na tyle oczywiste, że zakładam, iż tekst nie trafi do osób, które opinii na ten temat nie mają: raczej przekonuje już przekonanych.
Artykuł Bartosza Bartosika natomiast miał być głosem wyważonym, biorącym pod uwagę dwie strony dyskusji, analizującym argumenty podnoszone przez obie strony i próbującym zmieścić empatię, ale i krytykę stanowisk – nazwijmy je w uproszczeniu – proizraelskiego i propalestyńskiego. Paradoksalnie to ten tekst jest groźniejszy: przebrany w strój intelektualnej i empatycznej dywagacji jest niczym innym, jak moralnie wątpliwym zatarciem granicy między ofiarą i katem w trwającym ludobójstwie.
Pułapki umywania rąk
Bartosik deklaruje, że artykuł ma „spróbować odpowiedzieć na pytanie: z kim należy sympatyzować w coraz bardziej brutalnym konflikcie bliskowschodnim?”. Zastanawiam się, jak to świadczy o nas wszystkich: mając dostęp do codziennych nagrań prosto z Palestyny, potrzebujemy kilku stron rozważań, żeby podjąć decyzję, z kim mamy sympatyzować. Z tekstu dowiadujemy się, że odpowiedź nie jest oczywista. Przyjrzyjmy się tej argumentacji, wpisującej się w szkodliwą i wzmacnianą od lat narrację „konflikt palestyńsko-izraelski jest tak wyjątkowo skomplikowany, że nie sposób zająć stanowisko”.
Na wstępie swojego artykułu redaktor naczelny Więź.pl umywa ręce: dowiadujemy się, że wszyscy jesteśmy podzieleni, ale równocześnie wszyscy mamy trochę racji i nikomu nie da się dogodzić. Tak duże zastrzeżenie na początku tekstu zdejmuje z autora kilka odpowiedzialności: nie należy oczekiwać żadnego stanowiska, rozważane argumenty będą miały tylu zwolenników, co przeciwników i są one w dużej mierze cytowane, nie odautorskie.
Faktycznie, wielokrotnie przytaczane są opinie bezimiennych person, co dodatkowo rozmywa wyrazistość dyskusji i usuwa jej aktorów: „takie postawienie sprawy może spotkać się z zarzutem…”, „możemy mówić o tym, że…”, „ktoś powie, że…”, „inny zwróci uwagę, że…”, „ktoś jeszcze wskaże…”. Rozważamy za i przeciw wyimaginowanych stron, nie wiedząc ani kto tak myśli, ani dlaczego, czy jest przeciętnym zjadaczem chleba, propagandową gazetą czy ekspertem ds. międzynarodowych konfliktów.
Przez ten zabieg rozmowa przypomina te z kategorii sporu o gotowaniu jajek na twardo: ktoś powie, że lepiej je wkładać do zimnej wody, bo nie pękną, inny zwróci uwagę, że do ciepłej, bo lepiej można kontrolować czas gotowania. Udało nam się miękko wylądować z dywagacją o ludobójstwie na naszych bezpiecznych, uprzywilejowanych, kuchennych blatach. Możemy teraz pogadać o naszej bezradności.
Bezradność w obliczu niewygodnej historii
Jedynie cztery zdania z artykuły Bartosika odnoszą się do tego, co jest kluczowe dla uczciwej rozmowy o tym, co wydarzyło się 7.10: „Przecież konflikt izraelsko-palestyński nie zaczął się rok temu. Można zacząć jego opowieść od 1948 roku. Albo 1920, 1916, czy w ogóle cofać się stopniowo do czasów biblijnych. Możemy mówić o tym, że Izrael sam stosuje terror państwowy wobec Palestyńczyków na okupowanych terytoriach, a terror jest odpowiedzią na terror”.
Zaczyna się dobrze, bo wracamy do roku 1948, kiedy ma miejsce Nakba, z arabskiego „katastrofa”: czystki etniczne i ucieczka 750 tysięcy Palestyńczyków z ich wiosek, w których rozsiada się nowe państwo, Izrael. Mają też miejsce masakry (o jednej z nich polecam doskonały izraelski film „Tantura” w reżyserii Alona Schwarza). Żyjący do dzisiaj zbrodniarze nie mają poczucia, że ich przemoc była czymś nagannym i że życie usuniętych z drogi Palestyńczyków miało jakąś wartość. Taki pogląd na tę kartę historii wyznaje ogół społeczeństwa oraz podręczniki do historii.
Bartosik nie odnosi się jednak do tych wydarzeń, a wpisuje się w znaną dobrze narrację pt. „no dobrze, to może cofniemy się do czasów biblijnych”; sprowadza rozmowę do absurdu, groteski i w ten sposób odwraca uwagę od wydarzeń historycznych, do których zdecydowanie warto byłoby się cofnąć. Zamiast tego zostajemy z nic nie wnoszącym głosem „kiedyś mieszkali tu jedni, potem drudzy, nie ma sensu wnikać”. Czy dlatego, że mogłoby się okazać, że Palestyńczycy mają prawo do obrony swoich terytoriów, do trwania na ziemi swoich przodków?
Należy jednoznacznie i głośno potępić działania Izraela jako państwa: od przeprowadzanego od roku ludobójstwa, przez trwający od dekad apartheid, po czystki etniczne i okupację
Skądinąd to fakt, który nieustannie jest negowany przez slogan „ziemi bez ludzi dla ludzi bez ziemi” [1], fałszywie sugerujący, że w 1948 roku Palestyna była pustynią bez społeczeństwa, osad, kultury. Ale – zgodnie z narracją tekstu – przecież nikt z nas nie jest historykiem, nie rozwikłamy tej zagadki. Co więcej, wygląda na to, że nawet historycy nie są w stanie jej rozwikłać. Lekcja bezradności odrobiona. Zostaliśmy zwolnieni z konieczności posiadania własnego zdania na ten temat.
Autor niestety również nie rozwija ważnego stwierdzenia, że Izrael stosuje terror wobec Palestyńczyków. A przecież od 2007 roku państwo żydowskie stosuje de facto oblężenie Strefy Gazy, kontrolując dostęp do prądu (którego brakuje, gdyż dociera tam tylko ok. 50 proc. zapotrzebowania), co torpeduje funkcjonowanie wszelkiej infrastruktury od szpitali po kanalizację; ustalając na osobę limit kalorii na osobę, jaka może wjechać do Strefy w formie produktów żywnościowych; kontrolując ruch wszelkich dóbr oraz ludzi. Od dekad na szyjach Palestyńczyków zaciska się pętla apartheidu. Nadal jest kradziona ich ziemia, odbierane majątki, zabijani i porywani są obywatele. Okazuje się, że to jednak wciąż nie jest wystarczający argument za tym, żeby wiedzieć, kto jest ofiarą w tym konflikcie, bo przecież 7 października…
Adwokat diabła by się nie powstydził
W dalszej części artykułu pada stwierdzenie, że odpowiedź Izraela na atak z 7 października jest „brutalna i zdecydowanie nieadekwatna”. Autor wprost mówi o świadkach zbrodni wojennych wojska izraelskiego, jak i o niedoszacowanej pięciokrotnie lub więcej, acz nadal astronomicznej, liczbie ponad 40 tysięcy ofiar śmiertelnych po stronie palestyńskiej. Wydawałoby się, że nic tylko krzyknąć: „stop rzezi niewinnych!”, jednak bezradność okazuje się być silniejsza.
Najpierw dowiadujemy się, że „różne niezależne źródła” (dlaczego nie jest podane, jakie dokładnie?) określają, że cywile wśród ofiar to min. 60 proc. Ministerstwo Zdrowia Gazy w lutym podało, że 44 proc. ofiar to dzieci, ONZ w maju potwierdziło, że 53 proc. zidentyfikowanych ofiar to kobiety i dzieci. Podobne liczby cytuje WHO w tym samym czasie, a raport OHCHR z początku listopada br. potwierdza, że niemal 70 proc. ofiar to kobiety i dzieci (i nazywa działania wojska izraelskiego „systematycznym łamaniem podstawowych zasad międzynarodowego prawa humanitarnego”).
Zaznaczmy, że szacowanie liczby ofiar cywilnych vs niecywilnych opiera się na przypuszczeniach. Wspomniane Ministerstwo Zdrowia nie prowadzi takich statystyk, a inne źródła, próbujące określić tę proporcję, opierają się na różnych założeniach. Aby jednak ofiary cywilne stanowiły raptem 60 proc., właściwie każdy mężczyzna oraz część kobiet lub dzieci musieliby być nie-cywilami, co jest po prostu absurdalną statystyką i sugeruje, że znacznie bliższa prawdy może być wspomniana w tekście wartość powyżej 80 proc.[2]
Następnie w tekście Bartosika cytowane są kolejne argumenty „wirtualnych person”. Przytoczę trzy z nich.
Po pierwsze „celem operacji jest obrona własnej ludności”. Po roku izraelskich nalotów na szpitale, szkoły, obozy dla uchodźców, po wysadzaniu świątyń i uczelni, po porwaniach, gwałtach i torturach cywili w katowniach, po podrzucaniu ciężarówek pełnych rozkładających się ciał, którym brakuje organów, rozkopywania cmentarzy, szabrowania domów, blokowania pomocy humanitarnej; strzelania w oznakowane karetki, samochody organizacji pomocowych i dziennikarzy; po roku obracania Gazy w miejsce z największą proporcją dzieci z amputowanymi kończynami na świecie we współczesnych czasach[3]
Po drugie „liczba ofiar, zwłaszcza cywilnych, podawana przez armię izraelską jest niższa” – przywołane zostaje kłamstwo powtarzane do znudzenia przez władze Izraela. Liczby uznane są za wiarygodne m.in. przez ONZ, WHO i co najciekawsze, wywiad izraelski. Nie rozumiem celu przedrukowywania tych kłamstw w artykule, szczególnie, że sam autor cytuje Lancet jako wiarygodne źródło szacunków, że ofiar może być i ponad 180 tys.
Po trzecie: „cywile byli bezpośrednim celem ataku Hamasu, a armia izraelska walczy z terrorystami, wobec czego cywile są przypadkowymi ofiarami”. Tak, 7.10 zostali zaatakowani cywile w kibucach, przygranicznych miejscowościach czy na festiwalu. Niemniej może warto wspomnieć, że śmiertelne ofiary cywilne ataku tego dnia stanowią niższy odsetek niż w przypadku ofiar w Palestynie. Porównuję te proporcje jedynie po to, aby wskazać, że przywołany argument jest manipulacją, szczególnie w jego drugiej części (ofiary cywilne w Strefie Gazy są jedynie przypadkowe), czemu przeczą nie tylko statystyki przywołane już wyżej, ale również rodzaj użytej broni i cele bombardowań. Jeśli autor decyduje się go przytoczyć (być może nawet się z nim nie zgadza?), to ponownie mam wątpliwość, czy służy to czemukolwiek innemu, jak jedynie podtrzymaniu fałszywej wizji zasadnych argumentów po obu stronach[4]
Bartosik postanawia zakończyć tę część stwierdzeniem, że „każdy taki argument niesie trochę racji”. Nie bardzo wiadomo, gdzie jest to „trochę”, ale fakty dowodzą, że nie ma w tych argumentach ani odrobiny racji. Czytelnik zostaje jednak pozostawiony z poczuciem nierozstrzygalnego dylematu, kto jest „czarnym charakterem” w tym koszmarze.
Wygoda krótkiej pamięci
Porozmawiajmy o organizacji, jaką jest Hamas. W 2006 roku wygrała ona wybory przeprowadzone w Palestynie. Rozstrzygnięcie to nie było po myśli USA i Izraela, w związku z czym pokonany w wyborach Fatah otrzymał ultimatum: zamach stanu i przejęcie władzy w Gazie siłą albo koniec z pomocą od USA. W efekcie wybuchł konflikt pomiędzy Hamasem a Fatahem, w którym zwyciężył ten pierwszy i objął swoimi rządami Strefę Gazy.
Historia radykalizacji Hamasu i ostatecznie sięgnięcia po metody terrorystyczne wycelowane w cywili, to historia odpowiedzi na przemoc ze strony Izraela, chociażby krwawe stłumienie pierwszej Intifady, palestyńskiego powstania niepodległościowego. Już w 1988 roku Hamas wyszedł z propozycją porozumienia pokojowego, które jednak zostało odrzucone, nie po raz ostatni, przez rząd Izraela, który nie miał żadnego interesu w porozumieniu się z Hamasem. Oznaczałoby to bowiem konieczność wycofania się z okupowanych terytoriów i rezygnację z kontroli nad nimi.
Również dzisiaj to Izrael ostatecznie odrzuca propozycję porozumienia pokojowego, nie chcąc zgodzić się na trwałe zawieszenie broni, wycofanie wojsk i zwolnienie zatrzymanych Palestyńczyków i Palestynek z więzień. Nie jest więc prawdą, że „gdyby nawet Izrael chciał rozmawiać o pokoju, to nie bardzo wiadomo, z kim miałby to robić”. Izrael miał w ciągu ostatnich dziesięcioleci kilka okazji, żeby rozmawiać o pokoju z Hamasem, jednak z nich nie skorzystał.
Zostawianie czytelnika z pytaniem „czy Palestyńczycy wybraliby siły propokojowe” brzmi jak tragiczny żart, a jednocześnie jak cicha sugestia, że raczej nie. W tle brzmi uzasadnienie dla agresji, bo przecież Palestyńczycy nie wybraliby pokoju, nawet gdyby mogli. Jest smutną i mało oryginalną sugestią, że Palestyńczycy, jako naród, odrzucają pokój. Oskarżając o ekstremalną przemoc, warto pamiętać, skąd wzięło się radykalne stanowisko Hamasu jako organizacji oraz z czego wynika fakt, że cieszy się on poparciem wśród Palestyńczyków. To są bezpośrednie konsekwencje brutalnej kampanii Izraela, której aktualnie – ale i od kilku dekad – doświadcza naród palestyński.
Ufajcie memu oku i szkiełku, Nic tu nie widzę dokoła
Zgadzam się z odpowiedzią autora na pytanie, z kim należy sympatyzować: z ofiarami. Problem jednak leży w tym, że sam autor nie definiuje ofiary. Odnosi się do statystyk, że „przynajmniej liczbowo” głównymi ofiarami są Arabowie. Czy ofiarami są też wszyscy arabscy uchodźcy, osoby porwane, okaleczone, chorujące bez dostępu do pomocy medycznej, pozbawione swoich biznesów, pracy, domów, majątków; pozbawione godności, jak kobiety rodzące na podłogach w szpitalach, rozebrani mężczyźni z zawiązanymi oczami spędzani na ciężarówki, jak rodzice, zbierający ciała swoich dzieci do reklamówek?
Czy ofiarami są też Palestyńczycy prześladowani i dehumanizowani przez izraelskie władze od dekad poprzedzających 7.10? Bartosik nie tłumaczy również, co to dla nas i całej dyskusji oznacza: sympatyzować z ofiarami. Co mamy zrobić, jak okazać solidarność, empatię? Nie pada odpowiedź na to pytanie, żadne wyjaśnienie, ani sugestia konkretnych działań. A na marginesie: jeżeli Arabowie są ofiarami „przynajmniej liczbowo”, kto jest ofiarą „nie-liczbową” i jakie jest tego przeciwieństwo? Ofiary „jakościowe”? Niebezpieczna droga rozumowania.
Przy całym nieznośnym symetryzmie tekstu w części, w której autor analizuje „oś polityczno-dyplomatyczną” konfliktu, język, jakim posługuje się, jest znamienny. W kontekście Izraela padają takie stwierdzenia jak: „ma prawo istnieć w bezpiecznych okolicznościach geopolitycznych” i pojęcia: „prawo do istnienia”, „wola obrony własnej integralności i prawa do politycznej podmiotowości”. Mówiąc o Palestynie, nie używa natomiast tak jednoznacznych sformułowań. Być może kryje się w tym świadomość, że w mainstreamowej narracji takie pojęcia w odniesieniu do Palestyny są uznawane za mrzonkę.
Jeśli Bartosik jest gotowy stwierdzić, że „poczucie zagrożenia nie usprawiedliwia agresji”, to czemu wprost i stanowczo nie potępia takich działań Izraela? Co więcej dalekie od prawdy jest stwierdzenie, że „wola obrony własnej integralności i prawa do politycznej podmiotowości stoi u podstaw działań państwa żydowskiego”. Działania Izraela już na długo przed 7.10 nie były działaniami obronnymi (według jakiej logiki okupant może być stroną broniącą własnej integralności?), a już na pewno nie są nimi dzisiaj.
To, co obserwujemy od 12 miesięcy, to świadoma zagłada. Jakie mamy przesłanki, żeby twierdzić, że świadoma? W trakcie swojego niedawnego wystąpienia w ONZ Netanyahu pokazał mapę, na której nie było już Palestyny. Na potrzeby procesu, w którym Izrael został oskarżony przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości o dokonywanie ludobójstwa w Strefie Gazy, zebrane zostały setki wypowiedzi polityków, wojskowych, dziennikarzy i innych opiniotwórców, legitymizujące zbrodnie, wprost mówiące o intencji „zmiecenia Gazy z oblicza ziemi”. Język ludobójczy używany jest w izraelskiej narracji już od dawna.
Sugerowanie, że da się popierać „Izrael jako taki”, a „potępiać rząd i konkretnych sprawców zbrodni wojennych”, jest nie tylko nonsensem, ale także manipulacją. Jak mamy bowiem rozumieć „Izrael jako taki”? Czy możemy oddzielić rząd Izraela od Izraela? Czy zwyrodniali żołnierze IDF, dokonujący zbrodni wojennych, to nie Izrael? Jak popierać „Izrael jako taki”, kiedy jego społeczeństwo w większości popiera „wojnę”? Należy jednoznacznie i głośno potępić działania Izraela jako państwa: od przeprowadzanego od roku ludobójstwa, przez trwający od dekad apartheid, po czystki etniczne i okupację.
Sami Izraelczycy potępiają to oblicze własnego państwa: protestujący obywatele, w tym ocaleli z Zagłady i ich potomkowie i potomkinie, wskazujący, że działania rządu nie służą ich ochronie i walce z antysemityzmem (wręcz przeciwnie); osiemnastolatkowie odmawiający służby wojskowej i odsiadujący za to karę więzienia (osoby skupione np. wokół organizacji Mesarvot); a także Ci, którzy w najbardziej tragiczny sposób wołają o pokój: osoby, które odebrały sobie życie w trakcie wykonywania przymusowej służby wojskowej (pokazuje to film „Innocence” z 2022 roku w reż. Guy Davidi). Nie bójmy się dołączyć do tego krytycznego głosu.
Czy chodzi tylko o nienawiść do Arabów? Otóż nie. Chodzi, jak zwykle, o pieniądze. Sektor obronny, na którym opiera się Izrael, kwitnie i nie nadąża z produkcją. Mając taki poligon, jak Gaza i Zachodni Brzeg, Izrael staje się liderem w dostarczaniu systemów do nadzorowania i kontroli ludności. Na targach przemysłu zbrojeniowego firmy izraelskie w swoich prezentacjach pokazują filmy, jak ich broń i systemy sprawdzone są w boju. To dowód na to, że da się dzięki nim nie tylko monitorować i kontrolować, ale także skutecznie zabijać.
Świadectwo totalnej kontroli w Palestynie jest źródłem inspiracji dla reżimów na całym świecie, które zwracają się do Izraela po jego metody i sprzęt. Są one wykorzystywane bynajmniej nie wyłącznie do ochrony granic czy ścigania przestępców, ale często do inwigilacji oraz usuwania opozycji, aktywistów i innych „wrogów”. Izrael nie odmawiał swojego know-how i sprzętu nawet najbardziej unurzanym we krwi rządom. Niech przykładem będą chociażby Indie, przyciskające coraz cięższym butem Kaszmir, z którymi romans Izraela pomyślnie się rozwija (więcej szokujących przykładów użycia izraelskich systemów do ucisku i przemocy można znaleźć u A. Lowensteina w książce „The Palestine Laboratory”). Passa trwa, a aktualnie zbierane doświadczenie w Gazie w atmosferze rosnącego wyścigu zbrojeń na świecie, zaowocuje w postaci jeszcze większych zamówień i wpływów do budżetu.
Nadzieja ucieczką bezradnych z wyboru
Redaktor Więź.pl kończy swój tekst wnioskiem, że powinniśmy mieć nadzieję na pokój na Bliskim Wschodzie, bo nadzieja umiera ostatnia. I to właściwie wszystko, co ma do powiedzenia na koniec. Bezradne z wyboru podsumowanie nadmiernie długiego ważenia argumentów na szali.
Mam dobrą wiadomość: nie musimy się zastanawiać nad argumentami wyimaginowanych stron, możemy po prostu sięgnąć do niezliczonych źródeł, których przykłady przytoczyłam. To nie są moje opinie, to są fakty: dowiedzione, udokumentowane, przeanalizowane po wielokroć. Jedyne, co nam pozostaje w ich obliczu, to podjąć decyzję, czy chcemy chować się w intelektualne dysputy na papierze, czy może chcemy stanąć po stronie narodu usuwanego z map i pamięci świata.
Po swojej wizycie w Palestynie w listopadzie 2023 roku pisarz Ta-Nehisi Coates powiedział: „To, co było najbardziej szokujące z mojego pobytu tam, to fakt, jak bardzo to wszystko nie jest skomplikowane. Sposób, w jaki relacjonują to zachodnie media, sugeruje, że trzeba mieć doktorat z nauk o Bliskim Wschodzie, żeby zrozumieć podstawową moralność stawiania ludzi w sytuacji, w której nie mają podstawowych praw”.
Tysiące razy zastanawiano się, jak mogło dojść do Holokaustu w trakcie II wojny światowej, skoro alianci byli w posiadaniu zdjęć obozów. Może zastanawiano się, czy na pewno wszyscy widzą to, co widzą, może inni podawali w wątpliwość, czym są dymiące kominy, może jeszcze inni uznawali ostatecznie, że naziści mogą mieć swoje powody, aby prowadzić jakieś obozy, a poza tym kto wie, kto tam dokładnie trafia… Co robimy my w wygodnych fotelach, w roku 2024, oglądając w naszych telefonach relację na żywo z ludobójstwa? Rozważamy, czy mamy podstawy, aby jednoznacznie określić, kto zasługuje na empatię.
Nie mieści mi się w głowie taka deliberacja w momencie, kiedy codziennie od ponad 400 dni, otwierając media społecznościowe, widzę kolejne rodziny w strzępach, kolejne szpitale w ruinie, kolejne uśmiechy izraelskich wojskowych fotografujących się na tle śmierci, którą niosą. Mieliśmy rok na dywagacje w ciepłych fotelach. Jeśli ktoś nadal jest na ich etapie, to znaczy, że po prostu nie chce uznać, kto jest ofiarą od 70 lat i od roku.
Przyznanie tego nie stoi w sprzeczności z uznaniem, że ofiarami są również osoby zamordowane 7 października. Wszyscy są ofiarami tego samego systemu naczyń połączonych: opresji i reakcji na nią tych, którzy są jej od dekad poddawani. Wróg jest jeden: to mania i rządza ziemi oraz wpływów tych, którzy decydują o kierunku polityki państwa Izrael: od rządzących, po większość obywateli, której cieszą się poparciem. Mówią o tym już od dawna również organizacje żydowskie i palestyńsko-żydowskie, działające w Izraelu i poza nim, takie jak Zochrot, Standing Together, Jewish Voice for Peace, Breaking the Silence, Mesarvot i inne. One wprost nazywają zbrodnie Izraela i jednoznacznie odrzucają tezę, jakoby rząd miał na względzie bezpieczeństwo swoich obywateli. Nawołują do zaprzestania przemocy i prześladowań wobec Palestyńczyków, wyznając prostą zasadę, że bezpieczeństwo Izraela nie jest możliwe bez bezpiecznej i niepodległej Palestyny.
Narracja, jaką wybrał Bartosz Bartosik, nie jest próbą znalezienia środka sprawiedliwości tego konfliktu. Wpisuje się w zbiorowe oczyszczanie naszych sumień, udowadniając w oparciu o fałszywe przesłanki, że temat jest tak wielce skomplikowany, że nie sposób posiadać jednoznaczne stanowisko. Wzmacnia to mityczne i postkolonialne przeświadczenie o Bliskim Wschodzie, jako odległej krainie o trudnej historii i porywczych ludziach.
Skoro więc „mądre głowy” łamią się nad tym, z kim sympatyzować, to przecież nam, maluczkim, nie ma nawet sensu próbować tego zrozumieć. Ot, ląduje taki temat na półce „zawiłe tajemnice odległych zakątków świata” i pozwala nam w spokoju sumień wrócić do niezabierania stanowiska, ubolewania nad własną bezradnością i do „kultywowania” nadziei na pokój. W sytuacji, kiedy jest to tekst napisany przez redaktora naczelnego poważnego medium, które deklaruje, że prezentuje „wyważone treści”, taka narracja jest szkodliwa i śmiertelnie niebezpieczna. Co więcej, wbrew pozorom, niezabranie stanowiska w takiej sytuacji jest stanowiskiem: jest wyborem niestawania po stronie przeszło 40 tysięcy ofiar.
To nie pora na zastanawianie się, z kim sympatyzować, bo powinno być to już dawno oczywiste. Teraz jest najwyższy czas na odrzucenie toksycznej poprawności politycznej i mowy trawy. To ostatni dzwonek na prawdziwe stanięcie po stronie ofiar, na jednoznaczne, głośne stanowisko sprzeciwiające się agresji Izraela i eksterminacji narodu palestyńskiego. To pora na działanie.
„Do wszystkich moich milczących żydowskich braci i sióstr.
Pamiętacie, jak naszych przodków zaprowadzono do komór gazowych, a świat stał z boku i nic nie zrobił? Jak się czuliście?
Tak właśnie czują się Palestyńczycy i ludzie sumienia w obliczu milczenia panującego wokół trwającego izraelskiego ludobójstwa na Palestyńczykach”.
Zachary Foster
Nie, nie jesteśmy bezradni, my wybieramy bezradność.
[1] Diana Muir. A Land without a People for a People without a Land; An oft-cited Zionist slogan was neither Zionist nor popular. „Middle Eastern Quarterly”. lato 2008, vol. 15, nr 2.
[2] Jedynie B. Netanyahu i wojsko izraelskie deklaruje, że proporcja wynosi 1 do 3 (https://edition.cnn.com/2023/12/05/middleeast/israel-hamas-military-civilian-ratio-killed-intl-hnk/index.html), nie mając na to zresztą żadnych dowodów. Anonimowy izraelski oficjel wyznał, że nikt tego nie liczy, nikt nie wie, ile dokładnie osób i kogo zabijają (https://www.vice.com/en/article/israeli-intelligence-health-ministry-death-toll/).
[3] The Lancet, Child health in Gaza, October 26, 2024; nawet cytowanie tego argumentu jest jak przytaczanie, że miliony ludzi wierzą, że Rosja walczy w Ukrainie z faszystami, aby uratować Europę. Jest po prostu wstydem.
[4] W tym miejscu warto wspomnieć o dyrektywie Hannibala i dowodach na to, że wojsko izraelskie strzelało do młodzieży (izraelskiej) na festiwalu, jak i ostrzeliwało domy w kibucach (izraelskich), w których znajdowali się i zakładnicy, i atakujący. Wśród izraelskich ofiar najprawdopodobniej znajdują się więc również osoby zamordowane przez własną armię. https://www.abc.net.au/news/2024-09-07/israel-hannibal-directive-kidnap-hamas-gaza-hostages-idf/104224430.
*** Suplement ***
O autorze zdjęcia:
Ahmed Younis, który udostępnił mi zdjęcie na potrzeby tego artykułu, jest 24-letnim Palestyńczykiem z Nuseirat. Zajmuje się filmowaniem i montowaniem materiałów video, dokumentowaniem życia w Strefie Gazy. Uczestniczy również w organizacji zajęć dla dzieci. „Miałem wiele marzeń, żadnego z nich nie udało mi się zrealizować. Dlaczego to wszystko nas spotyka? Dlaczego musimy zawsze żyć w niesprawiedliwości? Czy jesteśmy inni od pozostałych ludzi?”.
Jego losy można śledzić na Instagramie. Można również wesprzeć go, wpłacając na zbiórkę.
—
Zachęcam do sięgnięcia po źródła informacji i teksty kultury, które poszerzają perspektywę kreowaną przez mainstreamowe media.
- Konta na Instagramie
Palestyńscy dziennikarze i dziennikarki, analitycy:
@motaz_azaiza
@wizard_bisan1
@hindkhoudary
@ahmedhijazee
@belalkh
@wissamgaza
@mohamed.h.masri
Organizacje żydowskie i palestyńsko-żydowskie:
@jewishvoiceforpeace
@breakingthesilenceisrael
@zochrot
@standing.together.english
@ifnotnoworg
@mesarvot
@rabbis4ceasefire
@jews4decolonization
Inne organizacje:
@medicalaidpal
@adalahjusticeproject
@uscpr (US Campaign for Palestinian Rights)
@doctorswithoutborders
@unrwausa
Inne konta:
@zachary__foster__ – dr, amerykański historyk żydowskiego pochodzenia, specjalizujący się w historii Palestyny (prowadzi stronę i podcast https://palestinenexus.com/)
@antloewenstein – australijski, niezależny dziennikarz żydowskiego pochodzenia (autor The Palestine Laboratory)
@dr.ghassan.as
@greg.j.stoker
@vivapalestyna.pl
@james_unicef
@francesca.albanese.unsr.opt
- Literatura:
- „Traumaland Polacy w cieniu przeszłości” Michał Bilewicz, wyd MANDO
- „Apeirogon” Colum McCann, Wydawnictwo Poznańskie
- „Jeden dzień z życia Abeda Salamy” Nathan Thrall, Znak Literanova
- „The Palestine Laboratory: How Israel Exports the Technology of Occupation Around the World”, Antony Loewenstein, Verso Books
- „Orientalizm”, Edward W. Said, Wydawnictwo: Zysk i S-ka
- „Palestyńskie wędrówki. Zapiski o znikającym krajobrazie”, Raja Shehadeh, Wydawnictwo: Karakter
- „Siódmy milion”, Tom Segev, Wydawnictwo Naukowe PWN
- „Dzieci getta. Mam na imię Adam”, Iljas Churi, Wydawnictwo: Karakter
- „Drobny szczegół”, Adania Shibli, Wydawnictwo: Karakter
- „Błękit między niebem a wodą”, Susan Abulhawa, Wydawnictwo: Świat Książki
- „Dlaczego Izrael boi się Palestyny?”, Raja Shehadeh, Wydawnictwo: Karakter
- „Obcy w domu”, Raja Shehadeh, Wydawnictwo: Karakter
- „Palestyna”, Joe Sacco, Wydawnictwo: Timof Comics
- „Rifqa”, Mohammed El-Kurd, Haymarket Books
- „The Ethnic Cleansing of Palestine” Ilan Pappe,
- „Gaza: An Inquest into Its Martyrdom, Norman Finkelstein”, Verso Books
- „The Holocaust Industry: Reflections on the Exploitation of Jewish Suffering”, Norman Finkelstein, Verso Books
- „Palestinian Refugees in International Law” Francesca Albanese,Oxford University Press
- Filmy
- „Nie chcemy innej ziemi” (No Other Land), reż. Basel Adra, Hamdan Ballal, Yuval Abraham, Rachel Szor
- „Punkt widzenia” (The Viewing Booth), reż. Ra’anan Alexandrowicz
- „Tantura”, reż. Alon Schwarz
- „Zakazane głosy” (Censored Voices), reż. Mor Loushy
- „5 rozbitych kamer” (5 Broken Cameras), reż. Guy Davidi, Emad Burnat
- „Pierwsze 54 lata – podręcznik okupacji wojskowej” (The First 54 Years: An Abbreviated Manual for Military Occupation), reż. Avi Mograbi
- „Izraelizm’ (Israelism), reż. Erin Axelman, Sam Eilertsen
- „Ambulans” (Ambulance), reż. Mohamed Jabaly
- „Farha”, reż. Darin J. Sallam
- „Palestyna, której nie było” (Avant il n’y avait rien), reż. Yvann Yagchi
- „Adwokatka” (Advocate), reż. Rachel Leah Jones, Philippe Bellaïche
- „Jaffa. Chimeryczna pomarańcza” (Jaffa. The Orange’s Clockwork), reż. Eyal Sivan
- „Czas, który pozostał” (The Time That Remains), reż. Elia Suleiman
- „Poszukiwana osiemnastka” (The Wanted 18), reż. Amer Shomali, Paul Cowan
- „200 metrów” (200 Meters), reż. Ameen Nayfeh
- i wiele innych, np. https://www.imdb.com/list/ls051249650/, https://www.euronews.com/culture/2024/04/15/eight-films-to-better-understand-the-israel-palestine-conflict,