Książki Montgomery są za mało feministyczne? Nie wyznaczajmy kobietom, co mają czytać i jak myśleć.
Mama mojej przyjaciółki, gdy ta miała 14 lat, przewertowała z nią cały kalendarz w poszukiwaniu imienia dla mającego się za chwilę narodzić nowego członka ich rodziny. Co do imienia chłopca panowała zgoda: Krzyś. Kłopot był z imieniem żeńskim. Mama przyjaciółki proponowała Alicję (tak miała na imię przyjaciółka mamy) oraz Martę (pozostałym członkom rodziny to imię bardzo się podobało). Za każdym razem był jednak protest. Dla mojej przyjaciółki kategorycznie oczywiste było, że jeśli urodzi się dziewczynka, musi to być Ania, czyli jej ukochana książkowa bohaterka. Ona i ja znamy ją jako Anię z Zielonego Wzgórza, ale wiele wskazuje na to, że jest to Ania z Zielonych Szczytów.
Zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze…
Najsłynniejsza bohaterka Lucy Maud Montgomery, której 150. rocznica urodzin minęła 30 listopada, to właśnie Ania Shirley, a właściwie Anne. Anna Bańkowska, autorka nowego przekładu cyklu o szalonej dziewczynce (później nastolatce i już spokojniejszej kobiecie) obdarzonej bujną wyobraźnią, silnym charakterem, włosami w kolorze marchewki i „językiem, który lata jak łopata” – wyjaśniając zmiany w imionach, nazwach geograficznych oraz w tytule pierwszej części cyklu – pisze, że świadoma jest popełnienia „zdrady” wobec pokoleń czytelniczek tych książek.
Bańkowska tłumaczy: „Kiedy wszystkie dzieci wiedzą, że żadna mała Kanadyjka nie ma na imię Ania, Janka czy Zosia, a żaden Kanadyjczyk nie nosi imienia Mateusz i Karolek, pora przywrócić wszystkim […] bohaterom i bohaterkom książki ich prawdziwe imiona, nazwom geograficznym na Wyspie Księcia Edwarda zaś oryginalne brzmienie”[1]. Tłumaczka wyjaśnia również, dlaczego Anne pochodzi – jeśli chcielibyśmy trzymać się faktów – z Zielonych Szczytów, a nie Zielonego Wzgórza.
Z kolei Joanna Lipiński zwraca uwagę, że tłumaczki pierwszych wydań „Ani” stosowały strategię „udomowienia”, czyli starały się, aby tekst powieści był jak najbliższy realiom znanym polskim czytelnikom. Stąd wybór spolszczenia imion czy też modyfikacja elementów krajobrazu – na przykład zamiast zielonych szczytów, które są typowym elementem architektury domów na wyspie, mamy Zielone Wzgórze[2].
Z pewnością nie wszyscy miłośnicy opowieści o dziewczynce z sierocińca, która przez pomyłkę trafia pod opiekę rodzeństwa Maryli i Mateusza Cuthbertów, dadzą się przekonać. Dla mnie i mojej przyjaciółki, która uparła się, że jej siostra ma mieć imię na cześć bohaterki Montgomery, ona zostanie Anią z Zielonego Wzgórza (tak zresztą ma przyjaciółka zapisaną siostrę w telefonicznych kontaktach), a nie Anne z Zielonych Szczytów.
Obie uznajemy jednak decyzję tłumaczki i wydawcy dotyczącą tych zmian za uzasadnioną. Tym bardziej, że przekład Anny Bańkowskiej jest znakomity: to język pełen nonszalanckiej elegancji. No i sama tłumaczka wyznaje w stylu tak bardzo Aniowym: „Przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze, pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania”[3]. I jak się tu nie uśmiechnąć?
Purytańskie sumienie i gorąca krew
Lucy Maud Montgomery urodziła się w Clifton na Wyspie Księcia Edwarda 30 listopada 1874 roku. Kiedy miała niespełna dwa latka, jej matka zmarła na gruźlicę. Opiekowali się nią dziadkowie, ludzie dość surowi. Ojciec pisarki przeprowadził się na zachód Kanady i ponownie ożenił. Mała Maud – tego imienia używała – brak ciepła ze strony opiekunów rekompensowała sobie wyobraźnią, obcowaniem z zachwycającą naturą, lekturami i własnym pisaniem. Zaczęła tworzyć, kiedy miała 9 lat, były to wiersze i dziennik.
W tym drugim Montgomery tak pisała o Wyspie Księcia Edwarda: „[…] tam, gdzie czerwone drogi wiją się jak wesołe atłasowe wstążki pośród zielonych pól i lasów, i gdzie zawsze wpatrywałam się we wspaniałe widowisko morza, wspaniałe dzięki zmiennej urodzie świtu, południa i północy, sztormu i ciszy, wiatru i deszczu, blasku gwiazd, poświaty księżyca, zachodu słońca [..]. Kochałam drzewa rosnące wokół mojego dawnego domu osobistą miłością, kochałam małe paprociowe zakątki przy leśnych ścieżynach […]; kochałam pola przy farmach, każde zindywidualizowane przez jakąś wyjątkowość kształtu płotu albo kępę drzew. Przemawiały do mnie tysiącem głosów, a każde miało do opowiedzenia jakąś fantastyczną historię”[4].
W 1894 roku, ukończywszy dwuletni kurs nauczycielski w Prince of Wales College – zaliczyła wszystkie zajęcia w ciągu jednego roku – uzyskała dyplom nauczycielski pierwszej klasy. Przez dwa lata pracowała jako nauczycielka. Przez rok studiowała literaturę angielską na Dalhousie University w Halifax w Nowej Szkocji. Była jedną z niewielu kształcących się tam kobiet. To w czasie studiów otrzymała też pierwsze honorarium za pisanie.
Bohaterki Montgomery są w nieustannym procesie negocjacji swojego miejsca i roli nie tylko w przestrzeni domu, ale i w świecie. Chcą być sobą, czyli… móc kichnąć, kiedy się ma na to ochotę
Cztery lata później zmarł nagle dziadek pisarki. Wróciła do Cavendish, aby opiekować się babcią – która, gdyby nie pomoc wnuczki, musiałaby opuścić dom – i gospodarstwem. Z babcią pozostała przez następne trzynaście lat. W tym czasie dalej pisała wiersze i opowiadania, które wysyłała do kanadyjskich, brytyjskich i amerykańskich czasopism. Wielokrotnie je odrzucano, z czasem jednak mogła już utrzymać się z pisania. W 1905 roku napisała swoją najsłynniejszą powieść „Ania z Zielonego Wzgórza”. Wydana w roku 1908 natychmiast stała się bestselerem – od razu doczekała się siedmiu dodruków! – i stała się początkiem niezwykłej kariery Montgomery jako powieściopisarki.
Po śmierci babci w 1911 roku Maud wyszła za mąż za prezbiteriańskiego pastora Ewana Macdonalda. Po ślubie zamieszkali w Leaskdale w prowincji Ontario, gdzie Macdonald objął parafię. Mieli trzech synów (jeden zmarł tuż po urodzeniu). Pisarka pomagała mężowi w jego obowiązkach duszpasterskich, prowadziła dom. I dalej pisała.
W 1926 roku rodzina przeprowadziła się do Norval w Ontario, gdzie mieszkali aż do rezygnacji Macdonalda ze służby duchownej. Potem pisarka wraz z mężem zamieszkali w Toronto, żeby być bliżej synów. Maud Montgomery Macdonald zmarła w Toronto 2 kwietnia 1942 roku. Została – zgodnie z życzeniem – pochowana w Cavendish, niedaleko swojego dawnego domu.
Tak samą siebie charakteryzowała na kartach „Dziennika”: „Mam w sobie bardzo niewygodną mieszankę: namiętną krew Montgomerych i purytańskie sumienie Macneillów [rodzina matki – M.M.]. Żaden z tych elementów nie jest na tyle silny, by w pełni zapanować nad drugim. Purytańskie sumienie nie potrafi pohamować gorącej krwi – przynajmniej nie całkowicie – lecz może zatruć całą przyjemność szaleństwa, i robi to”[5].
Kichnąć, kiedy się ma ochotę
Montgomery żyła i pisała w czasach, gdy zmieniał się ideał kobiety. Wciąż obowiązywał dziewiętnastowieczny model kobiety jako westalki domowego ogniska, która miała przede wszystkim przygotowywać się do podjęcia roli żony i matki, być dla męża i dzieci opiekuńczym aniołem. Wzorzec ten widoczny jest w ówczesnej literaturze dydaktycznej adresowanej do dzieci.
Jednocześnie kobiety zyskiwały niezależność, zdobywały prawo głosu, zaczynały być dopuszczane do wyższych studiów i realizować się zawodowo. Bohaterki Montgomery dokonują własnych wyborów, przechodzą proces budowania samoświadomości. Wybierają własną życiową drogę, często wbrew oczekiwaniom innych. Widać to w szczególności w powieści „Błękitny Zamek”. Jej bohaterka, Joanna (w oryginale Valancy), zdominowana przez despotyczną matkę, pod wpływem mylnej diagnozy o zbliżającej się śmierci odnajduje w sobie odwagę, by uwolnić się od sztywnych reguł życia narzuconych przez krewnych, które ją tłamszą i unieszczęśliwiają.
W czasie rodzinnego spotkania i dyskusji o tym, co jest największym szczęściem, Joanna oświadcza: „Najwyższym szczęściem jest kichnąć, kiedy się ma ochotę”[6]. Tym stwierdzeniem wprawia wszystkich w konsternację. Chociaż zdanie to jest ironiczną uwagą rzuconą w salonowej grze, kryje się w nim ważna prawda. Chodzi mianowicie o odkrycie wewnętrznej wolności, która jest niezależna od okoliczności zewnętrznych. A bohaterka „Błękitnego Zamku”, zamknięta w konwenansach i oczekiwaniach innych, przez całe lata pozwalała sobie tę wolność odbierać zarówno w sprawach małej, jaki i wielkiej wagi.
W powieściach Montgomery zarysowany zostaje też problem statusu kobiety w patriarchalnym społeczeństwie. Zwraca na to uwagę m. in. Kazuko Sakuma, wykładowczyni literatury i kultury Ameryki Północnej na Uniwersytecie Sophia w Tokio, znawczyni twórczości Montgomery. Wskazuje na kwestię dziedziczenia[7], w której to prawo było wówczas kobietom nieprzychylne. Montgomery doświadczyła tego we własnym życiu, nie miała praw do domu, w którym się wychowała. W podobnie trudnej sytuacji jest jedna z jej bohaterek – Pat. Chociaż kocha swój Srebrny Gaj, czyli rodzinny dom, to jednak przypadnie on jej bratu – Sidowi.
Za mało feministyczne?
Spotkałam się z krytyką bohaterki „Ani z Zielonego Wzgórza”, że jako dorastająca dziewczyna zapowiadała się ciekawie, ale potem żyła zgodnie z konwenansami obowiązującymi kobietę tamtych czasów. Wprawdzie skończyła studia, pracowała zawodowo, ale po wyjściu za mąż skupiła się na rodzinie i nie pisała. Nie zgadzam się z tą opinią.
Owszem, w dalszych tomach powieści coraz mniej jest Ani, a więcej postaci z drugiego planu, ale przecież Montgomery tworzyła kolejne części na wyraźne życzenie czytelników. Powiedzielibyśmy dzisiaj, że była to decyzja komercyjna. Pamiętajmy też, że Ania nie aspirowała do tego, żeby zostać pisarką. W drugim tomie cyklu zatytułowanym „Ania z Avonlea” czytamy, że chce ona dawać ludziom drobne radości: „Ja zaś pragnęłabym upiększać życie – mówiła Ania w zamyśleniu. – Nie tyle chodzi mi o nauczanie ludzi, choć wiem, że jest to najszlachetniejsze dążenie, o ile o to, aby życie upływało im milej. Pragnę, aby dzięki mnie przeżyli jakąś radość. Radość, której by nie mogli zaznać, gdyby mnie nie było na świecie”[8].
Kilka lat temu uczestniczyłam w wydarzeniu herstorycznym. Byłam pełna entuzjazmu i ekscytacji, że spotkam ludzi, którzy doceniają wagę herstorii. Ja też pragnęłam przynależeć do tego grona. Podczas spotkania pewna uznana aktywistka lekceważąco wypowiadała się o pisarstwie Montgomery. Według niej miało być za mało feministyczne. Przez chwilę poczułam wstyd, że zaczytywałam się w książkach kanadyjskiej pisarki i wciąż je cenię. Zaraz jednak zawstydziłam się tej zdrady wobec tak ważnej dla mnie autorki i jej tak bliskich mi bohaterek. I natychmiast dotarło do mnie, że owa aktywistka chce wyznaczać kobietom, co mają czytać i jak myśleć.
Z przywołanej wypowiedzi wynikało bowiem, że kobiety mają się kształcić i pracować, bo jeśli poświecą się życiu rodzinnemu, obniżą swoją wartość. A przecież zarówno kobiecie, jak i w ogóle każdemu człowiekowi powinno być wolno wybierać indywidualne życiowe drogi. Zaś o wartości człowieka nie stanowi ani nie decyduje jego społeczna rola czy wykonywany zawód, ale sposób, w jaki traktuje drugiego człowieka i odtaczający go świat. No i poza wszystkim Montgomery nie daje jednoznacznej odpowiedzi, czy kobieta ma wybrać dom, czy karierę zawodową. Emilka ze Srebrnego Nowiu zostaje pisarką, a Pat od początku wie, że chce prowadzić dom i odrzuca wszelkie pomysły na ścieżkę zawodową.
Chociaż bohaterki Montgomery, również z powodu płci, uwikłane są w różne ograniczenia swojej epoki, to jednak sama wiele się od nich nauczyłam. Przede wszystkim pokazały mi wielką siłę wyobraźni. Mollie Gillie, jedna z biografek pisarki, pisze: „Gdziekolwiek przyszłaby na świat mała Maud, każdy przejaw istnienia piękny czy zadziwiający wzięłaby zachłannie w posiadanie […], obracając każdy kamień, patyk, drzewo, strumyk i pagórek w część swojego własnego, zaczarowanego świata”[9].
Dzięki Montgomery i jej bohaterkom to, co codzienne, staje się piękne. Pierwszego poranka na Zielonym Wzgórzu, gdy Ania jeszcze nie wie, czy tam zostanie, wyznaje zdumionej Maryli: „Ach, jakież to piękne – westchnęła, wskazując świat za oknem. – To duże drzewo i rzeczywiście ładnie kwitnie – przyznała rzeczowo Marilla. – Ale owoce daje marne i przeważnie są robaczywe. – Ja nie mówię tylko o drzewie, chociaż naprawdę jest prześliczne i kwitnie tak, jakby chciało się popisać… Mam na myśli to wszystko: ogród, sad, strumyk, lasy, cały te wielki kochany świat. Czy pani w takie poranki też kocha cały świat? Bo ja słyszę jak ten strumyk przez cały czas zanosi się śmiechem. Zauważyła pani, że strumyki to bardzo wesołe stworzenia? Zawsze się śmieją, nawet w zimie, pod lodem, nie przestają chichotać”[10].
W serii o Emilce główna bohaterka musi podjąć decyzję, czy wyjechać do Nowego Jorku, gdzie ma szansę na błyskotliwą karierę, czy zostać w Srebrnym Nowiu z ciotkami. Jej dawny nauczyciel i mentor pan Carpenter zwraca uwagę, że z dala od domu może utracić źródło, z którego czerpie swoje natchnienie. To bardzo ważne, żeby odnaleźć we własnym życiu takie źródło, bohaterkom Montgomery zazwyczaj się to udaje. Ich przykład pomaga szukać tego źródła we własnym świecie. W każdym razie mnie pomógł.
Zakręt na drodze
Książki Lucy Maud Montgomery pokazały mi też wartość kształcenia i książek. Jej bohaterki często podejmują studia, a ich wartość postrzegają nie jako inwestycję o znaczeniu ekonomicznym (choć oczywiście dzięki studiom mogą być np. nauczycielkami), ale jako samorozwój. Ania tak podsumowuje swój pobyt na uniwersytecie: „Sądzę, że rzeczywiście nauczyłam się patrzeć na każdą małą przeszkodę jak na drobiazg, a na każdą większą jak na zapowiedź zwycięstwa. Na ogół mam wrażenie, że to jest właśnie to, co mi dał Redmond”[11].
Kiedy jako dziewczynka zaczytywałam się w książkach Montgomery, wiedziałam, że – tak jak jej bohaterki – też chcę zdobywać wiedzę i pójść na uniwersytet. Dziś zdaję sobie sprawę, że rozczarowanie studiami, które stało się moim udziałem, związane było z tym, że moje pokolenie miało studiować, aby zwiększyć swoje szanse na rynku pracy, a ja chciałam studiować dla własnego rozwoju.
Kolejna wartość, jaką czerpię z książek Montgomery, to otwartość na zmiany w życiu. Na koniec „Ani z Zielonego Wzgórza” pojawia się powiedzenie o „zakręcie na drodze”. Ania dowiaduje się, że jej ukochana opiekunka Maryla może stracić wzrok. Postanawia więc diametralnie zmienić swoje życiowe plany. Decyduje, że nie podejmie wymarzonych studiów. Odrzuca przyznane jej stypendium, postanawia zostać w Avonlea i uczyć w szkole. A mimo to nie traci pogody ducha: „Nic nie zdoła ukrócić skrzydeł jej wyobraźni ani przytłumić świata jej marzeń, a zakręt na drodze może zawsze się zdarzyć”[12].
Pisarka przeżyła w swoim życiu wiele takich zakrętów: śmierć matki, założenie przez ojca nowej rodziny (miała trudne relacje z macochą), wychowywała się w różnych domach (u ojca, i u surowych dziadków), choroba psychiczna męża, śmierć synka. Jej bohaterki też doświadczają wielu trudności, a jednak potrafią przejść nawet przez te najboleśniejsze doświadczenia. Pierworodna córeczka Ani i Gilberta umiera, Pat traci w pożarze ukochany Srebrny Gaj.
Te trudne momenty w życiu pomagają przetrwać przyjaciele. „Pokrewne dusze” oraz tych, „którzy znają Józefa” – jak określała Ania osoby, z którymi ma wyjątkową więź – można nierzadko odkryć w osobach, po których nie spodziewamy się, że zostaną naszymi przyjaciółmi. Julianna Brooke z „Szumiących Topoli” jest z pozoru odpychająca, ale Ania okaże się zdeterminowana, żeby się do niej zbliżyć. Intuicja jej nie zawodzi – stają się sobie bardzo bliskie. Książki Montgomery to zatem piękny hymn na cześć przyjaźni, która jest do życia koniecznie potrzebna. Jest wręcz życiodajna.
Kanadyjska pisarka była dla mnie tak ważną autorką, że poświęciłem jej swoją pracę magisterską, obronioną na wydziale Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego. Analizowałam wzorce kobiece przedstawiane w jej powieściach. Okazało się, że powstało i nadal się to dzieje bardzo wiele prac badawczych na temat pisarki i jej twórczości. A od 1993 roku istnieje też instytucja naukowa The Lucy Maud Montgomery Institute w ramach uczelni University of Prince Edward Island.
W 2018 roku zaczęło ukazywać się czasopismo „Journal of L.M. Montgomery Studies”. Odbywają się też konferencje, a tegoroczna miała charakter hybrydowy, dzięki czemu mogłam w niej uczestniczyć. Wybierałam się tam zresztą osobiście, ale przydarzył mi się „zakręt na drodze” – mój ojciec miał wypadek, postanowiłam więc zostać w domu.
Nie mogłam wprawdzie zobaczyć pięknej wyspy Księcia Edwarda na własne oczy (a jest to moje marzenie!), ale nawet poprzez ekran komputera czułam, że jestem w gronie „pokrewnych dusz”. Byli tam ludzie z całego świata, których kanadyjska pisarka wciąż inspiruje. Szczególnie wzruszające było dla mnie wystąpienie Brentona Dickiesona[13]. Mówił o tym, jak jego żona, która jest pastorką, wzoruje swoją postawę duszpasterską na Ani.
Tematem konferencji był dom i wielokrotnie powtarzano termin „domesticity”[14]. Trudno go jednoznacznie przetłumaczyć na język polski, odnosi się do życia domowego, domowych obowiązków. Do dwudziestego wieku kobiety były widziane przede wszystkim w przestrzeni domu. Bohaterki Montgomery zmagają się z tą domową przestrzenią. Są w nieustannym procesie negocjacji swojego miejsca i roli nie tylko w domu, ale i w świecie. Chcą być sobą, czyli… móc kichnąć, kiedy się ma na to ochotę.
Osoba o znaczeniu narodowym i historycznym
Mary Henley Rubio, autorka wnikliwej, liczącej prawie 700 stron biografii Montgomery, słusznie pisze, że „Anią z Zielonego Wzgórza” pisarka wdarła się do kanadyjskiej literatury. Jej powieści czytali dorośli i dzieci, kobiety i mężczyźni, osoby dobrze i mniej wykształcone.
Rubio w „Maud Montgomery. Uskrzydlona” przywołuje list napisany do pisarki przez Marka Twaina, w którym Anię określa on jako „najmilsze, najbardziej wzruszające i zachwycające dziecko od czasu nieśmiertelnej Alicji”[15]. Książki Montgomery ceniła również Astrid Lindgren.
Rubio wspomina, że w 1928 roku podczas Tygodnia Książki Kanadyjskiej rozentuzjazmowani uczestnicy spotkania z Montgomery w liczbie dwóch tysięcy zgotowali jej owację. Pięć lat wcześniej jako pierwsza kobieta w historii Kanady została członkinią brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Sztuk Pięknych (Royal Society of Arts); w 1935 roku uhonorowano ją Orderem Imperium Brytyjskiego. Tego samego roku została członkinią Instytutu Literatów i Artystów we Francji.
O szczęściu z Magdą Umer rozmawia Damian Jankowski
Montgomery opublikowała ponad dwadzieścia powieści, ponad pięćset opowiadań i tyleż wierszy. Pozostawiła również dziesięć tomów dzienników. Jej książki doczekały się przekładów na wiele języków. Żaden z kanadyjskich pisarzy nie osiągnął takiego sukcesu. Warto przy tym pamiętać, że jako żona pastora zajmowała się prowadzeniem szkółki niedzielnej i innymi sprawami kościoła, no i oczywiście dziećmi oraz domem. A oprócz pisarstwa uprawiała ogród, interesowała się fotografia i kuchnią.
Chociaż w 1943 roku Montgomery została uhonorowana w Kanadzie mianem „osoby o znaczeniu narodowym i historycznym”, to uznanie krytyki, która początkowo ją ceniła, malało. Jeszcze za jej życia ukazywały się kąśliwe i krytyczne komentarze na temat jej książek. Zarzucano im sentymentalizm, zbyt kwiecisty styl i szczęśliwe zakończenia. „Jednakże na wszystkich tych mężczyznach [bo krytyczni byli przede wszystkim krytycy-mężczyźni – M.M.] robiły wrażenie i (złościły ich) świetne wyniki sprzedaży książek Montgomery”[15] – notuje w biografii pisarki Rubio.
Gwiazda autorki „Ani z Zielonego Wzgórza” w pewnym momencie tak mocno w Kanadzie przygasła, że jej książki znikały z bibliotek, naukowe zajmowanie się jej twórczością traktowane było z przymrużeniem oka, a wyrażanie podziwu dla jej pisarstwa – ryzykowne. Montgomery jednak i tak wróciła do łask. Ukazują się nowe przekłady jej książek, powstają ich ekranizacje zarówno fabularne, jak i animowane, na podstawie jej powieści realizowane są słuchowiska radiowe, wystawiane spektakle teatralne i musicale.
Szukając odpowiedzi na pytanie, dlaczego pisarstwo autorki cyklu o Ani z Zielonego Wzgórza wciąż tak silnie oddziałuje na współczesnych czytelników, Rubio przywołuje słowa swojej doktorantki: „Czytam w kółko Montgomery, by zmyć z umysłu osad akademicki”[16]. Biografka dodaje: „Inne komentarze potwierdzały, że po lekturze Maud [Montgomery] ludzie czują zadowolenie, odprężenie, wydaje im się, że należą do wyjątkowej społeczności. Pomyślałam, że można by mierzyć radość na podstawie reakcji układu nerwowego podczas lektury różnych autorów i wyobrażałam sobie, jak zabawne byłoby zestawić Maud z Faulknerem albo Joyce’em…”[17].
Rubio zauważa też, że wylewające się z twórczości Montgomery optymizm, humor i radość nie idą w parze z tym, jak ona sama przeżywała swoją codzienność. Zresztą przyznawała to sama pisarka. Na kartach „Dziennika” notowała: „Wydaje się, że «Ania» odniosła duży sukces. To bestseller, a ja nie mogę przyjąć do wiadomości, że to już piąte wydanie. Przepełnia mnie niedowierzanie. Nie mogę uwierzyć, że taka prosta opowieść, osadzona w środowisku wiejskim, skierowana do dziecięcej publiczności, została tak wysoko oceniona w tym zabieganym świecie. Dostałam tyle miłych listów na jej temat i niekończące się recenzje. Większość jest przychylna. Trzy czy cztery miały pogardliwy ton, a trzy były złośliwe.
Jedna z recenzji mówi że, «książka promienieje radością i optymizmem». Kiedy myślę o warunkach, w jakich ją pisałam, ile miałam trosk i zmartwień oraz ile wysiłku mnie kosztowała, to te słowa są dla mnie zastanawiające. Dzięki Bogu, nie przenoszę cieni swojego życia na swoje pisanie. Nie chcę wnosić ciemności w czyjeś życie – zamiast tego chcę nieść optymizm i słoneczność”[18].
Swój autobiograficzny esej pisarka zatytułowała „The Alpine Path. The Story of My Career”. Sama chcę, żeby w mojej drodze, w moim wspinaniu się po „alpejskiej ścieżce” życia, towarzyszył mi duch pisarstwa Lucy Maud Montgomery.
[1] L. M. Montgomery, „Ania z Zielonych Szczytów”, przeł. Anna Bańkowska, Warszawa 2022, s. 5.
[2] J. Lipinski, „Avonlea in Poland: A Vision of Canadian Households in Polish Translations of L.M. Montgomery” – wystąpienie podczas konferencji „L. M Montgomery and the Politics of Home” zorganizowanej przez Lucy Maud Montgomery Institute, 16–19 czerwca 2024.
[3] „Ania z Zielonych Szczytów”, op. cit., s. 7.
[4] Cyt. za M. H. Rubio, „Maud Montgomery. Uskrzydlona”, Warszawa 2023, s. 24.
[5] Cyt. za M.H. Rubio, op. cit., s. 23.
[6] „Błękitny Zamek”, przeł. Joanna Kazimierczyk, Warszawa 1988, s. 40.
[7] K. Sakuma, „Marriage, Usurpation, and Inheritance in the PatBooks” – wystąpienie podczas konferencji 16–19 czerwca 2024.
[8] „Ania z Avonlea”, przeł. Rozalia Bersteinowa, Warszawa 1984, s. 49–50.
[9] Mollie Gillen „Maud z Wyspy Księcia Edwarda”, przeł. Zofia Stanisławska-Kocińska, Kraków 2008.
[10] „Ania z Zielonych Szczytów”, op. cit., 47–48
[11] „Ania z Wyspy”, przeł. Marceli Tarnowski, https://wolnelektury.pl/katalog/lektura/montgomery-ania-z-wyspy [dostęp 04.12.2024]
[12] „Ania z Zielonego Wzgórza”, przeł. Rozalia Besteinowa, Warszawa 1967, s. 378.
[13] Brenton Dickieson,„Anne’s Theological Critique of Pastoral Ministry”, 11. https://lmmontgomery.ca/conference/2024-lmm-politics-of-home [dostęp 04.12.2024]
[14] M. H. Rubio, op. cit, s. 8.
[15] Tamże, s.10.
[16] Tamże, s.12.
[17] Tamże, s.12–13.
[18] „The selected journals of L.M. Montgomery: Volume I: 1889–1910 Rubio, M. & Waterston, E. Toronto, 1985, przekład mój.
Przeczytaj też: Tove Jansson. Dziecko wychowane przez morze