Zima 2024, nr 4

Zamów

Z powodu hałasu 30 proc. mieszkańców dużych miast będzie żyło dekadę krócej

Fot. Bananayota / Pixabay

Bez znalezienia ciszy w sobie nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć, kim jesteśmy i czego chcemy – mówi miesięcznikowi „Znak” Joanna Jurga.

Dominika Tworek: Mam wrażenie, że bardzo często myślimy dychotomicznie: cisza jest cudowna i dobroczynna, a hałas zły i szkodliwy.

Joanna Jurga: Jeżeli spojrzymy na to zagadnienie filozoficznie, myśląc o tym, że cisza jest też stanem umysłu – brakiem możliwości interakcji czy rozwoju, osamotnieniem, a co za tym idzie, wykluczeniem gigantycznych grup społecznych: od migrantów, przez seniorów, po osoby z niepełnosprawnością – to oczywiście nie można powiedzieć, że hałas jest zawsze zły.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Z całą pewnością zdarzają się momenty, w których cisza jest niewłaściwa. Tak jak nie chcielibyśmy, żeby na naszym weselu wszyscy zamilkli, tak wówczas kiedy tracimy kogoś bliskiego, nie chcemy, aby inny z naszych przyjaciół robił imprezę, żeby nas rozweselić. Tutaj – jak zresztą we wszystkim w życiu – potrzebna jest tzw. buddyjska droga środka, czyli dostosowywanie konkretnych sytuacji do ilości tworzonych przez siebie dźwięków. Przy czym gdy przyglądam się ciszy z perspektywy projektantki i badaczki, dostrzegam, że większość z nas jednak nie ma do niej dostępu. Nasze polskie miasta nie spełniają warunków akustycznych, nie mamy w zwyczaju dbania o nasz komfort dźwiękowy.

Czyli idealizacja ciszy jest dziś jak najbardziej na miejscu?

– Rzecz nie polega na idealizowaniu, tylko na przywróceniu prawa do dostępu do ciszy. Współcześnie borykamy się z ogromną dysproporcją w otoczeniu: mamy za mało ciszy, a za dużo permanentnego hałasu. W związku z czym – według raportu WHO z 2018 r. – 30 proc. mieszkańców dużych miast będzie żyło dekadę krócej. Bo aż tak daleko sięgają konsekwencje ciągłego wystawienia na hałas. Obecnie jest on drugą, po smogu, najważniejszą przyczyną środowiskową złego stanu zdrowia Europejczyków.

Na czym polega jego negatywne oddziaływanie na nasze organizmy?

– Hałas mocno wpływa na nasze codzienne funkcjonowanie. Od zaburzeń z koncentracją, które potem diagnozowane są jako ADHD, po pogłębianie się stanów lękowych i depresji czy chociażby problemy z wysławianiem się. Bo jesteśmy tak przebodźcowani liczbą komunikatów dźwiękowych, że nie umiemy zebrać myśli i się frustrujemy, a potem zwyczajnie boimy się mówić do ludzi.

Badania pokazują też, że natężenie hałasu powyżej 55 dB osłabia naszą percepcję oraz wzmaga zmęczenie i problemy z zasypianiem. To jest bardzo ważna kwestia, bo słuch działa bez użycia naszej woli również we śnie. Oznacza to, że nieustający hałas, szczególnie w otoczeniu miejskim, nas wybudza. Przez to jesteśmy notorycznie niewyspani, a co za tym idzie – znerwicowani, niemili. Warto podkreślić, że z zaburzeniami snu zmaga się dzisiaj 1,4 mln Polaków. Ekspozycja na hałas powyżej 75 dB powoduje również rozmaite uszkodzenia i choroby, m.in. nadciśnienie tętnicze, zaburzenia pracy żołądka, wzrost wydzielania adrenaliny, przyspieszenie procesu starzenia.

Wspomniałam o idealizacji, bo wydaje się, iż większość z nas – zwłaszcza osoby, które żyją w dużych rodzinach – deklaratywnie bardzo tej ciszy pragnie, jednak w momentach, w których zostajemy naprawdę sami, zaczynamy odczuwać niepokój. Powiedziałabym nawet, że bez tych hałasów i wiecznych szumów trochę wariujemy.

Znak
Znak, 835 (12/2024)

– Masz rację. Większość ludzi, gdy zostaje sama w domu, czuje się nieswojo, bo nagle panuje pustka. To wynika z faktu, że my nie jesteśmy socjalizowani do bycia w ciszy. W naszych domach rodzinnych na okrągło słychać było włączony telewizor lub radio. W szkole towarzyszyła nam nieustanna kakofonia dźwięków. Zakładając później własne rodziny, jesteśmy już przyzwyczajeni do ciągłych odgłosów w tle, a jeżeli żyjemy samotnie, to często zagłuszamy czymś swoją ciszę. Choć bez znalezienia ciszy w sobie, czyli autentycznego spotkania z własnym „ja”, nie jesteśmy przecież w stanie się dowiedzieć, kim jesteśmy i czego chcemy.

Nieświadomie cały czas próbujemy przebrnąć przez zewnętrzny hałas, który rodzi wewnętrzny chaos?

– Zwróćmy uwagę na to, że początki medytowania – pierwsze miesiące, a nawet lata – to bynajmniej nie euforia i oświecenie, ale zderzenie się z rozpaczą, smutkiem i całą sałatką jarzynową, którą mamy w środku. Bo gdy już się zatrzymamy i zajrzymy w głąb siebie, na ogół okazuje się, że wcale się nie znamy. Że nasze stany emocjonalne zupełnie nie odpowiadają naszym profilom w social mediach ani że nie realizujemy się w rolach, o które walczyliśmy całe życie. Ponieważ właściwie każdy aspekt naszego życia zanurzony jest w kulturze hałasu, bardzo trudno jest nam być w ciszy i często te pierwsze zderzenia z nią, tak przecież upragnioną i poszukiwaną, są granicznymi, trudnymi doświadczeniami.

Choć bywają też piękne! Uwielbiam te chwile, gdy chodzę sama po górach i jest tak cicho, że słyszę odgłos stóp dotykających ziemi…

– …gdy nagle zdajesz sobie sprawę, ile zajmujesz miejsca w przestrzeni, że w ogóle jesteś przestrzenna. To bardzo fizyczne zderzenia z człowieczeństwem. Możemy wówczas poczuć własny oddech czy usłyszeć burczenie w brzuchu. Dla mnie te momenty świadczą o jestestwie, o byciu z własnymi myślami. Dają możliwość zatrzymania się, zastanowienia się nad tym, gdzie jesteśmy i kim jesteśmy. Dlaczego się cieszymy albo co nas dziś uwiera.

Może pierwszym krokiem w kierunku poszukiwania ciszy powinno być znalezienie jej w sobie?

– Jeżeli systemowo zaczniemy obniżać poziom hałasu w naszym otoczeniu, to zrobi nam się ciszej również w środku. Przestaniemy niepotrzebnie podnosić głos, krzyk dzieci stanie się mniej uciążliwy. Kluczowe jest wprowadzenie odpowiedniego prawa. To ono powoduje, że nasze zachowanie się zmienia. Jeżeli dostaniemy wysoki mandat za szybką jazdę miejskimi uliczkami, to następnym razem zwolnimy, bo nie będziemy chcieli znów płacić. Analogicznie więc: jeśli groziłby nam mandat za przekroczenie dopuszczalnego poziomu decybeli, zaczęlibyśmy wykonywać pewne czynności ciszej. A to przyniosłoby szereg korzyści dla nas samych: mniejsze napięcie nerwowe, niższy poziom kortyzolu, lepsze wysypianie się.

Moim zdaniem przerzucanie odpowiedzialności na jednostki na zasadzie: „Pan sobie odnajdzie tę ciszę w sobie, to wszystkim będzie ciszej”, nie ma sensu.

Dlaczego?

– Ponieważ nie mamy ku temu systemowej edukacji. Jeżeli będziemy mieli cichsze miasta plus będziemy wiedzieli, do czego ta cisza ma nam służyć, zaczniemy zauważać, że w świecie ciągle bombardującym nas informacjami to właśnie ona daje szansę na adaptację do nieustającej zmiany. Wtedy ludzie sami będą chcieli jej pilnować. Ale nie możemy wymagać od społeczeństwa, żeby było od razu wyedukowane.

Co rozumiesz przez stwierdzenie, że cisza adaptuje nas do zmiany?

Cisza daje nam możliwość skupienia się. A trzeba zaznaczyć, że nasza uważność działa jak żarówka starego typu. Sama koncentracja kosztuje nasz mózg bardzo dużo prądu, lecz już zachowanie tego skupienia jest dużo prostsze. Zatem jeżeli cały czas towarzyszą nam dystraktory – tu hałas zza okna, tam powiadomienie w telefonie – to nie potrafimy utrzymać uwagi, co skutkuje tym, że spalamy bardzo dużo prądu na samo włączanie uważności. To tak, jakbyśmy na okrągło odpalali samochód – przecież to właśnie najbardziej niszczące dla silnika. Jeśli przeto nieustająco walczymy o skupienie, nie jesteśmy w stanie zrozumieć i przetrawić w sobie, jak zmienia się nasz świat.

Bo żyjemy w ciągłym napięciu?

– Tak, w znerwicowaniu, niezrozumieniu, na niedoczasie. Wspomniałam już o wpływie hałasu na sen. Człowiek w drugiej dobie bez snu zachowuje się tak, jakby miał 1,5 prom. alkoholu we krwi. Jest niebezpieczny dla siebie i dla otoczenia. Jeżeli cały czas funkcjonujemy w dźwiękowym przebodźcowaniu, to nie jesteśmy w stanie zrozumieć najprostszych komunikatów, nie mówiąc już o analizowaniu tego, czy np. stosowana na co dzień sztuczna inteligencja jest dla nas bezpieczna. Potrzebujemy ciszy, żebyśmy mogli się skupić, żebyśmy mogli czytać ze zrozumieniem i przetwarzać informacje, którymi codziennie jesteśmy zalewani.

Tolerancja hałasu to indywidualna kwestia?

– Oczywiście, różnimy się od siebie pod tym kątem, bo nasze aparaty poznawcze działają w całym spektrum możliwości. Ostatnie duże polskie badanie zrobione przez Otodom mówi o tym, że 61 proc. osób neuroatypowych dosłownie cierpi z powodu hałasu. Warto zaznaczyć, że dla autystyków hałas jest rodzajem przemocy. On boli niemal tak jak ból łamanych kości.

Ważne są też kwestie wychowawcze. Jeżeli byliśmy wychowywani w cichym domu w lesie i wyjedziemy do miasta, będzie ono dla nas nieznośne. Natomiast gdy dorastaliśmy na blokowisku na Ursynowie, z rabanem podwórka w tle, to my już tego hałasu nie słyszymy. Ale nasze organizmy cały czas percypują te dźwięki i dlatego jesteśmy np. chronicznie zmęczeni. Choć świadomie tego nie odczuwamy, bo mózg odcina rzeczy, które dzieją się notorycznie. Żeby przetrwać, wyłączamy coś, na co permanentnie nie mamy wpływu.

Czy może być tak, że nieświadomie poszukujemy wtedy hałasu?

– Większość ludzi bardziej znośnym dla siebie hałasem zagłusza inny hałas. Dlatego np. zakładamy słuchawki na uszy, gdy poruszamy się po mieście. Z całą pewnością sporo osób ma tak, że gdy dostroi się do ciszy – oczywiście nie tej absolutnej, tylko ciszy natury – ma potem duże trudności, żeby żyć z powrotem w hałasie.

Wesprzyj Więź

Joanna Jurga – dr architektury, specjalistka od projektowania ukierunkowanego na poczucie bezpieczeństwa w przestrzeni. Opublikowała książkę „Szałas na hałas”. Prowadzi podkast #Bezpiecznik.

Fragment rozmowy, która ukazała się w grudniowym numerze miesięcznika „Znak”. Tytuł fragmentu od redakcji Więź.pl

Przeczytaj też: O, lęku straszny i wspaniały…

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.