Czy wyobrażenie dziecka jako człowieka wybrakowanego nie jest ostatecznie winne każdej krzywdy, jaką wyrządzamy najmłodszym?
Edytorial do wydania tygodnika „Więź co Tydzień” z 21 listopada 2024:
„Postanowiliśmy, żeby rządził cały naród, żeby cały naród mógł powiedzieć, czego mu potrzeba. Ale zapomnieliście panowie, że naród — to nie tylko dorośli, ale i dzieci. Mamy kilka milionów dzieci – więc i one powinny rządzić” – tymi słowami Król Maciuś Pierwszy ogłosił swoim ministrom powołanie sejmu dzieci.
Choć jego eksperyment – przez napiętą sytuację wewnątrz i przy granicach królestwa – zakończył się katastrofą i zesłaniem, u swego źródła był manifestem podmiotowości młodego władcy i sprzeciwu wobec lekceważenia, z jakim nieustannie spotykał się po śmierci swojego ojca, Stefana Rozumnego.
„Przecież to tylko dziecko, nic z tego nie rozumie” – jak często słyszymy te słowa, wypowiadane w obecności małych ludzi? Dziwaczne przekonanie, że dzieciom nie należą się szacunek, uwaga i godność, które bez zastanowienia przypisujemy dorosłym, nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Czy wyobrażenie dziecka jako człowieka wybrakowanego nie jest ostatecznie winne każdej krzywdy, jaką wyrządzamy najmłodszym?
„Kiedy zapytamy osobę dorosłą, czy zdarza się jej dać dyscyplinującego klapsa innej osobie dorosłej, uzna to pytanie za co najmniej dziwne. Tymczasem wobec dziecka ta możliwość wciąż dla wielu dziwna nie jest” – mówi Monika Rosa w rozmowie z Katarzyną Jabłońską. To tylko jeden z wielu przykładów tego, co logika ma nam do powiedzenia na temat naszego stosunku do dzieci.
Warto przypominać sobie, jak wiele mamy jeszcze do zrobienia, by oddać sprawiedliwość człowieczeństwu najmłodszych. Patostreaming, dostęp do pornografii, akceptowanie przemocy ze strony dorosłych mają się wciąż – niestety – dobrze. Może zatem Maciuś Pierwszy miał rację i potrzebujemy ministra do spraw dzieci? Po to, by chronić dzieci przed tym, jaki świat zbudowali im dorośli.
Przeczytaj też: „Niegrzeczne” i „trudne”, czyli stygmatyzowane