Jesień 2024, nr 3

Zamów

Rządzi nami afekt. Koalicja 15 X rok po wyborach

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra Rodziny Pracy i Polityki Społecznej, i premier Donald Tusk, lipiec 2024. Fot. Ministerstwo Rodziny Pracy i Polityki Społecznej

Koalicja 15 X zadowala tzw. przeciętnego wyborcę, a ponadto jest to koalicja… kontynuacji. Tak, kontynuacji rządów Zjednoczonej Prawicy.

Rocznicę wygranych wyborów koalicja 15 października świętowała sześciogodzinną – a według innych źródeł nawet siedmiogodzinną – bitwą o strategię migracyjną, która rozegrała się zwłaszcza o propozycję czasowego ograniczenia przyjmowania wniosków azylowych. Strategię udało się ostatecznie zatwierdzić po przyjęciu poprawek Polski 2050, które sprowadzają się głównie do ustanowienia większej kontroli społecznej i politycznej nad proponowanymi rozwiązaniami, a pomimo sprzeciwu Lewicy. 

Taka rocznica nieźle oddaje rządy koalicji czterech, a może i pięciu, partii. 

Główne emocje 

Mobilizacja, euforia, nadzieja – trzy patronki wyborów 15 X 2023 r. wyznaczyły nowy układ sił polskiej polityki. Po ośmiu latach rządów Zjednoczonej Prawicy dzięki swej mobilizacji Polki i Polacy ustanowili rekordową frekwencję przy urnach, wywindowali do góry Trzecią Drogą i bardzo osłabili Konfederację, która w pewnym momencie wysforowała się na sondażowe trzecie miejsce, a skończyła z wynikiem, który ledwo wystarczył do utworzenia klubu parlamentarnego. Symbolem mobilizacji były wielogodzinne kolejki do oddania głosu – w tym na wrocławskim Jagodnie, gdzie mieszkańcy częstowali wyborczych kolejkowiczów pizzą. 

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Euforia – zwłaszcza w większych miastach, w środowiskach bardziej liberalnych i w najtwardszym elektoracie ówczesnej opozycji. To ona widoczna była w wystąpieniach Donalda Tuska czy Szymona Hołowni, którzy celebrowali wyborczy sukces na partyjnych konwencjach. Euforyczna radość liberalnego elektoratu była efektem odsunięcia PiS-u od władzy – tak naprawdę głównego spoiwa, i celu istnienia, koalicji 15 października.  

Nadzieja, bo rządy PiS przyniosły tyleż poprawę dobrobytu, rozwój państwa opiekuńczego i wyraźny rozwój ekonomiczny, co demontaż praworządności, pogorszenie relacji z Unią Europejską i zawłaszczenie państwa przez partyjną nomenklaturę. Zmiana władzy miała oznaczać utrzymanie tych pozytywów i odwrócenie negatywnych aspektów. 

Gdzie dziś jest emocja społeczna? Gdyby przyjrzeć się dyskusjom medialnym, wynikałoby, że wszystkie trzy patronki koalicji rządowej nie tylko dawno się ulotniły, ale obecnie królują raczej: kłótnia, nieufność i apatia. Media donoszą o podziałach wewnątrz koalicji, sporach między ministrami, planach rekonstrukcji rządu, ciągle wściekającym się Donaldzie Tusku i trudnościach w wypracowywaniu kompromisów, np. w kwestii składki zdrowotnej.  

Emocje społeczne wyglądają jednak inaczej. Jasne, widać w społeczeństwie oznaki zmęczenia polityką i demobilizacji. Ale, po pierwsze, jakże można było ich się nie spodziewać po maratonie wyborczym na przełomie 2023 i 2024 roku, po zmianie władzy osiągniętej rekordową frekwencją i ustanowieniu wielopartyjnej koalicji, w której realnych punktów stycznych było niewiele? A po drugie, ich skala wcale nie jest przytłaczająca. 

To Tusk jest rzecznikiem rządu, którego to rzecznika formalnie nie ma. To premier osobiście wypełnia potworne braki kadrowe, których przez lata bycia antypisem dorobiła się jego partia. A gdzie nie może, tam Sienkiewicza pośle

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst

Widać to w wynikach badań More in Common, które w pogłębiony sposób przyglądają się istotnym problemom politycznym. Wskazują one na nieznaczny wzrost zmęczenia i spadku zainteresowania polityką. Sondaże partyjne z kolei wyraźnie wyłapują przepływ wyborców koalicji 15 X do grona niezdecydowanych. Dzięki temu PiS mógł się w niedawnym sondażu IBRiS pochwalić nieznacznym prowadzeniem. Łatwo przy tym przeoczyć, że sam stracił część swojego poparcia na rzecz innych partii, a wyborcy rządu przeszli tylko do grona niezdecydowanych. 

Z drugiej strony More in Common pokazuje inne, znacznie ważniejsze zjawiska: Polakom powodzi się dziś lepiej finansowo niż pod koniec rządów PiS, czują się w kraju bezpiecznie, a rząd oceniają nieco lepiej niż poprzedników. 

Cienie i blaski jednej gwiazdy 

Jaki zatem jest ten rząd? Jak działa? Przede wszystkim spełnia swoją podstawową funkcję: nie jest PiS-em. Przynajmniej w powszechnym odczuciu, bo w szczegółach, cóż, bywa różnie. Ale do tego „różnie” jeszcze wrócę.  

Polityka „dziel i rządź” Jarosława Kaczyńskiego podziałała: z jednej strony PiS zyskało sobie trwałą sympatię ok. 30 proc. wyborców, głównie z klasy ludowej i prowincji; z drugiej jej efektem jest utrata zdolności koalicyjnej PiS i możliwości przepływu wyborców z innych partii poza zupełnie skrajnymi okolicznościami. To dlatego próg oczekiwań wobec koalicji PO-PL2050-PSL-Lewica był tak niski, że nawet brak dowiezienia 1/3 ze stu konkretów przedwyborczych nie jest dziś wielkim problemem.

Rząd działa też, bo ma absolutnego lidera. Donald Tusk, o którego autorytarnym stylu zarządzania napisano już wiele, korzysta ze swojego doświadczenia, charyzmy i niewątpliwej sympatii, graniczącej z bałwochwalstwem, ze strony liberalnych mediów. Dzięki temu, zwłaszcza dla wyborców Koalicji Obywatelskiej, wydaje się on oczekiwanym szefem rządu, który trzyma całą tę konstrukcję w ryzach, a gdy coś idzie nie tak, to się wścieka na niedobrych ministrów (przy okazji dymisjonuje przypadkowych sekretarzy stanu czy rzeczników prasowych, żeby pokazać specyficzną sprawczość). 

Inną konsekwencją tego stanu rzeczy jest fakt, że dla części wyborców rząd wciąż pozostaje przeciwnikiem budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, a to dlatego, że miesiącami hamletyzował w tej sprawie. Tymczasem 14 października zaprezentowano projekt budowlany lotniska i dworca kolejowego – czy informacja ta jednak dotarła do zainteresowanych? Wątpię. 

To Tusk jest rzecznikiem rządu, którego to rzecznika formalnie nie ma. To on rozmawia z mediami i obywatelami, gdy zachodzi potrzeba. I to właśnie premier osobiście wypełnia potworne braki kadrowe, których przez lata bycia antypisem dorobiła się jego partia. A gdzie nie może, tam Sienkiewicza pośle, by zrobił szybką czystkę w mediach publicznych albo zwyzywał na antenie Polsat News obrońców praw człowieka, na których przekazie jeszcze rok temu PO budowała swój kapitał polityczny. 

Ministry punktują premiera 

Koalicja funkcjonuje pomimo swojej dziwacznej konstrukcji, która prowadzi do licznych sporów i problemów komunikacyjnych. Mocna pozycja Donalda Tuska wynika przecież również z tego, że dwóch innych liderów partyjnych nie weszło do rządu: Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty. A jeszcze szerzej: Tusk jest oczywistym liderem w sytuacji, gdy koalicja okazuje się tak rozdrobniona. Od nurtów konserwatywnych, ludowych i chadeckich po progresywny liberalizm, zielonych i demokratycznych socjalistów. 

Fakt ten częściowo umykał w komentarzach po zeszłorocznych wyborach. Z jednej strony liberałowie przeoczyli go w powyborczej euforii, a z drugiej konserwatyści w lamentacji nad rozstrzygnięciem. Mówili o tym naprawdę emocjonalnie trzeźwi i przenikliwi komentatorzy, jak Bartosz Rydliński z UKSW podczas nocy powyborczej na antenie Polsatu. Konsekwencją tej politycznej mieszanki w rządzie są ciągłe spory i dyskusje, wolne tempo procedowania części zmian, które nadto jest podchwytywane przez media.  

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk i Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w istocie odgrywają podobne role: zastępują w rządzie liderów swoich partii, reprezentują wyrazistą wizję, prezentują własne stanowisko w sposób spójny i asertywny

Bartosz Bartosik

Udostępnij tekst

Ma to również swoją dobrą stronę: polityka stała się w bardziej widzialny sposób demokratyczna. Polska jest zbyt różnorodna, by rządzić nią pod linijkę, w sposób unitarystyczny, jak chciałby Jarosław Kaczyński, ale też Donald Tusk. Rozmowa, negocjacje i kompromis pozostają synonimami procesu demokratycznego. 

Warto w tym miejscu wyróżnić jeszcze trzy postacie z ław rządowych. Radosław Sikorski znakomicie wykorzystuje reprezentacyjną pozycję, jaką daje mu stanowisko ministra spraw zagranicznych. Korzysta w tym ze swojej pozycji międzynarodowej, kontaktów i biegłej znajomości języka angielskiego. Dzięki temu podtrzymuje własne nadzieje prezydenckie i spędza sen z powiek Rafałowi Trzaskowskiemu. 

Agnieszkę Dziemianowicz-Bąk i Katarzynę Pełczyńską-Nałęcz wymienię wspólnie, bo w istocie odgrywają podobne role: zastępują w rządzie liderów swoich partii, reprezentują wyrazistą wizję, prezentują własne stanowisko w sposób spójny i asertywny; wyróżniają się tym na tle lidera Platformy Obywatelskiej. A przede wszystkim grają z premierem zespołowo, ale gdy tylko Donald Tusk wystawi się na krytykę, to natychmiast wychodzą przed kamerę i prezentują inne rozwiązania: w kwestii polityki mieszkaniowej, społecznej czy – to najświeższy przykład – migracyjnej. Obie ministry budują istotny kapitał polityczny na przyszłość i, co ciekawe, często wypowiadają się w podobnym tonie, choć przecież reprezentują różne środowiska polityczne. 

Jak to będzie z tą polityką migracyjną? 

Tym sposobem wracamy do tematu, który w ostatnich dniach rozgrzał debatę publiczną. Najpierw wiceminister spraw wewnętrznych Maciej Duszczyk zapowiedział prezentację strategii migracyjnej – tej, której Polska potrzebuje od dekady – a następnie Donald Tusk ogłosił, że jej częścią będzie ograniczone czasowo i terytorialnie wstrzymanie prawa do składania wniosków o azyl.  

Trzeba powiedzieć wprost: gdyby taki pomysł padł za rządów Zjednoczonej Prawicy, poziom moralnego oburzenia po stronie opozycji, mediów i organizacji społecznych byłby olbrzymi, być może nieporównywalny z niczym innym. Dzisiaj ton sprzeciwu nadaje przede wszystkim społeczeństwo obywatelskie. Prawa podstawowe nie podlegają politycznym targom” – napisały w reakcji na zapowiedź premiera organizacje trzeciego sektora. Niespodziewanie do przeciwników wstrzymania procedury azylowej dołączył prezydent Andrzej Duda, o czym mówił w orędziu sejmowym 16 października.

Z Dominiką Sitnicką o zbliżającej się kampanii wyborczej rozmawia Bartosz Bartosik

Ten sam Donald Tusk, który jeszcze nieco ponad rok temu wylewał krokodyle łzy nad łamaniem praw uchodźców i migrantów, krytykował bezduszność rządów PiS na granicy polsko-białoruskiej i podpinał się pod działalność organizacji humanitarnych, dziś idzie o wiele dalej w ograniczaniu praw człowieka niż poprzednicy. Co jednak moim zdaniem istotne, premier robi tak, bo… może. A najlepiej świadczą o tym wypowiedzi wyborców Koalicji Obywatelskiej w badaniach Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego na łamach „Krytyki Politycznej”: 

„Polska waszych marzeń za 20 lat czym się różni od Polski dzisiaj? 
– Ja powiem wprost, to jest Polska bez Ukraińców. 
– Tak, dodam tutaj coś od siebie. To Polska bez nielegalnych imigrantów, bez tych z Bliskiego Wschodu, z Afryki, bez nich wszystkich. 
– I bez socjalu!!!”. 

W swojej obszernej analizie wyzwań migracyjnych na łamach kwartalnika „Więź” nr 4/2023 przedstawiłem dwa główne wyzwania, które stoją przed europejską polityką w kwestii migracji: „Czy wobec masowego pojawiania się nowych mieszkańców jesteśmy w stanie utrzymać europejskie państwo dobrobytu? Oraz czy będziemy potrafili godzić uniwersalność praw człowieka z migracjami na dużą skalę?”.

To pierwsze pytanie jest wciąż otwarte. Odpowiedź na drugie coraz bardziej brzmi: nie. A ze względu na fakt, że głos migrantów nie liczy się przy urnach, siłą rzeczy ksenofobia, indywidualizm i antysolidaryzm biorą górę w politycznych kalkulacjach. 

Zadowolenie przeciętnego wyborcy 

Jak wobec tego podsumować rządy koalicji 15 października? Proponuję dwa tropy. Po pierwsze, jej działalność zadowala głównie jej najbardziej wiernych zwolenników, szczególnie wyborców Koalicji Obywatelskiej – jak zauważa Grzegorz Sroczyński. Wśród zwolenników pozostałych partii koalicyjnych dominuje obojętność lub zniechęcenie.

A jednak ostatecznie rząd zdaje egzamin na podstawowym poziomie – zapewnia Polkom i Polakom fizyczne i gospodarcze bezpieczeństwo. Tym samym zagospodarowuje tzw. przeciętnego wyborcę, który nie ma czasu na aktywizm, za to kieruje się głównie tym, co widzi w portfelu i za oknem. Tym samym nie spełniły się przewidywania zwolenników PiS, że liberalny rząd przyjdzie i odbierze socjal. Nie zrobił tego, a na dodatek nieco go rozbudował. 

Wesprzyj Więź

Po drugie, jest to koalicja… kontynuacji. Tak, kontynuacji rządów Zjednoczonej Prawicy. Ekspansywna polityka fiskalna, tworzenie podstaw państwa dobrobytu, kontynuacja licznych inwestycji rozwojowych, polityka międzynarodowa wobec Ukrainy i NATO, polityka migracyjna, zwłaszcza na granicy polsko-białoruskiej. Choć nie da się zaprzeczyć różnicom np. w kwestii praworządności czy polityki administracyjnej, to jednak spora część różnic między rządami PiS a PO opiera się na sporach personalnych i… emocjach.  

Rok po zmianie władzy kolejny raz potwierdza się teza, że polska polaryzacja ma charakter przede wszystkim afektywny. Dlatego główne pytanie polskiej polityki na najbliższe lata brzmi: czy ten afekt utrzyma się do kolejnych wyborów? 

Przeczytaj też: Waleczność demokracji walczącej. Cz. 1: Niewiele się zmieniło 

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.