Jesień 2025, nr 3

Zamów

Rodzina o dobrym zasięgu. Dlaczego książka Haidta wywołała burzę w USA?

Jonathan Haidt. Fot. Wikimedia Commons

Haidt zdaje sobie sprawę, że problemy zdrowia psychicznego dzieci biorą się nie tylko ze smartfonów. Jeśli chcemy wiedzieć, dlaczego dzieci są zestresowane, nie pomogą nam żadne aplikacje parentingowe – musimy zapytać sami siebie, jaki świat tworzymy dla naszych dzieci.

„Świat stał się zbyt przerażającym miejscem, aby rodzić i wychowywać dzieci” – tak brzmi jeden z powodów podawanych przez osoby, które już w młodym wieku deklarują, że nigdy nie zdecydują się na potomstwo.

Do osób, które już są rodzicami (lub opiekunami czy wychowawcami), również dociera coraz więcej hiobowych wieści dotyczących przyszłości ich dzieci. Nagłówki prasowe i historie obecne w social mediach głoszą, że oto żyjemy w świecie zbliżającej się apokalipsy – klimatycznej albo związanej z niekontrolowanym rozwojem technologii, np. AI – w którym załamania psychiczne w następnym pokoleniu są nieuchronne. Aby oddalić to ryzyko, rodzice powinni zadbać o uczenie dzieci cnót, m.in. odwagi i rezyliencji, oraz umiejętności takich jak mindfulness, tolerancja złożoności i inne „umiejętności jutra” – mierzalne i oparte na dowodach naukowych.

I nawet jeśli uda się cudem uniknąć problemów, takich jak depresja, zaburzenia lękowe, uzależnienia czy zachowania autodestrukcyjne, to nie mamy pewności, czy to zapewni naszym pociechom szczęśliwe życie. Krocząc w ciemności – pozbawieni ciepła i światła ognisk, przy których kiedyś doradzali mądrzy przodkowie i plemię naszej „wioski” – podejmujemy wyzwanie, które już na samym początku wydaje się przerastać nasze siły.

Myślenie ma skutki społeczne

Rodzicielstwo w coraz większym stopniu przypomina zaawansowany pilotaż skomplikowanej maszyny – z mnóstwem decyzji do podjęcia, z deficytem wsparcia i bez możliwości poprawiania błędów. To porównanie przyszło mi do głowy na początku nowego roku szkolnego w USA pod wpływem zmagań ze stosem dokumentów, które jako rodzic muszę podpisać i wypełnić, aby dziecko „zaistniało w systemie”. Regulaminy używania urządzeń cyfrowych w szkole, kwestie publikacji wizerunku, zarządzanie ryzykiem na zajęciach sportowych i pozalekcyjnych, liczne aplikacje on-line wspierające naukę liczb, czytania i pisania w domu i naukę zaliczania testów, formularze zapisów do rady rodzicielskiej, formularze zdrowotne etc.

Dzieci dopiero zaczynają szkołę i życie w społeczeństwie, ale „helikopterowy rodzic”, który ma nad nimi nieustannie czuwać, musi być od razu profesjonalistą, bez okresu próbnego.

Pośrodku tego ciemnego lasu matkom i ojcom zagubionym w świecie sprzecznych rekomendacji, instytucji kontrolnych i instrumentów pomiarowych z pomocą przychodzi Jonathan Haidt, amerykański psycholog społeczny, profesor w Stern School of Business na Uniwersytecie Nowojorskim. Haidt to autor bestsellerowych książek dotyczących wielu ważnych tematów współczesności, takich jak polaryzacja polityczna i społeczna (Prawy umysł), zanik debaty publicznej, źródła populizmu w polityce, przemiany postaw moralnych pod wpływem kapitalizmu i nowych technologii (Hipoteza szczęścia).

Rodzicielstwo w coraz większym stopniu przypomina zaawansowany pilotaż skomplikowanej maszyny – z mnóstwem decyzji do podjęcia, z deficytem wsparcia i bez możliwości poprawiania błędów

Maria Rogaczewska

Udostępnij tekst

Podobnie jak Hannah Arendt, Haidta interesuje pytanie, czy mądrość można wypracować w rozmowie i życiu publicznym poprzez zderzanie różnych poglądów bez taryfy ulgowej, bez cancel culture i bez „sejfityzmu” (czyli neurotycznej idei zabezpieczania siebie samego przed nieakceptowanymi ideami i chowania się w swojej bańce).

Haidt podkreśla na każdym kroku, że myślenie jest fundamentalną czynnością społeczną i ma skutki społeczne. Jako jednostki, pozostawione samym sobie, izolowane przed ekranami naszych urządzeń, jesteśmy bardzo podatni na zniekształcenia poznawcze i manipulację, więc ulegamy różnym irracjonalnym mechanizmom, jak na przykład mechanizmowi społecznego potwierdzenia, myśleniu czarno-białemu, filtrowaniu negatywnemu etc. Ratunkiem jest to samo, co w czasach Sokratesa, czyli poszukiwanie mądrości w prawdziwej rozmowie.

Co dla nas tutaj najważniejsze, Jonathan Haidt od co najmniej dekady, jako ojciec dwójki dzieci i wykładowca akademicki, podejmuje też temat wpływu tych wszystkich zjawisk na ciała i umysły młodego pokolenia, który to wpływ opisuje jako – na wielu poziomach – jednoznacznie negatywny.

Globalny kryzys zdrowia psychicznego

W niniejszym tekście skupię się na zaangażowaniu Haidta w kwestię szczęśliwego dzieciństwa i mądrego wspierania młodych ludzi, co jest głównym tematem dwóch jego ostatnich książek (wydana w Penguin Press w 2024 r. The Anxious Generation. How the Great Rewiring of Childhood Is Causing an Epidemic of Mental Illness oraz napisany wraz z Gregiem Lukianoffem i przetłumaczony na polski przez Filipa Filipowskiego Rozpieszczony umysł – w oryginale The Coddling of the American Mind)1.

Kryzys zdrowia psychicznego ludzi młodych w krajach rozwiniętych – pokolenia Z, urodzonego po 1995 r., a także młodszych – jest niezbitym faktem potwierdzonym w wielu państwach i wielu badaniach. Mamy do dyspozycji twarde dane z pięciu krajów anglosaskich, krajów nordyckich oraz krajów UE dotyczące znacznego zwiększenia liczby hospitalizacji w placówkach zdrowia psychicznego, prób samobójczych, diagnoz depresji i zaburzeń lękowych. Do tego dochodzą niepokojące obserwacje z badań etnograficznych, związane z drastycznym spadkiem poczucia sensu życia i podejmowanych aktywności, poczucia przynależności, a także liczby przyjaciół oraz spędzonego z nimi czasu. Są też autorzy, którzy przypuszczają, że to właśnie głębokie zwątpienie w wartość samego życia i jego sens jest naczelną (choć sprytnie ukrytą pod argumentami ekonomicznymi, dotyczącymi finansów) przesłanką decyzji młodych ludzi o tym, by nigdy nie mieć własnych dzieci.

Haidt w pierwszej z dwóch książek dotyczących młodego pokolenia zatytułowanej Rozpieszczony umysł obszernie cytuje Jean Twenge, autorkę określenia IGen, która wskazuje na cechy tego pokolenia różniące go od generacji millenialsów. Są to młodzi, którzy w swym krótkim życiu spędzili rekordowo mało czasu na nieskrępowanej, wolnej zabawie, bez nadzoru rodziców. Mają za sobą bardzo mało dokonań świadczących o niezależności (prawo jazdy, pierwsze doświadczenia pracy), za to o wiele więcej konsultacji i pobytów w placówkach zdrowia psychicznego. To dzieci, które z urządzeń elektronicznych zaczęły korzystać już we wczesnym dzieciństwie, zaś w wieku nastoletnim spędzają przed ekranami kilka godzin dziennie. Ci młodzi cechują się kruchością (fragility), są nieodporni na wykluczenie, agresję w relacjach międzyludzkich, nieprzygotowani na wyzwania życia w złożonym, różnorodnym społeczeństwie. Depresja i stany lękowe rozpowszechnione w tym pokoleniu wywołują przy tym bardzo dalekosiężne skutki – wzmacniają tendencję do postrzegania świata jako miejsca niebezpiecznego i wrogiego w o wiele większym stopniu, niż jest on nim realnie.

Zdaniem Haidta najgorsza jednak ze wszystkiego jest arogancja starszych pokoleń, które wciąż ignorują te zjawiska lub też uważają je za zwyczajne „problemy wieku dojrzewania”. Tymczasem chodzi o coś zupełnie nowego. Profesor Uniwersytetu w Dartmouth David Blanchflower, na którego powołuje się Haidt, przez wiele lat badał „kryzys wieku średniego” w krajach rozwiniętych. Odkrył coś, co nazwał „krzywą złego samopoczucia w kształcie litery U” – poczucie szczęścia i zadowolenia z życia jest wysokie w dzieciństwie i młodości, potem drastycznie spada około połowy życia (na ten moment przypada wiele kryzysów, takich jak rozwody, załamania psychiczne etc.), by w wieku starszym ponownie relatywnie wzrosnąć.

Po analizie wielu danych Blanchflower odkrył, że „krzywa zadowolenia z życia w kształcie litery U” nagle zniknęła, ponieważ dziś młodzi dorośli (18–25 lat) radzą sobie znacznie gorzej. Dzieje się tak mniej więcej od połowy 2010 r. (zwłaszcza dotyczy to młodych kobiet). Wyjaśnił też, że sam – jako badacz – bardzo długo nie zauważał zmian wśród młodych ludzi, ponieważ był tak skoncentrowany na tradycyjnych grupach, które zmagały się z największymi problemami (takich jak biali mężczyźni w średnim wieku, mniejszości etniczne i rdzenni Amerykanie).

Gdy zobaczył, jak szybka zmiana zaszła w zdrowiu psychicznym młodych dorosłych (w przeciwieństwie do względnej stabilności dorosłych po 40. roku życia), jego uwaga skoncentrowała się właśnie na młodych. Opublikował całą serię artykułów na ten temat i wykazał coś zdumiewającego i mającego globalny zasięg: ogólny kontur szczęścia populacji w krajach rozwiniętych uległ drastycznej zmianie.

Przeprogramowane mózgi

Haidt jednoznacznie odpowiada na pytanie, co można winić za ten stan rzeczy: to media społecznościowe i urządzenia cyfrowe, do których młodzi ludzie zaczęli mieć nielimitowany dostęp właśnie po 2010 r.

Mechanizmy „przeprogramowania” młodego mózgu, które zachodzą w efekcie nadmiernej ekspozycji na treści social mediów, to między innymi rozpraszanie uwagi, FOMO (fear of missing out) i uzależnienie od wyrzutów dopaminy związanych ze scrollowaniem. Te mechanizmy zostały, zdaniem Haidta, intencjonalnie zaplanowane przez twórców aplikacji po to, aby użytkownicy spędzali w nich jak najwięcej czasu. Dlatego też, podkreśla, znaczna grupa pracowników big-techów chroni swoje własne dzieci przed produktami, które rozwijają i sprzedają. W życiu prywatnym inwestują oni środki w edukację alternatywną, taką jak waldorfska, by dziecko mogło bawić się błotem, kamykami i patykami – zamiast korzystać z tabletów i elektronicznych kart pracy.

Według Haidta problem jest tak nabrzmiały, że potrzebne są rozwiązania radykalne. W książce postuluje równoczesne wprowadzenie czterech zasad – nie tylko lokalnie, na poziomie konkretnych społeczności i szkół, ale także, o ile to możliwe, ze wsparciem władz stanowych i federalnych.

Miałyby to być: 1. rezygnacja ze smartfona do końca szkoły podstawowej; 2. rezygnacja z konta w mediach społecznościowych do 16. roku życia; 3. wprowadzenie reguły, że kampusy szkolne są strefami wolnymi od smartfonów; 4. upowszechnienie praktyk swobodnego dzieciństwa (free-range childhood), czyli zmniejszenie kontroli rodziców nad czasem wolnym dzieci, przywrócenie im możliwości nieskrępowanej zabawy z elementami ryzyka.

Warto podkreślić, że wbrew opinii niektórych krytyków Haidt nie przeprowadza zamachu na wolność dzieci i rodziców ani nie ma obsesji zakazów. On raczej postuluje wprowadzenie równowagi między kontrolą a „przepływem” (flow) w rodzicielstwie. Jego zdaniem równowaga ta została zachwiana. W prawdziwym życiu dzieci z amerykańskiej rodziny klasy średniej prawie nie ma flow (swobodnej, dzikiej zabawy, spontaniczności, przyjemności z robienia rzeczy nowych i nieprzewidywalnych), za to jest tej swobody o wiele za dużo w relacji dziecka z urządzeniami.

Nieodpowiedzialny intelektualista rozsiewający strach?

Haidt w ostatnich latach stał się tak znanym intelektualistą, tak często cytowanym w social mediach, programach śniadaniowych i talk-showach, że – siłą rzeczy – pojawiło się wiele uproszczonych i popularnych wersji jego podejścia (choć ono jest coraz bardziej złożone i wielowarstwowe w każdej kolejnej książce).

Zarówno diagnozy Haidta, jak i jego recepty na poprawę sytuacji spotkały się z negatywnymi reakcjami. Krytycznie nastawieni recenzenci jego książki pytają, czy naprawdę fizyczne zabranie młodym Snapchata i Tik-Toka spowoduje, że ich wszystkie problemy się rozwiążą? Czy to sprawi, że znikną inne dręczące ich wyzwania, takie jak rosnące nierówności społeczne, przemoc w szkołach, coraz wyższe koszty usamodzielnienia się (nieosiągalne dla większości opłaty za studia i ceny domów)?

Krytycy wskazują też na to, że oto Haidt sam postępuje w taki sposób, przed jakim przestrzegał w swojej książce z 2007 r. (Prawy umysł). Jego rodzicielskie emocje są skierowane przeciwko mediom społecznościowym, jego intuicja podpowiada mu, że są one niezdrowe. I tym emocjom podporządkowuje swoją argumentację, dlatego wybór badań mających potwierdzać głoszoną tezę jest mocno stronniczy.

Krytyczni recenzenci Haidta wytykają mu, że nie tylko postępuje on nieodpowiedzialnie jako intelektualista, rozsiewając strach i panikę wśród mas rodziców, ale także myli się w sensie czysto naukowym. Upraszcza bowiem wielce złożony, wieloczynnikowy problem, jakim są zaburzenia zdrowia psychicznego młodych ludzi, sprowadzając go do jednej przyczyny (nadużywanie mediów cyfrowych). Tymczasem ukazujące się co jakiś czas metaanalizy badań z zakresu psychologii klinicznej (która – co podkreślają – nie jest specjalizacją Haidta) pokazują, że wpływ mediów społecznościowych na dzieci i młodzież może być negatywny, lecz raczej w stopniu umiarkowanym.

O wiele bardziej negatywny wpływ na ich kondycję psychiczną mają kwestie systemowe, takie jak archaiczne systemy edukacji (nie nauczyciele, lecz systemy), coraz więcej barier w dostępie do college’u, strzelaniny, nadmierne okrucieństwo i pornografia w kulturze popularnej, filmach i książkach, rodzice znoszący stres ekonomiczny, zagrożenie globalnym ociepleniem, erozja praw człowieka i praw obywatelskich, zanieczyszczenie środowiska i wiele innych zmiennych.

Tych systemowych problemów nie rozwiąże mechaniczne zabranie dzieciom Tik-Toka ani telefonu. W 2022 r. ukazał się w piśmie „Current Opinion in Psychology” systematyczny przegląd bardzo wielu badań (oraz metaanaliz tych badań) na temat wpływu nowych technologii na zdrowie psychiczne młodych ludzi2. Z tego opracowania wynika, że nie ma jednoznacznych dowodów naukowych na słuszność tezy Haidta, iż media cyfrowe wywołują aż tak wielką rewolucję w mózgach dzieci oraz stanowią najpotężniejszy czynnik kryzysu ich zdrowia psychicznego.

Są też głosy zwracające uwagę na klasowy charakter argumentacji Haidta. Zakłada on, że rodzice znajdą czas na krytyczną refleksję, na zmianę nawyków, że mają dostęp do alternatywnych sposobów edukacji i wychowania, co jest wszak domeną klasy średniej. Rodzice z klas ekonomicznie nieuprzywilejowanych tego typu zasobów nie posiadają, są skazani na „archaiczną” edukację publiczną i popularną rozrywkę, choć – z drugiej strony – Haidt przyznaje, że to właśnie dzieci z klas niższych często cieszą się większą swobodą życia i zabawy niż rówieśnicy spędzający całe życie w SUV-ie, transportowani z jednych zajęć na drugie.

Przyjrzeć się sobie

Czy zatem zatroskani rodzice nie powinni jednak czytać Haidta i pozwalać mu na udzielanie rad, bo opiera on swoje argumenty na emocjach? Sam Haidt broni się stwierdzeniem, że badane przezeń zjawiska są wciąż relatywnie nowe, że odpowiednia liczba dowodów naukowych musi być dopiero zgromadzona, z pasją podkreśla też, że nie można czekać, aż to nastąpi. Trzeba działać już teraz.

Te działania można stopniowo zaobserwować w pewnych kręgach amerykańskiego społeczeństwa. Rosną w siłę ruchy samopomocowe rodziców, takie jak Screen Strong Families, do którego należy już blisko 50 tysięcy rodzin, a także wiele szkół (www.screenstrong.org) – Haidt jest dla nich patronem i mentorem. Ruch ma wiele sprawdzonych dobrych praktyk, w tym szkolenia i warsztaty dla dyrektorów szkół, nauczycieli, dzieci i rodziców, którzy chcą wprowadzać zasady higieny cyfrowej, rodzicielskie grupy samopomocy i wsparcia, platformy edukacyjne etc. W internecie powstaje coraz więcej grup wsparcia dla rodziców chcących wychowywać dzieci w higienie cyfrowej (np. Parenting in Tech World), także coraz więcej szkół decyduje się na usunięcie smartfonów z terenu kampusu szkolnego. Warto podkreślić, że bardzo podobną ofertę ma w Polsce Fundacja Dbam o Mój Zasięg (dbamomojzasieg.pl), która także proponuje wsparcie dla szkół, rodziców i lokalnych społeczności.

Uważna lektura Haidta pokazuje, że – wbrew zarzutom krytyków – zdaje on sobie doskonale sprawę, iż problemy zdrowia psychicznego dzieci biorą się nie tylko ze smartfonów, lecz odpowiadamy za nie w dużym stopniu my, dorośli. Jeśli chcemy wiedzieć, dlaczego dzieci są zestresowane, musimy przyjrzeć się sobie jako dorosłym, usiąść w kręgu z innymi rodzicami i zadać pytanie, jaki świat tworzymy dla naszych dzieci.

Kim jest zatem Jonathan Haidt? Wydaje się, że ma on ambicje wcielenia się w archetypową figurę przewodnika, która występuje już w Państwie Platona. To postać, która proponuje nam wyjście z jaskini cieni, choć niekoniecznie oferuje twardy grunt pod nogami tym, którzy z jaskini wyjdą. Posługując się zaś kodami popkultury, można powiedzieć, że Haidt jest niczym Morfeusz z filmu Matrix, który oferuje nam wybór między niebieską a czerwoną tabletką, czyli między bezpieczną, komfortową niewiedzą a niewygodną i bolesną prawdą.

Niebieska tabletka to opisywane przez niego „wielkie nieprawdy”, w które jest nam wygodnie wierzyć: iluzje, mechanizmy obronne (poczucie bezradności w rodzaju „Co ja mogę?”, pesymizm i brak nadziei są jednymi z najpotężniejszych), odmowa zmiany myślenia, strach przed zadawaniem się z ludźmi, którzy różnią się od nas poglądami. Te wszystkie mechanizmy autosabotażu ludzkości mają być jeszcze dogłębniej opisane w zapowiadanej na 2025 r. książce Haidta poświęconej rozpadowi komunikacji, o znamiennym tytule Life after Babel, czyli „Życie na gruzach wieży Babel”.

Czerwona tabletka natomiast to konkretne wskazówki, jak nawigować bardzo skomplikowaną maszynerią rodzicielstwa i jak zdecydować się na tej drodze na kilka najważniejszych ruchów, które mogą nam bardzo ułatwić życie. Po pierwsze, można po prostu wstać na chwilę zza sterów i przyjrzeć się własnym nawykom. Jest możliwa zmiana nawet tych bardzo utrwalonych – nie tylko osobistych, ale i całej rodziny. Po drugie, ogromną wartością jest aktywne szukanie innych rodziców, którzy myślą podobnie i nam pomogą. Temu służą oddolne ruchy rodzicielskie, w których rodzice uczą się narzędzi wpływu na szkoły ich dzieci i współpracy ze sobą i z innymi instytucjami. Po trzecie, istotne jest uznanie, że myślenie katastroficzne – choć stanowi wielką pokusę – samo w sobie jest pułapką i mechanizmem obronnym.

Haidt podkreśla, że myślenie jest fundamentalną czynnością społeczną i ma skutki społeczne. Jako jednostki, pozostawione samym sobie, izolowane przed ekranami naszych urządzeń, jesteśmy bardzo podatni na zniekształcenia poznawcze

Maria Rogaczewska

Udostępnij tekst

Katastroficzne myśli i postawy mają – jak zauważa wielu psychologów społecznych – bardzo niekorzystny wpływ na całe społeczeństwo. Tak powszechne używanie w mediach słowa „katastrofa” (klimatyczna, ekonomiczna, demograficzna etc.) – które oznacza, że czarny scenariusz jest nieuchronny, a jednostka nie ma na nic wpływu – wywołuje dwa syndromy: albo ogromny lęk, który powoduje, że młodsze pokolenia nie widzą dla siebie przyszłości (tak jak wprost wyrażają to przedstawiciele ruchu Ostatnie Pokolenie), albo wyparcie, czyli życie tak, jakby jutra miało nie być, rzucanie się w wir konsumowania rzeczy, mediów albo fast fashion etc.

Rodzicielstwo jako szansa

Haidt ma podobną strategię w dziedzinie zagrożeń cyfrowych jak Per Espen Stoknes w obszarze klimatu. Stoknes to norweski ekonomista i psycholog, odpowiedzialny za projekt Earth4All, autor wydanej w 2015 r. książki What We Think About When We Try Not To Think About Global Warming: Toward a New Psychology of Climate Action, w której identyfikuje pięć głównych barier psychologicznych utrudniających działania na rzecz klimatu, ale także przedstawia pięć strategii dotyczących tego, jak mówić o globalnym ociepleniu w sposób, który tworzy działania i rozwiązania, a nie narastającą bezczynność i rozpacz.

Strategie te działają zgodnie z ludzką naturą, a nie przeciwko niej. Są społeczne, pozytywne i proste. Są one również oparte na pozytywnych opowieściach, aby pomóc tworzyć wartościowe działania i nowe relacje między ludźmi.

Haidt, podobnie jak autorzy zajmujący się kryzysem klimatycznym, doskonale zdaje sobie sprawę z mechanizmów autosabotażu i samooszukiwania, które są tak powszechne w naszych umysłach. Próbuje się z nami, przestraszonymi rodzicami, komunikować zadaniowo – jest problem, ale możemy go rozwiązać, jeśli wszyscy będziemy robili konkretne rzeczy. W efekcie pomaga nam odzyskać poczucie sprawczości i, być może, cień nadziei. I tu dochodzimy do finału, w którym warto mocno podkreślić wagę książek Jonathana Haidta dla społeczeństwa takiego jak polskie, które ma ze sprawczością – i nadzieją – ogromny problem.

Choć od upadku ustroju komunistycznego upłynęło już wiele dekad, postawa lękowa oraz sztywne mechanizmy obronne są w naszym społeczeństwie tak mocne i utrwalone, jak to tylko możliwe (zostało to opisane na kartach kilku ważnych opracowań, w tym Prześnionej rewolucji Andrzeja Ledera i ostatnio w Traumalandzie Michała Bilewicza). Ponadto mamy do czynienia z bardzo silnym konfliktem międzypokoleniowym, w którym młodzi słusznie zarzucają starszym brak namysłu nad sobą i bezrefleksyjne przerzucenie traumy (w tym wojennej) na kolejne pokolenia, zaś starsi także z ochotą uprawiają ten rodzaj blame game3, oskarżając młodych ludzi – zwłaszcza kobiety – o hedonizm, indywidualizm i wszelkiego rodzaju -izmy, tak jakby starsze pokolenia wcale nie brały udziału w budowaniu polskiego neoliberalnego i konsumpcyjnego „nowego świata”.

Drogą wyjścia z tego typu zapętlenia jest przede wszystkim słuchanie się nawzajem, rozmowy, refleksja i zwiększanie samoświadomości. Jonathan Haidt podpowiada na kartach swoich książek wiele konkretnych, pozytywnych praktyk, które można wdrożyć w małych społecznościach, szkołach, na kampusach, a które mogą być pomocne w działaniach na rzecz uzdrowienia debaty, zmniejszenia polaryzacji i deeskalacji emocji społecznych.

Wychowanie dzieci – w każdym wymiarze: rodzinnym, instytucjonalnym, towarzyskim, sąsiedzkim – może być przestrzenią wymyślania i testowania takich uzdrawiających całe społeczeństwo praktyk. Mogą one być więziotwórcze dla całej wspólnoty – jeśli tylko doceni ona rodziców i wychowawców, trenerów i nauczycieli, zamiast się z nich śmiać i kwestionować ich życiowe wybory.

Jeśli miałabym zareklamować rodzicielstwo niezdecydowanym, to powiedziałabym, że jest to jedyna w swoim rodzaju droga samopoznania. Jest to droga surowa i pełna dzikości, na której niechybnie spotkamy smoki i dzikie zwierzęta4. Nasze dzieci wyzwolą w nas zwierzęce instynkty, a i same zderzą się z brutalnością własnego ciała i umysłu (kto nie wierzy, niech obejrzy niedawno obecny na ekranach film Królestwo zwierząt o relacji ojca i syna w trudnych czasach pandemii).

Dzieci są przyczółkiem dzikiej natury w naszych domach, są w stanie przebić się – niczym zielone pędy przez beton – przez wszystkie mechanizmy obronne oraz cywilizacyjne i konsumpcyjne wygody, do jakich się przyzwyczailiśmy. Stanie się tak, o ile im pozwolimy być sobą, zamiast pacyfikować je urządzeniami elektronicznymi i wiecznym dozorem. Pisał już o tym przed laty Janusz Korczak:

Ile w zabawach dzieci jest gorzkiej świadomości o brakach rzeczywistego życia i bolesnej doń tęsknoty! Kijek nie jest dla dziecka koniem, ono w braku prawdziwego musi się pogodzić z drewnianym. Jeśli na przewróconym krześle płyną po pokoju, to nie jest przejażdżka łódką po stawie. Gdy dziecko ma w planie dnia kąpiel bez ograniczeń, las z jagodami, wędkę, gniazda ptaków na wysokich drzewach, gołębnik, kury, króliki, śliwki w cudzym sadzie, kwietnik przed domem – zabawa staje się zbędną lub zmienia gruntownie charakter.

Jak lubi powtarzać Haidt, nie jesteśmy w stanie sami przygotować całej drogi dla naszych dzieci. Możemy tylko przygotować je na „dziką” drogę, która się przed nimi dopiero odsłoni. Sam Haidt – choć wielu mu przypisuje tę rolę – nie chce chyba być żadnym rodzicielskim autorytetem czy intelektualnym guru, ale szczerym, pozbawionym złudzeń, niewolnym od emocji „rodzicem z sąsiedztwa”, mimo wszystko dającym nam odrobinę nadziei.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo i politykę.

Cenisz naszą publicystykę? Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

1 W Polsce ukazało się już kilka omówień The Anxious Generation. Warto np. polecić artykuł Aleksandry Daszkowskiej-Kamińskiej Przeprogramowane dojrzewanie – czyli czy na pewno nic nie możesz zrobić w sprawie ekranów? – https://kosmosdladziewczynek.pl/portal-wiedzy/ale-temat/przeprogramowane-dojrzewanie-czyli-czy-na-pewno-nic-nie-mozesz-zrobic-w-sprawie-ekranow [dostęp: 5.09.2024].-wiedzy/ale-temat/przeprogramowane-dojrzewanie-czyli-czy-na-pewno-nic-nie-mozesz-zrobic-w-sprawie-ekranow [dostęp: 5.09.2024].
2 P. Valkenburg, A. Meier, I. Beyens, Social media use and its impact on adolescent mental health: an umbrella review of the evidence, „Current Opinion in Psychology”, April 2022, vol. 44, p. 58–68.
3 Pisał o tym ostatnio Marcin Kędzierski, zob. M. Kędzierski, Kultura psiecka, czyli jak dokopać młodym kobietom, „Plus Minus”, dodatek do „Rzeczpospolitej”, 23.08.2024.
4 Znakomita książka o rodzicielstwie Karoliny Lewestam nosi tytuł Pasterze smoków (Wołowiec 2022).

Adresy stron, na których można znaleźć ogrom materiałów źródłowych, badań, a także rekomendacji i dobrych praktyk dotyczących problemów poruszanych przez Haidta: www.jonathanhaidt.com, www.theanxiousgeneration.com, www.thecoddling.com, www.righteousmind.com, www.heterodoxacademy.org, www.screenstrong.org, www.afterbabel.com.


Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” jesień 2024 jako część bloku tematycznego „Pokolenie lęku?”.
Pozostałe teksty bloku:
Konrad Ciesiołkiewicz, „Wielkie przeprogramowanie. Czy smartfony zabiorą nam dzieciństwo?”
„Zdigitalizowani. Jak młodzi są okradani z uwagi”, Aleksandra Daszkowska-Kamińska w rozmowie z Ewą Buczek

Podziel się

Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.