Jesień 2024, nr 3

Zamów

Hemingway ucieka

Ernest Hemingway w kabinie swojej łodzi Pilar, u wybrzeży Kuby, ok. 1950 r. Fot. Ernest Hemingway Photograph Collection, John F. Kennedy Presidential Library and Museum, Boston / Wikimedia Commons

Po wypadku przez długie godziny studiował swoje nekrologi. Ciekawiło go, czym są w cudzych oczach jego dokonania. Egotyzm? Zapewne. Ale też głęboko skrywana niepewność. Niepewność, kim jest, kim był i kim zostanie.

Fragment książki „Frotaż. Szkice o literaturze anglojęzycznej”, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2024

Posiedział w swoim pokoju jeszcze przez dłuższą chwilę i nie miał już żadnych wątpliwości, że każde stracone zdanie powróci do niego z biegiem czasu bez najmniejszego uszczerbku.
Ernest Hemingway, „Rajski ogród”, tłum. Mira Michałowska

Ernest Hemingway, ten na pierwszy rzut oka najbardziej znany i najszybciej przyswojony ze świętej trójcy mistrzów dwudziestowiecznej prozy amerykańskiej[1], potrafił zaskoczyć. I to tym skuteczniej, że uczynił to po śmierci.

Zanim w niedzielę 2 lipca 1961 zastrzelił się w swoim górskim domu w Idaho, umierał dwukrotnie. W 1954 roku, kiedy podróżował z Mary, swoją czwartą żoną, po Afryce, uczestniczył w dwóch wypadkach lotniczych. Najpierw w ugandyjskim buszu runęła awionetka, która próbując unikną zderzenia z ibisem, wpadła w sieć telegraficzną, a kilka miesięcy później w Butiabie rozbił się przy starcie wyczarterowany przez pisarza samolot.

Więź.pl to personalistyczne spojrzenie na wiarę, kulturę, społeczeństwo
i politykę.

Cenisz naszą publicystykę?
Potrzebujemy Twojego wsparcia, by kontynuować i rozwijać nasze działania.

Wesprzyj nas dobrowolną darowizną:

Z obu katastrof Hemingway wyszedł żywy, choć mocno poturbowany. Jego biografowie skrzętnie wyliczają doznane przez niego urazy: poparzenia pierwszego stopnia twarzy i ramion, wstrząs mózgu, tymczasowa utrata słuchu z lewej strony i widzenia w lewym oku, zmiażdżone kręgi lędźwiowe, zwichnięty bark, uszkodzona wątroba, nerka i śledziona, wypadnięcie jelita grubego[2].

Zanim po dwóch dniach agencje prasowe dowiedziały się, że autor cudem przeżył, zdążyły opublikować jego nekrologi. Czas ich ogłoszenia miał szczególne znaczenie, bo news nie dotyczył „zwykłego” pisarza, ale postaci publicznej, rozpoznawalnej nawet dla tych, którzy po jego książki nie sięgnęli. Mary wspominała, że Hemingway, wracając do zdrowia w hotelu w Nairobi, przez długie godziny studiował swoje nekrologi. Zapomniawszy o bożym świecie, czytał pośmiertne wspomnienia i okolicznościowe podsumowania własnego życia, delektując się tym falstartowym spojrzeniem na siebie z tymczasowych zaświatów, tą chwilową transmisją w przyszłość. Fascynowała go cienka granica pomiędzy życiem i śmiercią (to tylko domysł, ugruntowany jednak w tekstach pisarza); ciekawiło go, czym są w cudzych oczach własne literackie dokonania, co z nich zostanie po śmierci ich twórcy. Egotyzm? Zapewne. Ale też głęboko skrywana niepewność autora co do międzynarodowej sławy, jaką się cieszył. A nawet więcej: niepewność, kim jest, kim był i kim zostanie.

Innego rodzaju śmiercią, którą przeżył, choć bardziej symboliczną, była utrata wszystkich rękopisów. Jeśli wierzyć legendzie, w 1922 roku, a więc na lata przed debiutem Hemingwaya, jego pierwsza żona, Hadley, zgubiła walizkę z rękopisami i kopiami niepublikowanych dzieł pisarza. Hadley była w drodze do Lozanny, jechała odwiedzić męża, gdy podczas przesiadki na jednym z paryskich dworców postawiła walizkę na peronie, a po chwili zorientowała się, że ktoś ją ukradł. Przepadła cała nieopierzona jeszcze twórczość przyszłego autora „Pożegnania z bronią”. W ten oto dość teatralny sposób na dworcowym peronie umarł (dla nas) Hemingway czeladnik, a jego miejsce zajął profesjonalista. Jak wyglądała droga początkującego pisarza, już nigdy się nie dowiemy.

Frotaż
Jerzy Jarniewicz, „Frotaż. Szkice o literaturze anglojęzycznej”, Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2024

Tak jak za życia wielokrotnie umierał, tak po śmierci kilkakrotnie się odradzał. Jego dzieła raczej się pojawiały niż ginęły, padając łupem przypadkowych złodziei. Lata sześćdziesiąte, niemal nazajutrz po śmierci autora, to moment wysypu jego niepublikowanych książek: felietonów, reportaży, opowiadań, sztuki scenicznej, a także tak ważnych tytułów prozatorskich jak wspomnieniowy kolaż „Ruchome święto”, który zaczął pisać, przełamawszy długą blokadę twórczą, gdy w jednym z hoteli odnalazł się kufer z paryskimi zapiskami sprzed kilkudziesięciu lat (po kolejnych czterdziestu latach wnuk pisarza opublikował swoją, radykalnie odmienną edycję tej książki). Niemal co rok ukazywał się jakiś nowy tytuł, a wraz z nim liczne opracowania krytyczne i monografie. W ciągu ośmiu lat czytelnicy dostali też siedem biografii Hemingwaya.

Tymczasem, kiedy zmieniający się klimat lat osiemdziesiątych, niesprzyjający pisarzowi, skazał go na drugorzędność i zakwestionował jego miejsce w kanonie, kiedy wydawało się, że co w Hemingwayu warte świeczki już sobie przyswoiliśmy, a jego dzieło znalazło dopełnienie w postaci ogłoszonych pośmiertnie utworów, zaczęły się ukazywać kolejne niepublikowane wcześniej tytuły. Były to teksty, nad którymi autor pracował przez lata, których nie ukończył, także te, których publikacji wyraźnie sobie nie życzył.

Dopóki pieczę nad nimi sprawowała wdowa po pisarzu, dopóty pozostawały one w archiwum, jednak na początku lat osiemdziesiątych poważna choroba uniemożliwiła jej wypełnianie tego obowiązku. Zarząd nad spuścizną amerykańskiego prozaika przejęli inni spadkobiercy, którzy podjęli się opracowania i wydania niedokończonych maszynopisów. Zaczęły pojawiać się książki w dorobku Hemingwaya bezprzykładne, z gatunku tych, których autor nie napisał.

W 1985 czytelnicy otrzymali skomponowaną przez wydawcę niefikcjonalną prozę „Niebezpieczne lato”, a rok później ukazała się powieść, a raczej jej radykalnie skrócona i arbitralnie zredagowana przez wydawcę wersja, która ćwierć wieku po śmierci pisarza skutecznie go wskrzesiła. Tą powieścią był „Rajski ogród”.

Dzieło, mimo swoich niedoskonałości oraz pospiesznej redakcji, zakwestionowało obowiązujący wizerunek autora, dając potężny impuls do krytycznych reinterpretacji jego twórczości. Czekała nas kolejna przemiana: umarł stary Hemingway, narodził się Hemingway nowy. Polski przekład ukazał się, po raz pierwszy oficjalnie, w roku okrągłego stołu i pierwszych demokratycznych wyborów, w których wziąłem udział jako mąż zaufania, za co dostałem list z osobistymi podziękowaniami od Marka Edelmana. Był to najwyraźniej czas wielu ważnych przemian.

Kłopot z Hemingwayem polega na tym, że jego publiczny wizerunek, za który sam w dużej mierze odpowiada, nałożył się na jego twórczość i skutecznie ją dla wielu czytelników przesłonił

Jerzy Jarniewicz

Udostępnij tekst

Po lekturze tej powieści moje powroty do prozy Hemingwaya były spotkaniami z dogłębnie odmienionym pisarzem. Nad „Rajskim ogrodem” pracował przez kilkanaście lat – od końca drugiej wojny światowej – w trudnym dla siebie czasie, który z zewnątrz wyglądał na długi okres twórczej niemocy. W latach czterdziestych, po sukcesie „Komu bije dzwon”, nie opublikował bowiem żadnej powieści. Wydawało się, że nie ma już nic do powiedzenia, a gdy po ponad dekadzie pokazał wreszcie światu nowe dzieło, „Za rzekę, w cień drzew”, spotkało się ono z nieprzychylną reakcją krytyków.

Dwa lata później pisarz wraca do łask publikacją krótkiej prozy „Stary człowiek i morze”. Wprawdzie przyniesie mu ona Nagrodę Nobla, a jego samego przywróci do życia, jest to jednak łabędzi śpiew wielkiego prozaika, który na dziesięć lat – tyle dzieli go wówczas od samobójczej śmierci – milknie ponownie. Tymczasem, jak okazało się po przejrzeniu pozostałych po Hemingwayu maszynopisów, w okresie tym intensywnie pracował nad powieściami, bywało, że nad kilkoma równolegle.

Dla wielu czytelników „Rajski ogród” mógł być nie lada niespodzianką. Główny bohater, pisarz, alter ego autora, jest tam postacią bezwolną, pionkiem w rękach kobiet. Jego młoda żona, której wzorem była Pauline Pfeiffer, druga żona Hemingwaya, dostatecznie bogata, by pozwolić sobie nie tylko na wieczne wakacje, ale też na sponsorowanie twórczości męża, zaczyna się dziwnie zachowywać. Ubiera się i czesze jak chłopiec, a w końcu chce się jak chłopiec kochać. Zmusza niechętnego męża do nowej gry w łóżku, polegającej na zamianie ról, którą pisarz uznaje za perwersję. Ale to tylko pierwszy stopień inicjowanych przez nią zabaw. Bohaterka nawiązuje bowiem romans z przypadkowo poznaną młodą kobietą. Ten lesbijski związek jej nie zaspokaja, włącza więc do niego męża. Najpierw żyją w trójkącie, ale żona, zdradzając objawy choroby psychicznej, wycofuje się z tego układu i zostawia dziewczynę mężowi.

Z Urszulą Honek rozmawia Damian Jankowski

Erotyczne szarady trwają, rozkręcają się, zdają się wymykać spod kontroli, gdy tymczasem pisarz próbuje skończyć opowiadanie, jedną z tych hemingwayowskich, męskich opowieści o polowaniu w afrykańskim buszu, ważne dla niego, bo rozliczające jego relację z ojcem. Hemingway wprowadza do „Rajskiego ogrodu” fragmenty tego opowiadania, wtapiając jedną narrację w drugą, tak że bohater pierwszej przestaje odróżniać się od bohatera drugiej, a obie rzeczywistości zaczynają na siebie nachodzić. „Rajski ogród”, jak żadne inne dzieło amerykańskiego pisarza, zbliża się w tej metaliterackości do poetyki (zdawałoby się, obcej temu twórcy), jaką wkrótce będzie reprezentować proza postmodernizmu.

Choć w „Rajskim ogrodzie” styl Hemingwaya nie dorasta do mistrzostwa jego najlepszych powieści, zdumiewać może odwaga, z jaką autor podejmuje, sygnalizowany już wcześniej, temat płynnej tożsamości płciowej, na dodatek wplatając w historię kochanków rozważania dotyczące natury pisarstwa i fikcji. Gdzie się podział stary, znany Hemingway? W postaci bezwolnego twórcy, którego przerażają seksualne ekscesy inicjowane przez żonę? W jego oczach, zaskakująco jak na Hemingwaya rozszerzonych strachem i niepewnych, zabawy te naznaczone są poczuciem grzechu – to nie tylko perwersja, ale też zepsucie i zło. Eksperymenty, którym oddaje się troje młodych kochanków, naruszają nie tylko normy obyczajowe, ale też – w przekonaniu pisarza – porządek moralny, a za to czeka kara: wygnanie z rajskiego ogrodu. Kto mógł się spodziewać takiego Hemingwaya, naznaczonego lękiem i niepewnością, sięgającego po biblijną optykę?

Kłopot z Hemingwayem polega na tym, że jego publiczny wizerunek, za który sam w dużej mierze odpowiada, nałożył się na jego twórczość i skutecznie ją dla wielu czytelników przesłonił. I to do tego stopnia, że jedna z krytycznych monografii zaczyna się właśnie od omówienia tej kłopotliwej sławy i próby jej teoretycznego opanowania.

Wesprzyj Więź

W popularnym odbiorze utrwalił się obraz pisarza jako białobrodego piewcy męskiego kodeksu, którego podstawą są siła i wytrwałość. Mężczyzny twardego i pozbawionego złudzeń, żyjącego na granicy śmierci, stającego – najczęściej samotnie – do konfrontacji z niebezpieczeństwami; wielbiciela polowań i corridy, tego pradawnego rytuału męskości; niespokojnego ducha w ciągłej wędrówce, którego formują kolejne wyzwania i któremu ryzyko, łącznie z nieuchronnymi ranami, jest potrzebne jak matadorom publiczność. Mężczyzny, który w tej roli musi się nieustannie sprawdzać, dla którego kobieta jest lustrem powiększającym, trofeum potwierdzającym jego walory. Takie jest wyobrażenie na temat Hemingwaya, ale to uproszczenie sprawdza się głównie w odniesieniu do twórczości z lat trzydziestych.

Przeczytaj też: Sándor Márai, balsam na obsesję jednoznaczności


[1] Obok Hemingwaya wymienia się Williama Faulknera i Johna Steinbecka.
[2] M. Reynolds, „Hemingway. Człowiek i pisarz”, tłum. A. Jaroszuk, J. Jaroszuk, Warszawa 2014, s. 682.

Podziel się

1
Wiadomość

5 stycznia 2024 r. wyłączyliśmy sekcję Komentarze pod tekstami portalu Więź.pl. Zapraszamy do dyskusji w naszych mediach społecznościowych.