Jezus mówił: „zmień swój umysł”. Jak to się zatem dzieje, że Jego naśladowcy tak często stają się bastionami niezmienności?
Fragment książki „Nagie teraz. Widzieć tak, jak widzą mistycy”, tłum. Wojciech Drążek CMM, Wydawnictwo WAM, Kraków 2024. Śródtytuły i tytuł pochodzą od redakcji Więź.pl
Pewnie wszyscy widzieliśmy satyryczne obrazki z rozgniewanym brodatym mężczyzną, który chodzi w kółko, trzymając transparent z napisem: „Nawróć się!”. Gdyby transparent był wystarczająco długi, to mógłby zmieścić na nim cały werset biblijny: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4,17).
Przekaz jest dosyć oczywisty: lepiej przygotuj się na osąd rozgniewanego Boga,który ukarze cię za twoje grzechy. Sugerowane rozwiązanie to przyłączyć się do Kościoła, uwierzyć we właściwy zestaw prawd religijnych lub uwolnić się ze swoich sideł.
Czy słyszałeś już o tym, że pierwsze przesłanie Jezusa w ewangelii, które zwykle tłumaczy się jako „nawróćcie się”, „żałujcie”, „przemieńcie się” (Mt 4,17; Mk 1,15) to greckie słowo metanoia, dosłownie oznaczające „zmień swój umysł”?
Samokrytycznie, ale nie negatywnie
Pierwsze słowo Jezusa do nas to „zmień” – a w dodatku zmień umysł! Słowo, które przetłumaczyliśmy jako „nawrócenie”, nie ma znaczenia moralnego ani nawet kościelnego; to wyraźna strategia prowadząca świat do oświecenia. Kiedy zaakceptujesz nieustanny proces zmiany jako swój główny program, będziesz chciał, aby twój rozwój trwał przez całe życie.
Jezus wie, że samokrytyczni, ale nie nastawieni negatywnie ludzie zawsze będą się rozwijać i angażować w świat wokół nich, w siebie i w Boga. Rozkwitają szczególnie mocno w trudnych sytuacjach. Reszta z nas używa rozumu, żeby się zamknąć w sobie, odseparować lub uniknąć jakiejkolwiek zmiany. Ego i fałszywe Ja nienawidzą zmiany mocniej niż czegokolwiek na świecie, a rozum jest ich główną wieżą kontrolną.
Hebrajscy prorocy, Mahomet, Jezus jasno i jednoznacznie mówili o ludziach, którzy się zmieniają. Zatem jak to się dzieje, że ich naśladowcy tak często stają się bastionami niezmienności? Tak wiele razy byliśmy obrońcami przeszłości, wielbicielami imperiów, władzy i zwykłych spraw – szczególnie kiedy sprzyjały nam okoliczności.
Rzeczywiście, kiedy zapytasz większość ludzi, jak spostrzegają religię, to odpowiedzą, że powinna ona chronić tradycję. To właśnie dlatego przez większość naszej historii byliśmy sprzymierzeńcami królów, królowych, dyktatorów, opresyjnych reżimów. Zapytaj Francuzów, Anglików, Hiszpanów, Niemców, Austriaków, Rosjan, większość ludów Ameryki Łacińskiej i protestanckiej Ameryki Północnej.
Konsekwentnie staliśmy po stronie „starych rządów” zamiast po stronie ponadnarodowego królestwa Bożego, i to od czasów, gdy Konstantyn zaprosił nas do swoich pałaców w 313 roku naszej ery.
Ego i rower treningowy
Dlaczego tak dobrze się ma status quo? Kiedy już wiesz, że rzeczą, której ego nienawidzi najbardziej, jest zmiana, staje się jasne dlaczego większość ludzi zadowala się przetrwaniem. Czy to z powodu przemocy, prześladowań czy z innych przyczyn, bronione i broniące się ego woli nie robić nic, niż się zmienić – nawet jeśli godzi w ten sposób w swoje własne dobro. Zapytaj osobę uzależnioną lub należącą do jakiejś zamkniętej grupy. Ego to jeszcze jedno słowo na określenie ślepoty. Według mnie samo ego jest niewidoczne, ale jeśli choć raz je zobaczysz, to ono przegrywa.
Ego musi pozostać niewidoczne i ukryte, by móc się obronić. Zło, jak się wydaje, jest zawsze zależne od zaprzeczania i ukrywania (2 Kor 11,14). Ego jako takie nie jest złe, ale może nieświadomie prowadzić do złych działań (Pawłowe określenie dla ego to „ciało”). Aby odnieść sukces, zło musi jakoś upodobnić się do cnoty. W ten sposób pozostajesz ślepy na swoje własne złudzenia i przekonany, że widzisz doskonale. Taka jest istota problemu nawrócenia i podstawowa natura duchowej przemiany.
Większość ludzi nie spotkała się z propozycją przemiany umysłu, a jedynie różnych zachowań, wierzeń lub przynależności. A one niekoniecznie dają nam siłę, a tym bardziej nas nie przemieniają. Niezmiennie jednak chronią nas i uwiarygadniają takimi, jakimi jesteśmy. Są to, jak zwykłem je nazywać, „zadania na pierwszą część życia”.
Odpowiednie zachowania czy wierzenia są dobre i konieczne, żeby rozpocząć drogę, ale kiedy włożymy w nie zbyt wiele sił i środków, to szybko staną się dla nas kryjówkami. Jak mówi św. Paweł, są one jak „wychowawca”, który przygotowuje do drogi (Ga 3,24), lub – jak sam lubię je nazywać – rowerem treningowym. Jeśli trzymamy się ich zbyt mocno albo zbyt długo, to nigdy nie przyswoimy sobie wartości i zalet – nigdy nie będziemy „wzrastać”.
Czyż nie sprawdza się to w przypadku wielu ludzi, których znasz? Czy nie jest to również prawda o tobie samym?
Przeczytaj też: Ks. Adam Świeżyński: Zachwyt może być przedsionkiem wiary