Hierarchowie i rodzice spodziewają się, że posyłanie dziecka na religię załatwia problem wprowadzenia go w życie religijne. To złudzenie – mówi „Polityce” Cezary Gawryś.
O lekcjach religii w szkole Jakub Halcewicz rozmawia w nowym numerze tygodnika „Polityka” z Cezarym Gawrysiem, byłym redaktorem naczelnym „Więzi”, publicystą, filozofem, teologiem, który przez dwa lata był katechetą w jednym z warszawskich liceów.
– Zrozumiałem, na czym polega problem: to obojętność uczniów. Kiedy udało mi się ich czymś zaciekawić, nawiązać osobistą relację, to już dalej szło – wspomina Gawryś, dodając, że „młodzież manifestowała krytycyzm zasłyszany w domu. To było nawet ciekawe, można się było o to zaczepić i nawiązać dialog”.
Jak powinny wyglądać lekcje religii? – Aby być uczestnikiem kultury, oglądać malarstwo, czytać literaturę, rozumieć naszą przeszłość i tradycję, trzeba mieć elementarną wiedzę o chrześcijaństwie. Nie tylko o Biblii, ale także o historii Kościoła i największych kościelnych myślicielach. Dlatego w szkole powinien być przedmiot religie czy religioznawstwo. A dla zaangażowanych, którzy potrzebują inicjacji w życie sakramentalne, powinny być dodatkowe lekcje przy parafiach – odpowiada były naczelny „Więzi”.
Zwraca też uwagę, że „obecnie hierarchowie i rodzice spodziewają się, iż posyłanie dziecka na lekcje religii do szkoły załatwia problem wprowadzenia tego dziecka w życie religijne, w bycie katolikiem – to jest złudzenie”.
Ministra edukacji Barbara Nowacka chce, aby od kolejnego roku szkolnego była jedna lekcja religii w tygodniu zamiast dwóch, poluzowała ponadto zasady łączenia uczniów z różnych klas w przypadku małego zainteresowania tymi lekcjami. Jak ruch ten ocenia Cezary Gawryś? – Ministra zadziałała chyba zbyt pośpiesznie, nie biorąc pod uwagę problemów pedagogicznych w przypadku łączenia klas dzieci najmłodszych, a także pominęła specyfikę lekcji religii innych wyznań niż katolickie. Jednocześnie Kościół reaguje histerycznie, mówiąc, że łamane jest prawo, konkordat, a w ogóle za tym wszystkim stoi „lewactwo” i to jest walka z Kościołem. To ślepa uliczka.
W ocenie publicysty „problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk. Problem religii w szkole istnieje i Kościół powinien postawić go na tapecie, odbyć wewnętrzną dyskusję, wysłuchać opinii teologów, duszpasterzy i katechetów”.
– Prawdziwy kłopot to ekstremalne stanowiska po obu stronach sporu. W episkopacie na razie zdaje się dominować chęć konfrontacji z władzą. Biskupi, którzy widzą potrzebę zmian, są wyciszani. Z drugiej strony w publicystyce czytam teksty, które zdumiewają. Jeśli profesor filozofii wypowiada tezę, że chrześcijaństwo to zabobon, a religia jest przyczyną wszelkiego zła, to zaczynam się zastanawiać, co się stało z naszą kulturą. Takie głosy dostarczają pretekstu konserwatywnym biskupom, by histerycznie bronić straconych pozycji – podkreśla Cezary Gawryś.
Przeczytaj też: Klasówka z Pana Boga?
DJ